Naucz się rezygnować
Kiedy twoje życie się rozpada, naturalnym impulsem jest trzymać się kurczowo: jego albo jej; tego, jakim było twoje życie lub chciałeś, aby takie było, tego, jakim chcesz je teraz.
Ale żeby przebrnąć przez kryzys, musisz pozbyć się zawady stojącej ci na drodze bądź będącej przyczyną problemu; to kula u nogi, puste puszki przywiązane do ogona. Musisz pozbyć się wszystkiego, co ci nie służy, wszystkiego, czego już nie potrzebujesz, co nie pozwala ci ruszyć do przodu, do czegokolwiek jesteś tak przywiązany, że nie możesz przez to zobaczyć, dokąd zmierzasz.
Być może musisz zrezygnować z małżeństwa lub przyjaciół, wyrzec się kariery zawodowej albo domu, swojego wizerunku we własnych oczach, sposobu, w jaki radzisz sobie ze wszystkim, swojej przeszłości, marzeń na przyszłość. Nie wiem, z czego musisz zrezygnować, co musisz odpuścić, komu pozwolić odejść. To ty sam musisz to odkryć, ale wiem, że czegoś musisz się wyrzec.
Wyrzekanie się jest straszne. To jak swobodne spadanie, jak akt poddania się. To rezygnacja ze sposobu bycia i rzeczy, o których sądziłeś, że są bardzo ważne, a potem oswojenie się z faktem, że już ich nie ma. Choć możesz mieć wrażenie, że jest to zachowanie bierne, rezygnacja z czegoś jest tą zmianą w świadomości, która stanowi fundamentalny element sposobu rozwiązania problemu. Trzeba nie lada odwagi, aby przyjrzeć się własnemu życiu i powiedzieć: tkwię po uszy w bagnie i żeby móc się z niego wykaraskać, muszę pozbyć się obciążenia - finansowego, emocjonalnego czy jakiegokolwiek innego - dopiero wtedy będę w stanie zająć się swoimi aktualnymi problemami.
Tak jak łzy są drzwiami do przyszłości, tak samo otwiera je na oścież rezygnacja, wyrzeczenie się, odpuszczenie. Kiedy z czegoś bądź kogoś rezygnujesz, zaczynasz odgrywać aktywną rolę w kształtowaniu własnego życia, bowiem przejmujesz odpowiedzialność nie tylko za bezpośrednią, natychmiastową zmianę, lecz również za to, co nadejdzie później. Kiedy świadomie zadecydujesz o tym, aby pozwolić komuś czy czemuś odejść z twojego życia, cokolwiek nadejdzie potem nie przytrafia się ot tak. Przestajesz być pionkiem w grze. Kiedy podejmujesz decyzję o rozwodzie, sprzedaży domu, podarciu na strzępy pamiętnika czy rzuceniu pracy - gdy dokonujesz wyboru i podejmujesz to działanie, wówczas rezygnujesz aktywnie. Z rozmysłem ruszasz w nowym kierunku.
Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by odpuszczać, by z czegoś rezygnować. Przyzwyczajeni jesteśmy, aby trzymać się kurczowo i z całych sił. Dzieje się tak z wielu powodów: ponieważ to coś lub ktoś jest swojskie, znajome; ponieważ przeszłość jest dobrze znana, a przyszłość jest znakiem zapytania; ponieważ brakuje nam wyobraźni i nie możemy wyobrazić sobie przyszłości lepszej niż nasza przeszłość; ponieważ te "kołderki" (nieważne, jak wytarte i postrzępione) i te związki (nieważne, jak bardzo są już skończone albo jak niewłaściwe mogą się stać) dają nam poczucie bezpieczeństwa i wygody. Trzymamy się ich, gdyż nauczono nas w dzieciństwie, że wytrwałość jest cnotą i że nigdy nie powinniśmy się poddawać. Albo po prostu boimy się swobodnego spadania, boimy się żyć jako my sami.
Konieczność odpuszczenia w którymś momencie, zrozumienie, że nie da się dalej tego utrzymywać, że nie ma czego trzymać się tak kurczowo - czy to chodzi o rzeczy, czy o to, jak toczyło się nasze życie lub o wyobrażenia naszej przyszłości - często prowadzi do kryzysu tożsamości. Chcielibyśmy żyć zgodnie z naszymi wspomnieniami o nas samych, tego, jacy byliśmy, jakie było nasze życie. Wewnątrz nas są matryce tych wspomnień, jakby szkielety, na których warstwa po warstwie nałożyliśmy naszą tożsamość. Myślimy, że nadal jesteśmy tą osobą, jaką byliśmy kiedyś w naszych myślach, ale zmieniające się okoliczności mogą nas zmusić do zmiany zdania.
