W odpowiedzi na list pierwszej Polki poczętej in vitro

Elżbieta Wiater

Portal gazeta.pl opublikował list Agnieszki Ziółkowskiej, w którym krytykuje ona stanowisko Kościoła w kwestii zapłodnienia in vitro.

Znajdujemy tam następujący fragment:

"Nie, in vitro nie jest wyrafinowaną aborcją (oraz nie, w Polsce nie prowadzi się aborcji selektywnej), nie, dzieci z in vitro nie są upośledzone ani nie mają wad rozwojowych z powodu sposobu poczęcia, i nie, nie mają specjalnych bruzd dotykowych na czołach... I nie, dzieci z in vitro nie są poczęte w sposób niegodny, nie, in vitro nie jest "procedurą znaną w hodowli roślin i zwierząt", a dzieci w ten sposób poczęte nie są "wyprodukowywane" i nie są dziećmi Frankensteina. Po takich nadużyciach i stosowaniu degradującego, piętnującego języka późniejsze tłumaczenie rzecznika KEP, że Kościół kocha wszystkie dzieci, w żaden sposób nie załatwia sprawy." (pisownia oryginalna)

DEON.PL POLECA

Chciałabym teraz na spokojnie odnieść się do podanych tu argumentów.

"Nie, in vitro nie jest wyrafinowaną aborcją"

To prawda, od aborcji, czyli wymuszonego poronienia różni się tym, że sama procedura in vitro obejmuje jedynie stymulację hormonalną, pobranie gamet od obojga dawców, poczęcie poza organizmem przyszłej matki, a następnie podanie zarodków do macicy. O powodzeniu zabiegu mówimy wtedy, kiedy dojdzie do zagnieżdżenia zarodka/zarodków. Skoro przebieg procedury zakłada implantację, a nie usunięcie zagnieżdżonego zarodka, nie ma poronienia.

Z tym, że istnieje pewne podobieństwo do procedury aborcyjnej: i tu, i tu giną ludzkie istnienia. Specjalnie piszę: ludzkie, ponieważ żaden biolog nie zaneguje faktu, że zarodek jest już człowiekiem. W początkowej fazie rozwoju, ale człowiekiem. Toczy się spór o jego status osobowy, ale człowieczeństwa negować się nie da. Wyraz temu podejściu dał dwa lata temu Trybunał Europejski w wyroku w sprawie Brustle vs Greenpeace, kiedy zabronił patentowania wynalazków, które bazowałyby na wykorzystaniu ludzkich embrionów, określając je wyraźnie jako "ciało ludzkie".

"Nie, w Polsce nie prowadzi się aborcji selektywnej"

To mocna teza i budzi ona we mnie dwa pytania: skąd ta pewność (bo oficjalnych danych na ten temat brak w literaturze, a kliniki in vitro nie są zobowiązane do składania tego typu raportów) oraz: czy fakt, że w Polsce nie dokonuje się (podobno) aborcji selektywnej, zmienia jakoś to, że selekcja zarodków, które już "przyjęły się" w łonie matki, jest przyjęta w ramach procedury in vitro? Ponieważ zmniejsza ryzyko powikłań związanych z ciążą mnogą, która częściej występuje w przypadku poczęć za pomocą ART? I to dochodzimy do tematu zagrożeń zdrowotnych powiązanych z tą procedurą.

"Dzieci z in vitro nie są upośledzone ani nie mają wad rozwojowych z powodu sposobu poczęcia (…) nie mają specjalnych bruzd dotykowych na czołach…"

To prawda, dzieci z in vitro nie mają, a MIEWAJĄ wady rozwojowe związane ze sposobem poczęcia i MIEWAJĄ wspomniane bruzdy. Klasycznym już przykładem wady typowej dla dzieci poczętych in vitro jest nowotwór oka - siatkówczak, który jest uwarunkowany genetycznie, a w przypadku in vitro pojawia się on również u dzieci pochodzących od par, w których żaden z rodziców nie jest nosicielem genu tego nowotworu. Występuje on ok. 10 razy częściej u dzieci poczętych w laboratorium niż poczętych naturalnie.

Ponadto genetycy wskazują na zmiany epigenetyczne w genomie dzieci z ART, które mogą się ujawnić dopiero w 2 - 3 pokoleniu. Ryzyko to uznano za na tyle istotne zdrowotnie dla całego społeczeństwa, że w USA zastanawiano się nad wprowadzeniem obowiązku wpisywania do książeczki dziecka odpowiedniej adnotacji, jeśli było poczęte w in vitro. Postulat ten wysunęli lekarze, nie księża.

