Spróbuj nie wypić DZIŚ

(fot. 96dpi / flickr.com)
Monika Białkowska / slo

To być może najbardziej demokratyczne miejsce świata, a jednocześnie miejsce najbardziej uczące pokory. Obok siebie stają i biorą się za ręce starszy i młodzi, kobiety i mężczyźni, psia fryzjerka, bezdomny i doktor medycyny.

Są jednakowo słabi i jednakowo silni. Słabi - bo nad ich życiem zapanował alkohol. Silni - bo wiedzą, że mimo wszystko mogą być trzeźwi. Trzeźwi alkoholicy.

Alkoholowe kłamstwo

Największym kłamstwem o alkoholu, jakie sprzedaje nam współczesny świat, jest obraz wspaniałej zabawy, luzu, roześmianych przyjaciół i kolorowych imprez. Rzeczywistość wygląda inaczej i nie ma w niej miejsca na śmiech ani słodkie słowa. To świat śmierdzących knajp, zataczających się, brzydkich ludzi, wymiotowania w taksówkach albo na ulicy, wulgarnego języka, dzieci życzących śmierci swoim ojcom i kaca, który nie pozwala następnego dnia wstać z łóżka, podłogi czy ulicy.

DEON.PL POLECA

Ci, którzy chcieli wyrwać się z tego świata, przyjechali 26 lipca do Lichenia. Trzydniowe spotkania trzeźwościowe są już tradycją trwającą od 21 lat. I choć w tym roku podczas mityngów na wielkim placu przed bazyliką wydawać się mogło, że jest ich niewielu, wystarczyło rozejrzeć się nieco uważniej. Ci, którzy chcą żyć w trzeźwości, byli wszędzie: ukryci przed palącym słońcem między drzewami, na zacienionych dróżkach, z całymi rodzinami, witający się serdecznie, uśmiechnięci, radości i spokojni. Wielka rodzina trzydziestu tysięcy trzeźwych alkoholików. Najlepszy dowód na to, że pełne i szczęśliwe życie to nie lejące się w reklamach piwo - ale trzeźwość.

Dziadek oszukuje!

Jurek, alkoholik, mieszka w Radzyniu Podlaskim. Był kominiarzem. Długo nie uważał się za alkoholika, bo pił tylko wódkę. Później staczał się coraz niżej - pił wszystko, co się pali. Trzeźwy jest od 19 lat.

- Obchodziłem w tym roku 40-lecie małżeństwa. Moja żona wytrzymała ze mną 21 lat picia. Opiekowała się mną i nie zostawiła mnie, opiekując się jednocześnie czwórką dzieci. A dzieci bały się ojca i nigdy nie wiedziały, czy będą mogły spać w domu, czy będą uciekać do babci czy sąsiadów. Naprawdę szczęśliwe były wtedy, kiedy trafiałem na dołek.

Dopiero kiedy mijały cztery lata mojej trzeźwości, syn uwierzył, że nie będę pił. Zamówił wtedy Mszę dziękczynno-błagalną, uściskał mnie i powiedział, że mnie kocha. Miał wtedy 21 lat, a ja po raz pierwszy słyszałem od niego te słowa.

Doczekałem się pięciorga wnucząt. Dwa lata temu był tu ze mną najstarszy z nich. Dawałem świadectwo, kiedy mój przyjaciel z grupy nachylił się i powiedział do niego: "Posłuchaj, jaką twój dziadek był świnią!". A on odpowiedział: "Proszę pana, mój dziadek specjalnie tak mówi, on oszukuje, żeby mu ludzie bili brawo! A tak naprawdę to on nawet piwa nie pije!".

Wnuk tak mówi, bo nigdy nie widział mnie pijanego, i nie chcę, żeby kiedykolwiek mnie takim zobaczył. I módlmy się za tych, którzy tkwią jeszcze w nałogu - żeby mogli się podźwignąć tak, jak nam się udało.

Nie umiałem się wysłowić

Marian, alkoholik, pochodzi ze Strzelec Krajeńskich. Jest przekonany, że Bóg ocalił go przed zapiciem się na śmierć. Kiedyś jego największym marzeniem było nie pić przez siedem miesięcy.

- Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Lichenia, czułem się obco - wspomina. - Bałem się ludzi, bałem się konfesjonału, bałem się wszystkiego. Wszystko przez alkohol, który zabrał mi wszystko: poczucie własnej wartości, odwagę, mądrość. Nie umiałem się wysłowić, bez przekleństw nie potrafiłem cokolwiek powiedzieć. Teraz mogę mówić do tak wielkiego audytorium. W AA się rozwijam i chcę się rozwijać nadal, tu poznaję piękno trzeźwego życia.

