Czy polityka interesuje kobiety?

(fot. European Parliament/flickr.com)
Małgorzata Jantos / slo

Większość z nas krzywi się przy słowie "polityka" i mówi, że to po prostu jest mało interesujące. Arystoteles pisał, że każdy człowiek jest zwierzęciem politycznym i zainteresowanie polityką leży w jego naturze. Zapewne leży w naturze mężczyzny. Czy także kobiety? Pytanie trudne. Niektórzy mówią, że kobiety są mądrzejsze i wrażliwsze, a w związku z tym polityka, jako najohydniejsza sfera życia ludzkiego, je po prostu brzydzi. Ale są też zdania inne.

Istnieją - jak pisał Max Weber w dziele "Polityka jako zawód i powołanie" - dwa sposoby traktowania polityki jako zawodu. Albo się żyje "dla" polityki, albo też "z" polityki. Podział ten nie jest, oczywiście, całkowicie rozłączny. "Z" polityki jako zawodu żyje ten, kto usiłuje uczynić z niej stałe źródło dochodów; "dla" polityki ten, kto tego nie robi.

Kobiety mają, jak z kolei pisał Francis Fukuyama, amerykański politolog i filozof, właśnie ten talent: stawiania spraw publicznych ponad cele prywatne. Tom Peters - powołując się na wyniki badań i analiz prowadzonych przez amerykańską antropolog Helen Fisher - twierdzi, że kobiety nadają się lepiej na liderów niż mężczyźni, są od nich bardziej zdecydowane i łatwiej zdobywają zaufanie. Są na przykład lepszymi inwestorami i sprzedawcami, są otwarte na zmiany i coraz bardziej... potrzebne w nowoczesnej gospodarce. Dlaczego więc wciąż nie są widoczne w polskiej polityce?

Przeprowadziłam ankietę wśród znajomych płci obojga. Pytałam, dlaczego ich zdaniem kobiety nie interesują się polityką i czy w ogóle to pytanie jest dobrze sformułowane. Może się interesują, ale nie działają, nie chcą walczyć o stanowiska, miejsca, funkcje. Mało kto zakwestionował sens mojego pytania. Potwierdzano raczej zawartą w nim sugestię. Tak, kobiety nie interesują się polityką w takim samym stopniu, jak mężczyźni. Ale dlaczego tak jest? Ponieważ, jak usłyszałam, mają za dużo innych obowiązków, są szlachetniejsze i brud polityki ich nie wciąga i nie frapuje, są za delikatne, za uczciwe etc. Niewielu mówiło, że są niedopuszczane do stanowisk, a jeśli są, to przede wszystkim dzięki męskiemu wsparciu i menedżerstwu. Zresztą i z tym bywa różnie. Joanna Kluzik-Rostkowska pytana o to, czy bycie kobietą w polityce pomogło jej, czy raczej było to utrudnienie, powiedziała, że zdecydowanie pomogło. "Jako mężczyzna pewnie nie doszłabym do stanowisk, które pełniłam".

DEON.PL POLECA

O dyskryminacji kobiet mówi się przy sprawach płacowych. W Polsce, jak można przeczytać, zdarza się ona stosunkowo rzadko. Nierówność wynagrodzeń między pracownikami różnej płci, w unijnym żargonie zwana pay gap, dla całej Unii wynosi średnio 17 proc. Według unijnych szacunków, w Polsce pay gap jest na poziomie 10 proc. Jednak zdaniem badaczy, przyjęty w ośrodku Eurostat sposób wyliczeń nie oddaje całej prawdy o naszym rynku pracy. Eurostat korzysta z danych GUS, który zbiera informacje o zarobkach tylko w zakładach zatrudniających ponad 9 osób. Gdy policzyć zarobki wszystkich kobiet i wszystkich mężczyzn w naszym kraju, to wychodzi, że Polki zarabiają przeciętnie około 30 proc. mniej niż Polacy. Co nijak się ma choćby do ich poziomu wykształcenia: kobiet z wyższym wykształceniem jest 19 proc., a mężczyzn - 14 proc.

