Prezent to coś więcej niż rzecz. "Powiedz mi, co kupiłeś ukochanej osobie, a powiem ci, kim jesteś"

(fot. placbo /flickr.com)
Stanisław Morgalla SJ

W dawaniu komuś czegoś tak naprawdę nie chodzi tylko o tę rzecz. Prezenty są odbiciem naszych relacji z ludźmi.

Wystarczy elegancka koszula i fantazyjne spinki do mankietów, czy też trzeba sięgnąć głębiej do kieszeni? A czym pobudzić do życia babcię? Może butelką biovitalu lub melatoniny (przed użyciem, oczywiście, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą)? Jaki prezent zrobić ulubionemu zięciowi, a jaki synowej, co przestała się odzywać? Co? Komu? Za ile? Jakiej marki? W jakim sklepie?... Głowa zaczyna pękać od bólu, a szafy od upominków, niespodzianek, miłych drobiazgów i podarków.

DEON.PL POLECA


Powiedz mi, co kupiłeś ukochanej osobie, a powiem ci, kim jesteś! To czysta prawda: prezenty są doskonałym odbiciem naszych relacji z ludźmi i ze światem. Robienie podarków przypomina rozwiązywanie znanych w psychologii testów projekcyjnych, które niczym Tischnerowska “tyż prowda" - czy tego chcesz czy nie - odsłonią wstydliwą treść twojej podświadomości.

Kupiłeś dziewczynie komórkę? Jesteś stereotypowy, brak ci wyobraźni i na dodatek chcesz kontrolować każdy jej ruch, nie mówiąc o tym, że oglądasz za dużo reklam. Chcesz chłopakowi dać ciepły sweter? Pewnie boisz się, że cię zostawi lub wytykasz mu, że jest zbyt chłodny i szorstki. No, może trochę przesadziłem (czasem i psycholodzy osiągają trzeci stopień prawdy wg J. Tischnera), ale czy aby do końca? Przecież dzień i noc jesteśmy bombardowani reklamą, a armie speców od marketingu dyktują nam nie tylko co kupić, ale co przy tym myśleć i odczuwać. Oczywiście oni mówią zupełnie co innego niż ja: telefon komórkowy to nowoczesność, otwarcie na świat, inteligencja; sweter zaś oznacza bliskość, bezpieczeństwo i troskę. Cóż: ich klient i oni pany! Czas sentymentalnych wypraw po gwiazdkowe prezenty już się skończył, nastał czas psychologii konsumenta i handlowej inżynierii umysłu.

Gdy rzeczy znaczyły coś więcej

Młodszym czytelnikom trzeba przypomnieć czym było kupowanie prezentów w dawnych czasach, gdy rzecz nie ograniczała się do siebie samej, ale miała wymiar... metafizyczny. Weźmy na przykład taką zwykłą pomarańczę. Dziś można ją kupić w każdym sklepie i przez cały rok, a dawniej był to owoc występujący okresowo i najczęściej pod... choinką. Dziś to pospolity południowy cytrusowiec, a jeszcze kilkanaście lat temu pomarańcza to było święto, synonim wspólnoty co najmniej dwóch albo trzech, a nawet namiastka ruchu oporu i konspiracji, bo przy konsumpcji skrupulatnie rozdzielonych cząstek przychodziły do głowy różne wywrotowe myśli, zwłaszcza gdy poprzedzone były długim staniem w tasiemcowych kolejkach. Aż strach pomyśleć, że te czasy dziś służą nam za przypomnienie czym było (i jest) robienie prezentów. Ale tak to niestety w tym naszym poplątanym świecie jest: najlepiej na kolorach znają się ślepi, na chodzeniu chromi, a na robieniu prezentów ci, co nic nie mają. Bo wtedy, gdy nic nie można było kupić i ludzie niewiele posiadali, byliśmy najbardziej twórczy.

Przypominam sobie futro z nutrii, które mój ojciec podarował mamie. Nie była to super niespodzianka, bo nutrie zanim podzieliły się z mamą skórą najpierw na naszych oczach dorastały i przybierały na wadze, by w końcu urozmaicić nasz rodzinny łańcuch pokarmowy. Ale proces przygotowania prezentu tak mocno rozciągnął się w czasie, że dał - filozoficznie mówiąc - do myślenia nawet tym najbardziej ociężałym z nas. W robienie prezentu wciągnięci zostali wszyscy, każdy gest (banalne dolanie wody lub skoszenie świeżej trawy dla futrzaków) był udziałem w tej wspólnej, a dla nas kinder niespodziance. To nic, że dziś futro gryzą mole, no i wstyd się w czymś tak rudym pokazać w kościele. Ważna jest nauka, która spłynęła na nas biednych.

