A może moda na normalność?

(fot. Frans Persoon / flickr.com)
Jacek Pulikowski / slo

Czy gdyby wszyscy wokół zaczęli chodzić na czworakach i tarzać się w błocie, należałoby robić to samo? A gdyby do tego medialne autorytety ogłosiły, że prawdziwie godną człowieka jest postawa "na czterech", a tarzanie się w błocie jest potrzebą tak pierwotną i podstawową, że bez jej zaspokojenia po prostu nie można być szczęśliwym?

A gdyby do tego dodatkowo "niekwestionowane, niezależne" autorytety naukowe ogłosiły, że w świetle najnowszych odkryć właśnie czworaki i błoto są prawdziwym żywiołem człowieka? Gdyby czworaki i błoto stały się modne i były synonimem nowoczesności i postępu, a dwunożni i nieutytłani w błocie byli automatycznie klasyfikowani jako zacofane rodem z ciemnogrodu? Gdyby do tego wszyscy logicznie myślący i próbujący kwestionować sensowność tego trendu i wspominali, że ktoś na tym robi jakiś brudny interes, byli natychmiast mianowani zwolennikami spiskowej teorii dziejów?…

Czy człowiek, który by się temu owczemu pędowi oparł, byłby nienormalny? Niestety, w sensie statystycznym - tak. Jednak prawdziwą normalność dla człowieka wytycza jego natura, a ta jest obiektywnie "jakaś". Należy ją odkrywać i poznawać, a nie konstytuować (tworzyć) przez głosowanie. Najlepiej określa naturę człowieka Dekalog (wszak napisał go Ten, który człowieka najlepiej zna, bo przecież sam go stworzył). Czyli czystość (rozumiana jako zgodność z naturą) decyduje obiektywnie (niezależnie od jego własnych odczuć) o normalności człowieka i jego szczęściu zarazem. Trzeba to sobie jasno uświadomić, by móc stanowczo, a nawet z poczuciem dumy i godności (a nie utraty uciech i atrakcji), odrzucić łajdackie propozycje bezbożnego i wynaturzonego świata.

DEON.PL POLECA

Przesadzam? To przyjrzyjmy się sferze płciowości. A czymże jest propozycja "wolnego" (od człowieczej odpowiedzialności) seksu, antykoncepcji, aborcji, pornografii (ukrywanej pod niewinną nazwą erotyki), pełne szpalty reklam burdeli (agencji towarzyskich), akceptacja wolnych związków, związków jednopłciowych z prawami małżeńskimi aż do adopcji dzieci włącznie… Długo by można wyliczać.

Czy nie jest to propozycja zejścia na poziom czworonogów i taplania się w moralnym błocie? (chociaż wśród czworonogów działających seksualnie celowo, bo dla przedłużenia gatunku, nie spotka się takich wynaturzeń jak wśród ludzi). Człowiek powinien i może (jest do tego zdolny) rozumem rozeznać, co człowiekowi przystoi i co jest zgodne z jego godnością dziecka Bożego, oraz z udziałem woli pokierować swoim życiem w pełni po ludzku (czyli po Bożemu).

Osobnym problemem jest, jak wychowywać młodego człowieka, by mógł przeciwstawić się głupim, złym moralnie (czy mówiąc wprost: wynaturzonym) modom i niezwykle silnej presji otoczenia (zwłaszcza rówieśników). Wydaje się, że problem ten dotkliwiej dotyczy dziewcząt bardziej podatnych niż chłopcy na przekaz: "wszyscy tak robią". Pierwszym elementem obrony młodego człowieka przed złymi wpływami świata jest silna rodzina. Rodzina, w której rodzice (a zwłaszcza ojciec) są pociągającym przykładem idących do szczęścia pod prąd głupich i złych moralnie mód. Drugim elementem obrony jest wspólnota, zwłaszcza wspólnota rówieśnicza. We wspólnocie znajduje się oparcie, że "nie wszyscy tak robią".

Kolejnym elementem będzie świadomie podjęty trud samowychowania, wymagający stałej pogłębionej refleksji i w miarę potrzeby korekty własnego postępowania. Jeżeli do tego dołączymy ciągłe korzystanie z łask sakramentalnych i opiekę stałego spowiednika - ojca duchownego, to możemy mieć uzasadnioną nadzieję, że siły zła nie zniszczą młodego człowieka, a świadomie podjęta walka z nimi go… wzmocni i uświęci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

