Nie bój się bliskości

(fot. shutterstock.com)
Maria Krzemień

Chowasz się w swoim mieszkaniu, pracy, uzależnieniach i lękach? Izolujesz od innych na własne życzenie? Unikasz bliskości, bo nie chcesz zdradzić prawdy o sobie.

Jest niedziela. Leniwe poranne chwile przekształcają się w długie spotkanie z Bogiem, czytanie Jego Słowa i bycie z Nim bez wyrzutów sumienia i presji czasu. Czytam Apokalipsę, która zawsze wydawała mi się tak trudną i budzącą mój lęk księgą, że unikałam jej jak ognia. Ze zdumieniem wczytuję się w piękne opisy przyszłości, która nas czeka. "I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie" (Ap 21,4). Ufam i nie mogę się doczekać tych wspaniałości, a serce podskakuje mi z entuzjazmu jak małemu dziecku. Mój Tata jest blisko, tuż obok mnie, tu i teraz.

Bez bliskich relacji jesteś martwy

Kilka godzin później na mszy w mojej parafii słucham kazania pogodnego księdza, który na co dzień towarzyszy ludziom w parafii na Krymie. Opowiada, jak wielką radością są dlanich wspólne spotkania, modlitwa, posiłek. Gdy mogą zjednoczyć się w trudnych czasach wojny. Nie wiem, dlaczego, ale nagle czuję to wszystkimi zmysłami - atmosferę modlitwy, zapach świeżego chleba, ciepło domu, w którym do rangi świętości urastają relacje między ludźmi.

Po mszy idę do swojej ulubionej kawiarni i wybieram miejsce z widokiem na park, po którym przechadzają się pary i mamy z dziećmi. Przy stolikach trwa jakaś rodzinna impreza. Śmiech, głośne rozmowy i niedzielny rosół. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu, jest swojsko i domowo.

Te niedzielne miniatury szybko skłaniają mnie do jednego, prostego wniosku - jesteśmy stworzeni do bliskich relacji, potrzebujemy ich tak samo, jak wody czy pożywienia. Bez bliskości jesteśmy martwi - nie mamy w sobie ożywczego tchnienia miłości, które płynie ze zbliżenia, zaufania i oddania się.

Kiedy samotność przygniata

Wszyscy znamy historię o "nawróconej jawnogrzesznicy" (Łk 7, 36-50). Muszę przyznać, że bardzo nie lubię tego określenia. Nosi w sobie duży ciężar oceny i osądu, podczas gdy zachowanie "jawnogrzesznicy" jest bodaj najpiękniejszym obrazem bliskości z Jezusem, jaki możemy znaleźć w Ewangelii. Oto mamy prostytutkę, kobietę handlującą swoim ciałem zapewne nie bez powodu. Możemy sobie wyobrazić, że w jej sercu jest przerażająca pustka, wstyd i pogarda do samej siebie. Jakby tego było mało, doświadcza ona pogardy ze strony społeczności ją otaczającej. Ma ona wszelkie powody, by ukrywać się, chować przez oczami gapiów, wycofać do skorupki swojego cierpienia. Jednak to właśnie ona decyduje się na radykalny krok - podąża za Jezusem, odnajduje Go i swoimi łzami obmywa Jego stopy, a włosami je wyciera. To właśnie ona decyduje się na bliskość z Bogiem.

Nie znam się na biblijnych kontekstach, ale wydaje mi się, że ten rodzaj bliskości jest absolutną intymnością, czymś, co może się wydarzyć tylko między najbliższymi ludźmi. Najbardziej doniosłe wydaje mi się tutaj to, że Jezus na to pozwala. Oto kobieta, która miała do zaoferowania tylko rozpacz, własny grzech, biedę i desperacką potrzebę bycia kochaną i kochania, zostaje przez Jezusa podniesiona miłością. Doświadcza zmiany życia dzięki swojej decyzji o radykalnej bliskości. Muszę przyznać, że od wielu już lat mam wrażenie, że obraz ten dla każdego z nas może być obrazem tego, jak powinna wyglądać bliskość między ludźmi.

Czy znasz to uczucie, gdy przygniata Cię smutek i cierpienie, ale nie masz odwagi się nim podzielić, odczuwasz wstyd lub myślisz: "Nie będę nikomu zawracał głowy"? Otoczony wieloma ludźmi, być może nawet spośród Twojej rodziny, wspólnoty czy przyjaciół, odczuwasz przygniatającą samotność? Nie radzisz sobie ze swoimi problemami i przymuszony wewnętrznym lękiem decydujesz się na to, by nie poprosić o pomoc? Lub zwyczajnie w świecie nigdy do końca nie jesteś sobą, zakładasz różne maski w zależności od sytuacji? Jeśli tak, to być może, jak chyba każdy z nas w jakimś stopniu, masz trudność z wchodzeniem w bliskie relacje.

