Rak na opak, czyli jak radzić sobie ze stresem

(fot. Travis S. / flickr.com)
RAK NA OPAK / Urszula Lesicka

Choroba nie należy do łatwych doświadczeń, a szczególnie rak, z którym wiąże się tak wiele negatywnych skojarzeń i niezdrowych przekonań. Niektórzy po diagnozie mówią: "to już koniec", "wszystko mi się rozsypało". Ten koniec jednak bywa nowym początkiem, momentem odbicia, odkrycia swoich wewnętrznych zasobów, odnalezienia skuteczniejszych strategii radzenia sobie ze stresem.

Być może ktoś przeczytał poprzedni artykuł (Lekcja 1 - Motywacja) i postanawia spróbować: mobilizuje siły, podnosi się z nadzieją, stawia pierwsze chwiejne kroki… po to, by już po chwili poczuć na sobie jego ciężar… STRES! Wydaje się, że w XXI wieku jest tak wszechobecny jak smog w powietrzu. Ściska, utrudnia, napiera, wywołuje cierpienie (łac. strictus, distritus, ang. stress, distress). Niemalże każdy z nas ma z nim do czynienia. "Walka ze stresem", "redukcja stresu", "uwalnianie się od stresu" - z czym właściwie walczymy? A może "pokonywanie stresu" nie musi być tak… stresujące?

Tak naprawdę stres jest naturalną częścią naszego życia, wręcz zjawiskiem fizjologicznym - nasi przodkowie w pakiecie niezbędnym do przetrwania otrzymali automatycznie uruchamianą reakcję stresową - to dzięki niej przeżyli mobilizując organizm do ucieczki lub walki z licznymi mamutami. Tę reakcję stresową odziedziczyliśmy w spadku - niestety bywa, że uruchamia się ona w różnych, niekoniecznie adekwatnych momentach, na przykład podczas tkwienia w ulicznym korku!

DEON.PL POLECA

Oprócz sytuacji stawania twarzą w trąbę z "mamutem", także w zwyczajnej codzienności pewien poziom pobudzenia (tzw. eustres) jest przydatny do efektywnego działania, zapobiegając znudzeniu i apatii, poprawiając sprawność funkcjonowania. Jednak zbyt wysoki poziom stresu (dystres), szczególnie długotrwały, nie jest już naszym sprzymierzeńcem - zakłóca równowagę, wywołuje napięcie, osłabia organizm i siły odpornościowe, dezorganizuje. W sytuacji stresowej zapominam nawet własnego imienia. Emocje, które się wtedy rodzą, zupełnie mnie paraliżują - mówi Lidia, chorująca na raka piersi. Joanna, również amazonka, wyznaje: Stres mnie pożarł. Poddałam się mu, odrzucając wszystkie dawniej przeze mnie stosowane sposoby jego redukcji - spacery, podróże, rozmowy z przyjaciółkami. Brak poczucia bezpieczeństwa powoduje, że nie mogę wydostać się z tej sytuacji, która jest dla mnie niszcząca i zła, ale do niej przywykłam. To wszystko sprawia, że już nie daję rady.

Można rozumieć stres jako stan mobilizacji organizmu wobec negatywnych bodźców fizycznych i psychicznych (wspomnianych wyżej "mamutów"). Z pewnością każdy z nas zna te charakterystyczne przejawy jego obecności - przyspieszone tętno, spocone dłonie, suchość w ustach, ściśnięty żołądek i wiele innych. Niektórzy, mówiąc o stresie, mają na myśli nie tyle reakcję stresową, co spotykające ich wydarzenie.

Życie niesie z sobą różne sytuacje, a każda zmiana (nawet tak radosna jak narodziny dziecka) istotnie wiąże się ze stresującą koniecznością przystosowania się. Jednak czy sama sytuacja jest już stresem? Dla jednego utrata pracy będzie katastrofą i zapowiedzią smutnej wegetacji pod mostem, ktoś inny potraktuje ją jako życiowe wyzwanie i impuls do zmiany. A zatem: to nie same wydarzenia są stresem a nasz sposób ich widzenia i reagowania na nie! Stres pojawia się wtedy, gdy oceniamy sytuację jako zbyt obciążającą i przekraczającą możliwości poradzenia sobie z nią. Im większe wymagania i ograniczenia, im mniejsze wsparcie - tym trudniejsza w naszej ocenie sytuacja i wyższy poziom doświadczanego stresu.

