Czy samobójstwo jest rozwiązaniem?

Życie zawsze pozostaje wielkim darem i łaską, także wtedy, kiedy bywa bardzo ciężkie (fot. shutterstock.com)
Józef Augustyn SJ / slo

Pytanie to otrzymałem na spotkaniu z licealistami. Ponieważ miało ono miejsce poza zajęciami szkolnymi, przyszli jedynie ci, którzy chcieli. Od samego początku spotkania panowała atmosfera skupienia i powagi. Młodzi ludzie chcieli usłyszeć odpowiedź na pytania, które sami wcześniej zadali anonimowo i przesłali mi je na kilka tygodni przed zaplanowanym spotkaniem.

Poza banalnymi pytaniami typu: "Czy wolno się całować?", jakie nastolatki zadają każdemu księdzu na religii, były pytania bardzo poważne, a niektóre - bardzo trudne. Czułem, że za pewnymi pytaniami kryją się wielkie osobiste dramaty: cierpienie, zagubienie, poczucie nieszczęścia czy też zaglądająca w oczy rozpacz. Inne pytania z kolei odzwierciedlały otwarcie na przyszłość, optymizm, fascynację i ciekawość życia. Dla wielu z nich spotkanie było okazją, by zapytać - choćby krótko i anonimowo - o jakąś ważną dla siebie sprawę.

Ponieważ przytoczone pytanie było anonimowe, nie miałem okazji zobaczyć pytającego i spojrzeć mu w oczy, usiłując odgadnąć, czy zadawał je tylko "teoretycznie", bawiąc się w filozofa, jak czyni to wielu młodych ludzi, czy też może sam walczył z pokusą targnięcia się na swoje życie. Nie mogąc poznać okoliczności, w jakich powstało to pytanie, spróbujmy zatem wyobrazić sobie dwie różne sytuacje, w jakich mogło się ono narodzić oraz udzielić dwóch krótkich odpowiedzi.

Wyobraźmy więc sobie najpierw młodego człowieka, który poprzez przekraczanie i łamanie wszystkich barier, nakazów i zakazów, jakie dla obrony człowieka stawiane są przez Boga i przez ludzi, sam doprowadza się do granic życia i śmierci. Następnie przyjrzyjmy się nastolatkowi, który jest doprowadzony do granic śmierci przez wielkie krzywdy, jakich doznał od ludzi. Ponieważ życie jawi mu się jako wieczne cierpienie, wyciąga wniosek, iż lepiej ze sobą skończyć, niż tak bardzo się męczyć.

DEON.PL POLECA

W pierwszej sytuacji mamy przed sobą młodego człowieka, którego rozpiera jakaś nienasycona chciwość doznań i wrażeń. Wydaje mu się, że cały świat należy tylko do niego, ponieważ czuje się młody. Uważa, że jest panem swojego życia. Jego życiowe plany wydają się dobrze streszczać słowa głupiego bogacza: Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! (Łk 12, 19). Wszystkich traktuje z góry. Wydaje mu się, że wystarczy powiedzieć sobie, że wszystko zależy tylko od niego, a wówczas to, co dla innych jest zabronione i niedostępne, dla niego stoi otworem. Wszelkie granice zostają zniesione, wszystko mu wolno. Nikt nie ma prawa niczego mu nakazywać, zakazywać lub czegokolwiek od niego żądać.

Z czasem jednak zauważa, że to, co miało być dla niego źródłem nieograniczonego szczęścia, staje się źródłem śmiertelnej nudy. Łatwość, z jaką wszystko osiąga, nudzi go. Owa śmiertelna nuda sprawia, że to, do czego sam dążył i czego sam szukał, zaczyna go męczyć. I chociaż zaspokaja wszystkie swoje namiętności, to jednak czyni to z taką nudą, że już przestaje czerpać z tego jakąkolwiek przyjemność. Zauważył, że z narastaniem znudzenia narasta straszny gniew na ludzi. Im ktoś jest lepszy, świętszy, tym większą wywołuje w nim złość. A to, co w innych ludziach budzi odrazę i wstręt, jemu się podoba.