Kiedyś na mojej drodze stanął uzależniony, który miał za sobą siedem miesięcy abstynencji. Pomyślałem: - To jest coś! A kiedy na pierwszym mityngu usłyszałem, że jest człowiek, który nie pije od piętnastu lat, nie wierzyłem, że to jest w ogóle możliwe. Teraz sam mam dwadzieścia trzy lata abstynencji. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu i miesiąc po miesiącu dowiaduję się, jak pięknie jest być trzeźwym człowiekiem.

Chodźmy do normalnych

Antek, alkoholik ze Świdnicy, jest organistą. Przed proboszczem nie ukrywał, że ma problem z alkoholem. Usłyszał wtedy: "Jeśli dziś jesteś trzeźwy, to graj". Jego "dzisiaj jestem trzeźwy" trwa już dziewięć lat.

- Swoją szansę na życie dostałem dziewięć lat temu - mówi Antek. - Ktoś mi powiedział: "Spróbuj zrobić tyle, żeby nie pić, ile wcześniej byłeś w stanie zrobić, żeby się napić". Do dziś tak robię i to jest wielki wysiłek. Dla mojej trzeźwości nie ma za dużej odległości, jaką trzeba przejechać. Dla mojej trzeźwości nigdy nie jest za dużo mityngów - jak była taka potrzeba, było ich nawet sześć w tygodniu.

Każdy dzień jest dla mnie szansą i każdego dnia muszę wybierać. Chcę żyć i każdego dnia wybieram trzeźwe życie. I za to moje trzeźwe życie jestem odpowiedzialny. Nie szukam wytłumaczeń: że pić się chce, że mnie nosi. Antkiem alkoholikiem jestem nie tylko na mityngu - jestem nim wszędzie, to moja tożsamość wypisana w sercu.

Każdego dnia mam kolejną szansę, pod warunkiem że poznam prawdę o sobie: jestem Antkiem alkoholikiem. Dlatego szukam trzeźwych ludzi. Kto chce być trzeźwy, nie będzie szukał pijanych. Kiedyś jeden z kolegów powiedział mi: "Chodź, pójdziemy do normalnych!". Odpowiedziałem mu: "Ja już tam byłem. Ja już tam byłem, a tu przeżywam najpiękniejszą przygodę mojego życia. Od dziewięciu lat nie piję. I znów gram, to moje życie".

Jestem bogaty!

Marcin, alkoholik ze Zgierza, pokonał nie tylko alkohol, ale również papierosy. I jest świadomy, że dostaje od Boga szansę na nowe życie.

- Kiedy się ożeniłem, miałem 44 lata - mówi Marcin. - Wcześniej nikt by ze mną o tym nie rozmawiał. Nikt nie chciałby mieć ze mną do czynienia. Kiedyś myślałem, że bogaty jest ten, kto ma samochód. Teraz do siebie mówię: - Marcin, ty to dopiero jesteś teraz bogaty!

I tak - jestem bogaty. Jestem bogaty, ale nie dlatego, że mam samochód, ale dlatego, że już nie żądam od nikogo pięciu groszy. Dostałem szansę żyć tak, jak każdy z nas powinien żyć od samego początku. Kiedyś tego nie potrafiłem: żyłem w zakłamaniu, w jakimś innym świecie. A dziś spokojnie mogę powiedzieć, że jestem ze swojego życia zadowolony.

Watę z uszu wsadź w usta

Andrzej, alkoholik z Gdańska, prawo jazdy stracił za jazdę po pijanemu na rowerze. Sprzedał samochód. Sprzedał mieszkanie. Stał się bezdomnym. Mówi o sobie, że pił wszystko, oprócz smoły. Kiedy pięć lat temu patrol zabierał go pijanego z ulicy, wykrzyczał dzielnicowemu, że ma już dość picia, że ma go zawieźć do szpitala. To był poniedziałek - w piątek Andrzej szedł już na swój pierwszy mityng.

- Z chwilą gdy odpowiedziałem na pytanie, czy mam szczerą chęć zaprzestania picia, zaczęło się dla mnie nowe życie - wspomina Andrzej. - W wieku 31 lat wszystkiego musiałem uczyć się na nowo. "Przepraszam", "do widzenia", "dzień dobry" - znałem te słowa, ale ich nie używałem. A oni mówili do mnie prostym językiem. "Wyciągnij watę z uszu, a wsadź ją do ust. Naucz się najpierw słuchać". Uczyłem się, co zrobić, żeby nie sięgnąć po ten pierwszy kieliszek. Uczyłem się, że do wczorajszego dnia nie wrócę, a jutrzejszego nie przewidzę, że mogę tylko mówić: "Dzisiaj nie chcę pić".