Prezent to coś więcej niż rzecz lub martwy przedmiot. Prezent to ucieleśnienie ludzkich relacji, zmaterializowana idea prawdy, dobra i piękna. Nawet gdy kogoś zabraknie, to pozostanie po nim ten materialny znak jego obecności, myśli i uczuć. Pozostanie dar, którym prezent się stanie. Współczesność już tego nie rozumie, bo rządzi się zupełnie innymi prawami: chce sprzedawać i sprzedawać, wymieniać rzeczy całkiem jeszcze dobre, na zupełnie nowe. Dlatego przestrzeń wokół nas zapcha się przedmiotami, które do niczego nam nie są potrzebne. Zamiast darów, które miały do nas przemawiać i metafizycznie “mrugać oczami", będziemy mieli szafy wypchane nieużywaną odzieżą, półki uginające się pod ciężarem niesłuchanych płyt i kaset oraz szykowne biblioteczki pełne nieprzeczytanych książek. Zabraknie nam czasu i sił, by się nimi zająć, tym bardziej, że za ofiarowanymi przedmiotami nie będzie już wyczuwalna niczyja życzliwa obecność. Ale dość tego krakania. Zobaczmy raczej co z tym zrobić.

Dać, to znaczy być!

Prezent powinien być darem, a dziś najcenniejszym darem jest obecność i więź. Doskonale wyczuwają to nawet współcześni, gdy właśnie prezentami próbują tę obecność zastąpić lub jej brak wynagrodzić. Stąd zasada pierwsza: nie dawaj prezentów, które mają cię zastąpić lub coś naprawić, odkupić czy odczynić! Przekupywanie własnych dzieci lub żony jest niedopuszczalne, bo jest gwoździem do trumny wzajemnych więzi. Znam takie domy pełne luksusu, zbytku i... samotności, a nawet rozpaczy. Tam prezenty już nie znaczą tego, co znaczyć powinny - obecności i życzliwej troski o potrzeby kogoś bliskiego. Druga zasada dotyczy trudności, jaką mamy z bliskością: Mimo wszystko bądź blisko! Jeśli nie wiesz jak, bo na kursach zarządzania i asertywności tego nie uczą, to kup skrzynkę puzzli (najlepiej 1000 elementów, bo z 500 za szybko sobie poradzicie, a 5000 zniechęci) i układaj z rodziną. Pod koniec bliskość nie będzie już tak porażającym słowem.

We współczesnej psychologii można znaleźć mądrą teorię D. W. Winnicotta o przedmiotach przejściowych, tzn. przedmiotach, które pomagają małemu dziecku w relacji ze światem. Świat, który jest ogromny i niebezpieczny, nie tylko nie bombarduje kruchej świadomości dziecka, ale jawi mu się jako ciekawy i nęcący, a jednocześnie - dzięki kojącej obecności przedmiotu przejściowego - bezpieczny i pewny. Takim przejściowym przedmiotem zwykle staje się pluszowy miś lub piesek, pierwszy prezent na gwiazdkę. Zjawisko to nie zanika, choć w późniejszym życiu traci nieco na ważności. Można nim wytłumaczyć obecność maskotek na stolikach maturalnych czy różańcy lub krzyżyków przy lusterku samochodowym: ich widok uspokaja, bo przypomina o czyjeś obecności, miłości i trosce. Tę logikę należy odwrócić i z pomocą prezentów ofiarować z powrotem komuś własną obecność i chwilę szczęścia. A wtedy mieć przeistoczy się w być, dać w otrzymać, przyjąć w oddać z powrotem w obfitości. Przeistoczenie jest najważniejsze.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prezent to coś więcej niż rzecz. "Powiedz mi, co kupiłeś ukochanej osobie, a powiem ci, kim jesteś"
Komentarze (19)
E
elle
1 stycznia 2010, 11:56
Warszawiaku, byc moze Twoje relacje z osobami duchownymi ograniczaja sie do czytania na ich temat w mediach. Natomiast uwierz, ze sa ludzie, ktorzy oprocz uczestniczenia we Mszy naleza jeszcze do roznych grup parafialnych, majach prywatne relacje z ksiezmi czy tez zwracaja sie do nich po porady czy po prostu pogadac. Dlaczego odmawiasz innym prawa do odczuwania? Uwaga, ze ksieza czesto maja mylne wyobrazenie o poziomie zycia wiernych i wysilkach jakie trzeba wlozyc w zabezpieczenia podstawowych potrzeb, nie jest jakas miazdzaca krytyka. Moze byc na pewno uogolnieniem, a te zawsze sa krzywdzace. Ale niejednokrotnie podkreslalam, ze moje uwagi opieram na osobistym doswiadczeniu. Skoro ksieza sa normalnymi ludzmi to dlaczego kazda uwaga na ich temat odbierana jest jako atak na caly KK i autor uwagi traktowany jako wrog Kosciola, przesladowca chrzescijan i zwolennik zdejmowania krzyzy, nakrecany przez media (niektorzy sa nawet w stanie podac tytuly gazet, z ktorych osoba majaca zal czy uwagi pod adresem Kosciola dowiedziala sie o swoich krzywdach czy bolu). Coz to za uwaga: zamiast krytykowac pomysl co mozez zrobic dla Kosciola. A skad wiesz co robie czy czego nie robie? Dlaczego szufladkujesz? skoro jestem na tyle bezczelna ze mowie iz ksieza czesto myla sie sadzac ze ludize zabijaja sie za prca zeby oplywac w luksusy i obsypuja sie na swieta luksusowymi markowymi prezentami- to Ty juz masz moj profil psychologiczny? Zawsze jest mozliwosc zrobienie czego aby bylo lepiej i zawsze jest cos do zreformowania u siebie samego co nie oznacza, ze nie mozna dzielic sie spostrzezeniami.
W
warszawiak
1 stycznia 2010, 08:36
księża sa prawie tacy sami jak my. ta róznicą jest powołanie, palec boży. a poza tym jestesmy tacy sami z naszymi reakcjami i odczuciami. kazdy potrzebuje ciepła, jedni potrafia dac miłość i ciepło, inni nie. jedni tylko krytykuja, inni potrafia  coś zrobic dla drugiego człowieka. zastanówmy się : co my robimy dla Koscioła. nie krytykujmy, bo nic z tego nie wynika. wielokrotnie krytyka księży i Koscioła nie jest poparta żadnym przemyśleniem, po prostu kopiuj wklej z mediów. a księża to przeciez ludzie. mają swoje słabości.
Jurek
21 grudnia 2009, 20:59
elle, księża doskonale wiedzą jak zyją ich parafianie. Oczywiście ci, którzy chcą to pokażać. Mówię o wizytach duszpasterskich (kolęda) A przypadek z księdzem, który mówi, że małżeństwo nie potrzebuje mieszkania to rzeczywiście żałosne. Dobrze odczytujesz moje bojowe ;) nastawienie w obronie księży i Kościoła. Wynika to z tego, że nie tylko przyglądam się, ale i uczestniczę w życiu Kościoła. I reaguję na bieżąco w konkretnych miejscach na niedociągnięcia czy nawet zło, które też ma miesjce. Niestety mamy w tej chwili do czynienia z atakami na kościół w formie i nasileniu jakiego już dawno nie było. I bynajmniej nie ma to służyć naprawieniu Kościoła tylko zniszczeniu. Ale ja wierzę w to co mówił Chrystus: "Ty jesteś Piotr (Skała) i na tej skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. ... "
E
elle
21 grudnia 2009, 15:33
A tak na marginesie elle wyczułem w Twoim pierwszym poście negatywne emocje w stosunku do księży, ale jezeli jest to podyktowane troską o Kościół to może nic złego Jurek czytając Twoje wypowiedzi pod niektórymi artykułami wnioskuję, że zawsze bardzo bojowo reagujesz na słowa krytyki pod adresem księży czy Kościoła generalnie. Czasem sobie myslę, że takie postawy mogą być właśnie dla księży niekorzystne- tworzy się wrażenie, że nie można nic na nich powiedzieć a czasem niektórzy z nich rzeczywiście dają powody. Oni sami często wypowiadają się krytycznie nt. swoich współbraci w kapłaństwie. Nie, nie mam jakichś uprzedzeń do księży, zresztą nie stosuję nigdy odpowiedzialności zbiorowej. Nie miewam negatywnych emocji wobec jakiejś okreslonej grupy (no chyba, że z def. nastawionej na jakieś wrogie działania). Trudno mi zrozumieć jak mozna podejrzewać mnie o uprzedzenia wobec księży po uwagach, że często mają wyobrażenie o tym, iż rodziny żyją w luksusach a jeżeli rozumieją problemy bytowe to ew. takich, którzy korystają z noclegowni i darmowej zupy-  a życie jest dużo bardziej skomplikowane. Często odwiedzam portale katolickie i widzę jak takie podejście "odbija się" w odpowiedziach na pytania dotyczące tzw. spraw zyciowych. O ile w sprwach rodzinnych i małżeńskich nie zgadzam się z opiniami, że księża się na tym nie znają (sama korzystałam z poradni rodzinnej prowadzonej przez księży) to jeżeli chodzi o kwestie bytowe to naprawdę bardzo często widzę, że zupełnie nie zdają sobie sprawy z jakimi problemami borykają się rodziny. Przykładowo- jeden z księży twierdzi, że małżeństwo nie potrzebuje mieszkania. (?) odbiegam od tematu, ale myslałam, że uwaga aby księża pisząc o niebezpieczeństwie złego rozłożenia akcentów w przeżywaniu Świąt, pisali w taki sposób aby wszyscy czuli się adresatami, jest jasna, nawet jeżeli ktoś się z nią nie zgadza. Ale widzę, że znowu piszenie o tłoku w sklepach...
Jurek
21 grudnia 2009, 14:53
Z tego wszystkiego raz jeszcze przeczytałem artykuł. Nie odbiera tego jako mentorskie pouczanie, ale raczej przstroge, pokazanie czym kieruje sie dzisiejszy świat. A dzisiejszy świat zaciera ręce na czas Bożego Narodzenia i bynajmniej nie z radości przyjścia Chrystusa do człowieka. Jednak zatłoczone  sklepy i markety o czymś mówią. A mnie jeszcze urzekła w artykule pomarańcza. Nie wiem czy ktoś z Was pamieta jeszcze te czasy. U mnie było dokładnie tak jak w artykule. A tak na marginesie elle wyczułem w Twoim pierwszym poście negatywne emocje w stosunku do księży, ale jezeli jest to podyktowane troską o Kościół to może nic złego. Ja od 40 lat, będąc ministrantem, lektorem, uczestnicząc we wspólnotach spotykałem się i spotykam z wieloma księżmi i dostrzegając słabości to jednak dziękuję Bogu za kapłanów w Polsce.
E
elle
21 grudnia 2009, 13:59
~elle krytyka zawsze dotyczy konkretnego zachowania, w konkretnej sytuacji a nie osoby. Wszak święta za pasem i czy bogato czy biednie każdy chce je spędzić w zgodzie w gronie najbliższych, bo istotne jest nie to co materialne ale to co w nas pozostanie z tych świąt. O tym, ze w krytyce nalezy odniesc sie do zachowania a nie osoby napisano i powiedziano juz tyle, ze naprawde nie ma sensu popisywac sie "zlotymi myslami". Wlasnie napisalam, ze mam uwagi nt. wyobrazen ksiezy (tych ktorych znam, slucham i czytam) nt. bogactwa ludzi zyjacych w rodzinach. Nie sadze zeby byla to ocena osoby. A co do Twoich przemyslen nt. istoty Swiat, to sklonily mnie do wycofania sie z krytyki artykulu. Jezeli sa tu czytelnicy ktorzy teraz dokonuja tego typu odkryc to moze warto aby takie artykuly sie ukazywaly. Egoistycznie wyobrazalam sobie, ze pewne refleksje mamy juz za soba...