Podobnie jak wałęsającej się po ulicach bezdomnej alkoholiczce, która wciąż myśli oobie jako o królowej balu maturalnego, jak najlepszej uczennicy w liceum, która nagle staje się przeciętną studentką prawa, nam również trudno jest wyrzec się starej tożsamości i iść naprzód. Ale jeśli nie zrezygnujesz z tego, kim i czym niegdyś byłeś, nie będziesz w stanie skorzystać z możliwości, jakie otwiera przed tobą aktualny kryzys, i stać się tym nowym kimś i czymś. Na przykład, gdyby właścicielowi małego przedsiębiorstwa, tymczasowo zarabiającemu jako taksówkarz, nauczycielce wyspecjalizowanej w nauce dzieci specjalnej troski chwilowo pracującej jako kelnerka czy młodemu księgowemu, który czasowo wrócił pod dach rodziców, zabrakło odwagi, aby rezygnować ze starego życia, odpuścić - to nie staliby się doradcą personalnym, właścicielem firmy cateringowej i kierownikiem administracyjnym szpitala. Oczywiście, łatwiej jest kurczowo trzymać się tożsamości osoby, jaką kiedyś byliśmy, niż wyobrazić sobie, kim moglibyśmy się stać. Ale pójście na łatwiznę - tak szczerze mówiąc - nie otwiera przed nami żadnej przyszłości.
Zarazem wyrzeczenie się, rezygnacja, nakłania cię do tego, abyś uwierzył, że po przeciwnej stronie wielkiego namiotu życia jest jeszcze jeden trapez, którego możesz się uchwycić po tym, jak puściłeś pierwszy. To równocześnie czyn przerażający i uwalniający, oznaka ufności i wiary, że kiedy odpuścisz, zrezygnujesz z czegoś, znajdziesz coś nowego, innego, lepszego.
Często jednak, w przeciwieństwie do odsuniętego na tor boczny prezesa zarządu, nie potrafimy odejść z wdziękiem, zachowując się jak małpa, która wsadziła rękę do dzbana z wąską szyjką i znalazła na dnie kokosa. Nie może wyjąć ręki, bo nie jest w stanie puścić kokosa. Często u podłoża kryzysu leży nasze pragnienie, by mieć więcej, i musimy z tego pragnienia zrezygnować. Choćbyśmy nie wiem jak lubili zakupy, nie możemy wrócić do domu z każdą rzeczą, jaka była do kupienia w centrum handlowym. Uciekinier nie ucieknie daleko z płytą kuchenną na plecach. Każda forma wolności ma swoją cenę. Nie możesz w tym samym czasie mieć wszystkiego, co już masz, i wszystkiego, czego jeszcze nie masz. Salon nie jest dostatecznie duży, aby pomieścić starą kanapę i nową kanapę równocześnie. Musisz z czegoś zrezygnować; musisz coś wybrać.
Zrezygnowanie uwalnia zarówno twoją energię, jak i uwagę. Na otwartym polu wyrzeczenia się leży ziarno nowych możliwości. Czasami zawartość nowej możliwości jest pusta - rezygnujesz z czegoś i zostajesz z niczym, z pustką. To, samo w sobie, może przynieść ulgę: lekkość bycia tobą odczuwana po tym, jak udało ci się w końcu zrzucić dodatkowe 20 kilo, miękki spokój w domu, kiedy pozbyłaś się wreszcie z domu awanturującego się męża.
Rezygnacja z czegoś oznacza, że wyzbywasz się nadziei, iż "rzeczy się zmienią", bez targowania się czy układów - odpuszczę, jeśli..., zrezygnuję, kiedy... Nie oznacza przechowywania skostniałego trupa twojej przyjaźni (albo małżeństwa, albo pracy) w zamrażarce. To przyznanie, że ta część twojego życia, ten związek, ten sposób postępowania osiągnął zamierzony cel i nadszedł czas, aby całkowicie się go pozbyć.
Mniej oznacza więcej. W pustce jest tyle miejsca na tak wiele.
Więcej w książce: DAPHNE KINGMA - DZIESIĘĆ RZECZY które powinniście zrobić gdy życie wam się rozpada
Skomentuj artykuł