Ów młody człowiek szybko odkrywa, że obok niego istnieją ludzie jemu podobni, którzy myślą podobnie. I choć łamie wszystkie zakazy i nakazy, to jednak jego odwaga jest pozorna. Bardzo boi się, aby nie został zdemaskowany, ukarany, odrzucony. Gdzieś w głębi swojej świadomości wie, że robi coś dziwnego, strasznego i obrzydliwego. Żyje tak przez wiele tygodni i miesięcy. Z czasem rodzi się w nim beznadzieja i rozpacz. Czuje się osaczony. Wie, że musi z tym skończyć, ale nie wie jak. A może odebrać sobie życie? Zadaje sobie więc pytanie: "Czy samobójstwo nie jest dobrym rozwiązaniem tej sytuacji?".

Świadome i rozmyślne paktowanie ze złem kończy się często tragicznie. Przed wielu ludźmi, nieraz w bardzo młodym wieku, otwiera się swoiste piekło tylko dlatego, iż dali się uwieść fascynacjom demonicznym. Zapłatą za rozmyślne paktowanie ze złem i ze Złym jest śmierć (por. Rz 6. 23); taka, która przychodzi z nadużycia narkotyków, poprzez cudzą agresję i gwałt czy też targnięcie się na własne życie. Wszystko to jest ciemne, smutne i tragicznie bolesne.

Jak ten młody człowiek mógłby uratować własne życie? Musiałby najpierw uznać, że bardzo się zagubił. Musiałby też wyznać wiarę w Tego, który jest Panem życia i śmierci. Byłoby to możliwe, gdyby zaufał ludziom i rozpoczął wszystko od nowa.

I druga sytuacja. Pytanie "Czy samobójstwo jest życiowym rozwiązaniem?" zadaje młody człowiek w zupełnie odmiennej sytuacji. Od maleńkości bardzo cierpi. Jego ojciec jest alkoholikiem. W dzieciństwie upokarzał go i znęcał się nad nim. Teraz obaj żyją obok siebie we wzajemnej skrywanej wrogości. Matka jest osobą zagubioną i wiecznie nieszczęśliwą. Sama jest zbyt udręczona własnym życiem, aby móc interesować się życiem dziecka. Ten młody czlowiek ma wiele kompleksów w stosunku do rówieśników. Czuje się przez nich upokarzany. Tęskni za przyjaźnią, ale boi się kontaktów z ludźmi. Ma wrażenie, że wszyscy go odrzucają i pogardzają nim. Tęskni za miłością, ale tak bardzo boi się odrzucenia, iż woli nie ryzykować znajomości z dziewczyną. Jest też zbyt niezaradny, by odnosić sukcesy w nauce. Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że jest najgorszy, a nauczyciele nie umieją docenić jego wysiłków i starań.

Oczywiście wokół niego jest wiele ludzi mu życzliwych, ale widząc jego wieczny smutek - odsuwają się od niego. On zaś, chociaż często poniża się we własnych oczach, w głębi serca jest zbyt dumny, by prosić
o odrobinę zainteresowania, życzliwości i ludzkiego ciepła. Żyje więc na uboczu i czuje się śmiertelnie samotny - samotny w domu z pijanym ojcem i bezradną matką, samotny wśród rówieśników. Początkowo szuka ucieczki w książkach, ale towarzystwo papierowych bohaterów niewiele mu pomaga. Uważa się za wierzącego, ale jego religijność jest tak obca życiu, że nie przynosi mu żadnej ulgi i nie pomaga mu w rozwiązaniu problemu.
W umęczonym sobą i swoją samotnością człowieku rodzi się pytanie: "Czy warto tak się męczyć całe życie? Czy nie lepiej tego przerwać?". Kiedy dopuszcza on do siebie takie pytania, ogarnia go jakiś straszliwy lodowaty chłód. Nigdy nie myślał realnie o przerwaniu własnego życia, nigdy też niczego nie planował, ale myśl o samobójstwie przyssała się do jego mózgu jak pijawka. Narzuca się mu w momentach trudnych i staje przed nim jako "diabelskie" pocieszenie: "Miałbym wreszcie święty spokój". Gdzieś w głębi jego duszy plącze się myśl, że popełniając taki straszny czyn, mógłby doświadczyć słodkiej zemsty na wszystkich, którzy go odrzucali, lekceważyli i poniżali. Nie obawia się wiecznego potępienia, ale powstrzymuje go przede wszystkim strach. Może bardziej niż strachu obawia się także zranienia swojej matki. "To by ją zabiło" - mówi sobie.