L
lui
21 grudnia 2009, 12:44
Elle, podaj choć jakiś przykład wysypu takich artykułów, bo inaczej to co krytykujesz w artykule sama powtarzasz, tj. uogólniasz bezpodstawnie. Uczepiłaś się jednego zdania i na nim budujesz całą argumentację. Ale niech Ci będzie... A może to Ty jesteś duszpasterzem, bo tonem przypominasza tych krytykowanych :-)))))))) W każdym razie życzę radosnych świat, bo przecież o dobre ich przeżycie tu idzie, a nie o psucie sobie nawzajem humorów. Salut!
E
elle
21 grudnia 2009, 12:27
Nie twierdziłam, że są tam ostre stwierdzenia, a dyskutować nie ma na pewno sensu skoro jako kontrargument podajesz tłok w sklepie. Nie twierdzę, że w artykule nie mozna znaleźć nic wartościowego co nie zmienia faktu, że mogę mieć krytyczne uwagi. Tak, jak ktoś widzi przed świętami tłumy walące po markowe prezenty zapychające szafy zięciów, synowych, teściowych i dzieci obłożone kosztowościami a pozbawione bliskości rodziny, tak ja widzę przed świętami wysyp takich artykułów.
L
lui
21 grudnia 2009, 12:14
Elle, moim zdaniem się czepiasz i to nawet mnie, choć chciałem jedynie zwrócić Ci uwagę, że artykuł da się odczytać w pozytywnym świetle. Ja nie widzę w nim tak ostrych i zdecydowanych stwierdzeń, których Ty sie dopatrzyłaś. Ale chyba nie ma sensu dyskutować, bo przecież tu chodzi o emocje, a nie o argumenty. Czyż nie?
E
elle
21 grudnia 2009, 10:03
To że markety są przepełnione to nie oznacza, że szafy będą pękać od markowych prezentów, już wspomnałam o tym, że mniej zamożni też przygotowują się do świąt mterialistycznie. Nie byłaś nigdy supermarkecie- nie wiesz co tam sprzedają?  Nie mam siły powtarzać swoich wcześniejszych wypwiedzi. Co do duszpasterzy to stwierdziłam, że ciągle sptykam się z takimi pouczeniami zakladajcymi, że wszyscy żyją w luksusach. Poruszyłam tylko to zgadnienie związane z formułowaniem pouczeń przez księży. To nie są poglądy tylko moje dośwadczenia. Chyba tutaj nie miejsce na podawanie przykładów dobrych duszpasterzy, zwłaszcza że nie krytykuję ich jako takich-tylko w okreslonym aspekcie. Jesteś osobą z rodzaju tych dla których jedna krytyczna uwaga nt. księży to atak na Kościół?
L
lui
21 grudnia 2009, 09:18
do Elle: Czy czasem nie ponoszą Cię jakieś negatywne emocje i to względem tzw. duszpasterzy (uogólniasz na dodatek, nie podając żadnych przykładów innych duszpasterzy)? Artykuł da się uratować jeśli się go doczyta do końca, tym bardziej, ze autorowi nie brakuje samokrytyki (choć znać trzeba co znaczy trzeci stopień prawdy po góralsku ;-). Media dziś doniosły, że wczoraj (w niedziele) hipermarkety były tak przepełnione ludzmi, że zakupy były prawie niemożliwe. Czyżby jednak ludzi stać było na prezenty?...
E
elle
20 grudnia 2009, 15:52
Smoczyco, wybacz, ale komentuję raczej nie Twoją wypowiedź, a artyku Księdza i przy okazji odnoszę się do innych podobnych wypowiedzi. Do Twojej wypowiedzi odniosłam się tylko w tzw miedzyczasie. Wybacz, ale nie jest istotne czy Ty w tym momencie myslisz o tych, którz wiążą ledwo koniec z końem czy nie- chodzi o wypowiedzi duszpasterzy. Jeżeli zrozumiałaś, że ubolewam nad tym, że nie mam kasy na prezenty i potrzebuję pouczenia, że to my sami wraz z bliskimi jesteśmy dla siebie wazniejsi podczas tych Świąt- to źle mnie zrozumiałaś. Nie podoba mi się tylko, że księżą piszą takm językiem, który może oznaczać, że nie mają pojęcia jak wygląda życie wielu rodzin. Nie każ mi się powtarzać, ale naprawdę zdaję sobe sprawę z tego, że bez względu na zasobność portfela można nie dostrzec istoty Świąt, ale przykład z markowymi prezentami od teściowej nie do każdego przemawia.
E
elle
20 grudnia 2009, 14:03
