Abp Kondrusiewicz: Nowe pokolenie Białorusinów chce żyć po nowemu

Abp Kondrusiewicz: Nowe pokolenie Białorusinów chce żyć po nowemu
(fot. By Redaktor01 Remik Kubicki - Praca własna, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=32540579)
KAI / pp

"Dziś widzimy już zupełnie nowe pokolenie, wychowane w całkowicie nowych warunkach, pokolenie młodych ludzi, którzy chcą żyć po nowemu" - uważa abp Tadeusz Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewski. W rozmowie z ks. Jakowem Krotowem z rosyjskim Radiem Swoboda przewodniczący Konferencji Biskupów Białorusi mówi m.in. o fenomenie "nieagresywności" i pokojowym nastawieniu Białorusinów, o postawie Kościoła, który znajduje się poza polityką, ale zgodnie z katolicką nauką społeczną z moralnego punktu widzenia ocenia wszystkie działania człowieka, jak i państwa.

Publikujemy tłumaczenie rozmowy.

DEON.PL POLECA

Radio Swoboda: W mojej pamięci Wasza Ekscelencja jest drugą osobą, która znalazła się w podobnej sytuacji i myślę, że Ksiądz Arcybiskup dobrze pamięta historię księdza Stefana Caprio, który wyjechał z Rosji na Wielkanoc i nie mógł wrócić, bo został zawrócony z granicy. Zupełnie podobna historia?

Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz: Niby podobna. Tylko, że on wyjechał z Rosji, będąc obywatelem Włoch, a ja jestem obywatelem Białorusi.

R.S: Czy Ksiądz Arcybiskup posiada dwa obywatelstwa, czy jedno? Albo trzy?

– Jedno tylko jedno. Jestem obywatelem Białorusi! Kiedyś miałem obywatelstwo rosyjskie, ale je zdałem. Początkowo miałem obywatelstwo radzieckie. Później, kiedy Związek Radziecki rozpadł się, zostałem przeniesiony do Moskwy, gdzie władze mnie upominały: Białorusin nie Białorusin, ale żyjąc w Rosji należy posiadać obywatelstwo rosyjskie. Wziąłem wtedy obywatelstwo rosyjskie. A później, kiedy zostałem przeniesiony z powrotem na Białoruś, tu też władze orzekły, że trzeba mieć obywatelstwo białoruskie. Wziąłem wobec tego obywatelstwo białoruskie, rezygnując z rosyjskiego.

R.S.: W jaki sposób Ksiądz, będąc „człowiekiem radzieckim”, został katolickim arcybiskupem? Czy Ksiądz od urodzenia został wychowany w wierze katolickie, czy przyszło to wraz z wiekiem?

– Urodziłem się na wsi, niedaleko od Grodna, absolutnie wszyscy mieszkańcy mojej wsi byli katolikami. Zostałem ochrzczony od razu po urodzeniu i byłem wychowywany, przez rodziców, w wierze katolickiej. Oczywiście, przez długie lata nie było tam księdza, ale katolicy tam byli bardzo mocni. To znaczy, że wiarę przejęli od swoich rodziców.

Po ukończeniu szkoły, naukę kontynuowałem w Instytucie Pedagogicznym w Grodnie, na wydziale fizyczno-matematycznym. Uczyłem się tam rok, potem w gazetach zaczęli pisać – jak to możliwe – przyszły wychowawca młodzieży radzieckiej chodzi do kościoła, do cerkwi? Odebrałem dokumenty, przepracowałem rok i pojechałem do Leningradu, gdzie dostałem się na Politechnikę. Podobała mi się matematyka, fizyka, technika. Będąc zawsze człowiekiem wierzącym, byłem po prostu szczęśliwy, że w tak ogromnym mieście jak Leningrad, w grodzie nad Newą, jest kościół katolicki, do którego chodziłem się modlić. Potem, zgodnie z nakazem pracy, trafiłem do Wilna, gdzie sytuacja religijna była już całkowicie inna. W tym samym okresie, na Białorusi, księża umierali, stawało się ich coraz mniej, a nowych nie było. Moi koledzy z klasy, kiedy przyjeżdżałem do domu, mówili mi: - Ratuj, ratuj nas. Mieszkasz na Litwie, tam jest seminarium”. Ukończyłem seminarium, pracowałem na Litwie jako kapłan, potem zacząłem służyć jako kapłan na Białorusi. Odbywało się to jeszcze w czasach radzieckich. Potem papież Jan Paweł II naznaczył mnie biskupem. Nie wiem dlaczego on mnie naznaczył, ale naznaczył.

R.S.: Zwykle uważa się, że w wierze mocni są humaniści. Wykształcenie ścisłe, znajomość zaawansowanych osiągnięć nauki i tak dalej – czy nie stanowiło to, w którymś z momentów, pokusy dla wiary?

– Nie, nie miałem nigdy takich pokus. I nawet wtedy, kiedy byłem zmuszony do porzucenia uczelni w Grodnie, nie odczuwałem tego. W Leningradzie jeszcze bardziej umocniłem się w wierze. (śmieje się) Kiedy przyszedłem składać dokumenty w Instytucie Politechnicznym, wyjąłem je z wewnętrznej kieszeni marynarki, tam było moje świadectwo dojrzałości, ono było takie duże, ogromne a w tej samej wewnętrznej kieszeni marynarki znajdował się krzyżyk, który w jakiś sposób trafił między dokumenty. Wręczyłem wszystko to kobiecie z dziekanatu, ona popatrzyła na mnie i mówi: „Niech Pan to weźmie i nikomu nie pokazuje”. Pomyślałem – przyjechałem do miasta trzech rewolucji po raz pierwszy, przyszedłem na uczelnię, ta kobieta widzi mnie po raz pierwszy… Przecież ona może być również osobą wierzącą, nie wiem, czy prawosławna, ale była bardzo uczciwym człowiekiem. Dlatego, że to mogła być moja pierwsza i ostatnia szansa. Ale ona nie była ostatnią

R.S.: Czy Ksiądz Arcybiskup nie wierzy w uczciwość i przyzwoitość ludzi niewierzących?

– Dlaczego nie? Wierzę!

R.S.: Ksiądz tak mówi, że jeśli ona była wierząca… Czy tylko człowiek wierzący może być przyzwoity, czy wiara nie jest do tego konieczna?

– Nie, dlaczego, są oczywiście bardzo przyzwoici ludzie wśród niewierzących i spotkałem wielu takich w moim życiu. Po prostu tak powiedziałem, bo nie wiem, czy była wierząca, czy nie wierząca. Kiedy odbywał się jakiś jubileusz Instytutu Politechnicznego w Petersburgu, byłem w Moskwie i zostałem zaproszony na to wydarzenie, gdzie mnie posadzili w prezydium i musiałem coś powiedzieć. Wspomniałem tę historię, a potem, w trakcie przerwy podszedł do mnie mężczyzna w wieku 40-45 lat i mówi: „Jestem docentem w Instytucie Politechnicznym, czy ksiądz nie pamięta, jak ta kobieta wyglądała?" Odpowiadam mu „uczciwie mówiąc, nie bardzo pamiętam, ale z całą pewnością była to wysoka blondynka”. Odpowiada mi on: „To była moja mama, ona mi opowiadała o tym zdarzeniu”. Był bardzo dumny z tego, że jego mama uratowała mnie. Uratowała, nie uratowała… ale była uczciwym człowiekiem i szanowała moje poglądy.

R.S.: Ksiądz Arcybiskup wspomniał, że w Wilnie „wszystko było już całkiem inne” Tak w ogóle, Białoruś to swoiste „skrzyżowanie narodowości”: Litwa, Polska, Rosja, Ukraina, wewnątrz jeszcze Żydzi. Czy na tym skrzyżowaniu Wilno było dla Księdza pierwszym doświadczeniem zetknięcia się właśnie z polskim katolicyzmem?

– Powiedziałbym z litewskim. Jeśli na Białorusi, służba Boża była wtedy sprawowana, praktycznie wszędzie tylko po polsku, a wszyscy starsi księża nie byli w stanie jej odprawiać w żadnym innym języku, to na Litwie, na przykład w Kownie, odprawiano wyłącznie po litewsku. Na Litwie funkcjonowały już języki litewski i polski, co znaczy, że obok polskiego, zobaczyłem jeszcze język litewski. Nabożeństwa po litewsku zaczęto sprawować w Wilnie. Do dziś, nie bacząc na to, że Związek Radziecki rozpadł się, w Wilnie są odprawiane nabożeństwa po rosyjsku. Oto miasto otwarte dla wszystkich.

R.S.: Kim Ksiądz bardziej czuje się: Białorusinem, Polakiem, Rosjaninem, katolikiem?

– Jeśli by takie pytanie zadano mi w Moskwie, odpowiedziałbym – „jestem chrześcijaninem”. W Rosji służba Boża była odprawiana głównie po rosyjsku, na Białorusi odprawiam głównie po białorusku, chociaż są msze i po litewsku, i po polsku. Na Litwie odprawiałem i po litewsku, i po polsku, znam dobrze język litewski.

R.S.: A po jakiemu Ksiądz Arcybiskup mówił w domu, kiedy był dzieckiem?

– W rodzinie u nas mówiono „prostą mową”, tak jak my to nazywamy, był to taki zmieszany język – i polski, i rosyjski, i białoruski. Nazywają go jeszcze czasem trosianką. Nie jest to czysty białoruski, ale bardzo bliski językowi białoruskiemu, taki powiedzmy – ludowy białoruski.

R.S.: Księdza doświadczenie życia w Grodnie, na terytorium, które było sporne w ciągu wielu stuleci – czy było to doświadczenie pokojowego współistnienia narodów, czy też środowiska polskiego katolicyzmu.

– Nie, było to doświadczenie pokojowego współżycia i jestem, oczywiście, bardzo wdzięczny środowisku w którym przyszedłem na świat. Oczywiście, w naszej wsi nie było prawosławnej cerkwi, ale w odległości 9 kilometrów od nas znajdowała się inne wieś, w której cerkiew była. Oczywiście, że widziałem – że tam ludzie chodzą, są mieszane rodziny, mieszane małżeństwa, że ludzie żyją normalnie, nikt z nikim nie ma poważniejszych konfliktów. A kiedy pada pytanie - jak sobie radzicie, odpowiadam. - My, katolicy, mamy bardzo dobre stosunki z prawosławnymi. Około 60% naszych rodzin to rodziny mieszane, katolicy i prawosławni. Mamy bardzo dobre stosunki z protestantami, Żydami i muzułmanami. Proszę popatrzeć - kiedy zaczęły się na Białorusi wszystkie obecne wydarzenia, jakieś dwa tygodnie temu Rada Konferencji Biskupich Europy zaapelowała do wszystkich katolików i chrześcijan Europy, aby o godzinie szóstej według czasu środkowoeuropejskiego odmówić modlitwę „Ojcze Nasz”. „Ojcze Nasz” to dla wszystkich ta sama modlitwa. Przeczytałem o tym w internecie, gdzieś około godziny czwartej, piątej po południu i szybciutko ogłosiłem na naszej stronie, w naszym portalu dla wszystkich, że jutro, o godzinie siódmej wieczorem dlatego, że u nas wszystko o godzinę później, w tak zwanym Czerwonym Kościele św. Szymona i Heleny odbędzie się nabożeństwo, na którym odmówimy modlitwę Ojcze Nasz, a potem będzie odprawiona Boska Liturgia, Msza św. Zapraszam wszystkich, zapraszam prawosławnych, zapraszam grekokatolików, zapraszam protestantów, zapraszam muzułmanów, zapraszam Żydów. Wszyscy przyszli! Nie wysyłałem nawet nikomu zaproszeń, dlatego, że nie było już czasu, było to fizycznie niemożliwe. A wszyscy przyszli, kościół był dosłownie zabity, ludzie tłoczyli się niczym śledzie w beczce. Widziałem na własne oczy, jak w drugim rzędzie modliła się muzułmanka, to zawsze jest widoczne. Białoruś to niepowtarzalny kraj, gdzie między różnymi konfesjami i religiami funkcjonuje taki dobry konsensus.

R.S.: Do roku 2007 Ksiądz Arcybiskup był w Moskwie. Czy kiedy Ksiądz znowu znalazł się na Białorusi, miał odczucie, że trafił do środowiska bardziej prowincjonalnego, czy na odwrót, Ksiądz poczuł, że znalazł się bliżej Europy?

– Mam ogromny sentyment do Rosji, w Leningradzie studiowałem sześć lat w Instytucie Politechnicznym, pracowałem długo w Moskwie, przez 16 i pół roku byłem tam biskupem. Trzecią część swojego życia spędziłem w Rosji. Trzymam się takiej zasady – jeśli jutro papież mi powie, że mam jechać do Afryki – pojadę. Powinienem służyć tam, dokąd mnie posyłają. Oczywiście, pod względem intelektualnym Moskwa, Sankt Petersburg i inne miasta znajdują się bardzo wysoko. Inną kwestią jest fakt, że procent katolików jest tam nieporównywalnie mniejszy, niż na Białorusi.

Wpływ Europy, powiem Europy Zachodniej na Białorusi zaznacza się dużo mocniej. Nawet prawosławie jest tu nieco inne. U nas jest większy wpływ sztuki zachodniej, co się czuje. Ale najważniejsze jest coś innego, to o czym już mówiłem – nie ma, na Białorusi, żadnych antagonizmów między katolikami i prawosławnymi, a także innymi wyznaniami wiary.

R.S.: Białorusini dzisiaj – nie wiem, słusznie, czy nie - mają opinię swego rodzaju „hobbitów” w Europie. Kraju, który różni się od Ukrainy, Rosji i możliwe, że od Polski, obniżonym poziomem agresywności. W najnowszej historii, wszyscy z pewnym zdumieniem zauważają zupełny brak agresji ze strony ludzi, którzy wyszli na ulicę. Czy jest to szczególna cecha charakteru narodowego? Czy ta cecha jest w jakiś sposób związana z religią? A może ona jest wynikiem sytuacji bez wyjścia? Jak to Ksiądz Arcybiskup może wyjaśnić?

– Tak, jest to niewątpliwie fenomen Białorusinów. Sami określamy siebie w języku białoruskim przymiotnikiem памяркоўныя (pamiarkounyja), co oznacza: ludzie nie agresywni, pokojowo nastawieni. Myślę, że to na pewno sprawa wychowania i oczywiście wpływ chrześcijaństwa. Przecież chrześcijaństwo nawołuje do pojednania, nawet wtedy, jeśli jest to bardzo trudne. Dzisiaj rzeczywiście, nie ma krwawych rozruchów chociaż, niestety krew została już przelana. Mimo to, nie doszło do rozruchów na wielką skalę. Każde życie jest drogie i wielka szkoda, że doszło do przelania krwi. Tym bardziej, że można zobaczyć takie plakaty. Ludzie idą mówiąc – „Nie przebaczymy”. Można uznać, że tutaj – pojawia się już konflikt.

Zawsze apelowałem i dziś również apeluję do wszystkich ludzi: - popatrzcie na Krzyż Chrystusowy, co Pan Jezus powiedział z krzyża – „Ojcze, przebacz im, oni nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Oczywiście sprawiedliwość, jeśli już doszło do takiej sytuacji, to ktoś jest jej winien – to jedno, ale w duszy należy przebaczyć. Jest to bardzo trudne. Wspominam słowa św. Jana Pawła II, który w roku 2000, roku jubileuszu chrześcijaństwa wezwał do przebaczenia, do wzajemnego przebaczenia. On wtedy wypowiedział bardzo słuszne słowa, które bardzo mi się spodobały i które powtarzam często w takich sytuacjach – „Przebaczenie to nie znak słabości, ono jest znakiem siły, dlatego, że zwyciężasz samego siebie”.

R.S.: Czy dla Ksiądz Arcybiskup spodziewał się, że reakcja Białorusinów na oficjalne wyniki wyborów okaże się taką, jaką się okazała? Czy Ksiądz oczekiwał, że wcześniej, czy później, jak dawniej mawiali „kielich cierpliwości ludu przepełni się”, czy to jednak była niespodzianka?

– Były wystąpienia w roku 2010, w roku 2015 nie było niepokojów na taką skalę, ale taka atmosfera narastała, ciśnienie pary stawało się coraz większe. I kiedyś parę tę trzeba było wypuścić. W ciągu ostatnich 25-30 lat pojawiło się już nowe pokolenie. Zaczyna się nowy rok nauczania, dzieci poszły do szkoły, ale również poszli i studenci i przez cały dzień studenci chodzili po Mińsku. Znajduję się, niestety, daleko od Mińska, ale mamy internet i dzięki niemu widzimy wszystko. Wyrosło nowe pokolenie ludzi, które chce żyć po nowemu. Zrozumiałe, że wszędzie byli obserwatorzy, kto wygrał, ten wygrał, ale nie rozumiem dlaczego dopuszczano się tak zupełnie prostych błędów.

Dziś widzimy już zupełnie nowe pokolenie, wychowane w całkowicie nowych warunkach, pokolenie młodych ludzi, którzy siedzą w internecie, jeżdżą za granicę. Mają wielu przyjaciół, znają języki. To nie jest nasze pokolenie, dla którego nauczenie się języka obcego było wielkim problemem. Dziś, znacznie łatwiej można nauczyć się języków, mamy wiele możliwości sprzyjających temu. Nie zdziwiłem się specjalnie.

Ale pan już wspomniał, wszystko dzieje się dość pokojowo…. Pan zadzwonił do mnie, kiedy tylko przestałem patrzeć, jak naprzeciw Parku im. Gorkiego stoi OMON, a studenci - chłopcy i dziewczęta - tańczą przed nimi. Gdzie Pan może pomyśleć o czymś takim? Weźmy Niemcy, Francję. Czy chociażby jeden samochód na Białorusi został spalony, czy sklepy zostały rozgrabione, wystawy rozbite? Niczego takiego nie było.

Ludzie chcą w sposób pokojowy rozwiązać tę sprawę, i dlatego – sam też wzywam do tego – trzeba usiąść przy stole negocjacji i spróbować rozwiązać tę sprawę.

R.S.: To oznacza, że Ksiądz Arcybiskup uważa, że Białoruś jest w tym sensie bardziej otwarta, niż Rosja? Ksiądz był w Rosji i może to porównywać. Czy parafian ze znacznym doświadczeniem wyjazdów do Europy Zachodniej, zdaniem Księdza, więcej jest na Białorusi?

– Oczywiście, że tak. Chociaż i w Rosji, również wielu jeździ. Powiem – kiedy były Dni Młodzieży, nasza aktywna młodzież jeździła na różne pielgrzymki i ja sam, bardzo często – jeździłem razem z nimi. Wielu z nich posiada krewnych na Litwie i w Polsce.

Zwróćmy uwagę na intensywność odrodzenia wiary. W okresie, kiedy pracowałem w Rosji, zaczynając wszystko od podstaw, ona najwyższa była w Okręgu Kaliningradzkim. Dlaczego? Po pierwsze, jest on niewielki pod względem obszaru i liczby ludności, a po drugie, z jednej strony Polska, z drugiej Litwa, żyją są katolicy, i tam żyją katolicy, a ludzie od nas jeżdżą tam. Na przykład - młodzi ludzie postanowili dokądś pojechać, aby odpocząć, a kraje te akurat zapraszały do siebie. Przyjechali, zamieszkali w rodzinach. Dokąd w ich obecności udała się rodzina gospodarzy? Bardzo często do kościoła.

Nie trudziliśmy się specjalnie zadawaniem każdemu pytania, czy on jest katolikiem, czy nie katolikiem, wierzącym, niewierzącym. Jeśli chce jechać – niech jedzie. Jeździli głównie katolicy, ale wśród nich byli również inni. Wracali w przekonaniu, że życie religijne jest czymś absolutnie naturalnym. Taki jest ten wpływ.

R.S.: To, co Ksiądz Arcybiskup mówi, bardzo przypomina to, co głosił Nelson Mandela w Republice Południowej Afryki i to co głosiła „Solidarność” w Polsce. W końcu i w jednym i w drugim z tych krajów usiedli za stołem negocjacji. Ale w RPA ludzi dzielił kolor skóry, a w Polsce dzieliło członkostwo w partii. W jakim stopniu, na Białorusi, według Księdza są zróżnicowani wychodzący na ulicę i OMON, nomenklatura, członkowie aparatu. Czy znajdują się oni po dwóch stronach przepaści, czy jednak nie?

– Na pewno przepaść między nimi istnieje, my widzimy ją dzięki obrazom pokazywanym w telewizji, albo w internecie. Wydaje mi się jednak, że znaczną rolę odgrywają zwykłe, że tak powiem, merkantylne interesy - praca, może jeszcze dobre wynagrodzenie. Nie wiem ile otrzymują funkcjonariusze struktur siłowych, ale na pewno więcej niż inni, w każdym razie tak mi się wydaje. Dochodzi jeszcze obawa o swoje miejsce, chęć jego utrzymania. Jednak fakt, że dzisiaj wyszli studenci, mówi o czymś zupełnie innym. Dlatego też motywacja takiego typu, jest nadal obecna. Nawet gdy rozmawiam z ludźmi, jest ona bardzo widoczna. Chociaż trzeba stwierdzić, że nowe pokolenie dorasta i ono już postrzega to inaczej, nie trzyma się już tak mocno swoich stołków, których tak mocno trzymają się niektórzy nasi urzędnicy. Wyczuwa się, że oni nawet myślą inaczej. Kiedy zaś, często spotykam się z takimi urzędnikami, inne myśli wprawdzie przeskakują, ale oni postępują tak, jak kiedyś mówiono „tak jak partia powiedziała”.

R.S.: Na ile orientuję się, szereg księży rzymskokatolickich z Kościoła na Białorusi kierowanego przez Księdza Arcybiskupa, wzięło udział, jeśli już nie w protestach, to w każdym razie podzielali problemy i troski tych, którzy wyszli na ulicę. Tych, którzy ucierpieli od władzy, oprócz Księdza Arcybiskupa, nie ma? Czy wielu księży przyjęło udział w akcjach ulicznych?

– Trudno mi odpowiedzieć. Pojawiły się takie informacje. Wiem, że byli aresztowani dwaj kapłani w Baranowiczach, jeden z nich służył w Grodnie, a drugi w Witebsku. Jeden z nich urodził się w Baranowiczach, obaj byli na wakacjach i obaj przyjechali do rodzinnego miasta pierwszego. Wieczorem poszli obaj do pizzerii, ubrani po cywilnemu. Wtedy zaczęła się ta cała historia i obu dostało się. Jeden otrzymał 8 dni aresztu, a drugi 10, ale wypuścili ich po 5 – 6 dniach.

R.S.: Czy Ksiądz Arcybiskup zwracał się do władz ze wstawiennictwem za nich?

– Problem w tym, że zanim dowiedzieliśmy się o tym, już zostali wypuszczeni. Dlatego, że to inna diecezja, a oni są księżmi zakonnymi, a nie diecezjalnymi. Nie tak dawno spotkałem się z ministrem spraw wewnętrznych Juryjem Karajewem, nasze spotkanie wypadło bardzo dobrze…

R.S.: Nie tak dawno, czy to było jeszcze przed wyborami, czy już po nich?

– Po wyborach, spotkałem się z nim półtora tygodnia temu. Poruszyliśmy różne sprawy, bardzo prosiłem ministra, aby naszych kapłanów wpuszczali do zatrzymanych, ponieważ wśród nich są katolicy, a my dziś nie możemy do nich chodzić. On obiecał rozważyć tę sprawę. Teraz jestem tutaj. Nie było więcej czegoś takiego.

R.S.: Czy Ksiądz Arcybiskup nie pomyślał o tym, że właśnie Księdza wstawiennictwo wobec ministra spraw wewnętrznych mogło posłużyć za przyczyną aby Księdza odizolować od Białorusi?

– Trudno powiedzieć. Mi niczego w tej sprawie nie oznajmiono. Kościół znajduje się poza polityką, powtarzałem to, powtarzam i dalej będę powtarzać. Ale my, zgodnie z katolicką nauką społeczną powinniśmy z moralnego punktu widzenia, oceniać wszystkie działania, zarówno każdego człowieka, jak i państwa. Dlatego występujemy. Jednocześnie nawołuję do pojednania, powtórzę raz jeszcze - po to, aby nie było takiej złości u ludzi - nie zważając na to, że jest to bardzo trudne. Również po to, aby nie było przemocy. To ostatnie jakby się zmniejszyło, nie widać już takich scen jak w pierwsze trzy dni protestów. Nawołuję do rozpoczęcia negocjacji.

R.S.: W RPA, w latach dziewięćdziesiątych działała komisja ds. pojednania i sprawiedliwości. Uważano, że przebaczenie bez sprawiedliwości jest wypaczone, a jako takie nietrwałe.

– Tak, co do tego, nie ma wątpliwości.

R.S.: Przecież mamy tu ogromną wątpliwość!

– Nie ma wątpliwości w tym, że powinno nastąpić pojednanie. Ale sprawiedliwość powinna również być wzięta pod uwagę

R.S.: Czy Księdzu Arcybiskupowi zdarzało się spotykać twarzą w twarz z Aleksandrem Łukaszenką?

– Wielokrotnie. Ostatnim razem spotkałem się z nim tête-à-tête. On przychodził na Boże Narodzenie, na Wielkanoc, gdzieś w tym okresie. Ale po roku 2013 tylko nieoficjalne, na różnych spotkaniach uściskiwaliśmy sobie dłonie i to wszystko.

R.S.: Czy zdaniem Księdza, zmienił się on mocno w ciągu tych lat?

– Wie Pan, słabo go znałem, dlatego, że byłem w Moskwie i wiedziałem tylko to, co usłyszałem, albo przeczytałem. Później, zaczynając roku 2007 do 2013, być może w 2008 on zaczął przychodzić i spotykaliśmy się. On mówił o Kościele katolickim, szczególnie o dobroczynności. Mówił też o tym, że nie dopuści, aby zaistniały jakiekolwiek waśnie międzyreligijne, czy temu podobne. Podobało się to wszystkim. Czy mocno się zmienił? Wydaje mi się, że zmiany mogą nastąpić już teraz. Łukaszenko przecież sam powiedział, że trzeba przygotować nową konstytucję, to jego własne słowa. To już inna sprawa, ale powiedzmy, że rok temu trudno byłoby to sobie nawet wyobrazić. Dziś się o tym już mówi i jest to również jakiś rezultat tego wszystkiego, co widzimy.

R.S.: To znaczy, że Ksiądz Arcybiskup nastawił się, w tym sensie, raczej optymistycznie i uważa, że ruch protestu już osiągnął jakieś rezultaty?

– Chciałbym, a jak sprawy potoczą się dalej, tego nie wiem. Dlatego, że to jest również moją własną sprawą. (śmiech) To, że mówi się, że trzeba coś zmienić, że może nie trzeba całkowicie koncentrować się na władzy prezydenta, to już… Rok temu nawet bym sobie tego nie wyobrażał. A teraz Łukaszenko sam to mówi.

R.S.: Czy Ksiądz Arcybiskup zamierza działać z pomocą jakichś sądów europejskich w sprawie swojego powrotu? Czy Ksiądz raczej liczy, że władza sama ponownie rozważy swoją decyzję?

– Tak, liczę na to. Ale co ja tam będę….. Mam już prawie 75 lat, powinienem napisać do papieża prośbę o przejście na emeryturę. Zostało mi jeszcze, delikatnie mówiąc, cztery miesiące. Jeśli mnie nie wpuszczą, nie dam rady, nie będę rządzić metropolią przez cztery miesiące. Ordynariuszem pozostanę, dopóki papież mnie nie zdejmie i nie wyślę na emeryturę, ale tu nie będę razem ze swoimi ludźmi. Cóż zrobić…. Oczywiście nie jest to dobre, to czynnik bardzo wzburzający społeczeństwo. Wczoraj (31 sierpnia) ludzie przyszli pod Czerwony Kościół z moimi fotografiami. Ale na co to potrzebne? Módlcie się i to wszystko.

Rozmawiał ks. Jakow Krotow (Radio Swoboda)

Ks. Jakow Krotow, kapłan prawosławny określający się za Władymirem Sołowiowem jako „prawosławny w relacji z biskupem Rzymu”, tym niemniej pozostający prawosławnym, historyk, biblista, płodny publicysta religijny. W Radio Swoboda program „Między wiarą i niewiarą Twórca chrześcijańskiej biblioteki internetowej o profilu filozoficzno-teologicznym.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Abp Kondrusiewicz: Nowe pokolenie Białorusinów chce żyć po nowemu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.