Zebrałem tutaj wszystkie możliwe nieszczęścia młodego człowieka, choć - jak pokazuje życie - tylko jedno z nich bywa nieraz motywem targania się na swoje życie. Czy więc samobójstwo jest rozwiązaniem życiowych problemów? Nigdy. Życie zawsze pozostaje wielkim darem i łaską, także wtedy, kiedy bywa bardzo ciężkie.

Aby pomóc młodemu człowiekowi, trzeba by go - w przenośni i dosłownie - przygarnąć, przytulić i zachęcić do otwarcia na innych. Jego śmiertelna samotność jest nie tylko owocem niesprzyjających warunków
w domu, w szkole czy też wśród rówieśników, ale także jego izolacji, w której lęk przez odrzuceniem miesza się z ukrytą pychą i maskowaną wyniosłością. Czuje się śmiertelnie samotny, ponieważ nieustannie dokonuje wyboru takiej samotności.

"Nie jesteś sam. Wokół ciebie jest wiele bardzo życzliwych osób, które gotowe są przyjść ci z pomocą. Jeżeli do tej pory nie udzieliły ci jej, to tylko dlatego, że od nich uciekałeś" - oto podstawowa informacja, jaką
- w klimacie ciepła, serdeczności i akceptacji - trzeba by skierować do tego młodego człowieka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy samobójstwo jest rozwiązaniem?
Komentarze (24)
R
robert_b
3 czerwca 2010, 18:51
robert_b, Niebo i R - dziękuję. <a href="http://www.youtube.com/watch_popup?v=HsEDCckARGg">Mam jeszcze dużo w zanadrzu :-)</a> Błękitne Niebo, mam prośbę :) Widzę, że mogę śmiało Ciebie zapytać :P Poszukuję pieśni/piosenki...leci ona mniej więcej tak: "Pan jest Pasterzem moim, niczego mi nie braknie, na zielonych niwach pasie mnie...". Problemem nie jest znalezienie tytułu, tylko odpowiedniej wersji, tzn. Czy masz gdzieś w zanadrzu tę piosenkę, tylko w "szybkiej" wersji :) ? aaaA i szukam jeszcze "Oto są baranki młode..." też w szybkiej wersji :P. Tak więc, jeśli rozumiesz mniej więcej o co mi chodzi to z góry dzięki za odpowiedź. Pozdrawiam.
TW
trzeba wyjść do ludzi
3 czerwca 2010, 08:21
zobaczyć, że każdy ma jakies problemy.
S
samotność
3 czerwca 2010, 08:19
jest przyczyna samobójstw. ludzie nie widzą wyjścia z wielu sytuacji i nie maja odwagi poprosić nikogo o pomoc.
NW
nie wiemy co czuje samobójca
3 czerwca 2010, 08:16
mógłby nam to powiedzieć któś, kto próbowal targnąć się na własne życie. tylko czy taka osoba miałaby odwagę to zrobić? nie mamy prawa żądac od nikogo takiego poświecenia. przecież natychmiast byłaby narażona na mnóstwo ataków. i po co? w imie czego? żeby udowodnic jaki jest słaby? nie dowiemy sie tak naprawdę nigdy - bo to bardzo osobista sprawa. samobójstwo jest potepiane przez Kościól i zakazane przez Boga. nie jest to dobre wyjście z sytuacji problemowej. w każdej sytuacji jest dobre wyjście - trzeba tylko umieć je znaleźc. wielokrotnie potrzebna jest pomoc drugiego człowieka. tylko ten drugi człowiek musi wiedziec o problemie. wielokrotnie ludzi zyja z problemami nikomu nic nie mówiąć - chociaż rozwiązanie może być proste
S
samobójca
3 czerwca 2010, 00:54
Po 1 - nigdy sie nie nudzę i nigdy nie mam na to czasu. Po 2 - na nikogo się nie gniewam - to ty projektujesz na mnie swoją złość. Po 3 - nie ma w was żadnego dobra którego macie pełne usta. Po 4 - nie jestes lekarzem (chyba że konowałem).
LS
lekarz samobójcy
3 czerwca 2010, 00:46
"Zauważył, że z narastaniem znudzenia narasta straszny gniew na ludzi. Im ktoś jest lepszy, świętszy, tym większą wywołuje w nim złość." A już szczególnie katolstwo.
