Czy internet zrujnuje nasze dusze?

(fot. Saad Faruque / flickr.com / CC BY)

Internet stał się piątym żywiołem świata. Różni się od czterech pozostałych tym, że to my jesteśmy jego twórcami. Przenika coraz więcej dziedzin życia do tego stopnia, że dziś trudno sobie wyobrazić dzień bez bycia online.

Jednych to cieszy, bo otwierają się nowe możliwości, które ułatwiają codzienną egzystencję. Inni zachowują rezerwę, bo dostrzegają niepokojące zmiany w sposobie myślenia i przeżywania relacji międzyludzkich, które - ich zdaniem - internet generuje i gwałtownie przyśpiesza.

Sieć daje i zabiera

Całkiem niedawno wpadła mi w ręce książka Nicholasa Carra "Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg". Tytuł ten wywołał gorącą debatę w Stanach Zjednoczonych zarówno na łamach gazet, jak i wśród blogerów. Pociągnął za sobą, jak to zwykle bywa w tym kraju, całą serię polemik, a także ujawnił wyraźny podział na sieciooptymistów i sieciosceptyków.

Carr, który w 2011 zdobył za tę książkę Nagrodę Pulitzera, (nota bene świetnie napisaną) dowodzi, że niewątpliwe korzyści internetu ustępują wobec równie niewątpliwych szkód, jakie ten cud techniki wyrządza naszej psychice, duchowi i ciału. Wcześniej w 2008 roku Carr podgrzał atmosferę, publikując w miesięczniku "Atlantic" głośny tekst "Czy Google robi z nas głupców"?, gdzie wykazywał, że nadmierne korzystanie z internetu niszczy naszą zdolność do koncentracji i kontemplacji, przeładowując nas natłokiem informacji i "nieprzetrawionej" treści.

W "Płytkim umyśle" Carr rozwija tezy swego artykułu, opierając się na solidnych i przekonujących badaniach. Uważa, że internet zmienia nasz mózg, który poddaje się temu medium jak glina w ręku garncarza. Mózg na skutek swojej wrodzonej plastyczności podlega ciągłym modyfikacjom i szybkiej adaptacji, kiedy poprzez zmysły wchodzi w powtarzalne interakcje ze światem zewnętrznym.

Internet, zdaniem Carra, "ćwiartuje" ludzkie myślenie, ponieważ "dostarcza nam rozrywki, ale też rozrywa na strzępy naszą uwagę". Nadto oczekiwanie zwięzłości i krótkich form, niecierpliwe przechodzenie z jednej strony na drugą, wyrywkowe skanowanie wśród użytkowników sieci powoduje poważne utrudnienia w czytaniu linearnym. Dłuższy tekst staje się katuszą, ponieważ coraz częściej nie myślimy ciągiem, nie przechodzimy od jednej przesłanki do drugiej, lecz zaczynamy myśleć "skokowo" lub, jeśli ktoś woli, "punktowo". Punkty często nie układają się w całość, lecz wypełniają nasz umysł jak sterta nikomu niepotrzebnych rupieci. Nie widzimy całości, skupiamy się na wycinku i często niepostrzeżenie bierzemy go za całość.

Carr powiada, że linearne czytanie wśród niektórych grup ludzi odchodzi do lamusa. Internet poszerza dostęp do wiedzy i informacji, ale równocześnie z wolna pozbawia internautów zdolności do kontemplacji, introspekcji, spokojnego zagłębiania się w temat. "Im częściej korzystamy z sieci, tym częściej ćwiczymy mózg, aby pozostał rozproszony - aby przetwarzał informacje bardzo szybko i bardzo wydajnie, ale bez skupiania uwagi". Skutkiem tego "nasz mózg coraz łatwiej zapomina, coraz trudniej pamięta", co oczywiście radykalnie utrudnia proces uczenia się. "Musi bowiem być czas na wydajne gromadzenie danych oraz czas na "niewydajną" refleksję. (…) Współcześnie problem polega na tym, że tracimy naszą zdolność do zachowywania równowagi między tymi dwoma, bardzo różnymi stanami umysłu"

Muszę przyznać, że książka Carra wywołała we mnie lawinę "niewygodnych" pytań, które być może czasem pojawiały się w mojej głowie, ale dość sporadycznie, w rozproszeniu i bez wzajemnego powiązania.

