Jak żyć we właściwym rytmie?
Dla tego, kto chce żyć sensownie, etapy dojrzewania przekazane w rytmie siedmioletnim są z pewnością ogromną pomocą. Założenie, iż życie człowieka zmienia się w rytmie siedmioletnim, nie jest bynajmniej fantazją, lecz wydaje się mieć oparcie w doświadczeniach. Te doświadczenia już od dawnych czasów wiązane były z Kosmosem, to znaczy przypisywane określonym znakom gwiezdnym lub obrazom planet. Nie miało to jednak nic wspólnego z astrologią, która chce wywodzić los człowieka z wpływu ciał niebieskich i potem formułować przepowiednie w horoskopach.
W tych kosmicznych obrazach ludzie próbowali uwieczniać swoje doświadczenia i nawiązać relację z Kimś większym od siebie. Można w tym dostrzec pokorne uznanie człowieka, że jest on związany nie tylko z naturą, która go bezpośrednio otacza, ale że całe ludzkie życie jest włączone w ogromny, kosmiczny ruch.
We wszystkich epokach ludzie wiązali swoje osobiste doświadczenia z pewnym uniwersalnym systemem. Z rytmu Kosmosu, z ruchu ciał niebieskich wyprowadzany był rytm życia ludzkiego. Według tego mitologicznego wyobrażenia są w Kosmosie pewne ruchy, które odpowiadają życiu ludzkiemu i mogą na nie wpływać. Taka interpretacja powiązania pomiędzy tym, co kosmiczne, a tym, co ludzkie, jest opisywana w rytmie rozwoju życia „na siedem”, przy czym niektóre odstępy czasowe obejmują także podwójny rytm „na siedem”.
Pierwsza z tych faz obejmuje czas od narodzin do siódmego roku życia. W obrazie kosmicznym jest ona przyporządkowana ciału niebieskiemu najbliższemu Ziemi, czyli Księżycowi. Człowiek ulega w tym czasie przemianom podobnie jak Księżyc i przeżywa fazy przybywania i ubywania. Przede wszystkim dziecku „przybywa” uczuć – przyczyną są procesy umysłowe. Dziecko żyje swoimi uczuciami; matki i ojca doświadcza przede wszystkim w sposób emocjonalny. Uczy się przyboru i odpływu sił życiowych, co odpowiada przybywaniu i ubywaniu Księżyca. Podobnie jak Księżyc otrzymuje swoje światło od Słońca, także dziecko uzyskuje swoją siłę życiową ze związków z ludźmi, którzy żyją razem z nim. Księżyc jest dzieckiem Ziemi i Słońca, które to dziecko – jak widzimy – wciąż zmienia się na niebie; podobnie też rośnie chłopak czy dziewczyna: dzieci są zależne i niesamodzielne, zaczynają się powoli zakorzeniać, postrzegają swój świat i otoczenie raczej intuicyjnie i bezrefleksyjnie. W mitologii Słońce rządzi dniem, a Księżyc nocą, która jest symbolem podświadomości – otulającej dziecko przez siedem pierwszych lat jego życia. Intensywnie przeżywa ono światło i ciemność, przeżywa ten kontrast często także jako coś niepokojącego.
W tej fazie tworzą się podstawy całej osobowości, uczuć i zdolności. Przede wszystkim w głębokiej więzi z najbliższymi osobami, głównie z matką, rozwija się w dziecku pierwotna ufność. Ta pierwotna ufność jest dla dalszego życia niezwykle ważna, ponieważ jakość wczesnych doświadczeń dziecka istotnie odciska się na późniejszym odczuwaniu, myśleniu i zachowaniu.
Metal, który w mitologii przyporządkowany jest Księżycowi – to srebro. Piękny, srebrzysty dźwięk cymbałów, dzwonków i triangla odpowiada jakości tej pierwszej fazy wzrastania człowieka.
Także wielkie święta religijne orientują się na cykl Księżyca: Wielki Post, Pięćdziesiątnica, cały w ogóle cykl wielkanocny. Sama pierwotna ufność także jest związana z religią – jest to uczucie bycia podtrzymywanym, niesionym i przyjętym, wszystko jedno, czy w świetle, czy w ciemnościach.