A może jest i tak, że zróżnicowanie wynagrodzeń wynika i z tego, że kobiet nie ma w polityce? Dziś specjaliści od zarządzania nie mają wątpliwości, że konwencjonalny styl kojarzony z działaniami mężczyzn, stawiający na rywalizację, sztywną hierarchię, zarządzanie przez autorytarne wydawanie poleceń i ścisłą kontrolę, ustępuje stylowi stawiającemu na współpracę, komunikację, dobieranie zadań do zainteresowań pracowników, który to styl chętniej obierają kobiety. Z publikacji Financial Times wynika, że firmy zarządzane przez kobiety mniej cierpią w czasach kryzysu. Między innymi dlatego, że kobiety-menedżerowie są mniej skłonne do ryzykownych kroków. Tu jednak kręci się błędne koło. Kobiety, które widzą, że ich szanse na awans są mizerne, przenoszą uwagę na dom, tam szukając źródła życiowej satysfakcji. Odpuszczają inwestowanie w siebie, które mogłoby wzmocnić szanse na awans - i wyższe zarobki. Opracowania dotyczące udziału kobiet w biznesie doczekały się obszernych komentarzy. Wciąż ich brakuje, jeśli chodzi o udział kobiet w polityce.

Jak to więc jest: czy kobiety nie interesują się polityką, czy raczej z góry odpuszczają rywalizację? Ale dlaczego tak się dzieje - nie ma na to jednej i obowiązującej odpowiedzi.

Niewykorzystywanie potencjału kobiet - połowy populacji każdego kraju - jest marnotrawstwem. Należy więc je zachęcać do udziału w życiu politycznym. Czynnie, poprzez inspirowanie do konkurowania o stanowiska, a także i biernie poprzez wzmacnianie ich udziału w wyborach.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy polityka interesuje kobiety?
Komentarze (1)
PK
potencjał kobiet w Chinach
29 września 2011, 00:26
Niewykorzystywanie potencjału kobiet - połowy populacji każdego kraju - jest marnotrawstwem. W 31. rocznicę wprowadzenia w Chinach polityki jednego dziecka amerykańska organizacja All Girls Allowed, przypomina, że na skutek narzuconych przez komunistów przepisów życie straciło już 37 mln dziewczynek, które padły przede wszystkim ofiarą aborcji i dzieciobójstwa. Polityka zaczęła oficjalnie obowiązywać w Państwie Środka 25 września 1980 roku. Gdy rodziny mogą mieć tylko jedno dziecko, wybierają chłopców. Matki, które rodzą dziewczynki, są potępiane w obrębie ich kultury i często odrzucane przez mężów i rodzinę. Staranie się ponownie o chłopca jest niebezpieczne. Zostając matkami po raz drugi, kobiety narażają się na astronomiczną grzywnę lub zmuszane są do aborcji” – informuje organizacja założona przez uczestniczkę studenckich protestów na Placu Tiananmen w 1989. Politykę „jednego dziecka” wprowadziła Komunistyczna Partia Chin, gdy liczba Chińczyków przekroczyła miliard. Efektem przepisów jest ścisła kontrola urodzin. Kobiety zmusza się do aborcji, nawet w zaawansowanej ciąży. W tym celu stosowne są również środki wczesno-poronne. Narzuca się także przymusową sterylizację po urodzeniu pierwszego dziecka. Za ukrywanie ciąży grożą wysokie kary. W niektórych regionach Chin burzono nawet domy tym rodzinom, które nie chciały podporządkować się drakońskiej ustawie. Chińskie prawo pozwala na posiadanie tylko jednego dziecka mieszkańcom miast, małżeństwa wiejskie mogą zaś mieć dwoje dzieci pod warunkiem, że pierwsze dziecko jest dziewczynką. W wielu przypadkach dochodzi do uśmiercania dziewczynek, żeby męscy potomkowie mogli przedłużyć trwanie rodu. Innymi tragicznymi skutkami polityki „jednego dziecka” jest handel dziećmi oraz porzucanie swojego potomstwa. Z tego powodu wiele matek popełnia samobójstwa. Organizacja All Girls Allowed informuje, że politykę jednego dziecka egzekwuje armia 300 tys. urzędników.