Budżet państwa na rok 2011 – ile na Kościół?

(fot. wm / flickr.com)
KAI / wm

Budżet państwa na 2011 rok opiewa na 313 miliardów zł. Na Fundusz Kościelny przeznaczono 89 mln 185 tys. zł. To około 0,03 proc. całej kwoty.

Fundusz Kościelny został ustanowiony na mocy tzw. ustawy o dobrach martwej ręki z 1950 r. Środki, którymi dysponował, miały stanowić rekompensatę dla Kościołów oraz wspólnot wyznaniowych za przejęte przez państwo na mocy tej ustawy nieruchomości ziemskie.

Z funduszu korzystają wszystkie zarejestrowane związki wyznaniowe, także takie, które powstały niedawno i państwo nie ma wobec nich zobowiązań majątkowych. Z pieniędzy funduszu opłacane są w 80. proc. składki ubezpieczeniowe za tych duchownych, którzy nie są zatrudnieni na etatach oraz w 100 proc. za siostry klauzurowe i misjonarzy. Ok. 10 proc. rocznego budżetu jest przeznaczana na dofinansowanie remontów zabytkowych obiektów sakralnych.

Kościelne instytucje otrzymają też dotacje z budżetu państwa na renowację i konserwację zabytków, przyznawane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki z ogólnej puli, która w tym roku wynosi 37 mln zł. Ile z tej kwoty trafi do kościelnych instytucji jeszcze nie wiadomo, ponieważ ministerstwo przyznaje dotacje bez różnicowania na zabytki kościelne i świeckie.

Dotacje na uczelnie kościelne i wyznaniowe z budżetu państwa na 2011 rok nie zostały jeszcze naliczone. Trwa weryfikacja danych nadesłanych przez uczelnie. Do czasu naliczenia realizacja transz odbywa się na podstawie planu na rok ubiegły; później jest ona modyfikowana w celu dostosowania do poziomu naliczenia na dany rok budżetowy – mówi KAI Bartosz Loba, rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Przykładowo w roku 2009 dotacje wyniosły 178 mln zł na uczelnie prowadzone przez Kościół katolicki (w tym ponad 1,9 mln zł na pomoc materialną dla studentów 22 seminariów duchownych). KUL otrzymał 135,6 mln zł, Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie 19,2 mln zł, Papieski Wydział Teologiczny w Warszawie 4,7 mln zł, Papieski Wydział Teologiczny we Wrocławiu 5,9 mln zł, Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum” w Krakowie 10,4 mln zł.

Z budżetu państwa płacone są też pensje dla nauczycieli religii w szkołach. Na dzień 30 września 2009 roku było ich 31598 – wśród nich 12534 księży diecezjalnych i zakonników oraz 2610 sióstr zakonnych. Koszty pensji dla nauczycieli religii na rok 2009/2010 zostały oszacowane na 1 miliard 132 mln zł.

Pensje pobierają także kapelani – wojskowi, szpitalni, więzienni. Przykładowo na funkcjonowanie ordynariatów w 2011 r. przeznaczono odpowiednio: Ordynariat Polowy Wojska Polskiego - 20 mln 530 tys. zł w tym na uposażenia i wynagrodzenia 10 mln 303 tys. zł dla kapelanów wojskowych i 538 tys. zł dla pracowników wojska.

Prawosławny Ordynariat Wojska Polskiego: 2 mln 682 tys. zł, w tym na uposażenia i wynagrodzenia 1 mln 571 tys. dla kapelanów wojskowych i 449 tys. dla pracowników wojska.

Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe otrzyma 1 mln 655 tys. zł, w tym na uposażenia i wynagrodzenia 910 tys. dla kapelanów wojskowych i 147 tys. dla pracowników wojska.

Ministerstwo Zdrowia nie posiada danych dotyczących liczby kapelanów szpitalnych ani wysokości ich pensji. Ich Krajowy Duszpasterz Służby Zdrowia, o. Józef Jachimczak szacuje, że w Polsce jest ich około tysiąca, ale spora część z nich nie jest na pełnym etacie, a na połowie lub nawet na ćwierć etatu. Przykładowo kapelan zatrudniony na cały etat otrzymuje niecałe 2 tys. zł miesięcznie.

Kapelani więzienni – których jest w całym kraju 220 – pracują w większości po pół lub ćwierć etatu. Tylko 18 z nich ma pełen etat, który wynosi 2,2 tys. zł netto. Z kolei w Państwowej Straży Pożarnej w 2010 r. zatrudnionych było 15 księży.

W Służbie Granicznej pracuje 22 kapelanów, w Biurze Ochrony Rządu – 2. Średnie ich wynagrodzenie wynosiło 4895 zł brutto.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Budżet państwa na rok 2011 – ile na Kościół?
Komentarze (40)
P
PO@wp.pl
19 lutego 2012, 22:38
Na Fundusz Kościelny przeznaczono 89 mln 185 tys. zł. Przecież to totalna bzdura! Autor potrafi bardzo dobrze odejmować zamiast dodawać.  Łącznie KK dostaje na 2011 rok 1,6 miliarda. Wliczone rachunki utrzymania, wynagrodzenia katechetów, renowacje (a raczej remonty) itd... A to wszystko szwindel za który płacą wszyscy! 
L
leszek
5 marca 2011, 22:30
Tutaj wyjaśniają tę kwestię <a href="http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/350988,miasta_nie_zachecaja_do_placenia_po">http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/350988,miasta_nie_zachecaja_do_placenia_po</a> datkow.html OK Dzięki :-) No to jest trochę lepiej niż sądziłem. Ale w takim razie mniej się dziwię gminom które nie mając u siebie przemysłu/gospodarki nie mają z czego finansować oświaty i zamykają szkoły.
