Nigdy ci tego nie zapomnę!

(fot.shutterstock.com)
Izabela Barton-Smoczyńska / slo

"Jak on mógł mi to zrobić!". "Nigdy nie wyobrażałem sobie, że ona może być do tego zdolna". Ból, cierpienie, żal i gorycz. Często szok i niedowierzanie. To są emocje towarzyszące urazom, których nabywamy w toku życia. Bolesne gesty i słowa rodziców, partnerów, przyjaciół, dzieci - zwłaszcza tych dorosłych.

Moment, w którym dotyka nas doświadczenie zdrady czy zranienia, zostaje w naszej pamięci obwarowany murem milczenia. Sami przed sobą, a często i przed innymi, nie potrafimy o tym mówić i myśleć - albo krzyczymy pełni silnych emocji, na które nie wyrażamy zgody. Albo zagryzamy usta, postanawiając "być silnym". Pamięć, niestety, ma swoje prawa - urazy, rany, które otrzymujemy od innych, odciskają się w naszej pamięci. I nie sposób o nich zapomnieć, albowiem nas kształtują i są obecne w każdym naszym zachowaniu. Nie warto zapominać. Każde, nawet najboleśniejsze, wydarzenie jest bowiem cenną lekcją życia - uczy nas o nas samych, pozwala zmieniać przekonania, weryfikować wartości, które uznajemy za istotne i którymi kierujemy się w życiu.

Warto pamiętać. Problem z pamiętaniem polega jednak na jakości pamięci naszych urazów, ran i zdrad. Rozpamiętywanie zranienia pojawiające się kilka tygodni po zdarzeniu jest naturalną i normalną reakcją na nienormalną sytuację, w której się znaleźliśmy - służy odzyskaniu kontroli nad własnym życiem. Jednak jeżeli czas mija, a my nadal tkwimy w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego ja? Dlaczego on, ona?", reakcja przestaje służyć adaptacji - jest pielęgnowaniem urazy. Oznacza to codzienne zanurzanie się w silnych negatywnych emocjach. Często myśli i działania, które wówczas podejmujemy, są aktem zemsty wobec innych, wobec siebie. Tkwimy w błędnym kole bolesnych czy upokarzających wspomnień, które stają się przyczynkiem do destruktywnych działań.

DEON.PL POLECA

Obserwowałam niegdyś pewną parę - młodych, pięknych, zakochanych w sobie ludzi. Mieli wygodne mieszkanie, zadbane ubrania, przemyślane zainteresowania. Związek, jakich wiele. Bywałam na spotkaniach u nich - zawsze idealnie wymyślona sceneria, wypieczone ciasto, nieskazitelna postawa gospodarzy. Potem narodził im się cudowny, grzeczny i piękny syn. Aż tu któregoś pięknego dnia - cios. "Tak naprawdę nigdy cię nie kochałem" - usłyszała ona. "Musimy się rozstać, tylko malutkiego mi żal" - dodał on. I to wszystko w scenerii świąt Bożego Narodzenia. Płacz, krzyki, rozmowy. Interwencje różnych członków rodziny. Zmienność u niego, rozpacz i walka u niej. Ból upokorzenia sprawił, iż ona zaczęła szukać dowodów na to, dlaczego on jej nie kochał. Znalazła inną - nieatrakcyjną, nieciekawą.

Nie rozumiała, czego szukał u innej kobiety, dlaczego ją oszukiwał, dlaczego mamił ją obietnicami o przyszłości i dowodami na to, iż chce z nią żyć.

Oskarżała go: "Po co kupowałeś mi samochód, skoro chciałeś mnie zostawić?", "Po co planowałeś urlop we Włoszech, skoro marzyłeś o byciu z tamtą?". On wykrzykiwał zdania w stylu: "Ciągle mnie kontrolowałaś", "Zawsze byłem nie taki, jak chciałaś". Dużo nieprzemyślanych słów, niekontrolowanych gestów. W końcu próba samobójcza podyktowana bezradnością, niezgodą na to, co się wydarzyło. On w bólu niemal namacalnej straty zaczyna rozumieć, że ona odejdzie, a wraz z nią jego prawdziwe życie.

Czuła się niesprawiedliwie potraktowana: "Jak to, dlaczego, skoro ja byłam dobra, a to on mnie krzywdził, dlaczego teraz to ja cierpię?". Wszystkie tezy na temat dobra i zła, sprawiedliwości legły w gruzach. "Kim jestem zatem teraz? Co warte jest życie?". Zaczyna się powolny powrót do równowagi - tym razem jednak ona stawia warunki trudne do spełnienia: "Już ci nie ufam", "Już nie mogę cię pokochać, bo mnie zranisz". Ona nie mogła zrozumieć: "dlaczego?", nie mogła zatem i przebaczyć. Tak trudno przebaczyć, gdy za upokarzającym i bolesnym działaniem stoi czyjaś bezmyślność albo negatywna intencja. Stała się twarda, nieczuła i wyrachowana. Ale silniejsza, bo całą przyczyną zła w jej życiu był on. Zimna, ale dzięki temu zakonserwowana - nie mogło już nic zaboleć, bo nic nie czuła. Jednakże życie przestało smakować… Mówiła: "Nawet mój maluszek nie ma dla mnie już znaczenia, dla nikogo i niczego już się nie poświęcę, nie zaufam". On teraz uważny, skoncentrowany na niej, która w zranieniu zamknęła się na to, co starał się jej dawać.

