Senecofobia
Noszą niebieskie jeansy, lecz zaprasowują je w porządny kancik pośrodku. W kolekcji CD mają płyty Sigur Ross, lecz nie wiedzą, jak się to wymawia. Są, co niemal pewne, senecofobami. Biedne stworzenia. Te dwa symptomy są jednak niewielkie w porównaniu z główną manifestacją choroby, którą jest adaptacja lingua iuventa, czyli slangu młodzieżowego. Dlatego też wielu terapeutów poleca udział w koncertach Cliffa Richarda, choć w odpowiedzi słyszą tylko "by zeszli na ziemię i wyluzowali, no way, doktorku".
Tim Lihoreau, Modern Phobias: A Litany of Contemporary Fears
* * *
Choć senecofobii nie znajdziemy w spisie zaburzeń (poza spisem stworzonym przez satyryka Lihoreau), patologiczny lęk przed starzeniem się jest współcześnie coraz bardziej rozpowszechniony. Być może nie zwracamy na to uwagi, jednak wszechobecny w reklamie i mediach przekaz mówi nam: "młodość = szczęście, starzenie się = tragedia". Uderzyło mnie to szczególnie silnie, gdy znajoma (skądinąd bardzo rozsądna) dwudziestokilkulatka oznajmiła, że wreszcie nabyła dostosowany do jej skóry krem przeciwzmarszczkowy. Kiedy odpowiedziałam, że mając lat 40, nie używam takich kremów, oniemiała, jakbym właśnie się przyznała, że nie myję zębów. Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo oczywiste wydaje się nam, że kobieta ma obowiązek maskować swój rzeczywisty wiek i udawać młodszą, niż w rzeczywistości. A jak silnie jest to napędzane marketingowo! Dla przykładu: targetem kosmetyków przeciwzmarszczkowych są dziś nie tyle panie w średnim wieku, dla których może to być realnym problemem, ale młodzież. Działa to na zasadzie "zareaguj zanim pojawi się pierwsza zmarszczka". Sprzedaż idzie świetnie.
Maria Calado z zespołem [i][ii] przeprowadziła w populacji nastolatków badania oceniające wpływ oglądania telewizji i przeglądania prasy młodzieżowej na poczucie satysfakcji z własnego ciała. Okazało się, że jeśli nastolatki oglądają dużo obrazów przedstawiających "idealne kształty", wykształca się u nich poczucie braku satysfakcji z własnego ciała. Co ciekawe, dotyczy to w większej mierze dziewczyn niż chłopców. Okazało się też, że rzeczywisty wygląd osób badanych nie miał wpływu na poczucie braku zadowolenia z siebie. Jest to jedno z niewielu badań poruszających wpływ mediów na internalizację (przyjęcie za swoje) ideałów ciała. Autorki same podkreślają, że potrzebne jest prowadzenie dalszych studiów na ten temat.
Kolejnym czynnikiem obecnym w mediach wpływających na powstawanie lęku jest duża doza treści medycznych, zarówno w wiadomościach, jak i serialach oraz filmach fabularnych. Badanie autorstwa Yinjiao Ye [iii] pokazało, że im więcej oglądamy telewizji, tym bardziej lękamy się o własne zdrowie i jesteśmy skłonni do doszukiwania się u siebie symptomów przedstawianych w programach chorób i zaburzeń. A starzenie się jest coraz częściej spostrzegane jako zestaw problemów zdrowotnych, którym da się na dłuższy czas zapobiec dzięki odpowiednim medykamentom.
Warto pamiętać, że media są obecnie nasycone gloryfikacją młodości i piękna pojmowanego jako około 20 kg mniej niż zdrowa waga dla danego wzrostu. Programy telewizyjne, takie jak Extreme makeover czy seriale, w których zasadniczą część stanowi przekształcenie brzydkiego kaczątka w odzianą w najmodniejsze ubrania malowaną lalę, to duża część programów adresowanych do kobiet i młodych dziewcząt. 80-90% zawartości tak zwanych czasopism kobiecych to porady i reklamy dotyczące pielęgnacji urody [iv].
