Dlaczego Fundusz Kościelny nie spełnił swojego zadania? To oczywiste, że należy go przekształcić [WYWIAD]

Ks. prof. Dariusz Walencik. Źródło: YT / BP KEP

O Funduszu Kościelnym i jego konsekwencjach rozmawiamy z ks. prof. Dariuszem Walencikiem, prawnikiem i znawcą tematu, ekspertem strony kościelnej w rozmowach z rządem RP.

Dlaczego Kościół stracił swoje dobra na rzecz socjalistycznego państwa? Czy da się oszacować wartość zabranych aptek, szpitali, szkół, domów dziecka, gospodarstw i lasów? Czemu pieniądze z Funduszu Kościelnego były wydawane na działalność Centralnej Szkoły Partyjnej przy KC PZPR, wydawanie antykościelnej prasy i nagrody dla donoszących na księży? Dlaczego z Funduszu Kościelnego opłacane są składki duchownych, w tym także z tych związków wyznaniowych, które nie istniały w latach 50-tych i nie straciły żadnych dóbr? Jakie są aktualne perspektywy w związku z Funduszem Kościelnym?

Paweł Kosiński SJ: Przez setki lat Kościół utrzymywał się z tzw. dóbr martwej ręki. Co to takiego?

DEON.PL POLECA

Ks. Dariusz Walencik: - Kościół katolicki, jak każda inna instytucja czy organizacja, by móc działać, potrzebował środków materialnych i odpowiedniego zabezpieczenia finansowego. Dlatego w Kościele katolickim wytworzył się tak zwany system beneficjalny. Zabezpieczeniem dla działalności religijnej, duszpasterskiej i charytatywnej były posiadane nieruchomości rolne, leśne itp. Dochód z tych nieruchomości stanowił podstawę środków finansowych przeznaczonych na działalność kościelną.

Ten system budowano przez setki lat. Nazywano go też dobrami martwej ręki, ponieważ podstawową zasadą prawa kanonicznego dotyczącą tych dóbr kościelnych był zakaz ich sprzedaży – więc były „martwe” dla obrotu. Oczywiście taka możliwość była, ale wymagała przejścia określonej procedury, uzyskania zgód organów wyższego stopnia, w wielu przypadkach łącznie ze zgodą Stolicy Apostolskiej. I ta zasada do dzisiaj w prawie kanonicznym obowiązuje. Mamy zakaz alienacji, czyli wyzbywania się tych dóbr, które stanowią majątek Kościoła, będących oczywiście podstawą prowadzenia przez Kościół działalności.

Skąd Kościół w Polsce miał swój majątek i ziemie?

Skąd Kościół miał swoje posiadłości? Od kogo dostawał te nieruchomości, grunty, budynki?

- Najczęściej od darczyńców. W wielu przypadkach były to jeszcze nadania władców. Bardzo często były to darowizny tzw. „zwykłych” ludzi, często przekazywane w formie testamentu. I stąd też inne wytłumaczenie terminu dobra martwej ręki, że były one przekazywane niejako na łożu śmierci, „martwą ręką”.

Czy to były celowe dotacje?

- Tak, co do zasady to były dotacje celowe. Bardzo często związane z pewnymi obowiązkami nałożonymi na kościelne osoby prawne. Takie były na przykład fundacje mszalne. Dana osoba darowała jakąś nieruchomość, ale w zamian za to, że były za nią odprawiane tzw. „msze wieczyste”. Czyli do końca istnienia tej kościelnej osoby prawnej ciążył na niej obowiązek zapewnienia, że za tego zmarłego darczyńcę będą sprawowane Msze święte o jego zbawienie i spokój duszy. Były także darowizny na działalność charytatywną. Chociażby tu w Krakowie królowa Jadwiga ufundowała przecież wiele szpitali, w ówczesnym rozumieniu. W konsekwencji tych uposażeń, darowizn, a także kupna w okresie Drugiej Rzeczpospolitej istniała w Polsce np. cała sieć szpitali czy aptek prowadzonych przez kościelne osoby prawne, głównie zakony.