Bywa, że żyjemy w ciągłym napięciu, które przez swoją stałość jest bardzo dotkliwe. Może już nawet przyzwyczailiśmy się do permanentnie sztywnego karku i nerwowych poranków. Niekiedy trzeba kropli, która przepełni czarę i zmusi do zatrzymania się i odpoczynku. Część z tych, którzy zachorowali, dopiero podczas leczenia wypracowała swoje strategie radzenia sobie ze stresem, odprężania się. Wyciszenie, kontakt z samą sobą - sprawiają, że potrafię spojrzeć na wszystkie moje problemy z dystansem. Do tego stosuję ćwiczenia gimnastyczno-oddechowe, które w naturalny sposób koją moje nerwy - mówi Ewa, amazonka. Anna ma inny sposób: Intensywny spacer, bieg, zabawy z psem na świeżym powietrzu - to mnie odstresowuje. Redukuję swoje napięcia poprzez wszelką aktywność fizyczną. Do tego śmiech, rozrywka, śpiewanie - dla mnie stres rozpływa się w działaniu. Dorota zaś twierdzi: W sytuacji stresowej staram się zachować zdrowe myślenie. Racjonalnie podchodzę do problemów. Wiem, że stres bierze się ze sposobu myślenia, z tego, jak ja przeżywam daną sytuację. Z większym powodzeniem mogę zmienić swoje myślenie niż sytuację, dlatego nad swymi myślami i emocjami pracuję, a sytuację akceptuję.

Pracy ze swoimi przekonaniami nauczyłam się na Terapii doktora Simontona. Polecam ją każdemu! - mówi Dorota, uczestniczka spotkań w UNICORNIE. Istnieje wiele sposobów radzenia sobie ze stresem. Część z nich (aktywność fizyczna, techniki relaksacyjne, działania twórcze, ćwiczenia oddechowe, techniki odwracania uwagi) ma działanie doraźne, pozwalające zredukować nagromadzone napięcie lub odwrócić tymczasowo uwagę od problemu. Najskuteczniejsze jest jednak dotknięcie samej istoty stresu, zrozumienie jego przyczyny. Źródło znajduje się w naszym umyśle - tam mieszkają przekonania, myśli, podejście do danej sytuacji. O tym właśnie mówiła Dorota, która doświadczyła na sobie dobroczynnego działania tzw. Racjonalnej Terapii Zachowania Maxie Maultsby'ego, Jr., której elementy wniósł do psychoonkologii amerykański lekarz radiolog Carl Simonton.

Oprócz wypracowywania własnych skutecznych strategii redukowania napięcia oraz pracy nad zdrowszym myśleniem, warto zadbać też o mocną, zróżnicowaną i sprawdzoną sieć wsparcia - zarówno zadaniowego, jak i emocjonalnego. Wsparcie zadaniowe to wszelaka pomoc w trudach i obowiązkach dnia codziennego. Sprzątanie, opieka nad dziećmi, podwożenie na wizyty lekarskie, załatwianie wszelakich spraw - pogódźmy się z tym, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić sami i odrzućmy niezdrowy wizerunek siebie jako "Zosi-Samosi". Nie wstydźmy się przyjmować - to dla innych okazja do pomocy, a przecież tak wielu ludzi naprawdę lubi dawać! Wsparcie emocjonalne to wszelkie uściski i całusy, rozmowy, wspólne działanie, albo nawet po prostu bycie razem, sama wspierająca obecność. To serce bliskich, rodziny i przyjaciół, to dla niektórych także UNICORN. Poczucie, że możemy polegać na innych jest bardzo istotnym elementem naszego poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji.

Warto działać tam, gdzie mamy realny wpływ na sytuację - wtedy przydaje się mobilizacja organizmu do rozprawienia się z rzeczywistym "mamutem". Bywa i tak, że nie możemy nic zrobić wobec wydarzeń, jakie przyniosło nam życie. Wtedy pozostaje bunt i zaprzeczanie, lub… przyjęcie "mamuta" takiego, jaki jest, próba oswojenia się z nim. Nie zmienię tego, że się starzeję, więc godzę się z tym, jak jest - stwierdza Krystyna, od lat zmagająca się z nowotworem. Ubyło mi pół szklanki, ale mam jeszcze pół pełnej. Dawniej w sytuacji stresowej działałam na zasadzie "spodziewam się najgorszego, nie potrafię sobie poradzić, wiem, ze będzie źle". Teraz moja dewiza to: "spodziewaj się najlepszego, ale bądź przygotowana na najgorsze. Zawsze miej wyjście awaryjne, plan B, czyjeś wsparcie, bo to daje poczucie bezpieczeństwa". Nie chodzi tutaj o jakiś oderwany od rzeczywistości hurra optymizm - raczej o dostrzeganie i docenianie tych wszystkich aspektów, dzięki którym możemy budować nasz wewnętrzny spokój oparty na zgodzie na siebie oraz swoje życie.

