Dziś prawdziwych nomadów już nie ma

Przez pierwszych kilka tysięcy lat po wzniesieniu trwałych osad relacje między plemionami osiadłymi i koczowniczymi pozostawały w stanie kruchej równowagi, ale wraz z powstaniem miast wynik rywalizacji między wędrowcami i osadnikami był już przesądzony. (fot. Ferdinand Reus / flickr.com)
Marian Chlabicz / slo

Kirgizi dawno zeszli z koni. Cyganie pobudowali sobie dwory pod Tarnowem. Tuaregowie przesiedli się z wielbłądów na fordy mustangi. A Ewenkowie dojadają swoje renifery, a co zrobią, jak już skonsumują ostatnie sztuki - nie wiadomo. Nic nie wskazuje jednak na to, żeby potem mieli ruszyć się z wygodnych chałup i powędrować przed siebie w zaśnieżoną tundrę.

W ten sposób kończy się jedno z największych zderzeń cywilizacji, jakie odnotowała historia naszego gatunku, czyli rywalizacja między wędrownym a osiadłym trybem ludzkiej egzystencji, która rozpoczęła się natychmiast po tym, jak tylko obsiano ziarnem pierwszą morgę gruntu i wmurowano kamień węgielny pod pionierską, neolityczną ziemiankę.

Przez pierwszych kilka tysięcy lat po wzniesieniu trwałych osad relacje między plemionami osiadłymi i koczowniczymi pozostawały w stanie kruchej równowagi, ale wraz z powstaniem miast wynik rywalizacji między wędrowcami i osadnikami był już przesądzony. Na niekorzyść nomadów, choć naszym naturalnym, praktykowanym od zarania dziejów sposobem egzystencji było przecież życie w ciągłej podróży. W ten sposób, to znaczy przemierzając świat na piechotę w poszukiwaniu pożywienia, wody i tymczasowego schronienia, funkcjonowaliśmy przez 99 procent czasu istnienia naszego gatunku, czyli - jak to szacują antropolodzy - ponad cztery miliony lat. Natomiast pierwsze ślady osadnictwa archeologia datuje na 7-5 tysięcy lat p.n.e.. Z wędrownym trybem życia pożegnaliśmy się zatem szybko i zdaje się bez żalu. Sprawdziło się brytyjskie przysłowie, że lepsze jest wrogiem dobrego.

DEON.PL POLECA

Osiadły tryb życia oznaczał egzystencję w warunkach względnego komfortu oraz życie wolne od większości zagrożeń składających się na codzienność nomady - niesprzyjającej aury, niehigienicznych warunków egzystencji, niepewności jutra i czyhających na każdym kroku naturalnych wrogów: dzikich zwierząt czy konkurencyjnych plemion nomadycznych, walczących o dostęp do tych samych, ograniczonych zasobów naturalnych.

Tymczasem plemiona osiadłe stosunkowo szybko i skutecznie rozwiązały problemy aprowizacji, infrastruktury i ochrony przed zagrożeniem zewnętrznym, zdecydowanie poprawiły komfort swojej codziennej egzystencji, a na dodatek zyskały coś, czego nigdy nie posiadały plemiona koczownicze - czas wolny od pracy. Został on wykorzystany na rozwój kultury i doskonalenie osiągnięć cywilizacyjnych. Tak więc odpowiedź na pytanie o powody, dla których nad nieskrępowaną wolność nomady człowiek przedłożył codzienny kierat nużących obowiązków osadnika brzmi: z lenistwa. Z tej samej przyczyny, z której wzięła też początek większość wynalazków, z samochodem, pralką, kombajnem zbożowym, zmywarką, robotem medycznym i klimatyzatorem włącznie.

Nomadyczność, jak twierdzą antropologowie, była bowiem koniecznością, mówiąc inaczej - brakiem wyboru. Wraz z pojawieniem się alternatywy w postaci osadnictwa, kolejne plemiona wędrowne podlegały sukcesywnie procesowi cywilizowania, co w praktyce oznaczało przechodzenie z koczowniczego na osiadły tryb życia. Często odbywało się to zresztą na drodze krwawych konfrontacji, czego boleśnie doświadczyło Imperium Romanum, a potem Europa, pustoszona przez najazdy koczowniczych plemion mongolskich (w Polsce nazywanych Tatarami). Tak czy inaczej, człowiek osiadły różnił się od wędrującego nie tylko sposobem życia, ale też jego stylem, priorytetami, celami, światopoglądem i wreszcie systemem wartości. I różni się do dzisiaj, choć tylko nieliczne ludy i plemiona pozostały wierne swojej nomadycznej przeszłości. Zostało ich raptem kilka: Beduini, Tuaregowie, Inuici, Aborygeni. A i to nie wszyscy. I nie do końca konsekwentnie, bo wśród Tuaregów obok samochodów w powszechnym użyciu są także telefony komórkowe.

Pojawili się za to "nowi nomadzi" - ludzie w podróży, dla których drugim domem stały się międzynarodowe porty lotnicze, samochody i przyczepy kempingowe. Niektórzy, jak pracownicy wielkich korporacji w nieustających delegacjach, prowadzą podobny tryb życia z tych samych powodów, co pierwotne plemiona koczownicze: z konieczności. Ale powstała także nowa kategoria podróżników z wyboru, którym w drogę każe się wybierać wewnętrzny niepokój, żądza przygód, głód wrażeń czy po prostu nuda. A czasem strach przez przyjęciem obowiązków jakie niesie poukładane, zamknięte w granicach jednego domu, miasta czy kraju, ustabilizowane życie.

Ta kategoria, zresztą wciąż rosnąca, jest jak Bieguni z opowieści Olgi Tokarczuk - osiemnastowieczna sekta, spędzająca życie w ciągłej podróży, w ustawicznej wędrówce szukając ucieczki przed całym złem tego świata.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziś prawdziwych nomadów już nie ma
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.