Pod koniec pierwszego siedmioletniego cyklu dziecko wychodzi z tego najwcześniejszego procesu stawania się samym sobą i wyrywa się z ciasnego kręgu rodziców i rodzeństwa. W szkole, w obecności nauczycieli i kolegów, zaczyna się drugi rozdział życia, który ma swój kosmiczny odpowiednik w Merkurym i któremu jako metal przyporządkowana jest rtęć. Merkury i rtęć symbolizują nowe zachowanie dorastających ludzi: w tej drugiej siedmioletniej fazie człowiek zwraca się od wnętrza na zewnątrz. Jest niespokojny i szuka komunikacji z innymi ludźmi i rzeczami. Merkury jest bogiem wymiany i handlu – dziecko zaczyna działać coraz bardziej samodzielnie, uwalniać się od ciasnych powiązań, a jego proces usamodzielniania się staje się bardziej zróżnicowany. Jest teraz pełne życia, ale już w inny sposób, i informuje innych o swoich nowych możliwościach. Staje się samodzielne, wychodzi na zewnątrz, odkrywa świat – i próbuje wielu rzeczy, także tych zakazanych. W szkole i poza nią poznaje innych ludzi i chce rozumieć nowe zależności – dzieci są teraz żądne wiedzy i chcą same doświadczać realiów życia. Czytają nocami pod kołdrą przy świetle latarki, na rowerach i deskorolkach doświadczają swojej mobilności, a w kontaktach z drugimi uczą się udoskonalać mowę i pismo. Zdobycie świata jest ważniejsze niż odpowiedzialność za życie, wszystko jest przyjmowane z zaciekawieniem i łatwością.
W tej fazie rosną także stałe zęby. Jest to symbolem tego, że trzeba już samemu przedzierać się przez życie. Na początku tej odkrywczej podróży dziecko fascynują historie o zbójcach i przygody, potem – gwiazdy futbolu i muzyki pop. Dźwięk bębnów i piszczałek jest symbolem pragnienia wyrażenia siebie samego i samookreślenia, pragnienia znamionującego ten czas.
Druga faza życia kończy się z 14. rokiem i zostaje zastąpiona przez duże podwójne łuki siedmioletnie – od 14. do 21. roku życia i od 21. do 28. Ów podwojony rytm siedmioletni to czas dojrzewania, seksualności – i jest on zarządzany przez planetę Wenus, boginię miłości. Metalem przypisanym tej fazie jest połyskująca na czerwono miedź. Czas ten symbolizują melodyjnie brzmiące instrumenty, takie jak skrzypce i flet. Seksualność jest w tej fazie szczególnie ważna – młodzi ludzie wypróbowują wszystko, a pierwsza miłość często bywa najgorętsza. Po raz pierwszy rozbłyska „Ja”: tożsamość bycia mężczyzną lub kobietą jest przyjmowana świadomie. Cała ta faza naznaczona jest szukaniem relacji z płcią przeciwną. Pierwsze przeżycia wydają się prawie nierzeczywiste, jak sen. Dopiero w drugiej części tego podwójnego siedmioletniego rytmu tęsknota za osobami płci przeciwnej stopniowo się wyjaśnia i staje się bardziej realistyczna. Młodzież rozkwita najpiękniej między 14. a 21. rokiem życia – i wtedy także zaczyna się „powaga życia”: kończy się szkołę, zaczyna się lub kończy kształcenie zawodowe. Myśli się także o stałym związku.
W sumie faza ta jest czasem, w którym człowiek zaczyna „ustawiać się” życiowo. Z entuzjazmem rozwija się także fizycznie i psychicznie. W drugiej fazie Wenus, między 21. a 28. rokiem życia, zaczynają się pierwsze rozczarowania, które powoli ściągają młodego człowieka z hulanek i bujania w jego świecie marzeń – znów na ziemię. Oczywiście, chciałoby się chętnie zachować jak najdłużej ten czas rozkwitającego życia, jednak wybujałe uczucia przechodzą pod koniec tej fazy w nową rzeczywistość. Jest ważne, aby człowiek przeżył emocje i „szaleństwa”, które rozgrywają się w duszy raz wykrzykującej radośnie ku niebu, a raz śmiertelnie zasmuconej. Kto tego nie przeżywa, będzie prawdopodobnie w późniejszym wieku próbował nadrobić to, czego zaniedbał w tym czasie.
