Słowo otuchy zamiast etykiety. Jak pomóc nastoletniej mamie?
Często spotykamy je na ulicach. Widząc jak pchają wózek, zastanawiamy się, czy to ich dziecko (bo przecież taka młoda, może jest starszą siostrą?). Szacujemy, ile mogły mieć lat, gdy zaszły w ciążę, kreujemy scenariusze i opinie na temat ich życia.
Niewiele w nas wówczas troski, górę bierze surowy osąd. Życie nastoletniej mamy nie jest usłane różami. Co możemy zrobić, aby nasze spotkania z młodymi matkami nie były dla nich kolejnym bolesnym ciosem, ale momentem, który doda sił i napełni nadzieją?
Zacznijmy od refleksji
Spotykamy je w różnych okolicznościach. Czasem to przelotne momenty w drodze do pracy lub na uczelnię, ale bywa też tak, że nastoletnie mamy to nasze znajome lub krewne. Ich sytuacja jest złożona i trudna. Każda dźwiga swoją niepowtarzalną historię, której nie znamy. Dlatego zanim obdarujemy taką dziewczynę niewybrednym spojrzeniem lub poczęstujemy nieprzychylnym komentarzem, postarajmy się o refleksję.
Niech na początku takiego spotkania w naszej głowie górę weźmie pytanie: Kim jesteś? Co takiego wydarzyło się w twoim życiu, że na tak wczesnym jego etapie już jesteś odpowiedzialna za los drugiego, małego człowieka? Warto jednak przy tym pamiętać, że niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać, w naszej głowie i tak będą pojawiać się automatyczne myśli związane z oceną młodej mamy. Tak działa nasz umysł - upraszcza (nieraz do bólu) i nadaje etykiety, a robiąc to, stara się zużywać jak najmniej energii oraz zasobów poznawczych.
Tak żyje się prościej, świat jest posegregowany i mamy wrażenie, że rozumiemy, jak działa. Właśnie to wrażenie jest ważne dla naszego dobrego samopoczucia, a umysł każdego i każdej z nas bardzo dba, abyśmy dobrze się czuli. Nie jesteśmy jednak niewolnikami takiego płytkiego sposobu funkcjonowania. Warto z nim walczyć, ponieważ analiza złożoności świata sprzyja własnemu rozwojowi, pomaga w zrozumieniu drugiego człowieka oraz otwiera umysł. Automatyczne myśli przychodzą i jeśli nie pozwolimy im, aby nami kierowały, to po cichu odejdą, a działanie, jakie podejmiemy, będzie zależało od naszego świadomego wyboru. To naprawdę możliwe.
Spróbuj wejść w ,,jej buty’’
Jak może się czuć młoda dziewczyna, która zostaje mamą? Jest w wieku, w którym sama zmaga się z wieloma wątpliwościami i niewiadomymi, dopiero uczy się i odkrywa, kim jest, nabiera doświadczenia w konfrontowaniu się z coraz większymi wyzwaniami. W innej sytuacji ten etap jej życia byłby czasem adaptacji i stopniowego wchodzenia w tzw. dorosłe życie. Tymczasem mimo tego, że taka nastolatka sama potrzebuje wsparcia, opieki i towarzyszenia kogoś, kto będzie dla niej nauczycielem życia, to staje się kimś najważniejszym dla małego człowieka, który przychodzi na świat. Zostaje mamą.
Bezcenna jest ta nasza milcząca obecność, gotowość do podania chusteczki lub kubka ciepłej herbaty.
Komuś, kto nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji trudno będzie sobie wyobrazić poziom przerażenia, niepewności oraz zagubienia odczuwanego przez młodego człowieka znajdującego się w takiej sytuacji. Ja sama, pracując z taką dziewczyną, również nie mogę jej powiedzieć: ,,Rozumiem cię, wiem co czujesz”. Nie, nie wiem. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal jesteśmy w stanie podjąć próbę wejścia ,,w jej buty’’ i niesienia pomocy. Jak to zrobić?
Wesprzyj emocjonalnie i merytorycznie
Dróg wsparcia jest wiele. Skupmy się na tych najważniejszych, o które też niestety najtrudniej. Po pierwsze, wsparcie emocjonalne. Kiedy już spróbujemy wczuć się w sytuację takiej osoby, pomyślmy o uczuciach, które mogą się w niej miotać oraz myślach, które spędzają sen z jej powiek. Możemy sobie zadać pytanie: co ja chciałabym / chciałbym usłyszeć od drugiego człowieka będąc w takiej sytuacji? Pewnie nie byłoby to coś w stylu: "Trzeba było pomyśleć zanim…" Taka osoba chce opowiedzieć o swoich obawach i lęku. Warto byśmy tego cierpliwie wysłuchali i wyrazili akceptację dla tego, co przeżywa (w terapeutycznym żargonie nazywa się to "uważnianiem", czyli przyznawaniem, że to, co dana osoba przeżywa jest istotne, godne uwagi, a także, że ma prawo do takich emocji, że są one w takim momencie czymś naturalnym). Przecież będąc na jej miejscu czulibyśmy się tak samo lub bardzo podobnie.
