Szukam ojca, nie próbówki

Nie są to problemy odległe i abstrakcyjne. Takie pytania są stawiane. (fot. Magnus A. / flickr.com)
Natalia Brachowicz / "Imago"

Kilka miesięcy temu oglądałam jeden z licznych programów o in vitro. Nie jestem ich zwolenniczką, chociaż zawsze kibicuję tym, którzy mają energię i kompetencje, aby przekrzykiwać się z rozmówcą w obronie wartości, które i ja wyznaję.

Oglądany program wpisywał się w schemat: przeciwnicy reprezentowani przez księdza i działaczkę pro life, zwolennicy przez nowoczesną parę trzydziestoparolatków, z przekazu wynikało, że są rodzicami dziecka poczętego drogą in vitro.

Słuchając wypowiedzi i obserwując ponadprzeciętne zaangażowanie tych ludzi, zrozumiałam, że najgorliwszymi i najgłośniejszymi zwolennikami metody in vitro nie są lekarze, właściciele klinik i reszta beneficjentów tego złotego interesu. Metody jak niepodległości bronią i będą bronić rodzice dzieci z "próbówki". I robić to będą z największym przekonaniem i mocą, jakiej pozbawiony jest lekarz; będą to robić ze łzami w oczach albo krzykiem, w zależności od sytuacji. Dzięki in vitro ich marzenie spełniło się: są rodzicami, są szczęśliwi. I nikt im nie będzie wmawiał, że osoba, którą kochają najmocniej na świecie, nie powinna zaistnieć. Żaden Kościół im nie będzie mówił, że coś jest nie tak, bo Pan Bóg widzi ich szczęście i miłość, jaką darzą dziecko. To jest najważniejsze.

Zastanawiam się, co ze szczęściem chociażby dzieci poczętych z gamet dawców, gdy za kilkanaście lat dziecko zapyta: jak to było? I kto naprawdę jest jego tatusiem? I czy gdzieś żyje jego rodzeństwo? I nie daj Boże, aby mu przyszło do głowy kogoś szukać!

Nie są to problemy odległe i abstrakcyjne. Takie pytania są stawiane. W Stanach Zjednoczonych powstało forum (www.anonymousus.org) dla ludzi, którzy poczęli się w wyżej opisany sposób. Dorośli ludzie opowiadają na nim o swoich odczuciach i przeżyciach. Założyła je Alana S., 24-letnia muzyczka i pisarka z San Francisco, która sama została poczęta tą metodą.

Jeden z anonimowych użytkowników pisze o bólu, jaki sprawiają mu bezmyślne żarty na ten temat. Większość jego znajomych nie wie, a ci, którzy wiedzą, milczą, bo nie wiedzą, co powiedzieć w tej sytuacji. Sam nie potrafi od tego uciec, informacje promujące dawców są wszędzie, a samo pojęcie "dawcy" wydaje mu się nieodpowiednie. W końcu chodzi o jego ojca.

29-letnia kobieta od dwóch miesięcy nie może sobie poradzić z informacją o tym, że jest dzieckiem z próbówki poczętym z nasienia anonimowego dawcy. Analizując swoje życie, zrozumiała wreszcie powód, dla którego była traktowana przez rodziców inaczej niż jej brat. Cierpi. Sama ma problemy z płodnością, przeszła już pierwszą inseminację (różną od in vitro technikę wspierania rozrodu), jednak po poznaniu prawdy na swój temat zmieniła zdanie: "Teraz wiem, że sama nie skorzystam z dawcy nasienia, ponieważ wiem, jakie problemy wiążą się z uzyskaniem tej informacji [o tożsamości dawcy, NB] po latach".

Wzruszający jest list pod tytułem Drogi przemyśle zapłodnienia, w którym autor oskarża adresata o popsucie swoich relacji z matką. Przez 22 lata nie powiedziała mu o jego prawdziwym pochodzeniu, postępując zgodnie z tym, co zalecono jej w klinice. Gdy poznał prawdę z innego źródła, jego relacje z własną matką dramatycznie się pogorszyły.

I wyznanie kolejnej osoby, że odkrycie, iż biologicznym ojcem była "fiolka zamrożonego nasienia", było prawdziwym szokiem. Żalu do rodziców nie ma, raczej współczucie, a w głowie ma powracające, nurtujące pytania.

Na stronie znaleźć też można wypowiedzi rodziców mających dziecko z in vitro, jak również takich, którzy z tej metody zrezygnowali. Jest wyznanie dawcy, który nie poczuwa się do bycia ojcem, gdyż jest tylko dawcą materiału genetycznego. O swoich przemyśleniach pisze kobieta, która żyje z dawcą. Pisze o tym, jak trudno zaakceptować jej dziecko poczęte "przy udziale" jej męża żyjące wśród jego znajomych.

Druga strona medalu

Kolejna strona (www.donorsiblingregistry.com) założona przez matkę dziecka poczętego drogą in vitro, aby pomóc mu w odnalezieniu rodzeństwa (innych osób poczętych ze spermy tego samego dawcy) jest ciągle rozwijającą się organizacją. W misji podkreślono, że "ludzie mają fundamentalne prawo do informacji na temat swojego biologicznego pochodzenia i tożsamości", o czym często zapomina się w tym "interesie". Założyciele strony chcą zwrócić uwagę na bardziej odpowiedzialne podejście do poczętych osób, biorąc pod uwagę ich potrzeby i prawa. Na stronie większość informacji dostępna jest dopiero po rejestracji, jednak każdy może przeczytać takie artykuły, jak: Wyznania dawcy, Rady dla myślących o byciu dawcą czy też Jak mówić dziecku o jego dawcy. Teksty przejmujące, ukazujące złożoność problemu. Bo na ile jest świadomy konsekwencji swojego postępowania człowiek oddający materiał genetyczny z powodów finansowych?