Jeśli coraz trudniej skupić się na jednej rzeczy, to jak wobec tego będziemy się uczyć i rozmyślać? Jaka będzie przyszłość medytacji? Czy będziemy potrafili wysiedzieć w spokoju przez kilkanaście minut bez konieczności dostarczania bodźców stymulujących? Czy nie staniemy się zakładnikami tego, co sami stworzymy? A co z nudą, która czasem pobudza do twórczości? Czy funkcja wyobraźni nie skurczy się wyłącznie do kopiowania i powielania tego, co już jest? Jak odnajdziemy się w coraz głębszym oceanie powierzchowności i nadmiaru banalnych informacji? Jaki wpływ korzystanie z Internetu będzie wywierało na moralność, trwałość i jakość międzyludzkich relacji i czy nie wydrąży nas doszczętnie z tego, co wyróżnia człowieka na tle innych ziemskich stworzeń?

Nowa mądrość

Nie jestem "technofilem" ani "technofobem". Prawdopodobnie usytuowałbym się gdzieś pomiędzy, raczej bliżej środka. Bo uważam, że nie sposób zatrzymać technologicznego postępu, zwłaszcza na polu informatyki, nawet jeśli lękamy się utraty tego, co już osiągnęliśmy.  

Trudno też bezpośrednio obwiniać internet, że wyjaławia w nas pewne zdolności. To nie wina internetu, lecz raczej naszej trudności w ocenie tego, co ważne, a co drugorzędne. Do tego dochodzi pytanie, na ile korzystanie z sieci jest świadomym wyborem, a na ile kompulsywną czynnością, czy wręcz uzależnieniem, które decyduje za nas. Z pozoru nie jest ono tak dokuczliwe jak alkohol, hazard, narkotyki czy przyjemność seksualna. I może nie od razu widać jego zgubne skutki.  

Można się wycofać z sieci i uciec na pustynię, i kto wie, czy kiedyś i tego nie zapragniemy, gdy osiągniemy apogeum przesytu i zmęczenia natłokiem informacyjnej sieczki.

Bardziej jednak potrzebujemy tego, co Umberto Eco nazwał już w 1996 roku "nową mądrością", czyli ciągłym uczeniem się krytycznego rozróżniania, selekcji, przesiewania przez sito, eliminacji wątpliwych źródeł wiedzy, niepochłaniania śmieci.

Przyznam, że każda wizyta w supermarkecie przyprawia mnie o zawrót głowy. Gdybym nie miał ze sobą listy tego, co chcę kupić, dostałbym kręćka i wyszedłbym z poczuciem oszołomienia. Przecież tam tyle rzeczy chce, bym poświęcił im uwagę, spróbował, dotknął, skosztował, przymierzył. Wszystko może się przydać.

Internet jest gigamarketem idei, informacji, towarów i usług, daleko większym od wszystkich centrów handlowych razem wziętych. Cały sekret odpowiedniego poruszania się w tym wirtualnym świecie polega na umiejętności rezygnacji i rozeznania, co rzeczywiście jest mi potrzebne.

Problem w tym, że niezwykle trudno nauczyć się tej sztuki. Wymaga ona ogromnej dyscypliny i trzeźwości umysłu, by nie popaść w tępą klikaninę i surfowanie dla zabicia czasu. Przeskakiwanie ze strony na stronę w sumie nic nie kosztuje, a daje poczucie, że coś się jednak robi.

Nieodzowne jest tutaj nabycie pokory i dystansu, by nie przeceniać możliwości mediów elektronicznych, zresztą dotyczy to wielu innych dóbr tego świata. Książka Carra na pewno uczula czytelnika na to, iż stosunkowo łatwo popaść w wirtualne uzależnienie. Dzisiaj wiemy znacznie więcej niż dawniej, że podatność do nabywania szkodliwych nawyków wiąże się z taką a nie inną konstrukcją i biochemią ludzkiego mózgu. To ważny sygnał alarmowy, którego nie można lekceważyć. Dość nadmienić, że w Korei Płd rząd uruchomił obowiązkowe programy odwykowe dla dzieci i młodzieży uzależnionych od gier komputerowych i internetu.

Myślę, że wielką pomocą w uniknięciu elektronicznej "katastrofy" mózgu jest zrównoważenie i urozmaicenie źródeł informacji. Nie chodzi o wykluczanie lub przeciwstawianie tradycyjnej książki internetowi, komunikacji obrazkowej tekstowi. Sęk w tym, by nie ograniczyć się tylko do jednej formy zdobywania informacji, przeżywania wolnego czasu i rozrywki.

Innym środkiem, który może zmniejszyć negatywne skutki oddziaływania sieci jest lekarstwo stare jak świat, czyli asceza. Polega ona na świadomym ograniczaniu bodźców, refleksji nad używaniem internetu, wyrabianiu w sobie wewnętrznych blokad i filtrów, a nade wszystko niezapominaniu, że świat, człowiek i życie poza internetem mają nam ciągle wiele do zaoferowania.

Tak czy owak, każdemu zapalonemu internaucie polecam lekturę książki Carra.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy internet zrujnuje nasze dusze?
Komentarze (14)
R
Renata
23 grudnia 2013, 16:58
Ktoś kiedyś powiedział że od wszystkiego można się uzależnić. Ktoś kiedyś powiedział że wszystko jest dla ludzi. Więc postarajmy się znaleźć w tym jakiś zdrowy kompromis. ___________________ pozdrawiam - <a href="http://www.zdrowystylzycia.pl/">Zomerska</a>
O
olo
25 listopada 2013, 16:27
INTERNET nie jest złem sam w sobie. Jak radzić sobie z tymi co chcą wiedzieć co robimy w sieci . Ci ludzie są przerażający. Manipulatorzy.
I
internauta
19 sierpnia 2013, 07:52
Internet stał się piątym żywiołem świata. Różni się od czterech pozostałych tym, że to my jesteśmy jego twórcami. Pozwolę sobie napisać moją myśl dotyczącą tego tematu. Otóż wydaje mi się że z kazdego żywiołu trzeba jakoś korzystać. Nie tylko tak by wychodziło nam to wszystkim na "złe". Jeśli ktoś stwierdził że internet jest żywiołem to ten żywioł tworzony przez ludzkość, trzeba nauczyć sie wykorzystywać z głową. Wszystko co jest nam dane w życiu, umiejmy nazywać a nie patrzyć na to z kilku perspektyw. Fakt taki że trudno jest nie raz dobrać dobre imię tego ale gdy my (ludzie) mamy nad tym władze, starajmy się pokazywać dobre tego cechy. Nie wylewajmy się jak rzeki, nie siejmy spustoszenia jak po tornadzie i nie palmy za sobą tego co ciężkim słowem powstało i spaliło się jak kartka papieru. ... No właśnie o to chodzi, by spojrzeć na ten "żywioł" z różnych perspektyw. Tak jak ogień i woda jest on potrzebny, ale wobec ognia i wody też musimy być ostrożni, a nawet czasem się zabezpieczać, choć same w sobie są one dobre.
Marek Jemioło
19 sierpnia 2013, 06:08
Internet stał się piątym żywiołem świata. Różni się od czterech pozostałych tym, że to my jesteśmy jego twórcami. Pozwolę sobie napisać moją myśl dotyczącą tego tematu. Otóż wydaje mi się że z kazdego żywiołu trzeba jakoś korzystać. Nie tylko tak by wychodziło nam to wszystkim na "złe". Jeśli ktoś stwierdził że internet jest żywiołem to ten żywioł tworzony przez ludzkość, trzeba nauczyć sie wykorzystywać z głową. Wszystko co jest nam dane w życiu, umiejmy nazywać a nie patrzyć na to z kilku perspektyw. Fakt taki że trudno jest nie raz dobrać dobre imię tego ale gdy my (ludzie) mamy nad tym władze, starajmy się pokazywać dobre tego cechy. Nie wylewajmy się jak rzeki, nie siejmy spustoszenia jak po tornadzie i nie palmy za sobą tego co ciężkim słowem powstało i spaliło się jak kartka papieru.
J
Jan
3 sierpnia 2013, 19:45
Wstyd. Cenzura jak za PRL dla dyrektora WAM
M
Michał
2 sierpnia 2013, 13:27