Szerzej na ten temat można przeczytać w wywiadzie z prof. Stanisławem Cebratem, genetykiem z Uniwersytetu Wrocławskiego.

"Dzieci z in vitro nie są poczęte w sposób niegodny"

Rodzice są traktowani jako dawcy gamet, dziecko przez pierwsze dni jest hodowane jak preparat biologiczny w środowisku, które nie do końca pokrywa się pod względem warunków ze środowiskiem naturalnym, jeśli nie odpowiada wzorcowi, który laborant uznaje za właściwy, trafia do zlewu.

Ciąży nie musi nosić matka biologiczna, a jeśli się okaże, że dziecko nie spełnia oczekiwań rodziców, może zostać zabite (w Polsce jest to niemożliwe ze względu na obwarowania prawne, ale zawsze można wyjechać za którąś z granic i tam to załatwić). W USA ostatnio głośna była sprawa surogatki, która uznała, że jednak urodzi upośledzone dziecko obcej pary i w tym celu musiała uciekać do innego stanu, gdzie biologiczni rodzice dziecka nie mogli jej zmusić do aborcji.

Zarodki są selekcjonowane, coraz częściej także pod względem nie tyle zdrowotnym, co np. płci (Indie, rodziny muzułmańskich imigrantów w USA i Europie). Rozwój in vitro doprowadził do rozwoju "farm surogatek" w takich krajach jak Indie, w których kobiety są traktowane jak brzuchy do wynajęcia.

To wszystko nie odbiera dzieciom poczętym w ten sposób ich ludzkiej godności, ale jej uwłacza. Właśnie przez to, że w ART poczęcie to biotechnologiczny proces produkcyjny i to, że dziecko zaczyna być traktowane jak produkt.

"In vitro nie jest ‘procedurą znaną w hodowli roślin i zwierząt’"

W tym przypadku pani Ziółkowska wykazuje sporą nieznajomość zarówno historii procedury in vitro, jak i współczesnego jej oblicza.

Pierwszy udany zabieg in vitro wykonano w połowie lat 50-tych u królika. Zarówno Robert G. Edwards (noblista, dzięki niemu urodziło się pierwsze dziecko z IVF, Louise Brown), jak i Jaques Testart (dzięki niemu urodziło się pierwsze dziecko z IVF we Francji) byli z wykształcenia specjalistami od rozrodu zwierząt. Pionierskość ich dokonań polegała na tym, że przenieśli metodę stosowaną (obecnie coraz rzadziej) w specjalistycznej hodowli bydła do medycyny ludzkiego rozrodu. Co do stosowania IVF w hodowli roślin, polecam wrzucenie w wyszukiwarkę hasła: "IVF plants".

ART trafiły do medycyny z zootechniki i do tej pory w wielu polskich klinikach IVF pracują specjaliści z tej dziedziny, ponieważ mają większe doświadczenie w zakresie hodowli embrionów niż lekarze (w tym przypadku też polecam wrzucenie odpowiedniego hasła do wyszukiwarki).

Ciekawe za to jest, że w haśle Wikipedii dotyczącym historii ART nie ma ani słowa o tym etapie rozwoju metody. Widocznie ta wiedza jest z jakichś powodów niewygodna.

"Dzieci w ten sposób poczęte nie są "wyprodukowywane" i nie są dziećmi Frankensteina"

Tu potrzebne byłoby zdefiniowanie przymiotnika mówiącego o produkcji - dla mnie to, jak wygląda procedura IVF, jest formą produkowania zarodków: w dużej liczbie, odpowiedniej jakości, tak, by odnieść sukces w postaci uzyskanej ciąży. Liczy się efekt, a to, co przy poczęciu naturalnym jest naturalnie zachodzącym procesem fizjologicznym, tutaj staje się ciągiem działań biotechnologicznych.

Co do ostatniego zdania zgadzam się w pełni - dzieci poczęte dzięki ART nie są dziećmi Frankensteina. I nawet jeśli zdanie takie padło z ust osoby duchownej/katolickiego publicysty/katolickiego komentatora, nie jest zgodne ze stanowiskiem Kościoła.

Parę słów o refundacji

Na koniec chcę się jeszcze odnieść do postulatu refundacji in vitro z budżetu państwa. Pomijając fakt, że brak pieniędzy na o wiele bardziej naglące przypadki (jak chemioterapia dla chorych na raka czy rehabilitacja dla osób chorych na SM), to warto zwrócić uwagę na co innego.