W tym okresie życia zazwyczaj następuje ostateczne oddzielenie się od rodziców – teraz człowiek podąża już swoją własną drogą, niekiedy być może błędną. Narodził się człowiek romantyczny – z głową pełną ideałów, a przede wszystkim pełen uczuć. Kto w tym wieku nie ma żadnych ideałów, ten później, gdy przeminą marzenia, z trudem będzie zdolny do prawdziwego entuzjazmu. Uczucia, marzenia, ideały, seksualność, nawiązywanie stosunków – oto najważniejsze doświadczenia tego okresu życia.
Niestety, wielu młodym ludziom przeżywanie tego podwójnego siedmioletniego rytmu między 14. a 28. rokiem życia sprawia trudność, gdyż w wieku 14 czy 15 lat traktuje się ich, jakby byli faktycznie dorośli. Przesycenie szkoły nauką stanowi dodatkową przeszkodę w przeżywaniu doświadczeń właściwych dla tego wieku. Zamiast marzycieli czy idealistów, nasze społeczeństwo chce mieć jednostki zawczasu dojrzałe, specjalistów przygotowanych do życia zawodowego, nakierowanych na osiąganie celów.
Po podwójnym siedmioletnim okresie życia między 14. a 28. rokiem, który to okres ze względu na swoją emocjonalność ma raczej charakter doświadczenia kobiecego, przychodzą między 28. a 42. rokiem połączone ponownie dwa okresy siedmioletnie: siedem lat wznoszenia się i siedem lat opadania. Ten odcinek czasu naznaczony jest kosmicznym obrazem Marsa, któremu w mitologii przypisuje się głównie cechy męskie. Jednak te cechy, które tutaj są istotne, przynależą tak samo do świata przeżyć kobiecych.
W fazie Marsa człowiek tryska energią i siłą. Symbolem tego jest żelazo – metal przypisany temu właśnie okresowi życia; żelazo nadaje ziemi stabilność, za pomocą zaś instrumentów muzycznych typowych dla tej fazy: kotłów i trąbek, człowiek zdobywa posłuch oraz wybija sobie i innym rytm marszu. Teraz chodzi o moc, o karierę, o siłę przebicia i energię. Pomiędzy 28. a 35. rokiem mężczyzna i kobieta walczą o swoje miejsce w życiu. To jest czas, w którym urzeczywistniają się marzenia i cele.
Przede wszystkim dla mężczyzn czas ten stanowi demoniczną pokusę: zwycięstwo za wszelką cenę, egoizm i bezwzględność. Społeczeństwo akceptujące rozpychanie się łokciami osiąga swój największy potencjał właśnie u ludzi znajdujących się w fazie Marsa. To jest czas właściwy dla tych, którzy szybko rozprawiają się ze stającymi im na drodze. Energiczny dyrektor banku, szefowa agencji, młody przedsiębiorca odnoszący sukcesy, eleganckie typy w polityce i życiu publicznym – oni to szczególnie wyraźnie reprezentują charakterystyczne cechy tego okresu.
Relacje koncentrują się w tym czasie przede wszystkim na polu walki zawodowej. U mężczyzn jest to zrozumiałe samo przez się i usprawiedliwione, gdy tymczasem kobiety przejawiające takie same zachowania kwalifikowane są pogardliwie jako „emancypantki”. W tym właśnie okresie kobiety nierzadko przeżywają pragnienie pójścia w nowym kierunku, wyzwolenia się spod zależności od męża, rodziny i dzieci. Ale także jako matka i gospodyni domu potrzebuje kobieta siły przebicia wobec dorastających dzieci i wobec męża.
Dopiero w drugiej połowie tego liczącego dwakroć po siedem lat okresu, a więc pomiędzy 35. a 42. rokiem życia, zazwyczaj kiełkuje przekonanie, że tak rygorystyczne podejście do pracy i życia prywatnego nie jest być może najwłaściwszą rzeczą. Pojawia się zrozumienie, że niektóre rzeczy da się osiągnąć łatwiej i lepiej, jeśli się postępuje roztropnie. Okazuje się, że walka, myślenie w kategoriach sukcesu i nieustępliwość nie zawsze prowadzą do upragnionego celu. Pod koniec fazy Marsa ludzie powracają do rzeczywistości ze świadomością, że drzewa nie rosną aż do nieba... Znów zdobywają uznanie cnoty mądrości i powściągliwości.