DL
do Leszka
5 marca 2011, 22:07
Tutaj wyjaśniają tę kwestię <a href="http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/350988,miasta_nie_zachecaja_do_placenia_po">http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/350988,miasta_nie_zachecaja_do_placenia_po</a> datkow.html
L
leszek
5 marca 2011, 21:58
I właśnie o to chodzi, że skoro byłaś zameldowana gdzie indziej to właśnie tam były naliczane na Ciebie wszelkie pieniądze. Nie masz racji Leszku. Jest taka zasada, że dla potrzeb podatkowych podatnik deklaruje gdzie faktycznie mieszka nawet bez żadnego zameldowania i to jest wiążące. Mogłeś tego nie wiedzieć, wiele osób nie wie. Dlatego w dużych miastach gdzie ściągają ludzie za pracą prwadzi się akcje uświadmaiające aby deklarować faktyczne miejsce zamieszkania aby podakti szły tam gdzie się mieszka, zużywa drogi itd. Tu nie bardzo rozumiem. Czy chcesz przez to powiedzieć, ze wszelkie środki dla poszczególnych samorządów są naliczane nie na podstawie ilości zameldowanych mieszkańców ale zależnie od tego ile osób zadeklarowało się w zeznaniach podatkowych jako ich mieszkańcy? Rzeczywiście, pierwsze słyszę o takiej metodzie określania liczby mieszkańców, więc nie będę się upierał póki nie sprawdzę.
DL
do Leszka
5 marca 2011, 21:43
I właśnie o to chodzi, że skoro byłaś zameldowana gdzie indziej to właśnie tam były naliczane na Ciebie wszelkie pieniądze. Nie masz racji Leszku. Jest taka zasada, że dla potrzeb podatkowych podatnik deklaruje gdzie faktycznie mieszka nawet bez żadnego zameldowania i to jest wiążące. Mogłeś tego nie wiedzieć, wiele osób nie wie. Dlatego w dużych miastach gdzie ściągają ludzie za pracą prwadzi się akcje uświadmaiające aby deklarować faktyczne miejsce zamieszkania aby podakti szły tam gdzie się mieszka, zużywa drogi itd.
L
leszek
5 marca 2011, 21:22
Leszek, nie żyłam nigdy na czyjś koszt. Przepraszam Cię, ale źle się wyraziłem. Nie mam żadnych danych/podstaw aby twierdzić że żyłaś na cudzy koszt. To nie miało być stwierdzenie że Ty żyjesz na cudzy koszt i masz przestać, ale że korzystając ze swoich praw nie można tego robić na cudzy koszt. Płacąc podatki to to ja dorzucałam się do wspierania innych i to inni żyli na mój koszt. Byłam tak uprzejma że pomimo bycia obcą w mieście wpsierałam pośrednio prawowitych obywateli miasta. I to przekonanie jest chyba jedną z przyczyn nieporozumienia. To że płaciłaś podatki wcale nie oznaczało że wspierałaś obywateli miasta. Bo podatki zgarnia państwo, a nie samorząd lokalny! Państwo dopiero potem je rozdziela pomiędzy poszczególne województwa/regiony. Gdyby tak nie było, to w regionach o wysokim bezrobociu nie byłoby ani oświaty, ani służby zdrowia, ani jakichkolwiek zasiłków na cokolwiek, czy jakiejkolwiek pomocy socjalnej dla kogokolwiek. I właśnie o to chodzi, że skoro byłaś zameldowana gdzie indziej to właśnie tam były naliczane na Ciebie wszelkie pieniądze.
DL
do Leszka
5 marca 2011, 20:29
Leszek, nie żyłam nigdy na czyjś koszt. Płacąc podatki to to ja dorzucałam się do wspierania innych i to inni żyli na mój koszt. Byłam tak uprzejma że pomimo bycia obcą w mieście wpsierałam pośrednio prawowitych obywateli miasta.
L
leszek
5 marca 2011, 19:35
I chyba w tym problem że nic Cię nie przekona że wynagrodzenie nie dostaje się za wykształcenie czy za dobre chęci ale za wypracowany zysk. A jak zysk jest znikomy to i wynagrodzenie musi być marne. Problem w tym, że najwyraźniej nie rozumiesz skąd się biorą pieniądze, i że to nie jest kwestia zadrukowania większej ilosci papierków.  Doktrynerstwo w czystej postaci(bez obrazy)Gdyby nie interwencja państwa(płaca minimalna)to zaręczam ci że pracodawcy wykorzystując duże bezrobocie płacili by w niektórych rejonach. 1/ 3 tej płacy.Ileż to razy w historii słyszeliśmy że nie stać pracodawców na 8 godzinny dzień pracy na 5 dniowy tydzień pracy ,na podwyżki że pożre to wszystkie zyski i zakłady upadną i nie będzie pracy itd,itd @alex, ale tak konkretnie, to co jest doktrynerstwem w czystej postaci? To że wynagrodzenia nie dostaje się za wykształcenie czy za dobre chęci ale za wypracowany zysk? Uważasz że firmy generalnie (nie jakieś niektóre, ale generalnie wszystkie) mają wysokie zyski i mogłyby znacznie wiecej płacić pracownikom? Masz rację, że gdyby nie interwencja państwa ustalająca płacę minimalną to pracodawcy wykorzystując duże bezrobocie płaciliby w niektórych rejonach znacznie mniej. Ale tak byłoby wyłącznie w niektórych rejonach i wyłącznie tam gdzie jest duże bezrobocie a ludzie bez kwalifikacji. Problem w tym, że ambicje to ma prawie każdy ale jak potrzeba ludzi z kwalifikacjami to ich jest niewielu albo wcale. Jak potrzebowałem paru fachowców do altanki na działce to owszem, byli chętni, ale jak chciałem fachowców to okazywało się że fachowców to mogę sobie szukać w Irlandii. I bez przesady i bez demagogii! Za 1/3 czyli rzędu 300 zł na rękę to niewielu byłoby chętnych do całodziennej pracy.