Większość ciąż z ART należy do grupy tzw. ciąż podwyższonego ryzyka, a także często kończy się cesarskim cięciem. Dofinansowanie in vitro może wywołać odpływ pieniędzy z takich instytucji jak chociażby wciąż niedoinwestowane Centrum Zdrowia Matki i Dziecka. A to między innymi tam trafiają kobiety po IVF zagrożone poronieniem. Dofinansowanie IVF może oznaczać także znaczne ograniczenie refundacji cesarskich cięć.

Tym samym, dopłacając do procedury sztucznego zapłodnienia, możemy doprowadzić do tego, że nie będzie z czego podtrzymywać uzyskanych w ten sposób ciąż, ani pomóc w ich rozwiązaniu. A to z kolei oznacza, że, owszem, kliniki in vitro odnotują kolejne sukcesy w postaci uzyskanych ciąż, ale rodzice nie otrzymają szansy ucieszenia się swoim żywym dzieckiem. A przecież z ich punktu widzenia dopiero to jest sukcesem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W odpowiedzi na list pierwszej Polki poczętej in vitro
Komentarze (11)
W
Wierząca
23 sierpnia 2014, 13:10
A ja próbuję zrozumieć Panią Agnieszkę mimo, że jej argumentów nie popieram. Urodziła się przez poczęcie metodą in vitro i nie był to jej wybór, a wybór jej rodziców, których z pewnością kocha i jest im wdzięczna, że "dali" jej życie (nie wiem, czy to powinno być w cudzysłowiu). Jeśli uznałaby, że metoda in vitro jest czymś złym, to musiałaby też uznać, że jej rodzice popełnili błąd decydując się na taką metodę i że ona nie powinna się narodzić. Wysuwanie argumentów popierających in vitro jest moim zdaniem mechanizmem obronnym przed takim poczuciem, że nie powinno jej tu być na świecie, że nie powinna się narodzić, że jej rodzice popełnili błąd. Jestem pewna, że dla Boga każde dziecko jest chciane i że to, że się narodziła oznacza, że Bóg jej zapragnął na tym świecie. Po prostu metoda jest niegodziwa, człowiek ma taką samą wartość jak ten poczęty naturalnie.
M
Małgorzata
20 sierpnia 2014, 10:08
Niech z tych" ziemian" tak twardo stąpających po ziemi, a od których nie zależy ich własne życie , bo i życie i śmierć należą wyłącznie do BOGA , zadają sobie pytanie czy chcieliby być dziećmi in ivitro? 
R
Robek
18 sierpnia 2014, 07:44
In-vitro to nie metoda leczenia niepłodności. Niczyja niepłodność nie została w ten sposób uleczona a udane przypadki poczęcia i narodzin zdrowych dzieci nie są regułą. Dużo emocji w tym liście, wiele żądań o szacunek ale mało szacunku dla rzeczywistych danych a przede wszystkim dla życia poczętego tą metodą, które nigdy się nie narodzi - dla tych wszystkich tzw. "zarodków", które umrą w lodówkach po to aby Pani Agnieszka mogła żyć. Właśnie o szacunek dla tego życia walczy Kościół ... bo kto inny o nie zawalczy?  .. I tak, in-vitro jest równoznaczne z wyselekcjonowana aborcją, aborcją na dzieciach które nie były tak odpowiednie do urodzenia jak Pani Agnieszka. Mam nadzieje że ta Pani nie zmarnuje tego daru jaki otrzymała - życia i ofiary poniesionej przez inne poczęte dzieci.
KM
kto myśli o dusz
17 sierpnia 2014, 15:27
c.d. Gdy drzwi się otworzyły, widać było sterty pomordowanych dzieci, pociętych na kawałki, ociekających krwią. Wkoło niechlujne jakieś stwory śmiały się, szydząc z matek i stert pomordowanych dzieci, tańczyły wykrzykując: zabójczynie, zabójczynie! Pan Jezus powiedział mi: widziałaś ogrom grzechu i pracę szatanów na duszą ludzką. To, co się poczęło w kobiecie, jest z woli Boga, a nie z woli szatana. Zabijają dziecko, które jest darem Boga Najświętszego, Jezusa Chrystusa. Powiedział mi też: módl się gorąco, by choć kilka z nich uchronić od grzechu, jakim jest mord dzieci nienarodzonych; ten grzech jest ciężki. Módl się na dzisiejszej adoracji o zwycięstwo każdej kobiety nad wężem zła, by poczęte życie mogło królować w Królestwie Bożym. Amen”.  (z tomu II,9  z 20.XI.1981)
