Zamienić kapcie i szlafrok na pracę

Po ciepłych kapciach zostało tylko wspomnienie (fot. Kanpeki Yume / flickr.com)
Katarzyna Klimek-Michno / slo

Sto metrów kw. Na nich kilkanaście biurek, przy których siedzą: graficy, prawnicy, księgowi, informatycy. Każdy pracuje dla innej firmy. Łączy ich powierzchnia, którą wspólnie wynajęli.

Gdyby Magda (24 lata) pracowała w kancelarii prawnej, nosiłaby elegancki żakiet i buty na szpilkach. Gdyby pracowała w domu, część dnia przechodziłaby w szlafroku i pantoflach. Ale pracuje w biurze działającym na zasadzie coworkingu (z ang. wspólna praca). Niedawno skończyła studia, a teraz wykonuje zlecenia dla firmy działającej w Katowicach. Szefa widzi raz na tydzień. Z pozostałymi pracownikami firmy praktycznie nie ma kontaktu. Magda robi analizy prawne, konsultuje zapisy dokumentów. Ubiera się do pracy swobodnie. W sandały i dżinsy. Albo lekkie, letnie sukienki - tak jak dzisiaj.

- Cenię sobie brak ciągłej kontroli i sztywnych reguł. Praca tutaj, w takich warunkach pozwala na mniej formalną atmosferę. Nie jest tak, jak w tradycyjnych firmach - podkreśla Magda.

Moda na coworking przywędrowała do Polski z Zachodu. To odpowiedź na potrzeby pracowników wolnych zawodów, którzy nie muszą pracować w budynku firmy w sztywno określonych godzinach. Zamiast przenosić pracę do domu lub siedzieć nad laptopem w kawiarni, wynajmują wspólne miejsce, w którym pracują albo osobno, albo razem przy jakimś projekcie. W polskich biurach coworkingowych, które są m.in. w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu spotykają się głównie informatycy, graficy, specjaliści ds. reklamy i marketingu, dziennikarze, PR-owcy, trenerzy biznesu, architekci, księgowi oraz specjaliści ds. projektów unijnych. Bycie wolnym strzelcem staje się coraz bardziej popularne. Z "biurek na godziny" korzystają jednak nie tylko freelancerzy, ale też pracownicy firm, w których możliwa jest praca zdalna, na odległość.

Jest godz. 9. Magda przychodzi do biura, które mieści się w mieszkaniu (100 m kw.), w jednej z krakowskich kamienic. Ułożyła sobie grafik tak, aby codziennie zaczynać pracę mniej więcej o tej samej porze. Ma wykupiony tzw. stały abonament, co oznacza że biurko, które wynajęła należy do niej codziennie, dziewięć godzin dziennie przez cały miesiąc. W cenie ma dostęp do internetu, telefonu oraz urządzeń typu faks, skaner i kserokopiarka. Są jednak i tacy, co wpadają do biura tylko od czasu do czasu, bo wykupili abonament tymczasowy. Podzwonią, popracują przez tydzień i znikają.

Do godz. 11 dwa pokoje z biurkami powoli zapełniają się pracownikami. Każdy przychodzi, kiedy chce. Wczoraj o godz. 12 można było zobaczyć inne twarze niż dzisiaj.

Panuje cisza, co jakiś czas przerywana przez żarty, towarzyskie rozmowy i wspólne wyjścia do kuchni po kawę lub na balkon, na papierosa. W salonie rozbrzmiewa muzyka. Nie przeszkadza to wysokiemu brunetowi, który zajął miejsce na sofie. Pracuje. W skupieniu, z słuchawkami na uszach i z laptopem na kolanach. Obok niego, na ławie leży konsola do gier Playstation. Kto ma ochotę, może pograć.

Na korytarzu słychać, jak ktoś przez telefon tłumaczy jakieś służbowe sprawy. Jeszcze ktoś inny przygotowuje się do rozmowy z klientem w sali konferencyjnej. Młoda kobieta krząta się po kuchni i odgrzewa sobie obiad. Kilku pracowników wpada na pomysł: jest upał, więc zrobią sobie przerwę - pojadą popływać na Zakrzówku...