Boisz się tego, czego potrzebujesz najbardziej

Otwarcie się przed drugim człowiekiem wymaga od nas odwagi, podjęcia prawdziwego ryzyka oraz przełamania w sobie poczucia, że ktoś mógłby nas nie zrozumieć, odrzucić czy z bezradności dawać nam porady, które nie mają związku z faktycznym stanem naszego serca. Lęk przed byciem takim, jakim faktycznie jestem, jest chyba jednym z najpowszechniejszych lęków. Choć wydaje się być niepozorny, przynosi sporo negatywnych owoców. To, że czujemy się osamotnieni mimo wielu ludzi wokół, to, że z naszymi trudnościami próbujemy się uporać zazwyczaj samodzielnie, to, że boimy się czasem prosić o pomoc nawet najbliższych, wskazuje na poważny kryzys w naszych relacjach.

Wydaje się, że boimy się najbardziej tego, czego najbardziej potrzebujemy. Bliskie, życiodajne i pełnowartościowe relacje to coś, co powinno być naszym chlebem powszednim. Udowodniono niejednokrotnie, że czymś, co leczy skuteczniej niż lekarstwa i poprawia humor szybciej niż słodycze, są właśnie bliskie relacje. Tymczasem z lęku chowamy się w sobie, w swoich mieszkaniach, pracach, uzależnieniach, lękach. Izolujemy się poniekąd na własne życzenie, głównie wtedy, gdy decydujemy się nie ujawniać prawdy o sobie, nie komunikować, jak naprawdę się czujemy, co naprawdę u nas słychać.

Przyjęło się odpowiadać "Dobrze", gdy ktoś pyta nas: "Jak tam?". Niestety w jakimś stopniu przyjęło się również zadawać pytanie: "Jak tam?" bezwiednie i bez zainteresowania, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi. Tymczasem Jezus wobec każdego, kogo na swojej drodze spotkał, wyrażał miłość, zaciekawienie, troskę. I sam dał nam przykład bezgranicznej bliskości, nie tylko, gdy pozwolił jawnogrzesznicy wejść w tak ogromną intymność ze sobą. Bliskość tę obserwujemy również wtedy, gdy Jan leży na piersi Jezusa, gdy Jezus uczniom umywa stopy lub gdy pozwala, by Jego bliscy, ostatni wierni, patrzyli na Jego śmierć. Jezus nie miał problemów z bliskością - pewnie wiedział, że jest ona warunkiem doświadczenia uzdrawiającego przepływu miłości.

Jak nauczyć się bliskości? Praktyczne ćwiczenie

Bliskość jest trudna i musimy codziennie się jej uczyć. Dlatego zachęcam Cię do tego, byś odpowiedział sobie na pytania dotyczące bliskości w Twoich relacjach:

Czy odczuwasz lęk przed bliskością?

Czy zakładasz maski, rezygnujesz z bycia sobą?

Czy ukrywasz przed innymi swoje problemy czy radości?

Czy czujesz się tak, jakbyś był samotny w tłumie?

Czy jest Ci trudno znaleźć miejsce, w którym czułbyś się jak u siebie w domu?

Jeśli odpowiadasz na te pytania twierdząco, spróbuj spośród ważnych dla Ciebie osób wybrać jedną i w najbliższym czasie zadbaj szczególnie o te relację. Zdecyduj się na to, by powiedzieć tej osobie coś, co boisz się jej powiedzieć. Obserwuj przy niej swoje zachowanie i jeśli dostrzeżesz, że nie jesteś sobą, sprawdź, dlaczego tak się dzieje, a potem spróbuj to zmienić. Odważ się na zmniejszenie dystansu i zaproś kogoś do swojej strefy intymności. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zobaczysz, że Twój bliski odwzajemni się tym samym, a to sprawi, że poczujecie się ze sobą bezpiecznie i spokojnie. W ten sposób w Waszej relacji objawi się Bóg!

Maria Krzemień - psycholog chrześcijański i trener. W praktyce i codzienności jest po prostu wierzącym psychologiem, bo jakiś czas temu postanowiła połączyć nie tylko swoje życie, ale też pracę na dobre z Panem Bogiem. Prowadzi warsztaty psychologiczne w oparciu o Słowo Boże. Jej teksty można przeczytać na blogu Żyj po Bożemu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie bój się bliskości
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.