Jeśli człowiek przebrnie pomyślnie przez tę fazę, zyskuje – jako pozytywne cechy – dyscyplinę, wewnętrzny i zewnętrzny porządek oraz umiejętność pracy z określonym celem.
Ta faza wywiera jednakże wpływ na człowieka nie tylko przez to, że daje mu siłę i moc do odnoszenia zwycięstw. Owszem, człowiek w tym okresie przeżywa konflikty, przegrywa, doznaje klęsk. W tej właśnie fazie, w wieku 33 lat, umarł Jezus. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie przyjmują w tym wieku „krzyż życia”. Typowym rysem schyłku fazy Marsa jest to, że człowiek uznaje, iż pomimo pewnych porażek musi zaakceptować swoje życie, ale także swoją śmierć.
Wraz z rozpoczęciem 42. roku życia otwiera się znowu podwójny okres siedmioletni. Mitologicznym przewodnikiem jest Jupiter, któremu z metali odpowiada cyna. Typowy dźwięk tego czasu wydają instrumenty o rejestrach tenorowych i basowych, takie jak róg, wiolonczela, fagot i trąbka. Człowiek odczuwa, że jego wojowniczość stopniowo się uspokaja i że nie chodzi już tylko o to, by zwyciężać (lub przegrywać) w zmaganiach. Zaczyna nabywać dystansu do rzeczy.
W pierwszej części tego okresu życiowego, a więc w wieku od 42 do prawie 50 lat, człowiek czuje, że walka toczona w fazie Marsa zatarła przed nim wiele ważnych rzeczy. Teraz ludzie zwracają się ku samym sobie, więcej przemyśliwują, niektórzy skłaniają się ku wierze – idą swoją drogą wolniej i traktują swoje życie spokojniej.
Na ten czas przypada także uznanie, że wszystko, co rośnie, podlega stawaniu się i przemijaniu. Opadają silne napięcia. Człowiek nie czuje się już tak poganiany i nastawiony na walkę, w swoim wnętrzu dostrzega i rozumie nowe zależności. Doświadczenia te prowadzą do tego, że choć problemów nie traktuje z obojętnością, to jednak ze spokojem i dystansem. Nie daje się już tak łatwo „zwariować”, a dzięki rosnącemu doświadczeniu życiowemu uzyskuje nowy wgląd i dochodzi do nowych konkluzji. Są to pierwsze kroki ku mądrości. Cele przenoszą się coraz bardziej z rzeczy zewnętrznych – kariera zawodowa, samochód, dom, wojaże wakacyjne – do wewnątrz.
Około pięćdziesiątki etyka i wartości wewnętrzne znów przemieszczają się do sfery świadomości. Wzrok oddala się od ziemi i zwraca się ku rzeczom transcendentnym, ku niebu. W tej fazie rośnie gotowość pomagania innym, i to ze szczerego przekonania, a nie z wyrachowania, jak to zazwyczaj miało miejsce w fazie Marsa.
Człowiek może w tej fazie przeżyć wewnętrzne wzruszenie, gdyż zaczyna pojmować wielki porządek świata; jego horyzonty i jego serce stały się rozległe. Jest to czas, w którym z uwagi na śmierć rodziców lub pożegnanie z przyjaciółmi można sobie uświadomić własną ograniczoność i tęsknotę za tamtym światem. Te doświadczenia i zmaganie z losem, z pytaniem o sens życia, pozwalają człowiekowi uzyskać nowe poglądy. Schiller w swojej Odzie do radości wyraża uczucia tej fazy życia, która kończy się w wieku 56 lat: „Bracia, ponad gwiezdnym namiotem musi mieszkać dobry Ojciec...”.