Przejdźmy teraz do lat 50-tych XX wieku. I do państwa, które na rzecz utworzenia Funduszu Kościelnego zabrało dobra, które należały od wieków do Kościoła. Czy wiemy, ile tych dóbr zabrano? Jakiego rodzaju dzieła na tym straciły? Jakie były zapowiedzi, a jak wyglądała rzeczywistość?

- Ustawa z 1950 roku o przejęciu „dóbr martwej ręki” była tylko jednym z licznych aktów nacjonalizacyjnych. Kościół, ale też i inne podmioty, w tym wiele osób fizycznych, w okresie Polski Ludowej traciły swoje dobra, nieruchomości i przedsiębiorstwa w imię budowy socjalistycznego państwa. Dokonywało się to tak naprawdę przez okres PRL, a przepisy prawne umożliwiające te działania wydawano przez blisko dwadzieścia lat, między rokiem 1944, kiedy ogłoszono dekret o reformie rolnej, a rokiem 1962, kiedy uchwalono ostatnią ustawę nacjonalizacyjną – Prawo wodne. Zatem na podstawie wielu aktów prawnych przejmowano różne gałęzie gospodarki – przemysł, handel, rolnictwo, ale też likwidowano wszelkie przejawy działalności prospołecznej, bo upaństwowiono apteki, szpitale, szkoły, żłobki, bursy. Zlikwidowano kościelną organizację Caritas i zniesiono fundacje.

I tu ciekawostka: socjalistyczne państwo przejęło cały majątek działających ówcześnie w Polsce fundacji, w tym także fundacji kościelnych, również fundacji mszalnych. I przejęło na siebie obowiązek wykonywania ich zadań. Oczywiście to był absurd: jak państwo mogło przejąć na siebie obowiązek odprawiania Mszy świętych, co było istotą fundacji mszalnej?

Wszystkie te działania były uzasadniane ideą budowy socjalistycznego państwa. Oto teraz państwo zapewni realizację wszystkich potrzeb i usług społecznych, ale do tego potrzebuje materialnych narzędzi ich świadczenia. Państwo zapewni bezpłatną służbę zdrowia, dlatego przejęło szpitale i apteki. Państwo zapewni bezpłatną edukację, więc przejęło wszystkie prywatne szkoły, przedszkola, bursy. Państwo zapewni rolnikom ziemię, no więc przejęło od właścicieli ziemskich, także od związków wyznaniowych nieruchomości rolne, z których najpierw utworzono państwowe gospodarstwa rolne, a później część tych nieruchomości rozdysponowano pomiędzy rolników indywidualnych. Zatem państwo przejmowało na siebie obowiązki wynikające z celów, którym służył nacjonalizowany majątek.

Kościół w okresie PRL stracił bardzo wiele dzieł charytatywnych

Jak już wspomniałem, państwo zniosło fundacje i zarazem miało odtąd wykonywać działalności, które te fundacje miały wpisane jako swoje cele statutowe. Państwo przejęło dobra martwej ręki i jednocześnie poręczyło proboszczom posiadanie gospodarstw rolnych jako zabezpieczenie ich utrzymania (art. 1 ust. 2) oraz przejęło na siebie obowiązek udzielania duchownym pomocy materialnej i lekarskiej, a nawet organizowania dla nich domów wypoczynkowych (art. 9 ust. 1 pkt 2). A po zmianach dokonanych na początku transformacji ustrojowej przejęło też obowiązek opłacania składek na ubezpieczenie społeczne duchownych w wymiarze określonym w ustawach ubezpieczeniowych (art. 9 ust. 1 pkt 4).

Tak więc Kościół stracił nie tylko ziemię, ale utracił mnóstwo dzieł, które prowadził, zwłaszcza dzieł charytatywnych, opiekuńczych, wychowawczych. Jak już mówiłem, skasowano kościelną organizację Caritas. Na bazie jej majątku utworzono Związek Katolików Caritas w całości podporządkowany państwu. Przejmując infrastrukturę szpitali, aptek, szkół, burs, ochronek dla dzieci, różnego rodzaju ośrodków pomocowych, edukacyjnych, wychowawczych dokonano likwidacji wielu bardzo dobrze funkcjonujących dzieł prospołecznych. I odtąd wszystkie te potrzeby i usługi społeczne miało zapewnić państwo. Budowa raju na ziemi niestety nie wyszła.

