29. rocznica zamachu na Jana Pawła II

(fot. Walczak/KAI)
PAP / psd

To Matce Bożej Fatimskiej, w której uroczystość został ciężko ranny, Jan Paweł II przypisywał zawsze swe ocalenie.

Gdy 13 maja 1981 roku, kilkanaście minut po godzinie 17, na początku środowej audiencji generalnej papież, stojąc w samochodzie terenowym, objeżdżał plac przed bazyliką świętego Piotra i pozdrawiał tysiące wiernych, strzały z pistoletu oddał do niego z odległości dwóch metrów Turek Mehmet Ali Agca. Jan Paweł II osunął się w aucie ranny w brzuch, łokieć i palec.

Rannego papieża zawieziono najpierw na teren Watykanu, pod budynek tamtejszej przychodni. Tam położono go na noszach na ulicy. Ale z powodu dużej utraty krwi jego stan był tak ciężki, że zapadła decyzja o natychmiastowym przewiezieniu do kliniki Gemelli.

W karetce stan Jana Pawła II coraz bardziej się pogarszał; papież stracił przytomność. W swej książce "Pamięć i tożsamość", wydanej w 2005 r., wspominał: "Pamiętam tę drogę do szpitala. Zachowałem jeszcze przez pewien czas świadomość. Miałem poczucie, że przeżyję. Cierpiałem, był powód do strachu, ale miałem taką dziwną ufność. Mówiłem do księdza Stanisława, że wybaczam zamachowcowi. Co działo się w szpitalu, już nie pamiętam".

Lekarze, którzy natychmiast przystąpili do operacji, prowadzili trwającą ponad pięć godzin dramatyczną walkę o życie Jana Pawła II. Potem przyznali, że nie bardzo wierzyli w to, że uda się go uratować. Przyjęła się dopiero druga transfuzja. Gdy pierwszą organizm odrzucił, lekarze ze szpitala oddawali w pośpiechu swoją krew.

Operacja zakończyła się po godzinie 23 i, choć według pierwszego komunikatu jej wynik był pomyślny, istniało bardzo duże ryzyko wystąpienia grożących śmiercią komplikacji pooperacyjnych. Dlatego wtedy osobisty papieski sekretarz, dziś metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz, przekonany o tym, że Jan Paweł II nie przeżyje, postanowił ze współpracownikami przygotować komunikat o jego śmierci.

23-letni wówczas Mehmet Ali Agca został zatrzymany przez policję już kilka minut po zamachu na Placu świętego Piotra. Podczas trwającego prawie dwa miesiące śledztwa wielokrotnie zmieniał zeznania bądź odmawiał odpowiedzi, co prowadzących dochodzenie utwierdziło w przekonaniu, że jest nieuleczalnym kłamcą, a także osobą niezrównoważoną.

Jego proces rozpoczął się w Rzymie 20 lipca 1981 r. Po dwóch dniach Agca został skazany na dożywocie.

27 grudnia 1983 r. odwiedził go w więzieniu Jan Paweł II i długo z nim rozmawiał.

W czerwcu 2000 r. Agca został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Włoch Carlo Azeglio Ciampiego. Został przekazany Turcji, gdzie do stycznia tego roku odbywał karę więzienia za zabójstwo dziennikarza, które popełnił jeszcze przed zamachem. Obecnie jest już wolnym człowiekiem, pogrążającym się - zdaniem tych, którzy go widzieli - w swoim obłędzie i przekonaniu, że jest Mesjaszem i zbawcą świata. Mimo licznych obietnic, złożonych między innymi w wywiadach dla włoskiej prasy, nie ujawnił żadnych szczegółów dotyczących kulis zamachu, które naprowadziłyby na jego mocodawców. Radziecki trop nie został nigdy potwierdzony, ale wciąż pozostaje w hipotezach jedynym branym pod uwagę.

Dominuje przekonanie, że Agca szczegółów spisku na życie papieża Polaka po prostu nie zna.

Już po wyjściu z więzienia Agca wystąpił o wizę portugalską, gdyż chciał być w Fatimie w dniach pielgrzymki Benedykta XVI. Wizy tej mu nie przyznano. Podobnie strona włoska nie zgadza się na jego przyjazd do Italii. Zamachowiec wyrażał wcześniej pragnienie oddania hołdu Janowi Pawłowi II przy jego grobie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

29. rocznica zamachu na Jana Pawła II
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.