Szpilki czy klapki lepsze na Mount Everest?

(fot. shutterstock.com)

Mam na myśli duchowy Mount Everest. Rozmowy, w których ostatnio uczestniczę utwierdzają mnie w przekonaniu, że połowa naszego społeczeństwa ma co najmniej doktorat z teologii moralnej. Jesteśmy specjalistami od moralnego prowadzenia się i oceniania życiowych wyborów - innych ludzi.

Często spotykam się ze stwierdzeniem, że ktoś wie lepiej, co jest dobre i rości sobie prawo do oceniania i pouczania. Zazwyczaj reaguję w takich przypadkach dość gwałtownie, bo chociaż samej zdarza mi się oceniać, osądzać i "wiedzieć lepiej", zawsze prędzej czy później doganiają mnie słowa, które usłyszałam kilkanaście lat temu w czasie ważnych dla mnie rekolekcji:

"Nie mamy powodów, aby się chlubić, jeśli nie popełniliśmy jakiegoś złego i przewrotnego czynu w naszym życiu. Nie wiemy, co by było, gdyby Bóg odsunął od nas odczuwalną łaskę, gdybyśmy znaleźli się w podobnych sytuacjach ludzkich jak nasz brat czy siostra, który takiego czynu się dopuścił. A może, będąc na jego miejscu, popełnilibyśmy czyny bardziej przewrotne i złe? Nie mamy więc powodów, aby wywższać się wobec drugiego człowieka z tego tytułu, że nie popełnliśmy jakiegoś grzechu, który on popełnił, gdyż nie jest to naszą zasługą, lecz łaską Pana". (o. Józef Kozłowski SJ)

DEON.PL POLECA

Te słowa wracają do mnie dzisiaj i splatają się z tekstami czytań, pomagając zastanowić się nad tym, czym jest dla mnie pokora. Wydaje mi się, że wiem, czym na pewno nie jest. Nie jest poniżaniem się przed Panem Bogiem i wylewaniem przed Nim litanii moich niedoskonałości i dowodów na to, jaka jestem beznadziejna. Nie polega na zaprzeczaniu temu, że otrzymałam od Niego konkretne talenty, które przynoszą równie konkretne owoce w moim życiu. Pokora nie polega też na tym, że będę zbolałym głosem szeptać: "Panie, nie jestem godzien!", zerkając jednocześnie dyskretnie w lusterko, czy moja mina jest dostatecznie pobożna, a postawa wystarczająco uniżona.

Pokora to ucieszenie się sobą - nie lepszą czy gorszą wersją siebie, ale sobą. Pokora to wdzięczność za to, co się otrzymało. To nie wysiłki dążące do tego, by ukryć, że coś robię dobrze, ale doskonalenie swoich umiejętności, by służyć nimi innym. Pokora to wdzięczność za to, czego się nie ma. Docenienie tego, że moje braki są uzupełniane przez to, czym Bóg obdarował innych. I zaakceptowanie tego, że jestem słaba i mam długą listę upadków - tych które są za mną i które prawdopodobnie czekają mnie w przyszłości. To prowadzi nie tylko do wyzanania: "Panie, nie jestem godzien!", ale też do przekonania, że te słowa wypowiada się wobec Kogoś, kto nie potępia.

Pokora to również… wybór odpowiedniej życiowej trasy i zabieranego ze sobą ekwipunku. W życiu duchowym jest trochę jak na górskim szlaku - a na szlaku bywa różnie, co niedawno obrazowo przedstawiła jedna z gazet. Można próbować wybierać się w szpilkach na Giewont, można nie liczyć się z prognozami pogody, można w końcu - nie tylko w górach, ale i w życiu - ulec tej kuszącej myśli: "Ja nie dam rady?!". Bo skoro tyle udało się zrobić, to znaczy że mam już wystarczająco dużo wiedzy i sił. Skoro tak dobrze mi idzie, to znaczy że żadna burza mi niestraszna, żaden szczyt nie jest poza zakresem moich możliwości. Bo mogę, bo potrafię, bo "Panie Boże, ja Ci pokażę, jak bardzo już się nawróciłam". Zadziwiające, jak bardzo szwankuje wtedy pamięć o tym, że wszystko jest łaską i że to "Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą"… (Flp 2,13)

Pokora oznacza, że nie będę startować w klapkach na duchowy Mount Everest. Pokora i mądrość będą oznaczać, że w tym przypadku zdam się na najlepszego Przewodnika i to Jemu pozwolę wybrać odpowiednie szlaki w czasie naszej wspólnej wędrówki. Że to Jego będę słuchać i na Jego sile, nie na swoich możliwościach, będę się opierać. Choć serce wyrywa się do zdobywania wielkich szczytów, pokora podpowiada, że najpierw potrzebny jest trening, często mozolny i męczący. A gdy przyjdzie odpowiedni czas - Bóg poprowadzi najlepszą z dróg ku najpiękniejszym ze szczytów. Założę się przy tym, że również w najlepszych butach..

Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Chrześcijańska Mama.

Tytuł i lead pochodzą od redakcji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szpilki czy klapki lepsze na Mount Everest?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.