A
alex
5 marca 2011, 18:56
I chyba w tym problem że nic Cię nie przekona że wynagrodzenie nie dostaje się za wykształcenie czy za dobre chęci ale za wypracowany zysk. A jak zysk jest znikomy to i wynagrodzenie musi być marne. Problem w tym, że najwyraźniej nie rozumiesz skąd się biorą pieniądze, i że to nie jest kwestia zadrukowania większej ilosci papierków.  Doktrynerstwo w czystej postaci(bez obrazy)Gdyby nie interwencja państwa(płaca minimalna)to zaręczam ci że pracodawcy wykorzystując duże bezrobocie płacili by w niektórych rejonach. 1/ 3 tej płacy.Ileż to razy w historii słyszeliśmy że nie stać pracodawców na 8 godzinny dzień pracy na 5 dniowy tydzień pracy ,na podwyżki że pożre to wszystkie zyski i zakłady upadną i nie będzie pracy itd,itd
A
alex
5 marca 2011, 18:55
Doktrynerstwo w czystej postaci(bez obrazy)Gdyby nie interwencja państwa(płaca minimalna)to zaręczam ci że pracodawcy wykorzystując duże bezrobocie płacili by w niektórych rejonach.  1/ 3 tej płacy.Ileż to razy w historii słyszeliśmy że nie stać pracodawców na 8 godzinny dzień pracy na 5 dniowy tydzień pracy ,na podwyżki że pożre to wszystkie zyski i zakłady upadną i nie będzie pracy itd,itd
L
leszek
5 marca 2011, 18:15
Leszku, nie piszę żeby żalić się na swój los bo swoje problemy rozwiązałam wyjeżdzając za granicę. Ale uważam, że każdy powinien mieć za uczciwą pracę podstawowe dobra. Jeszcze raz Ci powtarzam, że jest to myślenie życzeniowe i w dodatku roszczeniowe. W pracy nie płaci się za to jak bardzo uczciwie pracujesz ale za to ile warte jest to co zrobiłaś. Nie mam nic przeciwko temu aby każdemu płacić tyle aby mógł godnie żyć jeżeli sam zarobi na swoje wynagrodzenie! Uporczywie zwracam jedynie uwagę na to, że z tego iż ktoś potrzebuje na życie więcej wcale nie wynika, że jego praca staje się więcej warta. Nie można na wynagrodzenia dać więcej niż się zarobiło! Czy to naprawdę zbyt trudne i niemożliwe do zrozumienia? Już pisałem, ceny mamy już światowe, ale wydajność nie jest światowa, więc i zarobki nie mogą być światowe... Nie może być tak że  muszę zostać murarzem bo praca wykładowcy nie starcza na mieszkanie. Ale wg Ciebie może i nawet powinno być tak, że skoro ktoś nie lubi robić tego co jest potrzebne i dałoby mu zarobić na dostatnie życie, to zajmuje się tym co lubi choć, ale skoro nie zarabia w ten sposób tyle ile chciałby, to oczekuje że mu się wszyscy będą zrzucać na wyższe wynagrodzenie? Gdyby PRACA wykładowcy była więcej warta to i PŁACA wykładowcy byłaby wyższa. Nie może być tak że Ty nie chcesz robić tego na co jest zapotrzebowanie ale domagasz się wynagrodzenia stosownego do swoich aspiracji a nie do jego wartości. Co do dopłat do czynszu w wynajmowanym prywatnie mieszkaniu, to niestety warunek że nie może przekraczać ileś tam % dochodu jest nie do przeskoczenia w dużych miastach. Zaręczam Ci że jest do przeskoczenia również i w dużych miastach. A co do tego, aby szuakć pomocy w swoim mieście, to bardzo mnie zaskoczyłeś takim pogląem. Ty mnie również zaskoczyłaś swoim poglądem, że wg Ciebie to powinno być tak, że jak pojedziesz sobie do dowolnie wybranego miasta to te miasto powinno mieć obowiązek finansowego pomagania Tobie. Gdyby tak jak Ty rozumowali np. wszyscy mieszkańcy białostockich wiosek to Warszawa poszłaby z torbami To normalne i pozytywne, że ludzie przemieszczają się w poszukiwaniu pracy chociażby. Oczywiście że to normalne i pozytywne gdy ludzie przemieszczają się choćby w poszukiwaniu pracy - pozytywne gdy przenoszą się tam gdzie mogą dostać pracę i gdzie mają gdzie mieszkać. Ale jak nie mają gdzie mieszkać i uważają roszczeniowo że im się NALEŻY to już to nie jest normalne. To jest pasożytnictwo. Moim miastem stanie się ono kiedy kupię sobie własne mieszkanie i się zamelduję, a wtedy po co mi pomoc? Skoro pomoc nie będzie Ci potrzebna to nie powinnaś się o nią ubiegać. Uważasz, że powinno się siedzieć w miejscu urodzenia (tam mamy stałe zameldowanie) bez pracy  albo kiedy związek zawierają osoby z róznych miast to któreś z nich musi zamieszkać w obcym mieście, prawda? Wcale nie uważam że powinno się siedzieć w miejscu urodzenia. Powyżej już napisałem. Masz prawo szukać pracy, wychodzić za mąż, zmieniać miejsce zamieszkania. Ale jak Cię na to stać! Ale nie żyj na cudzy koszt! Że Ci się NALEŻY. Oczywiście, nie powinno się kierować tym gdzie jest pomoc tylko samemu zapewnić sobie byt, ale jest to wszystko nielogiczne. Ja mieszkając wiele lat i wykonując pożyteczną społecznie pracę nie jestem wg prawa mieszkanką tego miasta, i Leszek wygania mnie do mojej wsi, bo tam jest moje miejsce:)) A w którym momencie wyganiałem Cię do Twojej wsi? Mogłabyś zacytować? Nie mogłabyś bo nie wyganiałem... Miałaś ROSZCZENIA co do pomocy socjalnej, że Ci nie chcą dać, to Ci zwróciłem uwagę na to że to kolejna nieprawda którą napisałaś, bo to nie że nie chcą, ale że Ci się zwyczajnie nie należy, i że o pomoc socjalną powinnaś się ubiegać w miejscu swojego stałego zamieszkania. Nie może być inaczej! skromny dach nad głową i utrzymanie powinny być dostępne za uczciwą pracę, takie jest moje zdanie i nie przekona że trzeba mieć wykształcenie nie humanistyczne tyko jakieś tam, i nie  mieszkać tu tylko tam, żeby przeżyć. I chyba w tym problem że nic Cię nie przekona że wynagrodzenie nie dostaje się za wykształcenie czy za dobre chęci ale za wypracowany zysk. A jak zysk jest znikomy to i wynagrodzenie musi być marne. Problem w tym, że najwyraźniej nie rozumiesz skąd się biorą pieniądze, i że to nie jest kwestia zadrukowania większej ilosci papierków. Na szczęście jestem już daleko od tych problemów tylko dziwi mnie że ktoś uważą tę sytuację za normalną. To nie jest kwestia uważania sytuacji za normalną czy nie. Ale skoro swoje problemu rozwiązałaś wyjeżdżając za granicę to dziwi mnie że nie rozumiesz korelacji pomiędzy wartością pracy a płacą.