S
samobójca
3 czerwca 2010, 00:41
robert_b, Niebo i R - dziękuję.
S
samobójca
3 czerwca 2010, 00:35
Do Jerzego S. Wyobraźmy więc sobie najpierw młodego człowieka, który poprzez przekraczanie i łamanie wszystkich barier, nakazów i zakazów, jakie dla obrony człowieka stawiane są przez Boga i przez ludzi, sam doprowadza się do granic życia i śmierci. Bóg dał człowiekowi wszystko do życia. To my stawiając się ponad swojego Pana, Stówrcę i Ojca odrywamy się od Niego i bez tego zyciodajnego Krzewu Winnego giniemy. [/qoute] Nie masz żadnego prawa twierdzić że łamię Boskie zakazy albo że stawiam sie ponad Stwórcę bo ja tego nie robiłem i nie robię. Tu chyba powinny nastąpić twoje przeprosiny, bo właśnie wykazałeś się bezsensowną agresją. i NIE JESTEM młodym człowiekiem. Warto szanować każdego rozmówcę a nie z góry zakładać, że jest od ciebie gorszy i że możesz go bezkarnie poniżyć. To jest właśnie wasze katolstwo. To jest to, przez co ludzie traca wiarę, odchodzą od Kościoła i od Boga takiego, jakiego im prezentujecie, stworzonego na wasz obraz i podobieństwo. I może tak jest, że jeszcze nikt nie pokazał Ci prawdziwie kochającego Cię Boga i nie miałeś szansy doświadczyć wspólnoty ludzi gdzie w centrum jest Chrystus (zaprzeczenie przeróżnych koterii i grup wzajemnej adoracji) Ty go nie pokazujesz.
Grażyna Urbaniak
2 czerwca 2010, 22:32
R -" W towarzystwie pewnych siebie katolików , niepewny siebie niesczęśliwy człowiek, czuje sie jescze bardziej nieszcęśliwy" Zgoda, niepewny siebie, nieszczęśliwy człowiek czuje się gorzej w towarzystwie ludzi pewnych siebie, niezależnie od tego czy są katolikami czy wyznawcami Buddy. Ale sformułowanie "pewnych siebie katolików" jest nadużyciem, bo  nikt nie dowiódł naukowo, że katolicy wyróżniają się szczególną pewnością siebie. Wręcz przeciwnie, przypisuje się im wybujałe poczucie winy.
R
R
2 czerwca 2010, 22:22
Doprowadzić człowieka do skrajnej rozpaczy a potem obwiniać go o brak zaufania do Boga. Oto linia postępowania katolików. My zatruliśmy mu życie tak, że załamał się ostatecznie i nie ma siły dalej iść, ale go o to oskarżmy, przerzućmy ciężar winy ze swoich barków na niego, bo to jest dla nas wygodne. Najważniejsze jest nasze dobre samopoczucie a on może się zabić, jest sam sobie winien. W naszym wyobrażeniu. I dotyczy to nie tylko nastolatków, ale ludzi w każdym wieku. Podobno Bóg rozliczy, ale Jego się nie boimy bo przecież powtarzaliśmy "Panie, Panie", pisalismy miliony okrągłych zdań, udawaliśmy pobożnych i pogrążaliśmy tych, ktorzy są spoza naszego towarzystwa wzajemnej adoracji. Cos jest na rzeczy. W towarzystwie pewnych siebie katolików, niepewny siebie niesczęśliwy człowiek, czuje sie jescze bardziej nieszcęśliwy. Ale pozory zawsze mylą, samobójco. Może to Ty jestes bliżej Boga od nich? Pozdro.
Jurek
2 czerwca 2010, 22:01
Panie, Ty masz słowa życia wiecznego, do kogóż pójdziemy.
Jurek
2 czerwca 2010, 21:59
Bradzo lubię Psalm 139. Kiedy jest mi ciężko modlę się nim.
Jurek
2 czerwca 2010, 21:35
Robercie, przytoczyłem ten fragment tylko dlatego, że kolega o nicku samobójca dokonał moim zdaniem neisłusznego uogólnienia Doprowadzić człowieka do skrajnej rozpaczy a potem obwiniać go o brak zaufania do Boga. Oto linia postępowania katolików Z tego wynika, że z zasady katolik to ktoś kto  doprowadza człowieka do rozpaczy, a później go obwinia. I jest też druga wartość tego tekstu: zapobiegawcza, wyprzedzająca stan człowieka doprowadzonego do decyzji samobójstwa. Chociaz zdaję sobie sprawę, że jest to zaledwie dotknięcie problemu.
R
robert_b
2 czerwca 2010, 19:19
samobójco, wczytaj się dobrze w tekst ojca Augustyna. Chociażby ten fragment: Wyobraźmy więc sobie najpierw młodego człowieka, który poprzez przekraczanie i łamanie wszystkich barier, nakazów i zakazów, jakie dla obrony człowieka stawiane są przez Boga i przez ludzi, sam doprowadza się do granic życia i śmierci. Bóg dał człowiekowi wszystko do życia. To my stawiając się ponad swojego Pana, Stówrcę i Ojca odrywamy się od Niego i bez tego zyciodajnego Krzewu Winnego giniemy. I nie dziw się, że uogólnienia które robisz, agresja z jaką to czynisz powoduje niechęć drugiego człowieka. I może tak jest, że jeszcze nikt nie pokazał Ci prawdziwie kochającego Cię Boga i nie miałeś szansy doświadczyć wspólnoty ludzi gdzie w centrum jest Chrystus (zaprzeczenie przeróżnych koterii i grup wzajemnej adoracji) Czasami jesteśmy tak bardzo skaleczeni bolesnym doświadczeniem, że nie potrafimy otworzyć się na dobro. A tylko otwarcie na dobro, na to najwyższe dobro jakim jest Bóg daje szansę na życie. JurekS, odnoszę wrażenie, że pierwszą część Twojego postu samobójca może zinterpretować, tak jak to opisał w swoim pierwszym wpisie. Ty go pouczasz, że sam jest sobie winien. Nie znasz Go, a piszesz, co mu dolega. Tak nie można uogólniać. Osoby, które myślą o tej strasznej rzeczy jakim jest samobójstwo potrzebują wsparcia, pocieszenia, dobrego słowa, pokrzepienia...i tego co napisałeś w drugiej części Twojego wpisu i co jest najważniejsze, czyli "że jeszcze nikt nie pokazał Ci prawdziwie kochającego Cię Boga i nie miałeś szansy doświadczyć wspólnoty ludzi gdzie w centrum jest Chrystus". Bliskość ludzi jest najważniejsza! A kiedy się czyta wpisy na tym forum, to czasem można mieć wątpliwości czy taka wspólnota tutaj istnieje. samobójco,  "ci o zdrowym,nie zaklompleksionym podejsciu do wiary, zycia, drugiego czlowieka" stanowią na bank większość ;), trzymaj się.
Jurek
2 czerwca 2010, 18:49
samobójco, wczytaj się dobrze w tekst ojca Augustyna. Chociażby ten fragment: Wyobraźmy więc sobie najpierw młodego człowieka, który poprzez przekraczanie i łamanie wszystkich barier, nakazów i zakazów, jakie dla obrony człowieka stawiane są przez Boga i przez ludzi, sam doprowadza się do granic życia i śmierci. Bóg dał człowiekowi wszystko do życia. To my stawiając się ponad swojego Pana, Stówrcę i Ojca odrywamy się od Niego i bez tego zyciodajnego Krzewu Winnego giniemy. I nie dziw się, że uogólnienia które robisz, agresja z jaką to czynisz powoduje niechęć drugiego człowieka. I może tak jest, że jeszcze nikt nie pokazał Ci prawdziwie kochającego Cię Boga i nie miałeś szansy doświadczyć wspólnoty ludzi gdzie w centrum jest Chrystus (zaprzeczenie przeróżnych koterii i grup wzajemnej adoracji) Czasami jesteśmy tak bardzo skaleczeni bolesnym doświadczeniem, że nie potrafimy otworzyć się na dobro. A tylko otwarcie na dobro, na to najwyższe dobro jakim jest Bóg daje szansę na życie.
S
samobójca
2 czerwca 2010, 17:19