Powrót do rodziców był dla Andrzeja jak powrót syna marnotrawnego. Przyjęli go, bo wiedzieli, że zaczął chodzić na spotkania AA. Z czasem ufali mu coraz bardziej - po pół roku niepicia dostał klucze od mieszkania. Pierwszy rok mityngów był dla niego bardzo trudny, jakby zły duch próbował z powrotem przeciągnąć go na swoją stronę. Musiał ponieść konsekwencje wszystkiego, co zrobił wcześniej - jazdy po pijanemu, niestawienia się do rezerwy. Na szczęście miał obok siebie ludzi, którzy go wspierali w trzeźwieniu. I tak już od 15 lat pracuje nad odzyskaniem poczucia własnej wartości - i odzyskaniem szacunku u ludzi.

Wszystko, co człowiek może przejść

Urszula, alkoholiczka z Sobótki, ma 60 lat. Nie pije od 19 lat. Trzeźwiała bez żadnej terapii, tylko na grupach AA. Dostała nowe życie. Ma pracę, o której zawsze marzyła - jest psim fryzjerem. I szczęśliwym człowiekiem.

- Przeszłam przez piekło na ziemi - opowiada Urszula. - Przeszłam przez wpisy w kościołach, że nie będę pić; przeszłam przez wszywki, przeszłam przez odtrutki, przeszłam przez upokorzenia, upodlenia, pokopana, zeszmacona - przez wszystko, co tylko człowiek może przejść. Dzisiaj jestem dumna i chodzę z podniesioną głową. Spełniam się w życiu osobistym i zawodowym. Robię to, co kocham. Moi klienci wiedzą, że jestem alkoholiczką. Zapraszam ich na moje rocznicowe mityngi, świętuję je zawsze uroczyście, jestem z nich dumna. W Licheniu też zabieram głos, bo jestem kobietą. Niestety, mało kobiet ma odwagę mówić o sobie i swoim alkoholizmie głośno. To ważne, żebyśmy się otworzyły i mówiły - jest nam ciężko, ludzie dookoła nas nie rozumieją, my mamy być matkami… Ja sama dopiero po wielu latach odzyskałam miłość syna i odbudowałam swoje życie.

Zrób herbatę

Zenon, alkoholik, na licheńskie mityngi przyjeżdża od samego początku, jest tu dwudziesty pierwszy raz.

- Na pierwszym spotkaniu siedziałem pod murem - wspomina. - Byłem wtedy bez domu, bez pracy, bez rodziny, żona odeszła, dzieci wyparły się mojego nazwiska. Na tamto pierwsze spotkanie trafiłem, bo przywiózł mnie mój brat. Powiedział: "Zenek, musisz postawić sobie jakiś cel. Spróbuj nie wypić dziś".

Nie chcę tu opowiadać swojego piciorysu, bo sam się nim brzydzę. Ale kiedy chciałem na Wielkanoc jechać podziękować Maryi za 20 lat bez picia, moja żona powiedziała mi: - Chcesz, to jedź. Ale twój syn nie może się doczekać, żeby wreszcie móc iść z tobą do kościoła ze święconką.

W zeszłym roku przyjechała do mnie moja córka i zaczęła płakać. Pytałem: "Aniulka, co się stało?". Odpowiedziała: "Ojciec, po tylu latach odważę ci się coś powiedzieć. Byłam malutka i patrzyłam, jak zabierało ciebie z domu czterech wielkich chłopów w mundurach. Stałam w kuchni na taborecie, patrzyłam za wami przez okno i życzyłam ci, żebyś już stamtąd nie wrócił". Ania przestała płakać, a ja zacząłem. I wczoraj wieczorem też płakałem, kiedy siedziałem razem z nią na tej ławce, na której siedziałem 21 lat temu.

