Gdy na horyzoncie wyznaczamy sobie jakiś punkt i zdążamy do niego, horyzont przesuwa się wraz z nami i jest równie odległy (fot.sxc.hu)
Stanisław Morgalla / slo

Troską psychologii stosowanej jest zapewnienie ludziom dobrostanu. Co by się jednak stało, gdyby udało się pomyślnie zaspokoić wszystkie ludzkie potrzeby? Może należałoby ogłosić koniec tej gałęzi psychologii? A może koniec człowieka?

Niekończąca się historia

Gdyby człowiek zaspokoił wszystkie potrzeby, znalazł odpowiedź na wszystkie pytania i pokonał wszystkie znane mu ograniczenia, to czy znalazłby w końcu ukojenie dla swej duszy i ciała? Nie, nigdy! Prozaiczne doświadczenia dnia powszedniego przypominają, że raz zaspokojone potrzeby - zwłaszcza te fizjologiczne czy psychiczne - odezwą się na nowo, a uzyskane odpowiedzi wzbudzą kolejne wątpliwości i dalsze pytania. Ktoś trafnie porównał to do prostego eksperymentu z widnokręgiem: gdy na horyzoncie wyznaczamy sobie jakiś punkt i zdążamy do niego, horyzont przesuwa się wraz z nami i jest równie odległy, nawet wtedy, gdy uda się nam osiągnąć wyznaczony cel. Tylko na średniowiecznych rycinach możliwe było dotarcie do kresu horyzontu, rozdarcie go niczym papierowej zasłony i spojrzenie poza, niejako pod podszewkę świata. Ale - jak wiadomo - była to tylko naiwna projekcja błędnej wizji wszechświata.

Jaki zatem sens może mieć nasze pytanie o kres psychologii czy człowieka, skoro wiemy, że wspomniane potrzeby to niekończące się historie? Zawsze będziemy potrzebujący! Zawsze też znajdą się ludzie, którzy będą potrzebować naszego wsparcia lub specjalistycznej pomocy psychiatrów, psychologów czy psychoterapeutów. Problem jest jednak właśnie w tym, żeby nie dać się zamknąć w kręgu coraz precyzyjniej definiowanych teoretycznych konstruktów (potrzeb, popędów, impulsów, schematów zachowania itp.), którymi tłumaczy się działanie ludzkiej psychiki. Człowieka nie da się sprowadzić do jakiegoś jedynego modelu, który wyjaśni całą jego tajemnicę. Wspomniana średniowieczna wizja świata, choć absurdalna z punktu widzenia współczesnej wiedzy, wyraża jednak głębokie prawdy psychologiczne (i teoriopoznawcze). Od strony negatywnej przypomina o tym, że umysł ludzki ma tendencję do zamykania się w wąskich kategoriach rozumienia siebie i otaczającej rzeczywistości. Od strony pozytywnej mówi o tym, że nosimy w sobie niegasnące pragnienie przekraczania samych siebie, jakiś pociąg ku nieznanemu, nieskończonemu, a nawet niemożliwemu. I nie niweczy tego nawet fakt, że czasem jest to pociąg do nikąd, bo kończy się fiaskiem. Ba, nieudane projekty czasem bardziej przyczyniają się do prawdziwego postępu niż te udane, bo chociażby uczą pokory i cierpliwości - cnót nieznanych współczesnym umysłowościom.

Potrzeba - zaplątanie wokół siebie

Psychologia definiuje potrzebę jako tendencję do działania wynikającą z braku w organizmie naturalnych wewnętrznych możliwości, które domagają się spełniania, np. by kochać, by wiedzieć itp. Teorią potrzeb można tłumaczyć właściwie całość motywacji ludzkiego działania, poczynając od tych najprostszych, jak poszukiwanie pokarmu i napoju, a kończąc na tych najbardziej złożonych, jak twórcza praca i miłość. W potrzebie jednak najbardziej niepokoi jej egocentryzm. Odczuwam głód, wyciągam rękę po pokarm, konsumuję go i głód znika; ale ponieważ głód nigdy nie znika definitywnie, lecz pojawia się regularnie, dlatego urządzam świat i podporządkowuję go sobie w taki sposób, by wszystko, co potrzebne, mieć zawsze pod ręką. A stąd już tylko krok do podboju i zawłaszczenia wszechświata. Bo w taki przedmiotowy sposób można traktować nie tylko produkty spożywcze, ale dosłownie wszystko - także drugiego człowieka. I niekiedy używa się tego schematu jako psychologicznej “podkładki" pod wytłumaczenie różnych negatywnych zjawisk historycznych czy społecznych, choćby szalejącego konsumpcjonizmu.

Z zaklętego kręgu potrzeb nie ma jednak prostego wyjścia, zwłaszcza gdy odkryło się użyteczność tego systemu w zarządzaniu ludzkimi masami. Bo przecież potrzeby można nie tylko zaspokajać, można je też wzbudzać i kontrolować. Odwrócona kolejność rzeczy - najpierw rozbudzona potrzeba, a następnie jej zaspokojenie - jest przecież dźwignią handlu (o tej prostej prawdzie pamiętają zarówno dilerzy narkotyków, jak i szefowie największych koncernów). Chyba że przerwie się ten zaklęty krąg potrzeby i odkryje się coś zupełnie innego, co jeden ze współczesnych filozofów, Emmanuel Lévinas, nazwał pragnieniem metafizycznym. Z punktu widzenia potrzeby to jednak wyprawa do nikąd.

Pragnienie - w poszukiwaniu innego

Jak sugeruje filozof, owo pragnienie daje o sobie znać wtedy, gdy wszystkie potrzeby zostają zaspokojone. Ale to raczej hipotetyczna czy też przejściowa sytuacja. Bardziej miarodajne i przystępne w odkrywaniu pragnienia metafizycznego wydaje się być jedno z ćwiczeń zalecanych przez Simone Weil, by patrzeć na owoc nie wyciągając ręki, na przekór tendencjom wyniesionym z biblijnego raju. Przełamanie pokusy ukrytej w każdej potrzebie może stać się kluczem otwierającym pragnienie czegoś innego. Bo jak bez pokusy nie byłoby cnoty, tak bez potrzeb nie byłoby pragnienia czegoś innego. A co można odkryć dzięki samemu patrzeniu na owoc? Wyliczać można by długo, ale dobitnie warto podkreślić tylko jedno: umiejętność patrzenia, a nawet kontemplacji.

W kulturze obrazkowej posługiwanie się metaforą spojrzenia może zabrzmieć niczym prowokacja. Przecież właśnie z patrzenia, które uprzedmiotawia, zrobiono cały przemysł reklamowy, a z oczu, które by jadły - jedyną cnotę. Ale właśnie dlatego trzeba się ćwiczyć w patrzeniu, które upodmiotowia, tj. przywraca godność i wymiar tajemnicy. Bo oczy są do patrzenia nie tylko na to, co widzialne, ale jeszcze bardziej do oglądania tego co ukryte. Kontemplacja była czymś nieomal naturalnym dla ludzi średniowiecza, bo w sposób oczywisty pod postacią rzeczy widzialnych kontemplowali niewidzialne, głębokie, duchowe. Człowiek współczesny zatracił ten zmysł kontemplacji i dlatego świat jest dla niego płaski, materialistyczny, jednowymiarowy. Dziś z zasady nie wierzy się w istnienie podszewki świata i dlatego - cytując fragment wiersza Sens Czesława Miłosza - drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem, tylko drozdem na gałęzi, (...) bo nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi. Ale tak nie było od początku.

Ptak na gałęzi

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pociąg ku nieznanemu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.