Przeżyć… I co dalej? Prawda o człowieku

Przeżyć… I co dalej? Prawda o człowieku
(fot. Pensiero / flickr.com)
Logo źródła: dla nas Jolanta Janik / Stowarzyszenie „Otwórzcie Drzwi” / slo

"Najpierw trzeba pogodzić się z prawdą o człowieku, o istocie człowieczeństwa, aby przeżyć, trzeba poznać prawdę i ukryć ją przed sobą samym w podświadomości, zapomnieć." O profesor Marii Orwid - wychowance charyzmatycznego profesora Kępińskiego - rozmawiają Katarzyna Zimmerer i Krzysztof Szwajca

Nie miałam zaszczytu poznać Pani Profesor Marii Orwid osobiście, choć spotkałam Ją na XIX Sympozjum Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Psychiatrycznego w Berlinie w 2008 r., a temat Sympozjum brzmiał "Zestarzeć się i umrzeć u siebie - w Polsce i w Niemczech". Pani Profesor Orwid była Osobą, której nie można było nie zauważyć, wręcz przeciwnie - przyciągała uwagę wszystkich, szczególnie gdy dowcipnie i z nutką ironii komentowała półgłosem po polsku wystąpienia kolejnych VIP- ów. Było to na pół roku przed Jej śmiercią. Zastanawiam się dziś, czy Jej zachowanie było podyktowane tematem Sympozjum?

DEON.PL POLECA

Może przeczuwała swoje odejście? W każdym bądź razie po lekturze Jej autobiografii, którą opracowali dr Krzysztof Szwajca i znana dziennikarka i dokumentalistka Katarzyna Zimmerer, stwierdziłam, że była to cała Profesor Orwid, z Jej charakterystycznym podejściem do życia i śmierci, z Jej dystansem do własnych przeżyć. Jak sama stwierdza, rozmowy te stanowiły "podróż do źródeł" i wielką przygodę intelektualną i psychiatryczną. "Była to próba poszukiwania tak zwanej prawdy, kim byłam, kim jestem, jako człowiek, kobieta, psychiatra, wreszcie dziecko Holocaustu." Na pewno była Człowiekiem wyjątkowym, powiedziałabym prawdziwie wielkim Człowiekiem, który pozostawił po sobie niezatarty "ślad" w sercach wszystkich, którzy znali Ją osobiście i tych, którzy, tak jak ja, poznali Jej fascynujące życie i bogactwo wnętrza podczas lektury wspomnianej autobiografii.

Właściwie nie dziwię się, że została psychiatrą i że stworzyła pierwszą w Polsce Klinikę Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w Krakowie. Rozumiała dobrze dzieci i młodzież po traumatycznych przeżyciach - była przecież, jak siebie nazywa, "dzieckiem Holocaustu", przeżyła wielką tragedię osobistą i narodową Żydów - z Jej bliskich przeżyła tylko Mama. Do końca życia Pani Profesor miała poczucie "winy za to, że ocalała" i wstydziła się, że tak bardzo chciała przeżyć ten koszmar nazistowski. Znała cenę życia i dlatego rzucała się w wir życia "podarowanego", aby je jak najlepiej wykorzystać dla innych i dla siebie - "spłacić dług" wobec tych, którzy zginęli.

Profesor Orwid miała poczucie dumy narodowej jako Żydówka, należąca do narodu "wybranego", "elitarnego" o kilku tysiącletniej tradycji religijnej i narodowej, w której praktycznie nie było analfabetów, bo chłopcy żydowscy, po ukończeniu szóstego roku życia, uczyli się pisać i czytać oraz dyskutować, tłumaczyć "Świętą Księgę" - Biblię.

Z Biblii wyrosła też tradycja chrześcijańska i kultura polska. Obie te tradycje, żydowską i polską, znała doskonale, więc trudno Jej było siebie określić Żydówką bez przymiotnika "polską", tym bardziej że nie praktykowała żadnych obrządków religijnych ani żydowskich, ani chrześcijańskich. Trudno więc było Jej określić własną tożsamość, deklarowała ateizm, cała będąc przesiąknięta ideami głęboko pojętego humanizmu, wartościami ogólnoludzkimi, takimi jak: prawo każdego człowieka do życia, prawo do godności osoby ludzkiej jako po prostu Człowieka, prawo do wolności osobistej, tolerancja wobec ludzi innej rasy, narodowości, przekonań religijnych.

