Z książkami na Kresy

Z książkami na Kresy
(fot. azrasta / flickr.com)
Logo źródła: Niedziela Magdalena Kowalewska / slo

Żyjący Polacy na Wschodzie na widok biało-czerwonej flagi na samochodzie oraz zwykłej ludzkiej życzliwości swoich rodaków niejednokrotnie ronią łzy.

O Polonii na Zachodzie słyszy się wiele. Inaczej jest w przypadku licznej grupy Polaków na Kresach, którzy zamieszkują dawne wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Nasi rodacy z tamtych terenów przyznają, że nigdy nie opuścili Polski. Ciągle czują się Polakami i kochają naszą Ojczyznę. To oni są nauczycielami prawdziwego patriotyzmu. Wyprawa z książkami dla polskich uczniów z Litwy i Łotwy może okazać się niezwykłą podróżą, która pokazuje, jak bardzo Polacy na Kresach potrzebują kontaktu z Polską. Kilkudniowy wyjazd za naszą wschodnią granicę stanowi prawdziwą lekcję polskości. Na Litwie i Łotwie Polacy walczą o nią z dziada pradziada. I nikt nie ma wątpliwości, że tam, gdzie znajdują się polski Kościół i polska szkoła, tworzą się małe ojczyzny, które są gwarancją przetrwania polskości.

Nie stracić kontaktu z ojczystym językiem

DEON.PL POLECA

Pod Sejmem w Warszawie wsiadamy do dwóch busów z blisko toną książek. Na samochodach powiewają biało-czerwone flagi. Jedziemy nie tylko spotkać się z Polakami na Wschodzie, ale także szukać śladów polskości.
Dyneburg na Łotwie, miasto będące dawną stolicą Inflant Polskich. To nasz pierwszy przystanek z transportem książek. Literaturę piękną, lektury szkolne i bajki dla dzieci przekazujemy Domowi Polskiemu, który stanowi jedyną własność Polaków na Łotwie. Jego historia sięga lat 30. XX wieku. Wówczas żyjąca tam polska mniejszość wykupiła od łotewskiej władzy budynek przy ul. Warszawskiej, w którym obecnie mieści się siedziba Domu Polskiego.

- Własność oznacza odpowiedzialność za to, aby nasze dzieci, które przychodzą tutaj po szkole, w przyszłości potrafiły przejąć naszą działalność - wyznaje Żanna Stankiewicz, dyrektorka Centrum Kultury Polskiej, która nie kryje łez wzruszenia. Są to łzy radości nie tylko z przywiezionych książek, ale przede wszystkim z możliwości spotkania się z 16-osobową grupą Polaków oraz poczucia bliskości Ojczyzny. - Po polsku mówią babcie i ich wnukowie. O kolejnych Polakach mówi się jako o pokoleniu straconym. Dlatego dzieci tak chętnie posyłane są do polskich szkół, żeby nie stracić kontaktu z ojczystym językiem - tłumaczy Stankiewicz. - Tutaj, na ziemiach Stefana Batorego, Polacy żyją już ponad 450 lat. Dla nas jest najważniejsze, abyście pamiętali o nas - wyznaje Ryszard Stankiewicz, prezes Związku Polaków na Łotwie, dodając, że na tamtejszych terenach nasi rodacy przeżyli 123 lata niewoli, a potem straszliwe sowieckie czasy. Jednak mimo trudnej historii potrafili zachować polski język, kulturę i tradycję. - Gdy pytają mnie, jak się mamy, odpowiadam: "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy!" - opowiada z radością Ryszard Stankiewicz. W Domu Polskim podtrzymywane są polskie tradycje. Polskie dzieci na Łotwie uczą się naszego dziedzictwa narodowego m.in. dzięki konkursom recytatorskim, wokalnym czy tanecznym. To właśnie tutaj z dumą i radością Polacy obchodzą narodowe święta.

Kolejnym przystankiem jest niewielka miejscowość usytuowana we wschodniej części Łotwy, nieopodal białoruskiej granicy. W Polskiej Szkole Podstawowej im. Hrabiów Platerów w Krasławiu, istniejącej od 1991 r., uczy się w sumie w dziewięciu klasach 70 uczniów. W tym miejscu mieści się również polskie przedszkole. Zwiedzamy z zaciekawieniem budynek. Nieśmiało obserwują nas polskie dzieci, które biegle posługują się językiem łotewskim i rosyjskim. Gdy pytam, ilu uczniów liczy jedna klasa, w odpowiedzi słyszę, że najwięcej uczy się w niej dziewięć osób. Niż demograficzny daje się we znaki nawet na Łotwie. Potwierdza to dyrektorka tej szkoły Czesława Kozłowska: - Każdego roku jest coraz mniej uczniów. Młodzież wyjeżdża za granicę i zazwyczaj do nas nie wraca.

Szkoła jak rodzina

Raisa Janowicz, absolwentka Polskiej Szkoły Podstawowej im. Hrabiów Platerów, chce z rodzicami na stałe zamieszkać w Polsce. Jednak z wielkim zaangażowaniem i entuzjazmem opowiada o szkole w Krasławiu. - Za każdym razem, gdy przychodzę na wokalne próby, czuję się, jakby był to dla mnie drugi dom. Tutaj zawsze panowała taka atmosfera, że dzieciom nie było spieszno do domu. Mała szkoła jest jak mała rodzina. A Pani Dyrektor była dla mnie jak druga matka.