Naszym zadaniem podczas takiej rozmowy będzie stworzenie atmosfery otwartości na osobę oraz jej historię. Może być też tak, że nie usłyszymy ani słowa, że osoba, z którą się spotkamy będzie opowiadać milczeniem i łzami spływającymi po policzkach. To też forma komunikacji. Wtedy bezcenna jest ta nasza milcząca obecność, gotowość do podania chusteczki lub kubka ciepłej herbaty. Zdarza nam się bagatelizować wagę tego typu drobnych gestów. Tymczasem dzięki nim wspieramy i dodajemy otuchy. To niezwykle istotne momenty! W ten oto sposób przebiega budowanie relacji opartej na zaufaniu i poczuciu, że jedna strona chce dobra drugiej.
Kiedy ten etap mamy za sobą, możemy przejść do kolejnej ważnej formy pomocy związanej z przekazywaniem wiedzy, udzielaniem rad i wskazówek. Młoda mama może nie wiedzieć, jak wykąpać, przewinąć, nakarmić swoje dziecko. Musi się tego nauczyć. W takich chwilach możemy być dla tych dziewczyn źródłem wiedzy, wspierać je już nie tylko emocjonalnie, ale też merytorycznie. Czasem może to być związane z tym, że będziemy zwracać uwagę na to, co robią źle (na początku na pewno będą popełniać błędy, to zupełnie normalne) i tutaj będziemy zbierać owoce kroku pierwszego, czyli wsparcia emocjonalnego, bo jednym z celów, który chcieliśmy wówczas osiągnąć było zbudowanie relacji. Zwracanie komuś uwagi, wyrażanie jakiejś trudnej do przyjęcia prawdy lub wytknięcie błędów przynosi zamierzone owoce, gdy osoba, wobec której to kierujemy wie, że powoduje nami troska o jej dobro i bezpieczeństwo. W przeciwnym wypadku nasze starania mogą zostać odebrane jako atak i nie osiągniemy pozytywnego rezultat (ta zależność występuje we wszystkich relacjach międzyludzkich, warto więc o niej pamiętać).
Podsumowując – to, co powinno nam przyświecać i nami kierować w kontakcie z nastoletnią mamą, to otwartość, stronienie od automatycznego etykietowania, troska oraz akceptacja. Wydaje się trudne?
Potrzeba niewiele, by wiele zdziałać
Ktoś może mi na tym etapie zarzucić, że na tego typu podejście do nastoletnich mam mogą sobie pozwolić psychologowie, którzy z takimi osobami pracują na co dzień, mają czas i okazje, żeby te dziewczyny dobrze poznać i wtedy im pomóc. Trudno mi się z tym zgodzić. Zdarza się, że młode mamy doświadczają odrzucenia i niezrozumienia od zupełnie obcych osób, gdy jadą z dzieckiem tramwajem, są z nim w parku na spacerze lub robią zakupy. To wtedy spotykają się z oceniającymi spojrzeniami lub bolesnymi komentarzami.
Nasza osobista, pogłębiona refleksja nad tym zagadnieniem może pomóc w zmianie tych postaw oraz w walce z krzywdzącymi stereotypami, które krążą na temat młodych mam i na pewno nie pomagają im w codzienności. Dysponuję też dowodem anegdotycznym na to, że poświęcenie dużej ilości czasu nie jest warunkiem koniecznym, aby pomóc komuś, kto znalazł się w potrzebie.
Ich sytuacja jest złożona i trudna. Każda dźwiga swoją niepowtarzalną historię, której nie znamy.
Pewnego razu biegłam na autobus, który miał zawieźć mnie do pracy. Nieopodal przystanku spostrzegłam nastolatka, zalewał się łzami, całe jego ciało trzęsło się na skutek silnego płaczu. Porozmawialiśmy, wysłuchałam go, on się otworzył (krok pierwszy, budowanie relacji), potem razem podjęliśmy działanie, aby spróbować zmienić jego trudną sytuację (krok drugi, podpowiedz, pokaż co można zrobić). Wszystko to trwało jakieś 10-15 minut. Nie wiem, czy przyniosło zamierzone przez nas rezultaty, bo na pożegnanie po prostu się uściskaliśmy, a potem już się nie spotkaliśmy. Co wiem na pewno to to, że pod koniec naszej rozmowy już nie płakał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, a ten może być zwiastunem nadziei. I o to w tym chodzi.
O wnoszenie światła nadziei w życia, w których próbuje zapanować mrok rozpaczy. Nie zawsze potrzeba do tego dużo czasu, z pewnością nie są konieczne specjalne kompetencje. Wystarczy odrobina dobrej woli, trochę szczodrości serca i otwartości umysłu. Podnoszenie innych, którzy upadli pod naporem ciężaru, które na ich barki położył los to nasze wspólne powołanie. Możesz być jedyną osobą w życiu drugiego człowieka, która przypomni mu o tym, że jest kimś wartościowym. Pamiętaj o tym.
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu corkamarnotrawna.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł