Tajemniczy, niemal filmowy świat obstawiaczy
Są trochę tajemniczy, bardzo dyskretni i skryci. Tworzą swoistą kastę, do której trudno jest dotrzeć. To ci, którzy grają na wyścigach. To jedna z często powtarzających się scenach w różnych polskich filmach i serialach, najczęściej kryminalnych, z lat 70. czy 80.: bohater w poszukiwaniu kogoś trafia na tor wyścigów konnych.
Tu otaczają go niby zwyczajni ludzie, od których jednak od razu bije specyficzna aura. Z wyglądu zupełnie poczciwi mężczyźni noszą w sobie jakąś tajemnicę i nie wiadomo tak naprawdę, co kryje się pod ich zgrzebnymi, szarymi jesionkami i nasuniętymi na czoło kaszkietami. Bohater wie, że musi uważać, ale jednocześnie – że uzyska tu to, czego chciał: dowie się czegoś, czego nikt inny nie chciał mu oficjalnie powiedzieć, pożyczy pieniądze, których nikt inny nie chciał mu zapewnić, albo pozna prawdę o kimś, kto przez długi czas go okłamywał.
Takie sceny, w których rozmowy odbywają się tylko szeptem, niemal zagłuszane przez tętent ścigających się koni i okrzyki tych, którzy właśnie stracili spore sumy albo wygrali fortunę, zbudowały bardzo mocny stereotyp tego środowiska. Na ile jest on zgodny z rzeczywistością? A może raczej – na ile był on zgodny z rzeczywistością sprzed 20-30 lat, kiedy wyścigi konne były rozrywką znacznie popularniejszą niż dziś?
– Ale my przecież nie robiliśmy żadnych złych rzeczy, nie mieszaliśmy się w żaden kryminał – zarzeka się Czesław, siedemdziesięcioletni dziś mieszkaniec Sopotu, który w latach 80. spędzał prawie każdy weekend na torach wyścigów konnych. – Znaczy, przychodziły tam jakieś szemrane typki, ale to był margines. Większość z nas to zwykli ludzie, porządni, spokojni. Tacy, co to w pracy nie zarabiali za dużo, to przychodzili na wyścigi trochę dorobić. Ale najczęściej raczej tracili.
Czesław twierdzi, że zawsze grał uczciwie, przeglądał wyniki wcześniejszych gonitw, oceniał szanse poszczególnych koni, formę i wagę dżokejów. Wspomina, że jednym z najważniejszych rytuałów stałych wyścigowych "obstawiaczy", było wspólne oglądanie koni, zanim stanęły na starcie, i komentarze na temat stanu ich nóg.
– Sami specjaliści tam byli – żartuje Czesław. – Każdy się znał lepiej niż jakiś weterynarz czy hodowca. Oglądało się te konie, a potem leciało obstawiać. A potem mieli się z pyszna ci, którzy byli pewni, że "ich" koń wygra, a przybiegał ostatni jak jakaś łachudra.
Ale nie ma najmniejszych wątpliwości, że wokół obstawiania wyścigów zawsze pojawiała się otoczka nielegalności i kryminału. Już sam fakt "ustawiania" wyścigów, czyli przepłacania dżokejów, żeby nie starali się jechać zbyt szybko budził kontrowersje co do uczciwości całej zabawy. Do tego dochodziła jeszcze kwestia obracania pieniędzmi, bez kontroli ze strony oficjalnych instancji. Co więcej – często były to naprawdę spore sumy. Nic więc dziwnego, że wyścigi bardzo często uważane były za wielkie pralnie brudnych pieniędzy – chodziły plotki, że to właśnie tu najłatwiej było wpuścić do obiegu pieniądze pochodzące z nielegalnego źródła.
Jak to wygląda dziś? Wyścigi sprawiają wrażenie instytucji bardzo archaicznej. Przecież dziś, jeśli ktoś chce coś obstawiać, pójdzie raczej do któregoś z nowoczesnych biur bukmacherskich, gdzie bez trudu można postawić pieniądze na najróżniejsze wyścigi, mecze, zawody i inne przedsięwzięcia sportowe i okołosportowe z całego świata. Ba, nie trzeba nawet iść do żadnego biura – wystarczy grać w internecie.
Tajemniczy świat dawnych końskich "obstawiaczy" odchodzi więc siłą rzeczy w niepamięć. Odchodzi zresztą w sensie czysto dosłownym: są oni przecież coraz starsi, coraz trudniej im wybrać się na wyścigi, stać godzinami na zimnie i oglądać biegające konie.
– Czasem się jeszcze wybiorę – mówi Czesław. – Ale rzadko. Zdrowie już nie to, nie pozwala za bardzo. A poza tym, co ja mam za pieniądze z emerytury. Szkoda w ogóle obstawiać takie małe sumy. Więc jak się zbiorę i pójdę na tor, to już raczej po to, żeby starych znajomych spotkać. Tych, co jeszcze żyją i na wyścigi chodzą. Ale coraz mniej ich jest. Wymieramy. Nie wiem, kto będzie te wyścigi za parę lat obstawiał. Chyba już nikt.
Skomentuj artykuł