Zawiedziona miłość, chyba każdy ją przeżył

(fot. BEYOURPET / flickr.com)
Paweł Kosiński SJ / slo

Ideałem by było, aby człowiek nosił w sobie zharmonizowany obraz samego siebie, aby doświadczenie bycia kochanym, bycia kimś wartościowym było wyniesione z dzieciństwa. Dobrze jednak wiemy, że tak nie jest, że w każdym z nas jest wiele sfer, które nie rozwijały się tak, jak by to było pożądane. Każdy z nas nosi w sobie różnego rodzaju «pęknięcia».

Na naszym obrazie samych siebie często odnajdujemy różnego rodzaju rysy. Bo z jednej strony wiemy teoretycznie, że jesteśmy przeznaczeni do życia, do życia pięknego, pełnego, że jesteśmy dziećmi Boga, wierzymy, że On nas kocha, że daje nam swą moc, ale między tymi przekonaniami a obecnym życiem jest jeszcze cały wachlarz doświadczeń, które często bywały bolesne.

Wiele osób żyje często w sytuacji smutku, który nam przeszkadza cieszyć się życiem, mieć nadzieję na przyszłość, mieć dynamizm, który by je podtrzymywał. Obojętne nawet jest przez co jest powodowany ten smutek. Powoduje to, że nie widzimy naszego powołania do miłości, ale koncentrujemy się na tym, co złamane w naszym wnętrzu.

Negatywny obraz samego siebie wynosimy z pierwszych lat naszego życia. Tam bowiem nie zostaliśmy wystarczająco przekonani o byciu godnym kochania. Czuliśmy się odrzuceni, albo uświadamialiśmy sobie, że jesteśmy kochani i przyjmowani nie dlatego, że jesteśmy sobą, ale dlatego że np. spełniamy pokładane w nas nadzieje, że realizujemy pragnienie naszych rodziców, że jesteśmy jakby lekarstwem na ich kompleksy. Żyć z przeświadczeniem, że nie jest się kochanym dla samego siebie jest czymś strasznym. Jakże często np. taką sytuację powodują rodzice, którzy nie akceptują do końca dziecka (chcieli mieć chłopca, albo dziewczynkę).

DEON.PL POLECA

Dziecko, które w dzieciństwie nauczyło się, że może być kochanym tylko wtedy, jeśli się dopasuje do oczekiwań innych, na całe życie zostaje pozbawione możliwości uwierzenia, że miłość jest bezinteresowna, że można zaufać drugiemu człowiekowi, że można mu się powierzyć i nie trzeba się «wkupywać» w jego łaski.

Człowiek, który zdał sobie sprawę z takiej swojej sytuacji, doświadcza smutku. Czuje się odrzucony, bezwartościowy. To jest dla niego prawdziwa tragedia. Ale człowiek nie może żyć z poczuciem tragedii, rozpaczy. Taka sytuacja popycha go do znalezienia różnych rozwiązań, często jeszcze bardziej go niszczących.

Człowiek ucieka w świat marzeń, snów, w sytuację choroby, narkotyków, odurzania się, itd. I jeśli próbowalibyśmy go na nowo zanurzyć w rzeczywistości, pogrążamy go w świecie, który ciągle przypomina mu o negatywnym obrazie siebie, gdzie jest odrzucany, nie dajemy mu szansy na uleczenie, ale jeszcze bardziej możemy go pogrążyć w trudnościach i ucieczce. Często życie w jakiejś iluzji jest formą samoobrony przed zbyt trudną do zaakceptowania rzeczywistością.

Innego rodzaju obroną jest agresja. Człowiek, który czuje się odrzucony, nie kochany, staje się twardy, gwałtowny, rodzi się w nim pragnienie zniszczenia wszystkiego wokół.

Więcej w książce: Obudzić serce - Paweł Kosiński SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zawiedziona miłość, chyba każdy ją przeżył
Komentarze (9)
B
biedrona
25 stycznia 2014, 11:18
Miłość, to uniesienie, to motyle, to cudowne uczucie pod warunkiem, że kochasz i jesteś kochany. Ale kiedy przychodzi czas kiedy ktoś, kto cię uwielbiał, dla kogo byłeś bóstwem nagle się odsuwa bez konkretnej przyczyny, dopada cię ból, żal i wpadasz w szpony depresji. Jak żyć! Nie daję rady! Nic mnie nie cieszy, wszystko widzę w czarnych kolorach. Tylko łzy są moim nieodzownym towarzyszem bezsensownego życia. Ciekawe jaki jest ten inny świat, może tam byłoby lepiej. Może tam odczuję ulgę... Jest mi źle, bardzo źle, jak nigdy w życiu...
M
meg
15 listopada 2013, 15:38
niestety to jest obraz mnie samej... i nie potrafię uwierzyć w to, że ktoś mnie może kochać od tak... po prostu.. :(
A
A
17 kwietnia 2013, 17:31
Piotr, dzięki za radę! :)
P
Piotr
16 kwietnia 2013, 02:21
poniższe uogólnienia wydają mi się mało wiarygodne. Widzę tu tylko ciężki zarzut nie poparty nawet żadnym przykładem. Nie mówiąc już o przykładach dotyczących 100% generalizowanej populacji, które dopiero pozwoliłyby potwierdzić zgodność z prawdą tak ogólnikowych stwierdzeń. A sam tekst (artykuł) bardzo sensowny. PS. Do "A." - może w książce o tym mówią :)
Z
Zakonnica
14 kwietnia 2013, 15:51
Nic odkrywczego.Niekotrzy jezuici 20 lat temu o tym mówili,a nawet wiedzieli jak pomóc.Dzisiejsi  młodsi jezuici myslą ,ze świat odkrywają starymi prawdami a starych maja za...Smutne.
A
A.
14 kwietnia 2013, 15:26
jesli mam tego świadomość a nadal mnie to w jakiś sposób przerasta, to co mogę dalej z tym zrobić? 
G
gość
13 kwietnia 2013, 18:19
To trzeba ludziom pomóc a nie słownie badac człowieka jak królika doswiadczalnego .To psycholog jest dla chorego a nie odwrotnie.Zadna satysfakcja.
WP
warto przeczytać!
30 września 2012, 23:39
polecam
PM
podoba mi się
14 lutego 2012, 22:30
krótko i zwięzłowato