DL
do Leszka
5 marca 2011, 17:01
Leszku, nie piszę żeby żalić się na swój los bo swoje problemy rozwiązałam wyjeżdzając za granicę. Ale uważam, że każdy powinien mieć za uczciwą pracę podstawowe dobra. Nie może być tak że  muszę zostać murarzem bo praca wykładowcy nie starcza na mieszkanie. Co do dopłat do czynszu w wynajmowanym prywatnie mieszkaniu, to niestety warunek że nie może przekraczać ileś tam % dochodu jest nie do przeskoczenia w dużych miastach. A co do tego, aby szuakć pomocy w swoim mieście, to bardzo mnie zaskoczyłeś takim pogląem. To normalne i pozytywne, że ludzie przemieszczają się w poszukiwaniu pracy chociażby. Moim miastem stanie się ono kiedy kupię sobie własne mieszkanie i się zamelduję, a wtedy po co mi pomoc? Uważasz, że powinno się siedzieć w miejscu urodzenia (tam mamy stałe zameldowanie) bez pracy  albo kiedy związek zawierają osoby z róznych miast to któreś z nich musi zamieszkać w obcym mieście, prawda? Oczywiście, nie powinno się kierować tym gdzie jest pomoc tylko samemu zapewnić sobie byt, ale jest to wszystko nielogiczne. Ja mieszkając wiele lat i wykonując pożyteczną społecznie pracę nie jestem wg prawa mieszkanką tego miasta, i Leszek wygania mnie do mojej wsi, bo tam jest moje miejsce:)) skromny dach nad głową i utrzymanie powinny być dostępne za uczciwą pracę, takie jest moje zdanie i nie przekona że trzeba mieć wykształcenie nie humanistyczne tyko jakieś tam, i nie  mieszkać tu tylko tam, żeby przeżyć. Na szczęście jestem już daleko od tych problemów tylko dziwi mnie że ktoś uważą tę sytuację za normalną.
L
leszek
5 marca 2011, 16:05
 Nie chodzi mi o gloryfikację socjalizmu bo jaki był i co niesie wszyscy wiemy.Chodzi mi o  to żeby bezkrytycznie nie  ufać niewidzialnej ręce  rynku bo o statni kryzys temu przeczy.Uważam że społeczna solidarność nie jest czymś nagannym. @wiekowy, dzięki za uzupełniające wyjaśnienie. Daleki jestem od bezrytycznego zaufania do niewidzialnej ręki rynku.  I zgadzam się co do potrzeby pewnej społecznej solidarności. Tyle że solidarność ma to do siebie, że nie da się jej wymusić, a odgórne jej organizowanie powoduje że konsumuje to znaczną część środków. No a przede wszystkim, nie ma nic wspólnego z pracą i wynagrodzeniami za pracę. U pracodawcy się pracuje i otrzymuje wynagrodzenie. A od solidarności społecnej czy pomocy socjalnej są inne instytucje gdyż nie ma to nic wspólnego z pracą. Jeżeli dopuszczamy interwencjonizm państwa na rynkach finansowych to dlaczego na innych nie można Jak pokazuje praktyka, pewien interwencjonizm państwowy (czy jakby to chciał nazywać) jest wskazany. Ale musi to być interwencjonizm polegający na sterowaniu, na określaniu reguł a nie na ręcznym sterowaniu.
L
leszek
5 marca 2011, 15:44
Leszku, nie byłam magistrem ale doktorem na państwowej uczelni. Pewnie że uczlenie się róznią ale chyba nawet tam gdzie płace są gorsze to powinny być jakieś w miarę adekwatne do kosztów utrzymania. No i znowuż myślenie życzeniowe... Zrozum że wynagrodzenia zależą od rynkowej wartości pracy a nie od potrzeb czy aspiracji pracownika. I jeszcze co do dopłat do czynszu. Niestety, nie masz racji. Dopłaty dostają ludzie którzy mają własne mieszkanie albo czynszowe od miasta a nie tacy, którzy wynajmują. Nieprawda. Również i tacy co wynajmują mają prawo i dostają dopłaty. Warunek jest jeden: wysokość czynszu nie może przekraczać pewnego % dochodów. Tyle że wynajem nie może być 'na gębę' a musi być sporządzona umowa najmu. I nie ma znaczenia czy masz umowę najmu sporządzoną z miastem w ramach mieszkania komunalnego czy z TBS czy z inną spółdzielnią czy z jakimś kamienicznikiem czy osobą zupełnie prywatną. Gdyby tak było to wynajmowanie nie byłoby problemem, nie byłoby po co zabijać się za kupnem mieszkania. Znowuż się nie zgadzam. Trzeba być głupcem aby woleć całe życie do śmierci zabijać się by wynajmować mieszkanie niż zabijać się przez część życia aby sobie kupić mieszkanie i do śmierci mieszkać na swoim zostawiając je dzieciom. W ogóle żeby dostać jakąś pomoc to trzeba być mieszkańcem danego miasta czyli mieć meldunek. Tymczasowy nie zawsze wystarcza do każdej sprawy a poza tym właściciele nie chcą się często godzić nwet na tymczasowy a wynajem jest tak drogi i z warunkami typu: bez dzieci- że nie zawsze można wybrzydzać. Nareszcie z czymś się zgadzam :-) Ale nie do końca ;-) Masz rację że aby dostać jakąkolwiek pomoc OD DANEGO MIASTA to wpierw trzeba być jego mieszkańcem. No i bardzo dobrze że tak jest! Trudno wymagać aby miasto nie pomagało swoim lecz obcym. Powinnaś więc zwracać się o pomoc DO SWOJEGO MIASTA Zrozum mnie... ja nie twierdzę że masz słodkie życie, i że tak jak jest to jest dobrze... ale niezadowolenie i ewentualne roszczenia nie mogą być niewłaściwie adresowane. To nie jest tak, że każdy sobie postanawia co on będzie w życiu robił niezależnie od tego jaki to ma sens ekonomiczny, a wynagrodzenie ma być takie aby mu starczyło na to samo co i innym. W CAŁYM cywilizowanym świecie jest tak, że ludzie szukają takiej pracy która im da tyle ile pragną, a nie że pracę sobie biorą taką jaką sobie wymarzą a pieniędzy oczekują i domagają się tyle ile pragną.
