"Bez niej nie byłoby opowieści o ks. Kaczkowskim". Nie żyje Elżbieta Necel
Była pierwszą świecką szefową ks. Jana Kaczkowskiego. Całe swoje życie związała z pomocą innym ludziom.
O jej śmierci poinformowali pracownicy Domu Pomocy Społecznej w Pucku, gdzie pracowała przez lata.
"Władysławowo żegna Elżbietę Necel, która swoją karierę zawodową związała z pomaganiem ludziom. Kierowała Domem Pomocy Społecznej w Pucku, a wcześniej była także kierownikiem OPS Władysławowo" - czytamy na portalu puck.naszemiasto.pl, który opublikował wiadomość.
Ks. Kaczkowski o świętym, do którego zaczął się modlić, kiedy bał się najbardziej >>
O śmierci Elżbiety Necel napisał dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" Przemysław Wilczyński, autor biografii ks. Jana Kaczkowskiego:
"Bardzo smutna wiadomość, która dotarła do mnie z kilkudniowym opóźnieniem. Elżbieta Necel była szefową puckiego DPS-u, pierwszą świecką szefową ks. Jana Kaczkowskiego, raz to "przytulając" zagubionego i przerażonego księdza z Sopotu, raz to sprowadzając go do pionu (odebrała mu pewnego razu premię, bo postanowił wyjechać sobie na urlop, nie informując o tym nikogo; innym razem, gdy wypalił coś prowokacyjnego z ambony, mówiła: "Janie, mógłbyś czasem nic nie mówić").
Rozmawialiśmy dwa razy: najpierw kilka chyba godzin przez telefon, potem już u niej w domu w Nadolu. Nie musiała się ze mną spotykać: była już bardzo chora, ale za pośrednictwem i namową swojej przyjaciółki - Ani Anna Jochim-Labuda - bez wahania powiedziała "tak". I opowiedziała mi o "swoim" Janie, ale też przy okazji o swoim życiu i chorobie (połączył ich na koniec nowotwór i "oszukiwanie statystyk"), stając się główną bohaterką jednego z rozdziałów "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd". Opowiedziała pięknie: z podziwem, ciepłem, ale też bez tego trudnego dla mnie do zniesienia lukru, widocznego w wielu wspomnieniach o Janie. No i opowiedziała o fragmencie jego życia, o którym on nie opowiadał (mówił wiele o swojej pracy w szpitalu, o DPS niewiele).
Nie znałem Jej dobrze, na pewno pozostawiła po sobie masę dobrych rzeczy (Rodzinę, dzieci, wnuki, o których mi też opowiadała; dobrą pamięć z DPS, który na tamte czasy, czyli za Jej kadencji, był placówki nowoczesną). Od siebie tylko dodam, że zostawiła po sobie opowieść o ks. Kaczkowskim, której bez niej by nie było.
Skomentuj artykuł