Ja tam nie wiem... W szkole, gdy w Polsce jeszcze nikt nie wiedział o istnieniu internetu, miałem klasówkę z Pana Tadeusza - co drugie pytanie zaczynało się od "Uzupełni cytat" - Internet byłby do tego świetny.  Wszyscy którym nie chciało się czytać lektury "zapoznawali się" z nią a internetu przecież nie było, więc to chyba nie wina internetu. Nie róbmy demona z narzędzia - młotkiem można budować dom, albo rozbijać czaszki i to nie czyni samego młotka dobrym ani złym.
L
leszek
2 sierpnia 2013, 11:18
Obawiam się, że to jakieś nieporozumienie. Tutaj nie chodzi o wybieranie rzeczy istotnych i pomijanie błahych, a raczej o umiejętność dojrzenia czegoś więcej, niż tylko zestaw słów kluczowych, Można zapoznać się z "Panem Tadeuszem" skacząc po tytułach i nagłówkach i nawet dokładną wiedzę, co się działo w księdze VI czy VII. Tylko czy zauważy się w ten sposób piękno wiersza i języka ?
8
868yu
2 sierpnia 2013, 10:12
Skaczemy po tekstach i informacjach bo by wyłowić coś pozytecznego trzeba ominąć całą górę śmieci. Zgadzam się z Michałem, że jest również cała masa tandetnych książek i lania wody we wszystkich mediach. Jest jednak problem realny w odniesieniu do internetu to przemodelowanie relacji między ludźmi i to fakt, model relacji jest inny tylo skąd wiemy czy gorszy?
M
Michał
2 sierpnia 2013, 09:09
Wdaje mi się, że zanik czytania linearneo to nie wina medium, a wodolejców. Taki deon.pl jednakże jest jak gazeta - nie czyta się całej od deski do deski, tylko najpierw nagłówki, pitem ewentualnie lid i dopiero jak wystapi zainteresowanie coś więcej. Niemniej jednak jak w połowie wychodzi, że to "nudy"... Co do skupienia uwagi - zajmuje sie programowaniem i wtedy uwaga moja jest tak skupiona, że moge przeprowadzić 15to minutową rozmowę z szefem i na koniec zapytac o co chodziło, bo ciagle myślałem o programie. Niemniej przy wyszukiwaniu informacji interesuje mnie odpowiedź na konkretne pytanie. Nawet szukając jej w książce papierowej nie mam czasu na konsumpcję wody, którą pan profesor nalał. I także już znalezioną informację z książki pana profesora muszę zweryfikować, bo zazwyczaj są błędy.  Tak więc nie jest to wina medium, ale autorów tresci. Co do skakania i wyszukiwania szybkiego treści potrzebnych zamiast wchłaniania wszystkiego linearnie, to wydaje mi się, że sprzyja to uczeniu, a nie utrudnia. Inaczej czyta się literaturę piękną, a inaczej naukową. Jeszcze inaczej gazetę.
L
leszek
1 sierpnia 2013, 21:55
------ ; internet daje możliwości w dwóch zakresach, jakich ludzie nie mieli nigdy w dziejach - na głębokość, czyli pozyskiwanie w zasadzie dowolnych informacji, dowolnej wiedzy ----- Kolego zacny, wiedza zawsze była dostepna w postaci książek i czasopism. Internet sam w sobie nie generuje żadnej wiedzy, akurat zajmuję się tymi tematami zawodowo od strony technologicznej, więc coś o tym wiem. Internet generuje natomiast ogromne możliwości dla rozrywki, biznesu i komunikacji. Poszukiwacze wiedzy, czy ogólnie ludzie chcący się podnieść na wyższy poziom w tej czy innego dziedzinie, to raczej skromna nisza. Większość szukała i szuka to co już zna i to co już lubi.
L
leszek
1 sierpnia 2013, 21:42