L
leszek
5 marca 2011, 15:26
Leszek napisał: "Ale co do meritum, to podtrzymuję to co napisałem, że wynagrodzenie nie może zależeć od potrzeb i że nie należy go mieszać z działalnoscią socjalną. Osoby znajdujace się w trudnej/złej sytuacji finansowej powinny mieć możliwość uzyskania pomocy socjalnej a nie większego wynagrodzenia za nie cenioną pracę. " Nie zgadzam się z Tobą. Płace muszą być adekwatne do kosztów utrzymania. @ass, to co prezentujesz to typowe myślenie z poprzedniej epoki. To w socjalizmie tak rozumowano, że ani wysokość wynagrodzenia ani ceny towarów nie miały nic wspólnego z dochodowością produkcji, a były brane z księżyca. Ceny ustalano tak aby każdego 'powinno' być stać, a jak koszty produkcji były wyższe to dopłacano do nich biorąc pożyczki z zachodu. Ale normalna firma produkuje ponosząc wydatki i sprzedaje mając wpływy. Różnica pomiędzy wpływami i kosztami to dochody. I od wysokości tych dochodów muszą zależeć wynagrodzenia. I nie mają one nic wspólnego z kosztami utrzymania. Zaradny, gotowy do ryzyka, dyspozycyjny itd. będzie żył lepiej to oczywiste, ale zwyczajnym uczciwie pracującym ludizom powinno z pensji wystarczać na skromne utrzymanie. Myślenie na zasadzie 'powinno' to myślenie życzeniowe. I równie dobrze mógłbyś stwierdzić, że uczciwie żyjący ludzie powinni być piękni i zdrowi oraz bogaci. Tyle że jak już pisałem, możliwa wysokość pensji w żaden sposób nie zależy od potrzeb, a wynika z wartości wykonywanej pracy. Skromne utrzymanie to też określenie enigmatyczne. Białorusini są w Polsce szczęśliwi żyjąc tak jak żaden Polak nie chciałby, a Polacy jadąc na zachód robią to czego nie tknęliby tamci. Pomoc socjalną dostają tylko ludzie o okreslonym statusie: smaotne matki, bezrobotni a nie pracujące małżeństwo dlatego że przykładowo płacą dużo za kredyt albo wynajęcie. Mogliby się zwolnić, zmaieszkać pod mostem, to wtedy dostlaiby te socjale o których mówisz. I po raz kolejny nie mogę się z Tobą zgodzić, bo pomoc socjalna nie zależy od żadnego statusu lecz od sytuacji socjalnej, czyli od dochodów. I można być samotną matką i otrzymywać wysokie alimenty więc dlaczego jeszcze jakakolwiek pomoc socjalna.
DL
do Leszka
5 marca 2011, 14:51
Leszku, nie byłam magistrem ale doktorem na państwowej uczelni. Pewnie że uczlenie się róznią ale chyba nawet tam gdzie płace są gorsze to powinny być jakieś w miarę adekwatne do kosztów utrzymania. I jeszcze co do dopłat do czynszu. Niestety, nie masz racji. Dopłaty dostają ludzie którzy mają własne mieszkanie albo czynszowe od miasta a nie tacy, którzy wynajmują. Gdyby tak było to wynajmowanie nie byłoby problemem, nie byłoby po co zabijać się za kupnem mieszkania. W ogóle żeby dostać jakąś pomoc to trzeba być mieszkańcem danego miasta czyli mieć meldunek. Tymczasowy nie zawsze wystarcza do każdej sprawy a poza tym właściciele nie chcą się często godzić nwet na tymczasowy a wynajem jest tak drogi i z warunkami typu: bez dzieci- że nie zawsze można wybrzydzać.
L
leszek
5 marca 2011, 14:31
Zgadzam się z Tobą że nie powinno być takich którzy nie mają za co przeżyć, ale aby przeżyć to wystarczy bardzo niewiele, a jak ktoś jest niewykształcony to wina jego a nie społeczeństwa. Będąc pracownikiem wyższej uczelni całą pensję musiałam przeznaczyć na wynajęcie skromnego mieszkanka. Zatem wykształcenie nie daje żadnej gwarancji przeżycia Oczywiście że wykształcenie nie daje żadnej gwarancji. Popełniłaś błąd oczekując że będziesz dostawała pieniądze za to że masz wykształcenie a nie za to jakie dochody daje Twoja praca. A nie tylko uczelnia uczelni nierówna, ale nawet na tej samej uczelni wydział wydziałowi nierówny. Więc jeśli byłaś magistrem jakiejś filologii to mnie to nie dziwi. Zdziwiłbym się gdybyś była zatrudniona na jakiejś uczelni technicznej na renomowanym kierunku technicznym. Żadnej pmocy innej też osoba zarabiająca nie dostanie chociaż po opłaceniu czynszu nic jej prawie nie zostaje. Pomoc dostaną ci, którzy dostali mieszkanka od miasta to jeszcze dostaną dopłatę do groszowego czynszu, bo przecież tacy biedni. Sorry za off top. Tu się mylisz. Osoba zarabiająca jak najbardziej dostanie pomoc (dopłatę do czynszu) gdy po opłaceniu czynszu nic jej prawie nie zostaje. Natomiast do groszowych czynszów żadnych dopłat nikt nie dostaje. Dopłaty do czynszu należą się wówczas gdy czynsz stanowi zbyt wielką część wynagrodzenia, a więc albo musi być niewielki dochód albo wielki czynsz albo i jedno i drugie. Więc biorąc pod uwagę groszowe czynsze tych co dostali mieszkanka od miasta to nie mają oni żadnych szans na dopłaty do czynszu. Ale z innej beczki... Doskonale wiem, że w naszych realiach żyje się bardzo ciężko. Ceny mamy już prawie światowe, i trudno aby było inaczej gdyż przy otwartych granicach przepływ jest możliwy w obie strony więc przy niższych cenach wszystko byłoby wyssane z rynku za granicę. A zarobki ciągle mamy nie światowe. Tyle że zarobki zależą głównie od efektywności produkcji, a ta u nas ciągle nie światowa.