A może moda na normalność?
Komentarze (11)
M
Monika
11 stycznia 2013, 00:09
Panie Leszcz, proszę o wybaczenie mojego stwierdzenia, że „wszyscy się zgodzą”.  Obecnie chyba nie ma takiej rzeczy/prawdy, której ktoś by nie zaprzeczył. Pisząc to zdanie miałam na myśli sytuacje, w których nie można dojść do zgody a należy je rozwiązać. Moim zdaniem wtedy ktoś powinien wziąć na siebie ciężar decyzji a druga strona powinna ustąpić. Myślę, że osobą decydującą powinien być mężczyzna ponieważ jest wstanie podejść do wielu spraw mniej emocjonalnie. Jeśli jest dojrzały i ma dobrze ukształtowane sumienie kobieta może być pewna, że jego decyzja będzie dobra. Tą „dominację” rozumiem jak trud i ogromną odpowiedzialność, którą mężczyzna powinien podjąć dla dobra swojej rodziny. Kobieta ma inne choć nie mniej ważne zadania. Co do Pańskiego ideału kobiecości… Czy ja gdziekolwiek zasugerowałam, że wrażliwość wyklucza poczucie własnej wartości lub wychodzenie z inicjatywą? To znowu jest nadinterpretacja (mam nadzieje, że nie świadoma manipulacja).
L
leszcz
10 stycznia 2013, 22:26
@Monika "Co do tego, że w związku ktoś musi dominować też chyba wszyscy się zgodzą." Ja się nie zgadzam.Co wiecej,z perspektywy mego życia(a przy dobrych układach mógłbym być już dziadkiem) coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu,że najlepsze,najbardziej satysfakcjonujace i najbardziej trwałe małżeństwa to te,w których żadna z osób,ani mąż ani żona,nie jest stroną dominującą. W moim ideale kobiecości wrażliwość doskonale komponuje się z poczuciem własnej wartości,asertwnością,zdolnością do wychodzenia z inicjatywą.
M
maria
10 stycznia 2013, 21:48
Brawo p. Jacku!
M
Monika
10 stycznia 2013, 21:39
Dziewczyny! Skąd w Was taki jad i niezrozumienie kobiecej natury! Przecież wszyscy wiedzą, że kobiety są (a przynajmniej być powinny) bardziej wrażliwe od mężczyzn, a co za tym idzie bardziej podatne na wpływ otoczenia. Nie znaczy to, że jesteśmy głupsze i autor tekstu tak nie napisał, to krzywdząca nadinterpretacja. Każda płeć jest inna co nie stanowi jej o wyższości albo niższości. Co do tego, że w związku ktoś musi dominować też chyba wszyscy się zgodzą. Ktoś musi mieć decydujący głos w spornych kwestiach bo demokracja w przypadku 2 głosów nie zadziała, a konflikty nie mogą wiecznie trwać. Dlaczego nie może być to kobieta? Może… i często jest. Naturalnie jednak to mężczyzna powinien wziąć na siebie to brzemię bo jest do tego bardziej predysponowany. Zresztą, czy któraś z was chciałaby uczynić ze swojego męża pantoflarza? Bo ja na pewno nie!
S
Sonia
10 stycznia 2013, 19:48
"Rodzina, w której rodzice (a zwłaszcza ojciec) są pociągającym przykładem idących do szczęścia pod prąd głupich i złych moralnie mód" właśnie tak,a my-kobiety bez autorytetu  u własnych dzieci- do garów i do mycia podłogi! takie głupie teksty jak p Pulikowskiego niestety utrwalają obraz  Kościoła jako  instytucji popierającej niższość kobiet w rodzinie i znacznie ważniejszą rolę mężczyzny-pana,władcy i autorytetu.
L
leszcz
10 stycznia 2013, 17:09
"Wydaje się, że problem ten dotkliwiej dotyczy dziewcząt bardziej podatnych niż chłopcy na przekaz: "wszyscy tak robią"." "Rodzina, w której rodzice (a zwłaszcza ojciec) są pociągającym przykładem ..." Taaa,dziewczyny i kobiety jako te głupsze,"bardziej podatne na zwiedzenie"(to też cytat z Pulikowskiego).A ojcowie jako ci bardziej wychowawczo znaczący niż matki(bo im żony mają być posłuszne). Z pana inżyniera czesto wychodzi stary szowinista.
O
opubo
10 stycznia 2013, 16:27
A co gdy jest dobra rodzina, dobry ojciec, normalni rówieśnicy i otoczenie, spowiednik, niewiadomo kto tam jeszcze... a  i tak jest błoto?. Ma może ktoś sposób na to żeby wtedy "nie chodzić na czworakach"
MR
Maciej Roszkowski
10 stycznia 2013, 13:21
Potrzebne są wysiłki na wszystkich polach. Od najwyższego poziomu intelektualnego na którym łatwo rozprawić sie narastającą modą na zgniliznę i "autorytetami", poprzez działania kadego z nas. Ja jako "maluczki" wbrew "zyciowym mądrościom" rodzicem, przyjacielem, starszym,  jestem całe zycie, zmieniać się powinny nasze formy oddziaływania. A najlepiej działa własny dobry przykład. Dlatrego tak trudno będzie osobom o nieuporządkowanym zyciu osobistym przekonywać do porządku w tej dziedzinie. Może o tym pomyśleć przed  pokątnym romansem, rozwodem etc.
10 stycznia 2013, 13:08
Tak jest dokładnie. Należy wpoić dziewczętom szacunek dla samych siebie i nauczyć je, że nie jest ich zadaniem zaspokajanie chuci każdego samca w okolicy, nawet jeżeli jest on przystojny i zaliczył już wszystkie koleżanki. Podobnie chłopaków należy nauczyć, że dziewczyna nie jest przedmiotem do zaspokajania popędu seksualnego, ale jest to człowiek, który czuje, kocha i chce być kochaną i traktowaną jak człowiek, a nie jak dmuchana lalka.
S
szpakk
10 stycznia 2013, 13:03
Przede wszystkim trzeba zaczac swiadomie przezywac wiare i skonczyc z postawa ze chodzimy do kosciola "bo wszyscy tak robia". I popracowac nad formacja doroslych, m. in.przeniesc bierzmowanie na pelnoletniosc mniej wiecej w czasie studiow, bo to co jest teraz to jakas szopka. Ale to juz zmiany bardziej systemowe...
P
Pawel
10 stycznia 2013, 11:24
"Rodzina, w której rodzice (a zwłaszcza ojciec) są pociągającym przykładem idących do szczęścia pod prąd głupich i złych moralnie mód." Ojciec ... to chyba rzeczywiście w rodzinach temat do potężnej i ewangelizacji i odnowy.