Dla Pani Profesor prawo do wolności człowieka było najważniejsze. Dlatego rozumiała pacjentów psychiatrycznych, broniła ich praw do wolności, szacunku i godności osobistej. W stworzonej przez Nią Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży praktycznie nie było "zamkniętych drzwi". Wprowadziła też społeczność koedukacyjną, gdyż uważała to za naturalnie bardziej korzystne dla zranionej, rozchwianej jeszcze psychiki adolescenta. Uczyła pacjentów odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za innych ludzi. Dzisiejsze zdobycze psychiatrii i opieki środowiskowej mają korzenie między innymi w pracy profesor Orwid. Przykładowo: wprowadzenie psychoterapii indywidualnej, grupowej i rodzinnej, psychoedukacji, opieki ambulatoryjnej nad chorującym dzieckiem w domu, utworzenie przy Klinice liceum, aby młodzież mogła w "przyjaznych" i "bezpiecznych" warunkach zdobyć wykształcenie dające możliwości znalezienia pracy i zdrowienia.

Pani Profesor Orwid brała też udział w pionierskich badaniach przeżyć ludzi długotrwale przebywających w warunkach obozów koncentracyjnych i badania dzieci "ocalałych z Holocaustu" oraz drugiego pokolenia "ocalałych".

Co wydaje mi się z tych badań najważniejszą tezą? Odpowiedź na pytanie: "co tak naprawdę pomagało przeżyć w warunkach obozowych?" Wiara? Nie. Wspomnienie o rodzinie? Było raczej obciążeniem. Jak wynikało z badań psychiatrycznych, decydujące było, oprócz szczęśliwego przypadku, spotkanie drugiego człowieka: jego dobre, przyjazne słowo, podany łyk wody czy kęs chleba, zachęta, aby walczyć o przetrwanie. Żadna na świecie przyjaźń nie łączyła ludzi tak mocno jak przyjaźń zawarta w obozie koncentracyjnym. Oświęcimscy więźniowie najlepiej rozumieli się w swoim gronie, byli nieufni nawet wobec rodziny. Niechętnie też przyjęto odkrycie, że wobec możliwości zaistnienia KL Auschwitz, tego "anus mundi", świat "stracił niewinność" i że nic potem nie będzie takie jak przedtem. Przypomina mi to stwierdzenie przeżycia w psychozie, po której nic nie jest takie samo - swój świat trzeba zbudować na nowo. Także "zdrowienie" z psychozy podobne jest do doświadczeń "oświęcimiaków". Najpierw trzeba pogodzić się z prawdą o człowieku, o istocie człowieczeństwa, aby przeżyć, trzeba poznać prawdę i ukryć ją przed sobą samym w podświadomości, zapomnieć.

Pani Profesor Orwid pisze, że nie pamięta pierwszych powojennych dziesięciu lat, że zna je jedynie z opowieści przyjaciół. Ja też nie pamiętam wielu przeżyć psychotycznych, gdyż pamięć o nich na co dzień uniemożliwiłaby mi w miarę normalne życie. Zarówno dla Pani Profesotr Orwid, jak i dla mnie osobiście, najważniejsza okazała się porcja miłości okazana nam w dzieciństwie i związana z tym świadomość (podświadomość?), że jestem osobą wartościową, godną miłości i życia. Ten "fundament" psychiczny umożliwił nam obu przetrwanie traumy i dalsze życie. Lektura autobiografii Pani Profesor zmieniła mój światopogląd dotyczący podejścia do kwestii żydowskiej w Polsce. Pochodzę z rodziny, która - i ze strony Mamy, i ze strony Taty - szanowała bardzo Żydów, choć nie mamy żadnych korzeni żydowskich, więc nie bardzo wierzyłam w szowinizm i antysemityzm polski. Oburzało mnie stwierdzenie, że katolicy to antysemici. Nadal twierdzę jednak, że prawdziwy katolik szanuje każdego człowieka. Co zapamiętam ze wspomnianej lektury to wniosek, że trzeba szanować "innego", czy to będzie Semita, czy Aryjczyk, czy Słowianin, czy osoba chorująca psychicznie. I jeszcze stwierdzenie, że można żyć pełnią życia nawet po doznanej traumie i odnaleźć siebie w środowisku rodzinnym, sąsiedzkim, zawodowym, parafialnym. Można po psychozie (traumie) żyć godnie i sensownie pozostawiając po swoim życiu kochające i wdzięczne serca nie tylko swoich bliskich, ale i pokoleń przyszłych Czytelników.

*

Pani Profesor Maria Orwid była wychowanką charyzmatycznego prof. Antoniego Kępińskiego. Miała wielu przyjaciół, m.in. nieżyjącego już niestety prof. Adama Szymusika i obecnego Kierownika Katedry Psychiatrii prof. Jacka Bombę. Wychowała pokolenie psychiatrów i psychologów dziecięcych i młodzieżowych, m.in. dr. Krzysztofa Szwajcę i dr. Ryszarda Izdebskiego.

O życiu profesor Marii Orwid na podstawie autobiografii "Przeżyć… I co dalej?", rozmawiali Katarzyna Zimmerer i Krzysztof Szwajca.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przeżyć… I co dalej? Prawda o człowieku
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.