W
wiekowy
5 marca 2011, 14:30
 Nie chodzi mi o gloryfikację socjalizmu bo jaki był i co niesie wszyscy wiemy.Chodzi mi o  to żeby bezkrytycznie nie  ufać niewidzialnej ręce  rynku bo o statni kryzys temu przeczy.Uważam że społeczna solidarność nie jest czymś nagannym.Jeżeli dopuszczamy interwencjonizm państwa na rynkach finansowych to dlaczego na innych nie można
A
ass
5 marca 2011, 13:29
Leszek napisał: "Ale co do meritum, to podtrzymuję to co napisałem, że wynagrodzenie nie może zależeć od potrzeb i że nie należy go mieszać z działalnoscią socjalną. Osoby znajdujace się w trudnej/złej sytuacji finansowej powinny mieć możliwość uzyskania pomocy socjalnej a nie większego wynagrodzenia za nie cenioną pracę. " Nie zgadzam się z Tobą. Płace muszą być adekwatne do kosztów utrzymania. Zaradny, gotowy do ryzyka, dyspozycyjny itd. będzie żył lepiej to oczywiste, ale zwyczajnym uczciwie pracującym ludizom powinno z pensji wystarczać na skromne utrzymanie. Pomoc socjalną dostają tylko ludzie o okreslonym statusie: smaotne matki, bezrobotni a nie pracujące małżeństwo dlatego że przykładowo płacą dużo za kredyt albo wynajęcie. Mogliby się zwolnić, zmaieszkać pod mostem, to wtedy dostlaiby te socjale o których mówisz.
L
leszek
5 marca 2011, 13:12
 Jeść mniej może jak najbardziej, ubierać się również jak najbardziej może, ale w lumpeksach, i nie musi mieć wypasionej komórki i komórki i kina domowego tak jak większość 'bezrobotnych', a mieszkać może w socjalnych barakach. Szczerze życzę ci abyś nie musiał się nigdy w takiej sytuacji znaleźć.Bo możesz kiedyś usłyszeć że jesteś np.za stary(50 lat) i swoim dyplomem to ty sobie możesz ......... @wiekowy, a ja szczerze dziękuję Ci za te życzenia. No i oczywiście Tobie życzę również tego samego :-) Ale co do meritum, to podtrzymuję to co napisałem, że wynagrodzenie nie może zależeć od potrzeb i że nie należy go mieszać z działalnoscią socjalną. Osoby znajdujace się w trudnej/złej sytuacji finansowej powinny mieć możliwość uzyskania pomocy socjalnej a nie większego wynagrodzenia za nie cenioną pracę. Czasem może to być trudne do przyjęcia, ale taka jest brutalna prawda, że tam gdzie kapitalizm nierównomiernie rozdziela bogactwa to możliwa jest znaczna pomoc socjalna dla słabszych, a tam gdzie chce się nie dopuścić do tego nierównomiernego podziału bogactwa, to nie dość że równomiernie rozdziela się ubóstwo, to jeszcze nawet nie bardzo jest z czego wspomagać tych najsłabszych.
DL
do Leszka
5 marca 2011, 11:01
Zgadzam się z Tobą że nie powinno być takich którzy nie mają za co przeżyć, ale aby przeżyć to wystarczy bardzo niewiele, a jak ktoś jest niewykształcony to wina jego a nie społeczeństwa. Będąc pracownikiem wyższej uczelni całą pensję musiałam przeznaczyć na wynajęcie skromnego mieszkanka. Zatem wykształcenie nie daje żadnej gwarancji przeżycia a do przeżycia potrzeba ogromnej kwoty, bo chyba dach na głową też jest potrzebny do przeżycia. Do schroniska nie przyjmą osoby pracującej. Żadnej pmocy innej też osoba zarabiająca nie dostanie chociaż po opłaceniu czynszu nic jej prawie nie zostaje. Pomoc dostaną ci, którzy dostali mieszkanka od miasta to jeszcze dostaną dopłatę do groszowego czynszu, bo przecież tacy biedni. Sorry za off top.
W
wiekowy
5 marca 2011, 10:54
 Jeść mniej może jak najbardziej, ubierać się również jak najbardziej może, ale w lumpeksach, i nie musi mieć wypasionej komórki i komórki i kina domowego tak jak większość 'bezrobotnych', a mieszkać może w socjalnych barakach. Szczerze życzę ci abyś nie musiał się nigdy w takiej sytuacji znaleźć.Bo możesz kiedyś usłyszeć że jesteś np.za stary(50 lat) i swoim dyplomem to ty sobie możesz .........
L
leszek
5 marca 2011, 10:41
Kolejna ofiara doktrynerstwa Nie chodzi oto żeby po równo tylko o to żeby nie było takich którzy nie mają za co przeżyć, a to jest różnica.Jeżeli ktoś jest niewykształcony , niezaradny  to co wyeliminować go w białych rękawiczkach? @wiekowy, chyba sam jesteś ofiarą doktrynerstwa skoro mieszasz pracę zarobkową z socjalem. Wynagrodzenie za pracę zależy od wartości tej pracy a nie od potrzeb pracownika. Zgadzam się z Tobą że nie powinno być takich którzy nie mają za co przeżyć, ale aby przeżyć to wystarczy bardzo niewiele, a jak ktoś jest niewykształcony to wina jego a nie społeczeństwa.
L
leszek
5 marca 2011, 10:36
~leszek nie są specjalnymi kokosami skoro w naciąganej dla mediów wersji sięgają one 4.895 zł. No to należy postulować o ich zwiększenie,  np.Pan J.Kurski stwierdził że uposażenia naszych posłów są żałósne  więc również należałó by je zwiększyć. @olek, nie uprawiaj demagogii. To że czyjeś zarobki nie są specjalnymi kokosami wcale nie jest równoznaczne z tym że należy je zwiększyć. A wykładowcy chemii w Realu można by obniżyć bo przecież żaden z niego fachowiec i może przecież mniej jeść a i ubierać się nie musi ,a czy musi mieszkać w swoim mieszkaniu przecież może w schronisku a zaoszczędzone pieniądze można przekazać tym pokrzywdzonym Otóż nie bardzo można mu obniżyć, bo ma zagwarantowane pewne minimum, porównywalne zresztą z minimalnymi zarobkami nauczycielskimi, więc jak mu za ciężko, to zawsze może ukończyć szkołę średnią, zdać maturę, zrobić studia i pójść pracować w szkole jako nauczyciel. A to że żaden z niego fachowiec to nie wina społeczeństwa. To po wojnie bywali tacy ludzie którym los uniemożliwił naukę i zdobycie wykształcenia. A we współczesnym pokoleniu, jak ktoś nie ma kwalifikacji to tylko na własne życzenie. Jeść mniej może jak najbardziej, ubierać się również jak najbardziej może, ale w lumpeksach, i nie musi mieć wypasionej komórki i komórki i kina domowego tak jak większość 'bezrobotnych', a mieszkać może w socjalnych barakach.