Raisa jest jedną z osób, które tworzą szkolny zespół "Kropelki", który w ubiegłym roku gościł w Warszawie. W podziękowaniu za przywiezioną literaturę młodzież przygotowała specjalnie dla naszej grupy wokalny występ. Stojąc obok polskiej i litewskiej flagi, śpiewano polskie piosenki, a my nie kryliśmy wzruszenia. Ze znajomością języka polskiego tutaj jest różnie. Starsze dzieci mówią płynnie, młodsze ledwie składają polskie zdania. Jednak nauczyciele odnoszą duży sukces w nauczaniu języka polskiego, mimo że nie jest łatwo nauczyć dzieci biegłej polskiej mowy, gdy zdecydowana większość z nich pochodzi z mieszanych rodzin. - Ta szkoła doskonale uczy.

Podobają mi się nauczyciele, którzy zawsze mi pomagają - wyznaje Raimond Czyżewski, ósmoklasista w Polskiej Szkole Podstawowej im. Hrabiów Platerów, który planuje wyjechać na pewien czas do Polski, a potem wrócić do Krasławia. Chciałby zostać programistą i pracować w szkole, którą wkrótce skończy. Przyznaje, że chce kontynuować to wielkie polskie dzieło w maleńkiej łotewskiej miejscowości.

Brak pieniędzy na polską flagę

Z Łotwy wyruszamy na Litwę. Zwiedzając po drodze Turgiele i pozostałości po Rzeczypospolitej Pawłowskiej, docieramy do południowo-wschodniej części Litwy, terenu z trzech stron otoczonego białoruską ziemią. Jedziemy przez malownicze litewskie, ubogie wioski. Zastanawiamy się, gdzie widać Unię Europejską, o której tak głośno jest w naszym państwie. Jak nam jawi się Litwa? Bieda w niektórych wsiach aż piszczy. Mamy wrażenie, że czas tutaj zatrzymał się. Gdzieniegdzie widzimy zawalone dachy. Wydaje się, że ziemi do uprawy jest w bród. Pytam jednego z Polaków, dlaczego nie są uprawiane. Odpowiada krótko: - Przyjeżdżajcie i uprawiajcie.

Wjeżdżamy w przygraniczną białoruską strefę. Przechodzimy kontrolę dokumentów, mimo że nie przekraczamy granicy. - Zobaczcie, jak Białoruś odgrodziła się od reszty Europy - zauważa operator kamery, wskazując na metalowe ogrodzenie.

Do Dziewieniszek w rejonie solecznickim dojeżdżamy jedyną drogą, zwaną drogą życia, która stanowi swoiste okno na świat. Łączy ona najbardziej wysunięty teren, otoczony niemal z każdej strony białoruskim sąsiadem, z pozostałą częścią Litwy. Tutaj ubóstwo daje się szczególnie we znaki. Polacy przyznają, że panuje wysokie bezrobocie, brak jest jakiegokolwiek przemysłu, a młodzież nie ma żadnych perspektyw. Jak wyrażają się, sporo jest "hultajów", a to oznacza, że nie brakuje różnych patologii. Docieramy do Szkoły Średniej im. A. Mickiewicza w Dziewieniszkach, do której uczęszcza 150 polskich dzieci. Podziękowaniom za przywiezione książki ze strony dyrekcji i nauczycieli nie ma końca.

- Niektórych tytułów u siebie nie możemy zdobyć w dużej ilości. Poza tym książki są bardzo drogie. Na jednego ucznia możemy przeznaczyć ok. 10 litów, a poezja, o którą poprosiliśmy Was o przywiezienie, kosztuje ok. 80 litów - wyznaje Danuta Anichowska, dyrektorka tej szkoły. Przyznaje, że pieniędzy brakuje nawet na polską flagę. Szkoła ciągle potrzebuje również środków na wymianę mebli oraz wyposażenie sali przeznaczonej do nauczania religii.

Zachować polskość

Ostatnią szkołą, którą odwiedzamy, jest Gimnazjum w Ejszyszkach. Ta miejscowość liczy ok. 4 tys. mieszkańców, z czego 90 proc. stanowią Polacy. Tutaj również spotykamy się z wielką serdecznością dyrekcji szkoły, która cieszy się długotrwałą tradycją i historią, sięgającą czasów Marszałka Józefa Piłsudskiego. - Wszystkim trzeba pomagać, ale tam, na Kresach, z Polakami trzeba współpracować, ponieważ inaczej nie przetrwa polskość - tłumaczy Cezary Jurkiewicz z Fundacji "Kresy w potrzebie - Polacy Polakom", która to wraz z Katolickim Zespołem Edukacyjnym im. Księdza Piotra Skargi włączyła się w Warszawie w zbiórkę książek. Akcję "Podziel się książką z Polakami na Kresach" zorganizowały: młodzież z otwockiego klubu "Gazety Polskiej", Stowarzyszenie Solidarni2010 oraz biuro poselskie Artura Górskiego. Wśród zawiezionych książek znalazły się m.in. podręczniki do nauki języka polskiego i historii, lektury, literatura piękna oraz twórczość takich polskich poetów, jak Zbigniew Herbert czy Tadeusz Różewicz.

Dzięki zaangażowaniu Katolickiego Zespołu Edukacyjnego warszawscy uczniowie w ramach projektu "Mały Patriota", kształtującego postawy miłości do swojej Ojczyzny, mogli włączyć się w pomoc Polakom na Kresach. - Patriotyzm to doświadczenie. Dlatego mali patrioci z Warszawy stanęli na wysokości zadania i zbierali książki dla naszych rodaków - tłumaczy Katarzyna Kaczyńska, nauczycielka historii w tej szkole, która również wzięła udział w wyprawie na Wschód.

Opuszczając Kresy i mieszkających tam od wielu pokoleń Polaków, do kraju powracamy zarażeni ich historią i wspaniałym świadectwem patriotyzmu. Łzy Polaków żyjących na Wschodzie są wyrazem ciągłej tęsknoty za Polską. Żyjący tam rodacy potrzebują z nami stałego kontaktu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Z książkami na Kresy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.