Dziś siedzi tam kobieta, o której kiedyś mówiłem "franca" - moja żona, z którą trzy lata temu ponownie się ożeniłem, i moje dzieci, które kiedyś na mnie pluły, a teraz znów są moimi dziećmi. I będę ich teraz przepraszał. Kiedy kończyłem leczenie, terapeuta powiedział mi: " Zenek, ty już nie przepraszaj. Ty nie naprawiaj niczego, bo tu nie ma już co naprawiać. Po prostu zrób herbatę i postaw ją na stole. Możesz mieć ją za chwilę na łeb wylaną, może nie być wypita, ale ty ją zrób i postaw". I tak właśnie robię. I dziękuję za to, że żyję, że mam dom, że mam rodzinę, że mam dokąd wracać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Spróbuj nie wypić DZIŚ
Komentarze (11)
A
almanka
23 listopada 2013, 20:16
Nie wiem jak to jest bo nie jestem alkoholiczka, ale poznalam bardzo fajnego mezczyzne ktory plywa w tym gownie, i czytajac wasze wypowiedzi ja mu nie pomoge jak nie bedzie chcial sam, ale to tego trzeba dojrzec albi spasc na dno :(szkoda fajny facet
D
Danusia
18 października 2013, 19:22
BRODZIO- Tobie kłania się ASERTYWNOŚĆ-umiejętność odmawiania,nie urażając uczuć drugiej osobie.Najważniejsze  wtym wszystkim jest umiejętność powiedzenia NIE PIJĘ,bez tłumaczenia się .Wiem o tym ,bo sama jestem trzeźwiejącą alkoholiczką,nie piję 10 lat i uwież to działa,pozdrawiam
Z
Zych
29 sierpnia 2013, 13:34
Brodzio pisze:.Jednak jak otwarcie przyznawałem się że nie piję - bo nie chcę - sprawa zaczynała wyglądać zupełnie inaczej. Ludzie albo się ode mnie odsuwali na imprezach uważając za totalnego świra świra albo reagowali wrogo i nieufnie. Natomiast od kiedy zmuszam się do tego jednego piwa powyższych reakcji nie obserwuję, w końcu jestem "swój". Chciałbym prosić, żeby mi ktoś wytłumaczył dla czego tak się dzieje? Odpowiedź: bo w Polsce lepiej jest być znanym pijaczkiem niż anonimowym alkoholikiem
F
Fred
29 sierpnia 2013, 13:30
.Jednak jak otwarcie przyznawałem się że nie piję - bo nie chcę - sprawa zaczynała wyglądać zupełnie inaczej. Ludzie albo się ode mnie odsuwali na imprezach uważając za totalnego świra świra albo reagowali wrogo i nieufnie. Natomiast od kiedy zmuszam się do tego jednego piwa powyższych reakcji nie obserwuję, w końcu jestem "swój". Chciałbym prosić, żeby mi ktoś wytłumaczył dla czego tak się dzieje? ...
A
andy
29 sierpnia 2013, 11:33
Ja nie piłem przez całe studia, a w każdy poniedziałek i czwartek siedziałem ze znajomymi w pubie:) Stawialem wtedy przed sobą czekoladę z bitą śmietaną w wielkiej szklance wzbudzając tym powszechną zazdrość. Cały bajer w tym jaką minę robisz przy stole i czy umiesz bez żalu zrezygnować z tego piwa czy lufy. Ja na przykład od jakiegoś czasu krzywo się uśmiecham na imprezach jak mam kluczyki w kieszeni, ale na studiach chodziłem pieszo i dobrze się bawiłem bez alkoholu, po prostu nikt mnie wcześniej nie poznał z Mr Jack Danielsem :P ...a tak na poważnie byłem uwikłany w KWC, kiedyś pewien spowiednik mnie z tego wyleczył i dziś mam do picia dość dojrzały stosunek. Ja nie pijam alkoholu:) ja piję bourbon, dobre wino, cherbatę z jamajskim rumem, bimber z podlasia, śliwowicę mojego kumpla, nalewkę teścia, Underberg na trawienie, piwo do frytek, ale nie alkohol! Mnie nie jest wszystko jedno co piję i w jakiej sytuacji. Skrzywiony krucjatowiec na imprezie to nieporozumienie, podobnie jak krucjatowiec unikający imprez i spotkań towarzyskich. Moją misję w KWC realizowałem właśnie chodządz z kolegami ze studiów na imprezy dobrze się bawiąc - nigdy nie robiłem wokół niepicia szumu choć wiedziałem, że o tym ludzie gadali. Pierwszego kielicha w życiu wypilem z przyszłym teściem przed ślubem w wieku 25 lat. Co do krucjaty uważam, że musi to być dojrzała decyzja, która ma sens szczegolnie wtedy gdy osoba za którą się ofiarowujesz wie o tym, że ty nie pijesz razem z nią właśnie dla tego, że ona ma problem. Moja decyzja była pochopna, ale kto wie może kiedyś dojrzeję do KWC i wspomogę kogoś bliskiego.
