Abp Pizzaballa o Ziemi Świętej: od lat nie mówi się tu o pokoju. "Zainteresowane strony ze sobą nie rozmawiają"

(protestujący Palestyńczycy w Strefie Gazy, fot. EPA/MOHAMMED SABER)
vaticannews.va / pch

O potrzebie rozmów pokojowych mówią już tylko dziennikarze i komentatorzy. My mówimy, że potrzeba stabilizacji, zmiany kursu, ale o negocjacjach pokojowych, poszukiwaniu dialogu nie mówi się od lat - oświadczył abp Pierbattista Pizzaballa, administrator apostolski łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy.

Jego zdaniem główny problem Ziemi Świętej polega właśnie na tym, że nie prowadzi się rozmów: z jednej strony nie podejmuje się problemu relacji izraelsko-palestyńskich, a z drugiej zainteresowane strony ze sobą nie rozmawiają.

Odnosząc się do niedawnych działań zbrojnych w Strefie Gazy, abp Pizzaballa przyznał, że jakakolwiek nowa eskalacja przemocy nic nie zmieni ani na poziomie ekspansji terytorialnej, ani na poziomie politycznym czy militarnym. Przyniesie tylko jeszcze większą nienawiść i jeszcze bardziej skomplikuje i tak trudną już sytuację. Byłaby tylko niepotrzebnym rozlewem krwi.

W wywiadzie dla katolickiej agencji Asia News włoski franciszkanin stwierdził, że obecny czas nie jest dobrą chwilą na podejmowanie ze strony chrześcijan wielkich inicjatyw, które mogłyby zmienić historię Bliskiego Wschodu. Jego zdaniem to czas pracy na swoim terenie w szkołach, szpitalach, utrzymując dobre relację między sąsiadami i rodzinami. To najlepszy, możliwy obecnie wkład w życie społeczne.

DEON.PL POLECA

Zapytany o możliwą pomoc mieszkającym w Ziemi Świętej chrześcijanom, abp Pizzaballa odpowiedział, że najważniejsza jest modlitwa i przyjazdy pielgrzymek. Dzięki obecności pielgrzymów rodzą się bowiem miejsca pracy, a bezrobocie wśród tamtejszych chrześcijan jest jednym z największych wyzwań. Oprócz tego ważne jest, aby o panującej tam sytuacji mówić jak największej liczbie osób.

Odnosząc się do warunków, w jakich żyją katolicy w Strefie Gazy, przypomniał on, że stanowią tam oni zdecydowaną mniejszość. Na 2 mln mieszkańców katolików jest nieco ponad 800. Pomimo tak małej liczby prowadzą trzy szkoły, dom dla niepełnosprawnych, a także szpital kierowany przez anglikanów. Ich ewanglizacja to przede wszystkim konkretne dzieła, dzięki którym mogą mówić kim są i do kogo należą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Pizzaballa o Ziemi Świętej: od lat nie mówi się tu o pokoju. "Zainteresowane strony ze sobą nie rozmawiają"
Komentarze (1)
25 listopada 2018, 21:27
Kto śledzi sytuację w Izraelu odnośnie do kościołów chrześcijańskich, a zwłaszcza do katolików, nie ma wątpliwości, iż celem rządu izraelskiego jest wyelimionowanie chrześcijan z Izraela, najpierw ekonomiczne a potem fizyczne, po prostu przestaną tam istnieć. Choćby sprawa podatków, budowy osiedli osadniczych, dewastacji cmenatrzy, eliminacja stopniowa szkół katolickich, działalności siostr zakonnych, itp. Głosy takie jak abp Pizzaballi są odosobnione i nie mają żadnego przełożenia, ani w ONZ (ile to uchwał ONZ Izrael zlekceważył i nie wykonał, ile zawetowało USA, blokując ich uchwalenie), ani, co szczególnie smutne ze strony Watykanu, szczególnie ojca świętego (żeby było jasne: nie tylko Franciszka, ale żadnego z ostatnich papieży). Rabini, przyjeciele papieży, (główny rabin Rzymu i Skorka w Argentynie), chwalą Franciszka, dyktują mu co i jak ma mówić (np. by nie używał słowa faryzeusze, itp), a on (i oni wszyscy poprzedni) ani słowem oficjelnie nie wypowiadają się negatywnie o zachowaniu władz Izraela. Negocjacje stoją w miejscu, są odwlekany, przekłane, tak, by nic z nich nie wynikło. A desktukcja i eliminacja chrześcijan trwa w najlepsze. Czyżby strach przed oskarżeniem o antysemityzm? Coś o tym dialogu wie ks. prof. Chrostowski, ale kto go słucha? O wiele łatwiej i bez żadnych konsekwencji jest oskarżać prezydenta Trumpa, choć on akurat chrześcijanom nie robi krzywdy, przyznaje się do wiary, ceni sobie Biblię, a poglądy ma, takie jakie ma. Ma do tego prawo. Broni swój kraj, od tego jest prydentem USA a nie np. Rosji. Więc co chcecie. Odwagi życzę papieżowi Franciszkowi w tym względzie, przynajmniej takiej, z jaką krytykuje Trumpa.