Ważne, by uświadomić sobie, że poziom stresu w dużej mierze zależy od nas samych - od naszego widzenia świata, stosowanych strategii antystresowych, umiejętności współżycia z ludźmi. A zatem mówienie o "radzeniu sobie ze stresem" to w gruncie rzeczy dobra nowina: nie musimy spędzać życia na nieustannym unikaniu zmian i zagrożeń - warto skupić się na zwiększaniu swoich zasobów, zdrowszym myśleniu, pielęgnowaniu relacji oraz otwieraniu się na akceptację. Nawet jeśli na sytuację zewnętrzną nie mamy wpływu, to zawsze ostatecznie od nas zależy, jak tą sytuację przyjmiemy. Także stresogenna sytuacja choroby nowotworowej może być z góry widziana jako wyrok śmierci i marna końcówka życia pozbawiona wszelkich uciech. Można jednak dostrzec w niej impuls do zmian i działania, zobaczyć nową jakość. Każdy z nas ma swojego "mamuta". Jeśli tylko skonfrontujemy się z nim, być może przekonamy się, że mamy wystarczająco dużo sił, by stawić mu czoła, lub też nie jest on taki straszny, jak nam się wcześniej wydawało.

***

Rak na opak. Bo nie wyrok, a szansa. Pytanie "jak długo będę żyć?" stopniowo zamienić się może na "jak będę żyć?".

Zapraszamy do SZKOŁY ŻYCIA - przez najbliższe pół roku w Centrum Psychoonkologii działającym przy Stowarzyszeniu Wspierania Onkologii UNICORN w ramach projektu RAK NA OPAK będą odbywać się warsztaty i spotkania otwarte z psychoonkologiem, dietetykiem, onkologiem i arteterapeutą.

Szczegóły tutaj:

* Materiał powstał w ramach projektu "Rak na opak" sfinansowanego ze środków prewencyjnych PZU.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rak na opak, czyli jak radzić sobie ze stresem
Komentarze (6)
K
Kama
20 listopada 2013, 10:15
Warto też zadbać o wsparcie instrumentalne - kupić sobie np. worek trenigowy, w który można walić w chwilach zwątpienia, czy słuchawki do światłoterapii które "regulują organizm" - poprawiają humor, pomagają na problemy ze snem i obniżają poziom stresu.
M
Mena
5 marca 2013, 13:52
Do: niesugeruj się tym To, że psycholodzy to oszuści to Twoja opinia. Moja jest inna. Nie wiem skąd ta opinia, ale ok- Ty tak myślisz. Co do reszty nie będę się odwoływać, bo to dalej Twoje opinia, więc uszanuje ją, choć uważam za błędną i krzywdzącą i co ważnijesze- generalizującą.
PU
przeciw uogólnianiu opinii
4 marca 2013, 23:06
@nie sugeruj się tym Jesteś w wielkim błędzie, nie wprowadzaj więc w ten błąd innych - to nieuczciwe! Psycholodzy bywają różni, tak jak różni w swojej fachowości są lekarze, prawnicy, nauczyciele, itd. To że Ty masz złe doświadczenia, i generalizujesz - Twój wybór; powiedziałabym - dość kiepski, pozbawiony głębszej analizy tematu. Nagannym jednak jest, jeśli swoją nędzną - co do jakości myślenia - tezę, ogłaszasz światu "do wierzenia". To już czyste nadużycie !!! Protestuję przeciwko wciskaniu ciemnoty ludziom, to powinno być karalne !!! Wybacz moją szczerość, moim celem nie było krytykować Ciebie, chciałam jedynie wyrazić swoją dezaprobatę wobec tego, co tu napisałaś.
NS
nie sugeruj się tym
4 marca 2013, 20:05
Nie ma gorszego rozwiązania niż psychoterapia, psychologia to manipulacja, psycholodzy to oszuści i nie warto im płacić ani nawet poswięcać czasu. Żaden psycholog nie pomoże Ci nieść krzyża, raczej sprytnie wykorzysta twoje zwierzenia żeby na Tobie zarobić, nawet jeśli będzie Cie przyjmował w ramach NFZ. Z doświadcznia wynika, ze najbardziej należy się obawiać psychologów, którzy sami siebie określają jako chrzescijańscy - ci mają najmniej skrupułów w swoich nieuczciwych zagraniach. Życzę Ci zrzucenia wszystkich krzyży i dużo zdrowia.
M
Mena
4 marca 2013, 12:41
Nie ma czegoś takiego jak obiektywne "zbyt wiele krzyży". Dla kogoś jeden krzyż to już zbyt wiele a inny wszystko co go spotyka bierze na plecy i niesie wyprostowany. Można ciągnąć wagon krzyży i dalej być szczęśliwym. Jeśli czuje się, że się nie daje rady, że nie potrafi się unieść swoich krzyży to można podzielić się tymi krzyżami z bliskimi albo psychologiem. Albo pójść na terapię- taką psychologiczną siłownie, która wyrobi w Tobie mieśnie to dzwigania krzyży, dzięki którym poczujesz, że potrafisz to wszytsko unieść i w sumie to wcale to nie jest takie ciężkie.
AP
a po co się leczyć
4 marca 2013, 02:33
jesli dodatkowych krzyży, tych oprócz choroby, jest zbyt wiele i można skończyć ze sobą bez długich cierpień.