Czy można określić, jaka była skala przejęć majątku diecezji i zgromadzeń zakonnych?

- Można. Natomiast te dane są danymi cząstkowymi, ponieważ w latach 60-tych XX w., gdy podjęto próby oszacowania strat na potrzeby rozmów w komisji wspólnej z ówczesną stroną rządową, przygotowano ankietę i rozesłano do diecezji i do zgromadzeń zakonnych, ale nie wszystkie odpowiedziały. Dlatego te dane są danymi cząstkowymi.

Kościół stracił wszystko, co posiadał na dawnych Kresach Wschodnich Drugiej Rzeczpospolitej. To, co zostało za nową wschodnią granicą państwa, zostało włączone do Związku Radzieckiego. Samych gruntów na terenach zabużańskich kościelne osoby prawne posiadały przeszło 208 tys. hektarów. Plus wszystkie budynki sakralne, kaplice, cmentarze, budynki klasztorów oraz wszystkie dzieła tam prowadzone.

Nie uznano własności nieruchomości po niemieckich związkach wyznaniowych na tzw. Ziemiach Odzyskanych, czyli ziemiach zachodnich i północnych Polski. Kościół miał tam budować państwowość polską. Miał świadczyć o tym, że to są polskie ziemie, pradawne, słowiańskie, piastowskie. Ale majątek, który należał do kościelnych osób prawnych był niemiecki. Kościół był polski, ale majątek tego Kościoła był niemiecki. Taki oto paradoks. Straty osób prawnych Kościoła katolickiego na ziemiach zachodnich i północnych szacuje się, bo znów nie ma szczegółowych danych, na przeszło 33 tysiące hektarów gruntów. A do tego budynki sakralne, kaplice, cmentarze, klasztory i dzieła tam prowadzone. Musimy jednak pamiętać, że Kościół katolicki na tych ziemiach nie był jedynym związkiem wyznaniowym o rozbudowanej strukturze. Bardzo silne były bowiem Kościoły ewangelickie: luterański, kalwiński, metodystyczny. I że na tych ziemiach częściowa rewindykacja nastąpiła już po podpisaniu traktatu granicznego z Republiką Federalną Niemiec, czyli po 1970 roku.

Kościół tracił budynki, a ludzie tracili opiekę i pracę

Jeżeli chodzi natomiast o tak zwane ziemie dawne, czyli te, które zarówno przed II wojną światową, jak i po II wojnie światowej znajdowały się w granicach Polski, to tutaj te straty wynosiły prawie 130 tys. hektarów gruntów oraz 3437 budynków w całości i 381 w części. Były to między innymi budynki domów zakonnych, domów rekolekcyjnych, budynki służące produkcji rolnej, jak stodoły czy obory. Ale przejęto też 278 miejsc kultu, 996 placówek leczniczych, oświatowych, wychowawczych, prowadzonych przez zakony, w tym 333 przedszkola, 75 szpitali, 68 internatów i 131 domów dziecka. Pamiętajmy też o ludziach, którzy pracowali w tych instytucjach i stracili przez to pracę. Według wspomnianej ankiety przeszło 8500 osób straciło pracę dlatego, że te dzieła zostały przejęte przez państwo.

Przejdźmy teraz do współczesnych czasów. Mamy rok 1989, zmianę ustroju, rozpoczynają się rozmowy o zwrocie zagrabionego majątku i o formach tego zwrotu. Co wiemy o tym czasie? Co wróciło do Kościoła?