Rafał (30 lat) przez jakiś czas pracował w Irlandii. Mówi, że wyjazdowi za granicę zawdzięcza bardzo dużo: żonę, pracę, bo tam nauczył się tego, czym się teraz zawodowo zajmuje, wielu przyjaciół i wspaniałe wspomnienia.

Rafał: - Żyło nam się tam bardzo dobrze. Można by to porównać do życia studenckiego: dużo przyjaciół, dużo imprez, dużo podróży i przygód. To było jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu, głównie dzięki ludziom, których tam poznałem. W końcu jednak trzeba było podjąć decyzję, gdzie się chce dalej rozwijać życie, gdzie zakładać rodzinę.

Wrócił do Krakowa. Otworzył dwuosobową firmę informatyczną. Jej siedziba mieściła się w mieszkaniu Rafała i jego żony.

- Można było oszaleć - wspomina. - Jak jest lodówka pełna jedzenia i dużo pracy, to się nie wychodzi z domu. To nie jest zdrowe.

Dzień Rafała w firmie-domu wyglądał mniej więcej tak: pobudka do południa, śniadanie już przy komputerze, przeglądając firmową pocztę i praca. Nieustannie przerywana przez "coś". A to przyjdzie listonosz, a to trzeba wyjść do sklepu, a to żona zadzwoni z prośbą o obranie ziemniaków na obiad.

- Nie ma żadnych granic między obowiązkami rodzinnymi a zawodowymi. Człowiek się zatraca - opowiada Rafał. - Żona, spędzając cały dzień w firmie, po skończeniu pracy chciała siedzieć w domu. A ja miałem wrażenie, że chcę uciec, zmienić otoczenie, bo przecież w mieszkaniu siedzę cały czas i jestem odcięty od świata. Pojawiają się więc odwrotne cele, co nie do końca służy związkowi.

Teraz Rafał już wie, gdzie jest granica między domem a pracą. Rano zamyka drzwi i wychodzi do biura. Tutaj, siedząc przez kilka godzin przy wynajętym biurku, tworzy strony internetowe. Potem zamyka drzwi i wychodzi do domu.

Biurko naprzeciwko Rafała zajmuje też Rafał. Do Krakowa przyjechał z Warszawy, bo tutaj mieszka kobieta, która została jego żoną. Zmieniając miasto, Rafał zmienił też pracę. Jak mówi, po siedmiu latach w korporacji miał dość.

- W pewnym momencie zaczyna człowieka męczyć obserwowanie różnych układów i układzików. To jest frustrujące, gdy widzi się, że aspekt merytoryczny tak naprawdę często nie odgrywa w pracy żadnej roli - tłumaczy. Pod koniec swojej korporacyjnej kariery wręcz zmuszał się do tego, by udawać i stwarzać pozory, że pracuje. Właśnie wtedy postanowił, że już nigdy nie będzie pracować u kogoś na etacie. Teraz jest wolnym strzelcem. Zajmuje się księgowością i konsultingiem, a za swoje usługi wystawia klientom faktury.

- Praca na zasadzie coworkingu działa mobilizująco. Sam czasem mam problem z koncentracją, ale gdy widzę ludzi, którzy tutaj przychodzą i z takim zaangażowaniem wykonują swoje obowiązki, to motywuje mnie to do działania - opowiada Rafał.

W biurze coworkingowym pracownicy nie tworzą działu, nie są typowym zespołem. Czy przyjaźń jest tutaj możliwa?

- Jak najbardziej - bez wahania odpowiada Rafał. Niedawno okazało się, że drugi Rafał, siedzący przy biurku naprzeciwko, mieszka przy tej samej ulicy co on. Dzięki temu łatwiej o spotkania poza pracą i wspólne wyjścia na piwo do pubu.

Rafał: - Tak jak w każdej firmie zawiązują się tutaj bliższe lub dalsze znajomości. Poza tym nie ma konkurencji, rywalizacji o względy szefa. Każdy z nas pracuje przecież dla innego pracodawcy.

Wymieszanie przedstawicieli różnych branż ma swoje plusy. Mogą sobie wzajemnie pomagać. Na przykład, gdy Rafałowi zepsuł się komputer, ze wsparciem przyszedł informatyk, również wynajmujący sobie biurko. Początkujący grafik pracujący nad nowym projektem, może z kolei liczyć na wskazówki bardziej doświadczonych kolegów "po fachu".

Swoje biurko od ponad tygodnia ma też Marcin, absolwent informatyki i ekonometrii. Prowadzi aptekę internetową, więc to, z jakiego miejsca wykonuje swoje obowiązki, jest właściwie obojętne. Przez rok takim miejscem był dom. - Taka forma się nie sprawdziła - podsumowuje Marcin. - Teraz, gdy wracam do domu nie włączam już laptopa w celach służbowych.

Marcin nie lubi wcześnie wstawać, dlatego do biura przychodzi zwykle przed 10. Stara się jednak trzymać wyznaczonego przez siebie planu. Jego zdaniem, nie każdy nadaje się do coworkingu.

- Potrzebna jest dobra samoorganizacja i samodyscyplina. Jeżeli samemu prowadzi się firmę albo nie ma "na górze" nadzoru, to trzeba być bardzo konsekwentnym w tym, co się robi - zaleca Marcin.

Jak wynika z raportu "Freelancer w Polsce 2010", przygotowanego przez firmę Infakt.pl (www.infakt.pl), najwięcej wolnych strzelców działa w handlu i sprzedaży. Liczna jest też grupa programistów. Kolejne branże, które przyciągają freelancerów to doradztwo i konsulting, budownictwo oraz grafika i projektowanie. Najmniej freelancerów jest w branży medycznej oraz motoryzacji.

Wśród badanych dominują osoby młode i dobrze wykształcone - 66,21 procent to absolwenci uczelni. Głównie można ich spotkać w bardzo dużych lub dużych miastach. Część z nich współpracuje z rynkami zagranicznymi. "Potrzeba niezależności" to najczęściej wskazywany przez badanych powód założenia własnej firmy. 10,5 proc. ankietowanych freelancerów nie założyło własnej działalności z wyboru - wymagał tego od nich pracodawca. Jako jedną z największych barier w prowadzeniu działalności gospodarczej badani wymieniają składki ZUS. Przeszkodą okazują się też: "zmienne i skomplikowane prawo" oraz "zbiurokratyzowane instytucje". 20,7 proc. jako przeszkodę podaje również "niepewność finansową".

- Coworking to tak naprawdę stwarzanie klimatu zwykłego biura, tyle że bez szefa - mówi Katarzyna Zalass, współwłaścicielka biura "Studio Kreatywnej Współpracy" w Krakowie. - W przypadku osób, które pracują jako freelancerzy czy też zdalnie, bardzo ważny jest aspekt socjalny. Praca to też ludzie, kontakty, rozmowy, wymiana doświadczeń. Do tego dochodzi kwestia finansowa. Jeśli ktoś nie zamierza rozwijać własnej firmy do dużych rozmiarów, to jest to dobre rozwiązanie.

Wynajęcie biurka to koszt kilkuset złotych, w zależności od rodzaju abonamentu. W Krakowie tego typu inicjatywy stają się coraz bardziej popularne.

- Nasza oferta jest atrakcyjna ze względów ekonomicznych. Młodych ludzi, rozpoczynających dopiero karierę, często nie stać na wynajęcie biura. Tutaj otrzymują profesjonalną obsługę sekretarską i pełne wyposażenie kancelarii. Dodatkowo praca pod jednym dachem daje możliwość wymiany doświadczeń - tłumaczy Katarzyna Sasińska, założycielka biura "LexPoint" w Krakowie, które jest pierwszą w Polsce kancelarią działająca na zasadzie coworkingu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zamienić kapcie i szlafrok na pracę
Komentarze (1)
M
marzycielka
17 sierpnia 2010, 14:55
Bardzo ciekawy artykuł.