@samobojco W50% (na oko)jest tak jak piszesz ale sa tez ci inni o zdrowym,nie zaklompleksionym podejsciu do wiary, zycia, drugiego czlowieka. Miałem taką nadzieję. Bogu dzięki.
R
R50
2 czerwca 2010, 17:17
 @samobojco W50% (na oko)jest tak jak piszesz ale sa tez ci inni o zdrowym,nie zaklompleksionym podejsciu do wiary, zycia, drugiego czlowieka.Moze mialam szczescei bo spotykalam ta druga polowe a moze to Laska... pozdrawiam Cie :))) @salome tez Cie pozdrawiam:))
S
samobójca
2 czerwca 2010, 17:04
Zaiste, biedni są ci "niepewni siebie ludzie, którzy muszą potwierdzać swoją tożsamość atakowaniem innych" Własnie, więc po co mnie zaatakowałaś? Bo słusznie wzięłaś do siebie moje uwagi o prostactwie i agresji. Pokazałaś że jestes taka jak opisałem.
Grażyna Urbaniak
2 czerwca 2010, 16:59
Zaiste, biedni są ci "niepewni siebie ludzie, którzy muszą potwierdzać swoją tożsamość atakowaniem innych"
S
samobójca
2 czerwca 2010, 16:50
internet został zdominowany przez tych agresywnych i dość prostych (katolików) To ty samobójco rzeczywiście masz zaburzony przez chorobę obraz świata. Może pora zmienić lekarza? Nawet pobieżna obserwacja ukazuje, że większość "dominatorów" internetu jest daleka od katolicyzmu. Gdybyś użyła rozumu to byś zauważyła, że mowa jest o katolikach w odpowiedzi na pytanie Xaviera. Może tobie by się przydała psychoterapia na ograniczenie agresji. I uważaj, bo każdy organ nieużywany zanika.
Grażyna Urbaniak
2 czerwca 2010, 16:40
internet został zdominowany przez tych agresywnych i dość prostych (katolików) To ty samobójco rzeczywiście masz zaburzony przez chorobę obraz świata. Może pora zmienić lekarza? Nawet pobieżna obserwacja ukazuje, że większość "dominatorów" internetu jest daleka od katolicyzmu.
K
koszałek
2 czerwca 2010, 16:40
Ładny tekst, przydałoby się więcej - ja już nie nastolatka, od 17 lat niemal codziennie zadaję sobie tytułowe pytanie... i jakoś żyję:) I modlę się o wiarę. @samobójco, katolików, za przeproszeniem, jak mrówków. Internet to taki wycinek Babilonu, mnie coraz bardziej męczy, ale lubię i zajrzeć, i coś skrobnąć. Pozdrawiam.
S
samobójca
2 czerwca 2010, 16:16
Hej, co rozumiesz pod słowem "katolików"? Czy nie przesadzasz z tym uogólnieniem? Możliwe - internet został zdominowany przez tych agresywnych i dość prostych, którzy wymachują swoją ortodoksją jak maczugą i są gotowi nawet mordować, nie tylko przeciwników, ale i wszystkich których chociażby nie znają. Biedni, niepewni siebie ludzie, często neofici, którzy muszą ciągle potwierdzać swoją katolickość atakowaniem innych, bez tego nie mogą zaistnieć.
S
samobójca
2 czerwca 2010, 13:24
Doprowadzić człowieka do skrajnej rozpaczy a potem obwiniać go o brak zaufania do Boga. Oto linia postępowania katolików. My zatruliśmy mu życie tak, że załamał się ostatecznie i nie ma siły dalej iść, ale go o to oskarżmy, przerzućmy ciężar winy ze swoich barków na niego, bo to jest dla nas wygodne. Najważniejsze jest nasze dobre samopoczucie a on może się zabić, jest sam sobie winien. W naszym wyobrażeniu. I dotyczy to nie tylko nastolatków, ale ludzi w każdym wieku. Podobno Bóg rozliczy, ale Jego się nie boimy bo przecież powtarzaliśmy "Panie, Panie", pisalismy miliony okrągłych zdań, udawaliśmy pobożnych i pogrążaliśmy tych, ktorzy są spoza naszego towarzystwa wzajemnej adoracji.