- W czasie prac nad przygotowaniem projektu ustawy o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego przewidziano możliwość częściowej restytucji zagrabionych w okresie PRL-u dóbr, ale od razu założono, że po pierwsze, nie będzie to całościowa restytucja, czyli nie odda się sto procent tego majątku, a po drugie, że będzie ona możliwa w tych przypadkach, kiedy tego przejęcia dokonano bez podstawy prawnej albo niezgodnie z ówczesnymi przepisami. Na przykład zgodnie z ustawą o dobrach martwej ręki w przypadku gospodarstw rolnych proboszczów przejęciu podlegały nadwyżki nad pewien areał, którego posiadanie ustawa gwarantowała. I określono ten areał generalnie na 50 hektarów, a w trzech ówczesnych województwach: poznańskim, śląskim i pomorskim na 100 hektarów. Czyli, zgodnie z przepisami tej ustawy, jeżeli beneficjum proboszczowskie stanowiło gospodarstwo o powierzchni 135 hektarów i znajdowało się ono na terenie jednego z tych trzech województw, to podlegało przejęciu jedynie 35 hektarów. Jeżeli znajdowało się na terenie pozostałych województw, to 85 hektarów. W praktyce przejmowano wszystko bez względu na areał. Nawet gospodarstwa czy raczej ogrody przydomowe o powierzchni jednego, dwóch czy nawet pół hektara.

Komisja Majątkowa oddawała tylko to, co zostało zabrane niezgodnie z ustawą z PRL

Działalność Komisji Majątkowej – polubownego gremium, złożonego w równej liczbie z przedstawicieli strony rządowej i strony kościelnej – miała polegać tylko na zwrocie tych nieruchomości, które zostały przejęte, tak jak powiedziałem, bez podstawy prawnej albo wbrew ówcześnie obowiązującym przepisom. I odnosząc się do podanego przykładu, jeżeli przejęto te 35 ha czy 85 ha, w zależności od województwa, to Komisja Majątkowa wniosek o ich zwrot by odrzuciła jako bezzasadny. Ale jak znacjonalizowano całość tego majątku, te 135 ha, to dokonano tego oczywiście niezgodnie z ówczesnymi przepisami. I w takim przypadku wniosek podlegał rozpoznaniu przez Komisję Majątkową.

Komisja została zlikwidowana w 2011 roku, ale wokół jej działalności narosło mnóstwo nieporozumień i mnóstwo mitów. Dzisiaj można przede wszystkim powiedzieć, że w 1989 roku, kiedy tworzono Komisję Majątkową, było to naprawdę nowoczesne, oryginalne rozwiązanie prawne, wyprzedzające swoją epokę. Nie zakładano, że strony państwowa i kościelna od razu pójdą do sądów, będą się kłócić o każdy centymetr. Ale zakładano, że te rozstrzygnięcia zapadną na drodze kompromisu. Stąd równa liczba przedstawicieli zarówno strony rządowej, jak i kościelnej.

Natomiast to oryginalne rozwiązanie okresu tzw. sprawiedliwości tranzycyjnej z biegiem lat coraz bardziej odstawało od nowego ustroju. Uchwalono aktualną konstytucję, a w niej każdemu zagwarantowano prawo do sądu, wprowadzono zasadę dwuinstancyjności postępowania, przywrócono samorząd terytorialny, ale przepisów dotyczących Komisji Majątkowej nie zmieniano. Stąd też pojawiło się sporo zastrzeżeń co do jej działalności, łącznie z zarzutami o charakterze karnym. Wszczęto kilkadziesiąt śledztw, ale organy wymiaru sprawiedliwości generalnie nie potwierdziły tych zarzutów. W sprawie byłych członków Komisji Majątkowej Sąd Okręgowy w Krakowie wydał wyrok uniewinniający. Zaś do odrębnego postępowania wyłączono sprawę jednego z pełnomocników strony kościelnej. Cała sprawa wywołała oczywiście ożywioną dyskusję, prowadzoną także w mediach.

Jakie są efekty działalności Komisji Majątkowej?

- Komisja Majątkowa zwróciła albo przekazała jako nieruchomości zamienne grunty o powierzchni 65 694 ha, w tym 3 715 ha lasów oraz przyznała odszkodowania i rekompensaty na kwotę nieco ponad 139 mln zł.

Środki z Funduszu Kościelnego były wydawane na antykościelne cele

A jak funkcjonował tzw. Fundusz Kościelny? Czy założenie, że będzie wspierał działalność Kościoła, zostało choćby minimalnie spełnione?

- Pierwsze środki na Fundusz Kościelny zostały zabezpieczone w ustawie budżetowej na 1951 rok. I między 1951 a 1989 rokiem możemy ten fundusz określić jako fundusz antykościelny. Antykościelny, a nie kościelny. Idea działalności Funduszu Kościelnego była taka, że państwo przejmuje nieruchomości rolne, leśne i budynkowe od wszystkich ówcześnie działających w Polsce związków wyznaniowych i dochody z tych nieruchomości – a nie wartość tych nieruchomości – przeznacza na cele określone w ustawie, tak zwane cele kościelne.

To założenie od samego początku nie było wykonywane. Po pierwsze, nie oszacowano areału nieruchomości przejętych na podstawie tej ustawy. Są wprawdzie dostępne dane tymczasowe ze stycznia 1951 roku, które opiewają na 89 tysięcy ha, ale to są jedyne dane, jakie posiadamy, a przejmowanie nieruchomości na podstawie tych przepisów trwało do końca lat 80 XX w. Po drugie, nie wskazano metody obliczania dochodu z przejętych nieruchomości, jak choćby dochód z hektara przeliczeniowego. Czyli nie wiemy dzisiaj, jaki dochód wypracowałyby te nieruchomości w ciągu 73 lat.

Po trzecie, to właśnie ten wypracowany dochód plus ewentualne dotacje państwowe miał stanowić budżet Funduszu Kościelnego, a w praktyce od samego początku Fundusz Kościelny był czystą dotacją budżetową. Po czwarte, budżet Funduszu Kościelnego miał być dzielony pomiędzy związki wyznaniowe proporcjonalnie do wielkości przejętych od tych związków wyznaniowych nieruchomości. A dzisiaj mogą z niego korzystać wszystkie działające w Polsce związki wyznaniowe, łącznie z tymi, które w momencie tworzenia Funduszu Kościelnego nie istniały albo nie utraciły żadnych nieruchomości. Po piąte, środki z Fundusz Kościelnego miały być wydatkowane wyłącznie na cele wskazane w ustawie.

Z Funduszu byli najpierw wspierani tylko „księża-patrioci”

Oczywiście cele zostały tak skonstruowane, żeby w okresie PRL-u wspierały tylko tak zwanych duchownych postępowych – „księży-patriotów”. W ustawie zapisano, że należy im zapewnić zabezpieczenie społeczne, czyli dzisiejsze składki na ubezpieczenia, plus oczywiście odpowiednią opiekę lekarską, a nawet domy wypoczynkowe. I rzeczywiście w okresie PRL-u dwa takie domy wypoczynkowe były prowadzone. Była to swoistego rodzaju marchewka. Jeżeli jako duchowny będziesz popierał działania ówczesnych władz, to będziesz mógł z tych uprawnień korzystać. I tak się działo. Objęcie duchownych systemem ubezpieczeń społecznych uzależnione było od przyjęcia przez nich określonych postaw (np. podpisanie umowy dotyczącej prowadzenia punktu katechetycznego) lub też od działalności w preferowanych przez władze państwowe organizacjach (np. w Komisji Księży przy ZBOWiD czy Kole Księży przy Zrzeszeniu Katolików „Caritas”). Z domów wypoczynkowych też mogli korzystać wyłącznie „księża-patrioci”. Pozostałe osoby duchowne do 1989 roku były poza systemem ubezpieczeń. I to był kij. Nie miały prawa do emerytur, rent, opieki lekarskiej jako tzw. „zasoby nieproduktywne”.

Dopiero ustawą z 1989 roku duchownych, w tym osoby życia konsekrowanego, objęto powszechnym systemem ubezpieczeń i przyznano im świadczenia. Kiedy nastąpiła zmiana ustroju, zastanawiano się, co zrobić z Funduszem Kościelnym. I wtedy w porozumieniu pomiędzy Konferencją Episkopatu Polski a ówczesnym rządem zaproponowano, że Fundusz Kościelny nie będzie zlikwidowany, ale będzie właśnie przeznaczony na dofinansowanie składek ubezpieczeniowych dla duchownych, którzy po raz pierwszy wtedy zostali w ogóle objęci systemem ubezpieczeń.

Czy księża dostają na swoje konta pieniądze z Funduszu Kościelnego?

I co zrobiono? Dokonano odpowiedniej nowelizacji przepisów ustawy i wydano rozporządzenie wykonawcze rozszerzające zakres celów Funduszu Kościelnego. I dzisiaj Fundusz Kościelny przeznacza środki finansowe na trzy cele: na dofinansowywanie składek na ubezpieczenia dla części osób duchownych; na wspomaganie działalności charytatywnej, opiekuńczej, prowadzonej przez kościelne osoby prawne i na remonty zabytkowych obiektów sakralnych i kościelnych. I to są trzy cele Funduszu Kościelnego, przy czym 95% środków jest przeznaczonych na pierwszy cel, czyli na składki ubezpieczeniowe.

W praktyce wygląda to w ten sposób, że minister, w dyspozycji którego są te środki, dostaje co miesiąc od prezesa ZUS-u notę księgową: proszę tyle a tyle przelać, jako dofinansowanie składek ubezpieczeniowych osób duchownych. Czyli duchowni nie dostają tych pieniędzy, nie są wypłacane im żadne świadczenia, emerytury z Funduszu Kościelnego, te pieniądze idą do ZUS-u. Dopiero kiedy duchowny przejdzie na emeryturę czy rentę, otrzymuje dane świadczenie wypłacane mu przez ZUS.

Istnieje takie przekonanie, że Fundusz Kościelny, który został stworzony w 1950 roku i majątki, które zostały przejęte, zostały już dawno spłacone przez państwo.

- Nie wiem, na podstawie jakich danych taką tezę można wysnuć. Skoro nie wiemy, jaki obszar nieruchomości przejęto od związków wyznaniowych, a tym samym nie wiemy, jaki dochód wypracowałyby przez 73 lata, to jak można dzisiaj twierdzić, że Kościół dostał więcej, niż mu zabrano czy niż powinien otrzymać?

Przez 40 lat środki z Funduszu były wydawane niezgodnie z ustawą

Ponadto przez blisko 40 lat środki Funduszu Kościelnego były wydawane na cele niezgodne z ustawą. Proszę sobie wyobrazić, że między 1951 a 1989 rokiem były takie lata, kiedy dziewięćdziesiąt kilka procent środków wydawano na cele niezgodne z ustawą. Finansowano między innymi działalność Centralnej Szkoły Partyjnej przy KC PZPR, ośrodka szkolenia kadr Ministerstwa Sprawiedliwości, dotowano Związek Nauczycielstwa Polskiego, propagandowe wiece antykościelne oraz materiały szkalujące hierarchię Kościoła katolickiego, wypłacano nagrody kierownikom Wydziałów do Spraw Wyznań, opłacano donosy na księży, finansowano prasę antykościelną i delegacje zagraniczne pracowników Urzędu do Spraw Wyznań.

W tym okresie średnio dwie trzecie środków, które stanowiły budżet Funduszu Kościelnego, wydawano na cele niezgodne z ustawą. Z kolei Komisja Majątkowa zwracała nieruchomości, które nigdy nie powinny zostać upaństwowione, nawet zgodnie z przepisami ustawy o dobrach martwej ręki czy innych aktów nacjonalizacyjnych. W jednej z moich publikacji wykazałem (dane aktualne na 2012 r.), że 43% nieruchomości zagrabionych Kościołowi w okresie Polski Ludowej do dzisiaj nie zostało mu zwrócone. A skoro tak, co takiego pozwala postawić wspomnianą tezę?

Jaka przyszłość czeka Fundusz Kościelny?

Jakie są perspektywy? Co ma być bazą w dyskusjach o nowym Funduszu Kościelnym?

- To, że Fundusz Kościelny należy przekształcić, jest rzeczą oczywistą. Przecież to jest instrument prawny, który nie działał i nie działa właściwie. Natomiast głównym problemem są składki ubezpieczeniowe duchownych wszystkich związków wyznaniowych – według danych ZUS to 23 tys. osób – które są dofinansowywane z Funduszu Kościelnego. Zatem priorytetowym celem musi być zabezpieczenie składek ubezpieczeniowych tym osobom. Żeby nagle się nie okazało, że likwidujemy pewne rozwiązanie prawne, a 23 tysiące obywateli naszego państwa pozostaje poza systemem ubezpieczeń. Bez prawa do emerytury, bez prawa do renty, bez prawa do innych świadczeń z ubezpieczeń, bez prawa do opieki lekarskiej. To jest główny problem.

Czekamy na propozycje rządowe. Powstał rządowy zespół powołany przez premiera Donalda Tuska. Zgodnie z zapowiedziami do 31 marca ma przedstawić wstępne założenia reformy Funduszu Kościelnego. Mówi się o trzech pomysłach, ale nie znamy żadnych szczegółów, bo strona kościelna nie otrzymała do tej pory żadnych propozycji, więc trudno się do czegokolwiek odnieść. W mediach najczęściej pojawia się pomysł wprowadzenia asygnaty podatkowej, czyli dobrowolnego odpisu podatkowego, dokonywanego przez podatników na rzecz wybranego przez siebie związku wyznaniowego. Mechanizmu analogicznego do dzisiejszego 1,5% przekazywanego na organizacje pożytku publicznego. Natomiast czy taka rzeczywiście będzie propozycja, tego nie wiemy. Czekamy, co zaproponuje zespół rządowy.

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego Fundusz Kościelny nie spełnił swojego zadania? To oczywiste, że należy go przekształcić [WYWIAD]
Komentarze (3)
KK
~karol karol
5 kwietnia 2024, 12:08
Marek P. - były funkcjonariusz SB - był pełnomocnikiem instytucji kościelnych w sprawach toczących się przed komisją. Został on zatrzymany i aresztowany we wrześniu 2010 roku. xd
KK
~karol karol
5 kwietnia 2024, 12:08
Jak zwykle bardzo odważny wywiad, podejmujący np. ciekawy wątek komisji majątkowej. Szkoda, że ks. Redaktor nie zapytał o to, dlaczego w komisji nie rejestrowano dat składania wniosków, sposobu ich realizacji i cen przekazywanych gruntów, dlaczego akta spraw były nieopisane i nieuporządkowane, bez spisu treści (nie można ustalić, czy teczki są kompletne), dlaczego akta 57 spraw zaginęły (nie rejestrowano kto pobiera dokumenty, więc nie można ustalić winnych tego stanu rzeczy), dlaczego nie weryfikowano cen gruntów przedstawianych przez Kościół i nie sprawdzano właścicieli, dlaczego brakowało dokumentacji, a członków Komisji nie powoływano według żadnych kryteriów, ani nie weryfikowano ich kompetencji czy potencjalnych konfliktów interesów. Komisja nie była kontrolowana przez odpowiednie organa ani razu. Od decyzji komisji nie ma odwołania. Także nikt inny poza Kościołem Katolickim i związkami wyznaniowymi nie otrzymał rekompensaty za ziemie utracone na wschodzie.
MT
~MamDosc TejNiesprawiedliwosci
4 kwietnia 2024, 17:51
Znamienite i wychodzi szydło z worka - “23 tysiące obywateli naszego państwa pozostaje poza systemem ubezpieczeń…”- niech sobie Ci duchowni obywatele na siebie w końcu zapracują i odłożą składki, tak jak reszta nie-duchownych obywateli, a nie wieczne żądania: darowizn, testamentów, ulg, dotacji, specjalnego traktowania etc. Niech popracują na kilka etatów i bez służby, która za nich pierze i sprząta - bo to jest nadal norma na parafiach w Polsce a nie wyjątki.