A
Adam
5 marca 2011, 10:16
Politycy też się tymi bezradnymi zasłaniają, a to nie sprawa państwa, a Twoja! Ty masz być wrazliwy na biedę tych, co sobie nie daja rady (czynnie wrażliwy!), gdyz państwo siłą rzeczy marnuje to, co na biednych jest przeznaczane. Ty masz być miłosierny, państwo kimś takim być nie może, gdyż jest jakimś anonimowym z b i o r e m osób, które bezpośrednio nie dotyka biedy - nie jest konkretnym człowiekiem. Zastanów się nad swoim doktrynerstwem, którego Cię nauczono, a potem dopiero szafuj tymi pojęciami.
W
wiekowy
5 marca 2011, 09:52
Nie ma na was rady socjaliści - macie już całkiem nasiąknięte drobiazgami umysły i będziecie się w tych drobiazgach gubić i znowu szukać następnych i tak do śmierci. Nic nie zobaczycie z wielkości Boga w sobie. Tak się daliście omamić równością, że nijak wytłumaczyć każdego odrębność i wielkość. Wciąż równanie w dół - do paru złotych różnicy, którą dostał ten drugi, a ja nie. Przypomnijcie sobie winnicę pańską i to, że trzeba mocno pracować, a nie patrzyć na ręce drugiego ile to on więcej zarabia (będziecie w pocie czoła zdobywać pożywienie, a nie czekać na to, co kapnie z państwowego stołu). Kto nie pracuje, niech nie je - mówi Paweł, a politycy tylko obiecują co to będzie, a potem tego nie ma. Wmówili już nam, że bez nich nie damy sobie rady. Damy sobie radę, jeżeli będziemy chcieli, a nie biadolili nad niecnością polityków. Kolejna ofiara doktrynerstwa Nie chodzi oto żeby po równo tylko o to żeby nie było takich którzy nie mają za co przeżyć, a to jest różnica.Jeżeli ktoś jest niewykształcony , niezaradny  to co wyeliminować go w białych rękawiczkach?
A
Adam
5 marca 2011, 09:46
Nie ma na was rady socjaliści - macie już całkiem nasiąknięte drobiazgami umysły i będziecie się w tych drobiazgach gubić i znowu szukać następnych i tak do śmierci. Nic nie zobaczycie z wielkości Boga w sobie. Tak się daliście omamić równością, że nijak wytłumaczyć każdego odrębność i wielkość. Wciąż równanie w dół - do paru złotych różnicy, którą dostał ten drugi, a ja nie. Przypomnijcie sobie winnicę pańską i to, że trzeba mocno pracować, a nie patrzyć na ręce drugiego ile to on więcej zarabia (będziecie w pocie czoła zdobywać pożywienie, a nie czekać na to, co kapnie z państwowego stołu). Kto nie pracuje, niech nie je - mówi Paweł, a politycy tylko obiecują co to będzie, a potem tego nie ma. Wmówili już nam, że bez nich nie damy sobie rady. Damy sobie radę, jeżeli będziemy chcieli, a nie biadolili nad niecnością polityków.
O
olek
5 marca 2011, 09:30
~leszek nie są specjalnymi kokosami skoro w naciąganej dla mediów wersji sięgają one 4.895 zł. No to należy postulować o ich zwiększenie,  np.Pan J.Kurski stwierdził że uposażenia naszych posłów są żałósne  więc również należałó by je zwiększyć. A wykładowcy chemii w Realu można by obniżyć bo przecież żaden z niego fachowiec i może przecież mniej jeść a i ubierać się nie musi ,a czy musi mieszkać w swoim mieszkaniu przecież może w schronisku a zaoszczędzone pieniądze można przekazać tym pokrzywdzonym
L
leszek
5 marca 2011, 09:09
4895 zł brutto. To ogromne pieniądze nie osiągalne dla większości polskich rodzin Czy ja wiem?.... W  dużych miastach może nie ale na prowincji gdzie ludzie zarabiają po 1000zł?Ale w myśl przysłowia trudno sytemu zrozumieć głodnego Należałoby wziąć pod uwagę jedną rzecz. Jak w mediach są podawane informacje o średnich zarobkach mające pokazać jak dobrze ktoś zarabia, to przede wszystkim nie są to kwoty otrzymywane 'na rękę' lecz kwoty brutto, a więc bez odjęcia obowiązkowych składek ZUS oraz podaktów, a ponadto są to kwoty z wszelkimi możliwymi choć nie zawsze występującymi dodatkami. A że tylko niektórzy mają niektóre dodatki a inni nie mają żadnych to już tego się nie uwzględnia. Natomiast jak mówi się o tym jak to marnie 'ludzie zarabiają' to nie mówi się o wynagrodzeniu brutto ale o tym ile kto na rękę dostaje, nawet jeśli wypłata na rękę obniżona jest o składki do Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej lub o raty spłaty pożyczki. W związku z tym, porównując podawane wynagrodzenia należy albo wziąć 2/3 z wynagrodzenia tych dobrze zarabiajacych, albo o połowę zwiększyć kwotę otrzymywaną na rękę przez tych marnie zarabiajacych (ze względu na skłądki ZUS i podatki). Bardzo W naszym przypadku byłoby to dla kapelanów ze Straży Granicznej i z BOR-u średnie wynagrodzenie brutto 4.895 to na rękę ok. 3.200 zł. A co do samej wysokości zarobków. Biorąc pod uwagę to że w minimalne wynagrodzenie wynosi =1.386,- zł brutto, czyli na rękę ok. 980 zł to stwierdzenie że na prowincji ludzie zarabiają po 1.000 zł jest wprowadzające w błąd. Bo aby zarabiać tylko ten jeden tysiąc na rękę to trzeba albo pracować na części etatu albo być pracownikiem niewykwalifikowanym. Wtedy nawet w dużych miastach można zarabiać po tysiąc zł, np. wykładając chemię w Realu. Ale nie można takiego pracownika porównywać do kogoś kto wykłada chemię na Politechnice i twierdzić że tacy to kokosy zarabiają bo mają trzy razy tyle. A skoro przeciętne wynagrodzenie w gospodarce jest rzędu 3,5 tys. zł brutto to wynagrodzenia dla kapelanów Straży Granicznej czy BOR-u których trudno byłoby porównywać do niewykwalifikowanych pracowników marketów nie są specjalnymi kokosami skoro w naciąganej dla mediów wersji sięgają one 4.895 zł.
