Raport o biedzie szokuje. O czym marzą podopieczni Szlachetnej Paczki?
Pomarańcze, ciepła kołdra, coś słodkiego. Dla wielu podopiecznych Szlachetnej Paczki nieosiągalne bywają marzenia, które dla większości ludzi są zwykłymi elementami codzienności.
Wszystkie rodziny znalazły już swoich darczyńców. Jeśli ktoś z was nie zdążył przygotować paczki dla potrzebujących, na stronie Paczki >> wciąż można zaangażować się w mądrą pomoc.
Szlachetna Paczka to jeden z największych i najskuteczniejszych programów społecznych w Polsce. Istnieje od 2001 roku i jest jedynym na świecie systemem pomocy bezpośredniej, który łączy ogromną skalę działania z tym, że konkretny człowiek wciąż pomaga w nim konkretnemu człowiekowi. Przez 18 lat w działania Paczki włączyło się blisko 4 mln osób, a łączna wartość pomocy materialnej, przekazanej ponad 150 tys. rodzin w potrzebie przekroczyła ćwierć miliarda złotych.
Ma 71 lat i marzy o kołdrze
Pani Julia na wybory chodzi zimą. Do apteki (cierpi na cukrzycę i reumatyzm) albo do sklepu obuwniczego. Kupić opał czy jedzenie w dyskoncie? Wybiera, bo za 600 zł emerytury nie jest w stanie zabezpieczyć swoich podstawowych potrzeb.
Ma 71 lat i, na ile starcza jej sił, wciąż pracuje, pomagając sąsiadom w zajęciach gospodarskich w zamian za jajka, ziemniaki czy drewno.
Marzenie: Byłabym zadowolona, jakbym miała kołdrę, buty na zimę i rower - mówi.
Zawaliło się mieszkanie
Pan Mateusz zawsze dobrze sobie radził. Skończył studia, pracował na kopalni, pomagał innym, prowadząc stowarzyszenie wspierające chorych na raka i nigdy nie tracił pogody ducha. Nie traci nadal. I to nawet pomimo tego, że los nie obszedł się z nim zbyt łaskawie. Wręcz - trochę sobie z niego zakpił. Najpierw przyszły problemy ze zdrowiem, potem zawaliło się mieszkanie, w końcu okradziono go w szpitalu.
Dziś ma 69 lat, endoprotezę, raka nadnerczy i wie, że powoli umiera. Mieszka sam w lokalu socjalnym, jeśli starcza mu sił, pomaga sąsiadom w pisaniu pism urzędowych i marzy o tym, by na jego pogrzebie zagrała orkiestra z kopalni w Bytomiu. Na życie zostaje mu 400 zł miesięcznie. Nie narzeka.
Marzenie: Z rzeczy praktycznych przydałaby się kuchenka elektryczna (mówi, że wystarczyłaby taka na jeden palnik), dzięki której mógłby sobie od czasu do czasu coś sam ugotować.
TUTAJ >> przeczytacie cały Raport o biedzie
Jest z mężem przez całą dobę
Jej życie jest przepełnione miłością. Ma 70 lat i od dziesięciu wszystkie swoje siły poświęca opiece nad mężem - przykutym do łóżka, chorym na Alzhaimera, wymagającym nieustannej opieki. Pani Gabriela jest z nim przez całą dobę.
Karmi go, myje, przewija i ma nadzieję, że będą ze sobą jak najdłużej. Żyje skromnie, bo większość domowego budżetu przeznacza na leki oraz pieluchy. - Jestem dumna z mojego życia - mówi. A on? Czasem udaje mu się poruszyć ustami, by podziękować dziewczynie, w której zakochał się pół wieku temu.
Marzenie: Bardzo przydałby się jej (a właściwie jemu) materac przeciwodleżynowy z pompą oraz elektryczna maszynka do golenia.
Czasem zarobi nawet 500 zł
Pani Lucyna ma 62 lata i mieszka sama. Przez całe życie opiekowała się chorymi rodzicami, a kiedy zmarli, została bez środków do życia i bez prawa do zasiłku. Ale nie brak jej inicjatywy: hoduje kury oraz jedną krowę, sprzedaje jajka, mleko i sery. Gdy ma dobry miesiąc, udaje jej się zarobić nawet 500 zł.
Starcza, bo pani Lucyna żyje skromnie i umie mądrze zagospodarować te 250 zł, które zostaje jej po uiszczeniu stałych opłat. Mało tego - chce się rozwijać. Kocha pszczoły i wierzy, że mogłaby rozszerzyć swoją hodowlę i zbierać więcej prawdziwego, zdrowego, leśnego miodu.
Marzenie: Na razie wśród swoich najpilniejszych potrzeb Pani Lucyna wymieniła nową pościel i ciepły koc.
Nie wie, z czego jest dumny
Na pytanie, z czego jest dumny, Robert nie umie odpowiedzieć. Urodził się z epilepsją, a wszystko, co miał w życiu ważnego, stracił. Najpierw - oko. Potem kontakt z synem, który po rozwodzie bardzo utrudnia mu była żona (choć płaci alimenty). Następnie narzeczoną, która zmarła krótko po zaręczynach. Wreszcie dom.
W środku lata spłonął w pożarze wywołanym zwarciem instalacji elektrycznej. Próbując ratować dobytek, Robert doznał poważnych oparzeń rąk oraz pleców. Gmina zapewniła mu w zastępstwie barak, ale z przeciekającym dachem i bez przyłączenia do prądu. Zamieszkał w nim, ale babci nie mógł na to pozwolić. Na razie zatrzymała się kątem u rodziny, a Robert robi wszystko, by odbudować to, co zostało na pogorzelisku. Ma 36 lat. Wielu jego rówieśników uważa, że wciąż są młodzi i jeszcze wszystko przed nimi.
Marzenie: znowu mieć dom
Skomentuj artykuł