Mocna, masz rację, że bez względu na to ile mamy pieniędzy, to jest zagrożenie, że w przygotowaniach do Świat będą dominowały wartości mterialne zamiast duchowych- tu się zgadzam. Mimo wszystko i ten artykuł, i inne podobne są tak pisane, jakby wszyscy "spali na pieniądzach". Nawet do bardzo ubogich ludzi można mówić żeby nie "poszli  w materalizm", ale trzeba wtedy odpowiedniego języka, innych przykładów. Może tylko w moim otoczeniu księża tak mówą, ale chyba nie, bo ja często się przemieszczam, tak więc mam doświadczenia z różnych regionów. Nawet na naukach pierwszokomunjnych ksiądz cały czas mówi o rodzicach goniących za pieniądzem i dzieciach podrzucanych dziadkom. Wiem, że to ważne problemy, ale  ja też chciałabym czasem ułyszeć coś dla siebie. Może dałoby się głosić nauki mniej dosłownie, na wyższy poziomie wtajemniczenia tak aby każdy mógł odnieść je do siebie i swojej rodziny.
20 grudnia 2009, 13:48
To nie podteksty- piszę wprost: nie kazdy ma kasę na super prezenty. Ale jakby miał kasę to by nakupował? Brak kasy chyba nie zmienia wymowy artykułu. Ja np. lubię kupować prezenty moim bliskim. Ale to się zawsze wiąże z myśleniem o nich. Myślę o tym co lubią, czym się pasjonują, co ich ucieszy. I w tym tkwi przyjemność w dawaniu prezentu, a nie w jego wartości materialnej (przeżyliśmy w rodzinie zarówno lata tłuste jak i chude). Mimo, że już dawno jestem dorosła, zwykle nie mogę się doczekać chwili, kiedy po wigilijnej kolacji siądziemy wspólnie i wyciągniemy spod choinki prezenty - jestem ciekawa reakcji bliskich, sama też się cieszę widząc, że oni również pokombinowali, żeby mi sprawić przyjemność. I w tym wszystkim naprawdę nie chodzi o materię. Prezenty mogą jak najbardziej świadczyć o więzi.
E
elle
20 grudnia 2009, 13:13
Chyba źle zrozumiałaś to co napisałam. To nie podteksty- piszę wprost: nie kazdy ma kasę na super prezenty. No i jak pisze Jadwiga: pisz o sobie, właśnie kontynuujesz myśl Autora o jakichś "wszystkich", "onych" itd. W moim otoczeniu nie ma takiej zasady jak w Twoim. Z tym wymiarem naukowym tekstu to nie przesadzaj....
J
Jadwiga
20 grudnia 2009, 10:59
smoczyca "Mamy tendencję do postępowania w myśl powiedzenia "zastaw się a postaw się"...czy Tak naprawdę o to chodzi byśmy zaprzedając duszę za pieniądze obdarzali naszych najbliższych przy okazji tych najbardziej rodzinnych ze wszystkich świąt tym co tak naprawdę nieistotne i czego z tego świata nie przyjdzie nam zabrać do Pana?" Bardzo prosze nie generalizuj. Nie pisz "mamy". Bo np ja żyje w takim srodiwisku, że Twoje "mamy" nie ma racji bytu. Nie przedstawiaj tak wszystkich. Pisz od siebie.
E
elle
20 grudnia 2009, 00:19
Przed Świętami zawsze takie artykuły- najczęściej księży- jak to nam szafy pękają od prezentów. Nie wszyscy tak żyją. I nie mówię w tej chwili nawet o właściwym rozkładaniu akcentów w przygotowaniach świątecznych. Księża myślą, że wszyscy żyją opywając w dostatki? Wiem, wiem- o biednych też wspominają, ale takich, którym trzeba podrzucić coś na Święta, bo nawet na jedzenie nie mają. Ale są też ludzie, którzy zwyczajnie zarabiają na siebie, ale nie stać ich na obrzucanie się kosztownymi upominkami, jak to sobie księża wyobrażają. No i ten przykład z futrem- dzeci doglądały zwierzaków a potem uczestniczyły w... powiedzmy: procesie "zachęcenia" nutrii do podzielenia się futrem z mamą"- jakoś mało wrażliwe te dzeci...
Jurek
19 grudnia 2009, 11:06
Artykuł dostaje ode mnie 5-kę. Jeżeli chodzi o prezenty. Hmm. Czasami udało mi się jakimś drobnym prezencikiem wywołac prawdziwą radośc u drugiej osoby, a i sam mam parę drobiazgów, które stoją za szybką i nasuwają ciepłe wspomnienia. Ale niewątpliwie największym darem dla człowieka może być tylko drugi człowiek.
J
Jadwiga
19 grudnia 2009, 10:40
Nie lubie jak mi ktos coś daje i nie lubie dawac. Oczywiście materialnych rzeczy. Przede wszystkim nie lubie kupowac i chodzić po sklepach. Najbardziej cenię gdy ktos ( lub ja komus) podaruje swój czas, trochę swojej osoby, rozmowe, nawet przysłowiowe "buzi w czółko".