Jeśli chodzi o zgubne współczesne wychowanie dzieci i młodzieży, to także mi się przypomina taki cytat z Arystofanesa: --------------- Ot, wychowania dawnego opowiem, jaki obyczaj był zwykle, prawe gdy głosząc zasady kwitnąłem, skromność gdy była w poszanie. — Nikt tam nasamprzód nie słyszał na mieście, chłopiec by mruczał zuchwale; młodzież z sąsiedztwa chodziła ulicą, dążąc do szkoły śpiewania, razem, w porządku i lekkiem ubraniu, chociaż płatami śnieg padał. ............ Te to zasady są właśnie , z których, pod moją opieką, nam wyrósł ród maratońskich wojaków. Ty teraźniejszych za młodu już uczysz w płaszcze bachutać się, grube, tak, że już wściekam się, widząc, gdy w czasie Panatenajów im przyjdzie tańczyć, jak puklerz trzymają pod brzuchem, czyniąc zniewagę Palladzie. — ========================== Obawiam się, że takie narzekanie to stare jak świat, albo jeszcze starsze.
L
leszek
1 sierpnia 2013, 21:19
Jeśli chodzi o internet, to raczej bym problem trochę odwrócił. Nie czy internet zrujnuje nasze dusze, a raczej czy pewne nadzieje związane z internetem się ziszczą. Np. wiele uważało i uważa, że upowszechnienie wiedzy spowoduje spadek wiary w zabobony. Kiedyś zdobycie wiedzy wymagało jednak pewniego wysiłku, trzeba było pójść do biblioteki, pożyczyć i przeczytać książkę. Teraz wystarczy przecież kliknąć na wikipedię i od razu przed nosem się wyświetla hasło, bardzo często dobrze zredagowane, przejrzyście napisane i poprawne pod względem naukowym. Istnieje np. popularny zabobon, że Ziemię nawiedzają kosmici w latających spodkach. To przecież kompletna bzdura, wiadomo, że żadnego UFO nie ma, takie byly nie istnieją. Ale jak kliknąć na link: [url]http://www.nuforc.org/webreports/ndxpost.html[/url] gdzie są rejestrowane obserwacje UFO w USA od 1998 roku, to łatwo zauważyć, że liczba obserwacji UFO jest mniej więcej stała, jeśli założyć, że upowszechnienie internetu to ostanie 5 lat, to nie widać tutaj żadnego związku.  Jesli chodzi o moje zdanie i prywatne obserwacje, to sądzę, że internet ani nas nie ulepszy, ani nie pogorszy, a nie nami nie zawładnie. Jeśli już, to głupi staną się głupsi, a mądrzy może trochę mądrzejsi, ale proporcje pozostaną takie same.
T
tytus
1 sierpnia 2013, 21:16
Internet to nie książka, działa inaczej, nie potrzeba żadnej wyrafinowanej wiedzy, by to odczuc. Internet już zrujnował życie ludziom. Dzieci, zanurzone od 7-8 roku zycia w pornografii, oglądające nawet przypadkiem same portale gdzie golizna i wypięte tyłki to norma, czyli taki musi być świat. Dzieci, nie umiejące się skupić na lekcjach, mające problemy z czytaniem, zapamiętywaniem słowa, ortografią. Ludzie, zmielenie przez te same aspekty jak wyżej.
L
leszek
1 sierpnia 2013, 20:37
O ile wiem, to wynalazkowi druku przez Gutenberga towarzyszyły podobne obawy, że nadmiar książek spowoduje, że czytelnicy będą mieli problemy ze skupieniem się na starannej lekturze. Te same obawy towarzyszyły upowszechnieniu telewizji. Jeśli chodzi o nowoczesną technikę, to jeszcze pamiętam cytat ze szkolnej lektury. ----------- W szkole Pułtuskiej stalówki znajdują się pod klątwą — uczniowie są obowiązani pisać wyłącznie piórami gęsimi. — Strzeżcie się piór stalowych! — powtarza przy każdej sposobności nauczyciel ka- ligrafii. — One psują rękę i charakter! Ostrzeżenie groźne... — na szczęście nauczyciel ma na myśli tylko tak zwany „cha- rakter pisma”, czyli samo pismo. ----------- Tutaj chodziło o to, że pióra stalowe oznaczały pójście na łatwiznę, gdyż były już gotowe, zaostrzenie pióra gęsiego wymagało pracy, precyzji i staranności.