Kto jednak nie przeżył właściwie wcześniejszej fazy Marsa i teraz chce nadrobić wszystko to, co przedtem zaniedbał, w fazie Jupitera może stać się bezwzględnym i upartym tyranem. Jeśli na przykład szef jakiejś firmy „przyklejony” jest do fotela i nie chce iść na emeryturę, to zwrotnica wyjaśniająca ten stan rzeczy została nastawiona zapewne właśnie w fazie obecnej. Tacy przedsiębiorcy nierzadko uskarżają się, że ich dorośli synowie nie są w stanie poprowadzić firmy, i dlatego muszą ciągle jeszcze pracować, pomimo swoich lat. To typowe zachowanie tych wszystkich, którzy utknęli w fazie Marsa i nie rozwinęli się dalej. Ogólnie rzecz biorąc: kto bez ruchu trwa w danej fazie życia, ten najczęściej nie przeżył dobrze siedmioletniej fazy bezpośrednio ją poprzedzającej albo jeszcze wcześniejszej. Nie przeżyte życie hamuje dalszy ludzki rozwój.
Czas pomiędzy 42. a 56. rokiem życia jest dla większości ludzi okresem najgłębszych i najdłużej trwających przeżyć duchowych. Mężczyźni i kobiety są w tym wieku jeszcze bardzo sprawni fizycznie, rzadko kiedy cierpią z powodu jakiejś niedomogi – i mają za sobą wiele duchowych i psychicznych doświadczeń, które dały im znaczący wgląd w życie. W najlepszym razie odnajdują oni niemal idealną równowagę pomiędzy energią fizyczną a duchową.
Ostatni „siódemkowy” odcinek stanowi znowu faza dwóch siedmioletnich łuków: od 56. do ok. 70. roku życia. W mitologii odcinek ten jest przypisany Saturnowi; jego metal to ołów, dźwiękiem zaś tego czasu jest brzmienie puzonu. Zapowiada on bliski koniec i ostatnie refleksje – jak u aniołów w Apokalipsie św. Jana, grających na puzonach. Przemijanie dociera do świadomości człowieka z jeszcze większą intensywnością; człowiek „układa się” ze swoją własną śmiercią. Niektórzy popadają przy tym w zwątpienie, stają się melancholijni i depresyjni, spierają się ze swoim losem, stają się nieufni i zrzędliwi lub nieczuli. Życie często staje się wtedy udręką. Z drugiej strony są też ludzie, którzy harmonijnie przeżywają jesień swego życia. Są oni – w najprawdziwszym sensie tego słowa – „sumienni” ; sumienie staje się wytyczną ich życia.
Pierwsza faza tego okresu, między 56. a 63. rokiem życia, jest często naznaczona rozważaniem swego losu i zrozumieniem, że życie ma się ku końcowi. Człowiek jeszcze lepiej poznaje swoje ograniczenia, których nie był dotychczas świadomy z taką ostrością; wie, że stoi na progu śmierci. Sprawą decydującą jest to, jak przebiega owo zmaganie z problemem ludzkiego losu. Kto żywi wyłącznie strach przed śmiercią i nie dostrzega żadnych perspektyw, tak jak są one ukazywane przez religie, ten popada w zwątpienie. Ludzie wierzący są natomiast w stanie zaakceptować swój los. W tej fazie życia poznają, że śmierć nie jest wrogiem, lecz wyzwoliciel-ką, która zwycięża przeznaczenie i wprowadza człowieka w nową przestrzeń i do nowego życia. Zamiast sztywnieć i kostnieć, stary człowiek może przekształcić swój los dzięki wewnętrznemu pogłębieniu się, co poprzez ciemny okres doprowadzi go do światła. Wraz ze stopniowym ubywaniem sił witalnych człowiek taki umacnia się w zaufaniu, że po śmierci nadejdzie nowa faza rozwoju. Kiedy to, co zewnętrzne, zbliża się do końca, dojrzewa poznanie wzajemnych więzi duchowych i psychicznych – życie się dopełnia.
W tej ostatniej siedmioletniej fazie tracą na sile iluzje i marzenia. Jedni torują sobie drogę ku temu, co nastąpi po śmierci, inni zaś, którzy przeżywają ten okres wyłącznie w kategoriach kryzysu, zwracają się ku swojej przeszłości, nierzadko ją gloryfikując. Kto całe swoje życie przeżywał w kategoriach zewnętrznych i poważał tylko rzeczy materialne, może teraz popaść w przepastną czeluść rezygnacji.