ŁB
Łukasz Broda
29 sierpnia 2013, 08:31
Ciągnąc wątek tego przesławnego czaju, to na prawdę nie mam pojęcia co za idiota to wymyślił. Żadnych "jazd" po herbacie przecież nie ma, jedynie kaca można dostać (ból głowy, suchość w ustach itp.) Wiem, bo kiedyś mi się udało przesadzić z herbatą - akurat kupiłem sobie darjeelinga z pierwszego zbioru FTGFOP i tak mi zasmakował, że wstyd przyznać, przesadziłem. :D Wracając natomiast do głównego wątku, to nudzą mnie teksty w stylu powyższego. Mam na myśli potępianie alkoholu i przypisywanie mu wagi grzechu pierworodnego tylko dla tego, że niektórzy ludzie zniszczyli sobie życie nie umiejąc zachować umiaru. Osobiście chciałbym poruszyć inny aspekt picia. Taki "normalny" na imprezie, albo jakimś towarzyskim spotkaniu, które wiadomo, nie może obyć się bez tego choćby symbolicznego piwka. Co jednak jeśli ktoś nie pije alkoholu? Jedynym na to usprawiedliwieniem są kluczyki od samochodu w kieszeni, albo przyjmowanie leków - wtedy ma się komfortowe usprawiedliwienie. Co jednak jeśli ktoś może sobie wypić, a nie chce tego robić? W zasadzie aż do bierzącego roku alkoholu nie tykałem i muszę przyznać że żyło mi się z tym różnie. Jak usprawiedliwiałem się wspomnianymi lekami albo chorobą, to było całkiem zabawnie, bo wręcz widziałem łzy w oczach kolegów i słyszałem pełne patosu "napiję się za ciebie". Jednak jak otwarcie przyznawałem się że nie piję - bo nie chcę - sprawa zaczynała wyglądać zupełnie inaczej. Ludzie albo się ode mnie odsuwali na imprezach uważając za totalnego świra świra albo reagowali wrogo i nieufnie. Natomiast od kiedy zmuszam się do tego jednego piwa powyższych reakcji nie obserwuję, w końcu jestem "swój". Chciałbym prosić, żeby mi ktoś wytłumaczył dla czego tak się dzieje? Czy to kwestja wyłącznie naszej słowiańskiej kultury, że picie jest obowiązkowe, a nie opcionalne? czemu nie można po prostu usiąść i napić się herbaty albo byle soku zamiast akloholu?
T
tamaryszek
2 sierpnia 2014, 09:27
~Brodzio, ależ picie jest opcjonalne. I wcale nie musisz się tłumaczyć, dlaczego nie pijesz.  Ale wiem o czym piszesz... nie jestem abstynentką, Na imprezach piję (chyba, że faktycznie mam kluczyki w kieszeni), natomiast nigdy nie namawiam do picia jeżeli ktoś nie chce. Potrafię też zwrócić uwage gospodarzowi, gdy ten nachalnie namawia kogoś do picia. Ktoś nie chce i już. Szanujmy się wzajemnie. Cieszmy się swoją obecnością, możliwością spotkania, porozmawiania, pośmiania itp. Impreza jest dla wspólnego spędzenia czasu. Napić sięmożna, ale nie trzeba. Pozdrawiam :)
A
andy
29 sierpnia 2013, 08:04
Andy: chyba herbatą;) ... misio: mógłbyś może rozwinąć ten pasjonujący wątek? Strasznie mnie zaciekawiłeś.
M
misio
28 sierpnia 2013, 16:13
Andy: chyba herbatą;) ... chyba ani jednym ani drugim tylko czajem http://www.miejski.pl/slowo-Czaj
S
student
28 sierpnia 2013, 15:56
Andy: chyba herbatą;)
A
andy
28 sierpnia 2013, 15:26
"Największym kłamstwem o alkoholu, jakie sprzedaje nam współczesny świat, jest obraz wspaniałej zabawy, luzu, roześmianych przyjaciół i kolorowych imprez. Rzeczywistość wygląda inaczej..." Gdyby było inaczej nikt by nie pił. Alkohol jest niebezpieczny nie dla tego ze jest wstrętny, tylko dla tego że jest bardzo atrakcyjną używką. Takie bzdury o tym, że alkohol to tylko kac i speluny można wmawiać zakonnicom i małym dzieciom. Dobrym winem i Pan Jezus nie pogardził. To nie alkohol jest zły, a ludzie którzy nie zachowują umiaru w przyjemnościach. Cokolwiek by to nie było jeśli jest zbyt przyjemne będzie uzależniać. Kiedyś mamy dawały dzieciom kompot z makowin do picia, a konopie były w powszechnym użyciu i nikomu nie przyszło nawet do głowy, że są złe. Indianie palili sporadycznie tytoń i wszystko było w porządku. Jak ktoś szuka szczęścia w używkach to i cherbatą się uchleje, nie mówiąc o uzależnienjiu od internetu, pornografii, telewizji i gier komputerowych.