Ich związek trwał. Prościej go opisać słowami poety:

"Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkać zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek;
i kiedy ciała nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:
samotność płynie całymi rzekami".
(R. M. Rilke)

Tymczasem maluszek zaczął chorować, płakać, kurczowo trzymać za rękę tatusia, gdy ten wychodził z domu, czasem chował jego teczkę, aby nie mógł wyjść. Głaskał zapłakaną mamę po głowie i znosił jej swoje zabawki. Nocami krzyczał i rzucał się w złych snach. Ale nikt do niego nie przychodził, bo każdy tkwił w swoim więzieniu skupiony na winie, krzywdzie czy smutku. I tak trwali.

Nie przytaczałabym tej historii, gdyby nie szczęśliwy finał. Jak zwykle w życiu poprzedzony tragedią. Ona i on w pewien zimowy wieczór wracali z pracy jednym samochodem. Było ślisko. Ona jechała zbyt szybko. W szpitalu pielęgniarka zaangażowała spotkanie - na wózku przywiozła do leżącego męża jego żonę i zostawiła ich samych. Na całe dwie godziny. Potem każdego dnia było lepiej. Ona zrozumiała, że wartością jest przebaczenie i zaakceptowanie tego, co się stało, po to, aby przyszłość stała się inna. Zrozumiała, że przyczyną nieszczęścia może być zwykła nierozwaga, a jedna chwila może całkiem zmienić życie. Najważniejszym jej odkryciem było, że cierpienie samo w sobie nie ma wartości czy sensu, ale sposób, w jaki człowiek znosi cierpienie, jest wartością i nadaje sens życiu, czyniąc samo życie i człowieka doskonalszym. Dla niego z kolei wartością było odkrycie partnerstwa i zgody na bycie razem "na dobre i na złe", bo kocha się "pomimo czegoś", a nie "za coś". Gdyby trwali w urazie, nigdy by nie zaznali smaku prawdziwej miłości. Ale gdyby nie uraza, nie doświadczyliby tego, jakimi mogą być ludźmi. Na dobre i na złe.

Niezbędnik:

  • Każde życiowe doświadczenie nas uczy czegoś o sobie samym, o innych, o świecie. Pozwala nam dojrzeć. Nabrać mądrości.
  • Zrozumienie i wybaczenie to dwie różne rzeczy. Można nie rozumieć i wybaczyć, można też zrozumieć i nie wybaczyć. Podobnie z zaufaniem - można wybaczyć, ale nie nabrać zaufania, bo ktoś na nie nie zasługuje.
  • Zazdrość czy chęć zemsty to naturalny odruch, jednakże nie zmienia zdarzeń, które się wydarzyły. Zemsta wypływa z przekonania człowieka, że za dobre rzeczy spotyka nas dobro, a za złe - zło. Skoro ktoś mi zrobił coś złego, muszę mu oddać. Niestety, taki rachunek nie wyrówna strat i nie przyczyni się do wzrostu dobra na świecie.
  • Uraza trzymana w sobie pogłębia naszą samotność i wystawia nas na ponowne zranienie.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nigdy ci tego nie zapomnę!
Komentarze (3)
A
amelka
26 czerwca 2012, 14:10
 Njabardziej boli gdy zrani osoba najbliższa. Sama wiem to po doświadczeniach życia... Smutne jest to, że dajesz człowiekowi kolejną szanę, a on po jakimś czasie powtarza ten błąd, znów rani.... To chyba bardziej boli niż jednorazowa zdrada...:( Nie rozumiem, dlaczego? Głupota, naiwność, przyjemność? Ma się wszystko, czego można chcieć, a tu klops.... I jak tu budować związek, zaufać po raz kolejny? Dać kolejną szansę? Naiwnie wierzyć, że się zmieni, że doceni?? Bądźcie miłosierni, jak Bóg was jest miłosierny... Ale to nie oznacza naiwni... Przebaczajcie 77 razy, nie 7 razy, ale to nie znaczy pozwalajcie się krzywdzić.. Zdrowy rozsądek musi być w miłości.... Czasem z miłości wywala się drugą osobę za drzwi... Dla naszego, jej dobra... :( Nie potrafię już budować dalej, brnąć w głąb, znów zaufać. Nie mam już siły....
K
Klara
9 maja 2011, 15:14
"Najważniejszym jej odkryciem było, że cierpienie samo w sobie nie ma wartości czy sensu, ale sposób, w jaki człowiek znosi cierpienie, jest wartością i nadaje sens życiu, czyniąc samo życie i człowieka doskonalszym."  Podobają mi się te słowa.
JZ
Jola Zagrodny-Kuczer
5 kwietnia 2011, 21:12
Wybaczyć to trudna sprawa. Trzeba się tego nauczyć. Nie jest to niemożliwe. Jak już dasz radę, będziesz bogaty, bogactwem duszy i bezkresnego spokoju. Będziesz silny i spełniony. Cierpienie gdzieś uleci, A Ty poczujesz się, szczęśliwy, wygrany i gotowy na to dalej..... Jola - Dżolka Zagrodny - - Kuczer