A
Adam
5 marca 2011, 08:05
Socjaliści! - o czym dyskutujecie? O dalszym umocnieniu socjalizmu, także w Kościele? W wielu krajach kościół już zsocjalizowano i widzimy tego skutki - puste kościoły. Wyrywajcie sobie nawzajem te marne kęsy... które daje wam państwo - złodziej.
R
realista
5 marca 2011, 07:50
4895 zł brutto. To ogromne pieniądze nie osiągalne dla większości polskich rodzin Czy ja wiem?.... W  dużych miastach może nie ale na prowincji gdzie ludzie zarabiają po 1000zł?Ale w myśl przysłowia trudno sytemu zrozumieć głodnego
Martino
5 marca 2011, 00:20
4895 zł brutto. To ogromne pieniądze nie osiągalne dla większości polskich rodzin Czy ja wiem?....
P
Poinformowany
4 marca 2011, 20:23
Nie dodano że np. KRRiTV siedzi w budynku Episkopatu i ile wydaje na czynsz - pieniądze pochodzą z budżetu i przelewane są Kościołowi. Dość łatwo sprawdzić ile czynszu płaci się do Episkopatu. To jedno z "ukrytych" wpływów. Dane są dość pobierzne bo np. likwiduje się Towarzystwa Przyjaciół Dzieci oddając placówki w ręce bractwa św. Alberta i za większe pieniądze opieką objęte jest mniej dzieci. Hospicja wogóle nie zostały tutaj opisane. Wogóle pominięto  "nie naliczanie podatków" - suma zwolnień z podatków za wynajmy, zwolnienia z ceł i zwolnień z podatków. Nie podano wysokości podatku, który Kościół płaci - szacunkowy podatek pogłowny!  Nie podano wogóle ilości pieniędzy przekazywanych na instytucje (stowarzyszenia, fundacje), które są zakładane celem pobierania pieniędzy, ale poza Episkopatem, które są "ukrytymi" tzw. organizacjami pozarządowymi, które są inspirowane przez Kościół. Sprawa jest bardzo trudna, żeby to dobrze zbadać.
P
Poinformowany
4 marca 2011, 20:07
Badałem sprawę wydatków na Kościół. To suma - etatów, które zajmują we wszystkich resortach m.in. księża na misjach to etety w MSZ, wojsko, szpitale, więziennictwo, sądownictwo, kustosze, szkoły itd. Sumy na remonty i budowy Kościołów i podobnych instytucji - "domy". Sumy na instutucje powiązane prowadzone przez Kościół - bractwo św. Alberta, przychodnie, przedszkola itd. Wydatki te są pokrywane z budżętu centralnego, jak również w KAŻDEJ jednostce administracji np. województwa, powiaty, gminy. Do tego imprezy kościelne. Finansowanie TRWAM i Radia Maryja - ma statut jak TVP. Rozliczanie za cmentarze za które słono popbiera kościół. Za wynajmowanie lokali np. biurowce m.in. w centrum Warszawy, które należa do Kościoła. ITD ITD
A
Anka
3 marca 2011, 21:57
A moja mama otrzymuje okolo 670 zl renty i gdyby nie miala nas-dzieci, to by nie miala dachu nad glowa i chleba na talerzu, nie mowiac o lekach, ciezkiej operacji raka itp., ktora przynosi ze soba jeszcze wiecej klopotow i kosztow. Dla Kosciola nie jest tak zle. Zobaczcie jak jest za granica, to zauwazycie, ze w Polsce Kosciol ma jak w niebie.
K
Konfederat
3 marca 2011, 19:11
Ja też uważam, że to mało. Czytałem wiele pańskich komentarzy, w których ubolewa pan nad marginalizacją Kościoła i wpływami laicyzacji. Niech pan będzie dobrej myśli, tacy jak ja pomogą panu żyć w bardziej katolickim kraju :) Serdecznie pozdrawiam.
3 marca 2011, 16:08
<a href="http://praca.wp.pl/ti<x>tle,7-tys-zl-zarabia-kapelan-ze-stopniem-pulkownika,wid,13116896,wiadomosc.html?ticaid=1be19">praca.wp.pl/ti<x>tle,7-tys-zl-zarabia-kapelan-ze-stopniem-pulkownika,wid,13116896,wiadomosc.html</a> Okazuje się, że najwięcej zarabia ordynariusz polowy Wojska Polskiego. Jako generał, biskup Leszek Sławoj Głódź dostawał 9,2 tys. zł. Gdy odchodził ze służby w 2004 r., otrzymał dodatkową odprawę w wysokości ok. 350 tys. zł. Dodajmy, że w kraju pracuje 131 kapelanów i 250 zakonnic (w stopniu sierżanta), w prawosławnym - 19 popów, w ewangelickim - 14 pastorów. Tygodnik podał też, że utrzymanie tych struktur kosztowało w ub. roku 24,7 mln zł.
F
fakt
3 marca 2011, 15:03
4895 zł brutto. To ogromne pieniądze nie osiągalne dla większości polskich rodzin 
Artur Demkowicz SJ
3 marca 2011, 14:47
Temat dobrze tłumaczy artykuł o. Krzysztofa Mądela SJ: <a href="http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,204,zlikwidowac-fundusz-koscielny.html">Czy zlikwidować Fundusz Kościelny... ?</a>
K
Konfederat
3 marca 2011, 13:57
Choćby dano Kościołowi tylko grosza, lewicowa swołocz krzyczałaby, że ten bilon lepiej przeznaczyć na szpitale i domy dziecka oraz, że potrawi go rozdzielić w tym celu...