KM
kto myśli o duszy
17 sierpnia 2014, 15:25
Zbrodnia aborcji -z pism Zofii Nosko -”Orędzia Zbawienia” 12 lipca 2013 Z Orędzi Zbawienia Zofii Nosko/Centurii. „W nocy, o godz. 11-ej, będąc już w łóżku, modliłam się do Anioła Stróża, proszą, aby mnie obudził o godz. 11.50 na adorację, która miałam odprawić od godz. 24-ej do 1-szej. Tej nocy ujrzałam Pana Jezusa bardzo smutnego, który w milczeniu uchylał szaty Swoje i wskazywał na Rany Swojego Najświętszego Ciała. Całe plecy, klatka piersiowa, szyja, głowa – były pokryte Najświętszymi Ranami, ociekającymi Krwią Najświętszą, która płynęła strużkami. Po chwili milczenia Pan Jezus powiedział zbolałym głosem: Dzisiejszą adorację nocną oddaj Ranom Moim Przenajświętszym za kobiety, które mordują swoje dzieci. Teraz patrz: Ujrzałam długi korytarz, pod ścianami ustawione rzędami krzesełka, które zajmowały kobiety bardzo młode, prawie dzieci i nieco starsze, w średnim wieku. Każda lekceważąco coś koło siebie robiła. Jedne czytały i oglądały czasopisma, inne wyjmowały z torebek lusterka, czesały się i malowały usta. Na końcu korytarza stał Pan Jezus. Po co one to robią, po co one robią tę zbrodnię – tak wkoło powtarzał. Zabijają własną duszę i przekazują potomstwo złemu duchowi (por. Mdr 12,4n; Ps 106,37n). Przy każdej z kobiet u nóg wił się straszliwy wąż, pręgowany, obrzydliwy, wślizgiwał się w ich ciała, do ucha, długo sycząc. Były też niewiasty, które zrywały się z krzesła i wybiegały z tego korytarza. Wówczas wąż padał na ziemię i wił się jak w konwulsji, a potem sztywniał, jak gdyby konał. Na drzwiach, które prowadziły do tajemnicy, był napis: „Gabinet”. Tam matki dzieciobójczynie dokonują zbrodni z dzieciobójcami, zbrodniarzami. 
D
doctor
16 sierpnia 2014, 15:32
To bardzo zgrabne, i dobre podsumowanie tematu. Myślę, że wiele osób decydujących się na in vitro, a niewierzących (bądź też jedynie uważających się za wierzących), nie sprawdzają źródeł przed podjęciem procedury. Później jest z tego masa nieszczęść - i nawet jeśli w swojej pysze temu zaprzeczają, to niestety ich dzieci (osoby zdeformowane genetycznie) to potwierdzą - z bólem. Kiedy byłam mała, wątpliwość wobec sztucznego zapłodnienia wzbudził u mnie prosty fakt - "jeśli natura nie chce, by te dwie osoby miały dziecko, to pewnie nie jest to dobre". Natura - dla niektórych znaczy to synonim Boga (tak jak dla mnie), dla innych nie. Moim zdaniem trzeba bardzo oddalić się od człowieczeństwa, żeby nie rozumieć tego prostego zdania. A to już wiele mówi o osobach starających się o dziecko metodą IVF.
GN
g nG
20 sierpnia 2014, 10:46
do natury podchodzę z szacunkiem a do dóbr nadprzyrodzonych z czcią taką na jaką tylko mnie stać
ZN
ziemianka nieanielska
16 sierpnia 2014, 09:14
... dzieci z in vitro  MIEWAJĄ wspomniane bruzdy (specjalne bruzdy dotykowe na czołach) ...Dofinansowanie IVF może oznaczać także znaczne ograniczenie refundacji cesarskich cięć. Proszę niech Pani się nie ośmiesza. Jeśli chce pani polemizować z kimś trzeba podać merytoryczne argumenty a nie powielać absurdalne wypowiedzi księdza de Beriera lub sugerować, że cięcia cesarskie ze wskazań medycznych nie będą refundowane. 
S
Słaba
15 sierpnia 2014, 22:42
Znikła cała nasza burzliwa dyskusja pod tym artykułem...
M
msl
15 sierpnia 2014, 21:59
W Krakowie przy Placu Szczepańskim jakiś czas temu istniała tego rodzaju "klinika", w której dorabiali sobie pracownicy naukowi i technicy z Instytutu Zootechniki Akademii Rolniczej. Jest to informacja sprawdzona i z całą pewnością prawdziwa.
E
ew
16 sierpnia 2014, 18:44
Jakoś nie mam pewności co do Twojej pewności :(