Dobre pytanie zadaje też Josiane Monharry w artykule zatytułowanym Ideały urody (Cabines 32):
"Żyjemy dziś w społeczeństwie, w którym szczupła sylwetka i młodość znajdują się pośród najbardziej cenionych cech. Udowodniono na przykład, że wiele dzieci już w wieku 6 lat zaczyna kojarzyć ze sobą słowa: otyłość, brzydota, lenistwo, bierność, brak inteligencji. Czy media są odpowiedzialne za podtrzymywanie i wzmacnianie takich stereotypów, ponieważ promują wizerunki doskonałych estetycznie osób? W ciągu ostatnich dwudziestu lat wymiary kobiet biorących udział w konkursach piękności wyraźnie zmniejszyły się. Dawniej większość modelek ważyła o 8% mniej niż przeciętna kobieta, dzisiaj ta różnica wynosi już 23%, przy czym to samo dotyczy aktorek i gwiazd telewizyjnych, chociaż z drugiej strony obserwujemy też wzrost wagi przeciętnej kobiety w populacji."
Pamiętajmy też, że na doskonałe ciała bohaterów pisemek składa się tona makijażu i komputerowej obróbki obrazu, tak by usunąć ewentualne niedoskonałości. Jednak nawet świadomość zabiegów upiększających, którym poddawane są wizerunki w reklamach, nie osłabia siły ich oddziaływania. Współczesne kobiety żyją pod presją: "Tyle jest dostępnych środków zapobiegających starzeniu się, zadbaj o siebie!"
W roku 2006 na portalu Lifesitenews.com pojawił się artykuł obnażający kulisy odmładzających zabiegów kosmetycznych. Jednym z droższych i dość popularnych (choć nielegalnych w wielu krajach) jest zabieg wstrzykiwania bezpośrednio w skórę komórek macierzystych pochodzących z zabitych na drodze aborcji dzieci oraz z krwi pępowinowej. Choć eksperci w dziedzinie badania komórek macierzystych przestrzegają przed tym zabiegiem jako szarlatanerią, nie zmniejsza to jego popularności. Zabieg taki kosztuje między 750 a 100 000 złotych. Jest nielegalny na przykład w Wielkiej Brytanii, dlatego rozwija się turystyka "kosmetyczna". W internecie można znaleźć otwarcie reklamujące się kliniki w Ekwadorze, Indiach, Tajlandii, Meksyku, a z bliższych nam regionów - na Ukrainie.
W 2005 roku brytyjski "Observer" opublikował raport opisujący rozkwit na terenie byłego ZSRR nielegalnego handlu tkankami pochodzącymi z dzieci zabitych na drodze aborcji. Tkanki te trafiały do klinik oferujących "terapie kosmetyczne". Ponieważ rozpowszechnione jest przekonanie, że tkanki pochodzące z bardziej dojrzałych płodów mają silniejszy efekt odmładzający, w większej cenie są ciała dzieci z aborcji dokonywanych powyżej 12. tygodnia ciąży. W raporcie uwzględniono zeznania kijowskiego policjanta Siergieja Szorobogatko, biorącego udział w tropieniu nielegalnego handlu: "gdy lekarz chce sprzedać płód, mówi dziewczynie, że istnieją medyczne powody, by aborcji dokonać po 12. tygodniu ciąży".
Według raportu lekarze opracowali też specjalną procedurę aborcji, w wyniku której dziecko i łożysko są usuwane w taki sposób, by uszkodzenia (zmniejszające cenę) były jak najmniejsze. Ciała dzieci są starannie rozdzielane, a organy sprzedawane osobno. Za organy jednego dziecka można uzyskać ponad 9 000 dolarów. Ukraina pozwala na wykorzystanie tkanek tych dzieci do badań medycznych pod warunkiem uzyskania zgody matki. Wiele z tych "donacji" jest w rzeczywistości sposobem na legalny udział klinik w procederze sprzedaży tkanek.
Także w 2005 roku reporter dziennika "Guardian" dotarł do informacji o źródłach produkowanego w Chinach kolagenu, wykorzystywanego masowo w kosmetykach. Źródłem "biologicznego kolagenu" okazała się skóra dzieci zabitych na drodze aborcji. Menadżer fabryki kolagenu, z którym rozmawiał reporter, stwierdził wtedy: "W Chinach jest to uznawane za normalne i byłem zszokowany, że kraje zachodnie robią wobec tej sprawy takie zamieszanie".
Choć powyższe relacje mogą brzmieć jak naiwny horror rodem z brukowca[v], są rzeczywistością stojącą za "cudownymi" preparatami dającymi milionom współczesnych kobiet nadzieję na oszukanie czasu.
Skomentuj artykuł