W Wielkiej Brytanii dopiero w 1991 roku wprowadzono obowiązek rejestracji dawców po to, aby mieć kontrolę nad całym zjawiskiem i w przyszłości móc na przykład zapobiegać związkom sióstr z braćmi. Do 1991 roku panowała w tej kwestii samowola (podobnie jak obecnie w Polsce), a efektywny dawca mógł mieć 30 dzieci w jednym miasteczku. Rzecz oczywiście dotyczy również dawczyń jajeczek. Dla osób biorących udział w programie in vitro przed 1991 rokiem powstała oficjalna strona rządu brytyjskiego (www.ukdonorlink.org.uk) pomagająca ustalić tożsamość dawcy.

Wymienione powyżej historie to kolejny dowód na to, że natury nie da się oszukać. Człowiek taki już jest, że chce wiedzieć, kto dał mu życie, czyje geny nosi i czy oczy ma mamy czy taty? Człowiek stworzony w laboratorium ma również duszę, a ta ośmiela się płatać figle nawet naukowcom! Część z tych stron nie została stworzona przez osoby sprzeciwiające się "postępowi"; problem dostrzegły także osoby, które samą metodę in vitro popierają.

Odpowiedzialność za człowieka nie kończy się na powołaniu go do życia, bo człowiek to coś więcej niż zlepek komórek. Brzmi znajomo. Czyżby ktoś po raz kolejny miał nosa?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szukam ojca, nie próbówki
Komentarze (6)
D
danielek.dziuda10@gmail.com
4 sierpnia 2013, 19:52
Mam 21lat i szukam Kobiety z ktora moglbym dzielic wszystko i chce tez miec wspaniala rodzine zone mieszkam w Berlinie chetne dziewczyny prosze o kontakt moj email:
DN
do NIKI
4 listopada 2011, 20:15
Nika, ten portal wybrałaś? To ma być katolik?
N
nika
4 listopada 2011, 20:05
Szukam odpowiedzialnego mężczyzny, który chce mieć dziecko, ale nie znalazł odpowiedniej partnerki. Mam 33 lata i niedawno zakończył się mój 13-letni związek. W Miłość nie wierzę, bo zostałam bardzo skrzywdzona. Chcę mieć jednak dziecko. Niestety nie mam rodziców, czy rodzeństwa którzy mogliby mi pomóc w wychowywaniu dziecka. Dlatego szukam mężczyzny, który tak jak ja chce mieć dziecko i tak jak ja stracił nadzieję, że będzie je miał z ukochaną kobietą. Od przyszłego Taty oczekuję pomocy w wychowaniu, i nie mam tu na myśli pomocy finansowej tylko duchowej. Moje Dziecko nie będzie miało dziadków ze strony mamy, więc nie chcę by miało tylko mnie na tym świecie. Myślę, że partnerski, przyjacielski związek z Tatą może nas wszystkich uszczęśliwić. Czekam na propozycje nika7897@interia.pl
K
kylo
14 lipca 2011, 21:17
"W Wielkiej Brytanii dopiero w 1991 roku wprowadzono obowiązek rejestracji dawców po to, aby mieć kontrolę nad całym zjawiskiem i w przyszłości móc na przykład zapobiegać związkom sióstr z braćmi. Do 1991 roku panowała w tej kwestii samowola (podobnie jak obecnie w Polsce), a efektywny dawca mógł mieć 30 dzieci w jednym miasteczku." Dobrze rozumiem, że w Polsce nie ma takiej rejestracji i związek między biologicznym rodzeństwem może się po prostu zdarzyć, tak? I to oczywiście legalnie hehe...naprawde tak jest? bo ciężko mi w to uwierzyć
S
starykiemlicz
14 lipca 2011, 20:01
" dla porządku dodam, że zagadką pozostała płeć profesora, podług nauki bowiem z dwóch komórek żeńskich powinna by powstać kobieta. Skąd przyplątał się chromosom płci męskiej, nie wiadomo. Słyszałem od emerytowanego pracownika Pinkertona, który był w Lamblii na safari, że w płci Dońdy nie ma zagadki, albowiem w trzecim oddziale laboratorium Pombernacka dawano szkiełka podstawowe do lizania żabom."
S
starykiemlicz
14 lipca 2011, 19:59
Stanisław Lem-"profesor Dońda" "profesor Dońda przyszedł na świat dzięki serii omyłek. Ojcem jego była Metyska ze szczepu Indian Navaho, matki zaś miał dwie z ułamkiem, mianowicie białą Rosjankę, czerwoną Murzynkę, a wreszcie - Miss Aileen Seabury, kwakierkę, która urodziła go po siedmiu dniach ciąży, w poważnych okolicznościach, bo w tonącej łodzi podwodnej. ........ Szkiełka Pombernacka pomieszały się jakoś ze szkiełkami Juggernauta i dostały się do lodówki jako męskie plemniki. Wskutek tego komórką nabłonka językowego Metyski zapłodniono jajeczko pochodzące od dawczyni, co była białą Rosjanką, córką emigrantów. Teraz jasne już jest, czemu nazwałem Metyskę ojcem "