Doświadczenie pokazuje, że ludzie wierzący bez lęku przeżywają czas zbliżającej się śmierci. Ich życie po ostatnim okresie siedmioletnim, a więc po siedemdziesiątce, naznaczone jest zwrotem ku nowemu światłu.
Księżyc, mitologiczny przewodnik pierwszej fazy życia, otrzymuje swoje życie od Słońca, które daje mu światło. Dlatego też ostatnia faza życia w obrazie kosmicznym kierowana jest przez Słońce. W jego świetle łączy się to, co dotychczas pozostawało rozłączone – i zapewne dlatego złoto jest metalem charakterystycznym tego okresu jesieni życia, okresu, który obejmuje i zamyka całe życie. W świetle słonecznym wszystkie pojedyncze kolory są połączone i odpowiednio też wszystkie tony i odcienie dźwięków brzmią w tej fazie razem – jak różnorodne tony organów lub orkiestry symfonicznej.
Przywiązanie człowieka do ziemi i do swego Ja stopniowo się rozluźnia, wszystko staje się lżejsze, człowiek chudnie – rzeczy zewnętrzne zmierzają ku końcowi. W tej samej mierze, w jakiej ciało zanika, ujawniają się wartości wewnętrzne i wewnętrzna tęsknota. Oczyszczony w ten sposób człowiek, nawet jeśli cierpi z powodu pewnych ułomności, jest wesoły i pogodny, spokojny i opanowany. Pokornie przyjmuje swój los; składa swoje życie w ręce Boga.
U schyłku życia wiele z tego, co wydarzyło się wcześniej – powraca: na przykład ktoś, kto nie przeżył swojej fazy Marsa, teraz może stać się chłodny i nieugięty. A kto nie zrealizował się w pełni w fazie Wenus, bywa, że zakochuje się na stare lata.
Inni znów w tej fazie Słońca przeżywają autentyczne światło, a także ciepło, które zeń promieniuje. Ci ludzie zestarzeli się w mądrości i w dobroci – ich życie jest spełnione, nawet wtedy, gdy już nie mogą sobie przypomnieć wielu rzeczy. Słońce symbolizuje całkowite przekształcenie materii. W tej końcowej fazie wszystko prze ku światłu, w dal, ku ciepłu. Wiara chrześcijańska twierdzi, że Bóg mieszka w wiecznym świetle – a ludzie znajdują się w drodze ku Niemu. Ich tęsknota za wiecznym pokojem tam właśnie ich prowadzi.
Uczeni zachodni odkryli to samo, czego nauczają tybetańscy buddyści: kiedy żywa komórka umiera, jako ostatni zauważalny sygnał nadaje impuls świetlny. To spostrzeżenie jest bardzo podobne do tego, czego uczy o umieraniu rytm siedmioletni: światło jest ostatnią oznaką życia w przejściu do szczęśliwej wieczności. Ciało ulega ciągłej przemianie, ale człowiek postrzega tę przemianę najczęściej tylko fizjologicznie, jako proces wzrastania komórek, tkanek i organów, po którym następuje ich redukcja i w końcu obumieranie.
Proces duchowy przebiega inaczej niż fizjologiczny; ma on charakter ciągłego rozwoju. Życie duchowe posuwa się coraz dalej i jest coraz bardziej dojrzałe – aż do spełnienia, które człowiek może osiągnąć pomimo swojej niedoskonałości. Gdy proces ten przebiega pozytywnie, kształtuje ludzi mądrych, opanowanych i pogodnych. Rozwój duchowy idzie w parze z rozkładem ciała – zapewne te dwa przeciwstawne procesy rozwojowe warunkują się nawzajem. Duchowy wzrost karmi się, by tak rzec, ciałem, którego wciąż ubywa.
W podeszłym wieku człowiek staje się niezależny i wolny – jest mu wszystko jedno, co inni myślą na jego temat, nie zamyka się w ciasnym gorsecie narzuconych zachowań. Taki człowiek nie boi się śmierci. Przeżył swoje życie, przetrawił je – i przyjął.
Skomentuj artykuł