Grecki biskup: abp Michalik nam pomógł

(fot. shutterstock.com)
Paweł Bieliński / KAI / psd

Nie ma Unii Europejskiej, jest stado wilków, które chce rozszarpać najsłabszego, czyli Grecję - uważa bp Franghískos Papamanólis. W rozmowie z KAI przewodniczący Świętego Synodu Greckich Hierarchów Katolickich (czyli konferencji episkopatu Grecji) mówi o gospodarczej niekompetencji premiera Aleksisa Ciprasa, a także o problemach maleńkiego Kościoła katolickiego, który nie jest nawet obecny w całym kraju.

KAI: Grecja przeżywa obecnie bardzo trudny okres swej historii...

- Sytuacja polityczna jest tragiczna. Grecy z rozpaczą przeżywali długi okres negocjacji w sprawie warunków pomocy finansowej dla ich zagrożonego bankructwem państwa. Grecja stała sama naprzeciw całej Unii Europejskiej. Jej kraje postępują egoistycznie, każdy ma na myśli tylko własne interesy, a nie Unię Europejską jako całość. Tak naprawdę żaden z nich nie chce wyjścia Grecji ze strefy euro, ale nie dlatego, że nie chce stracić Grecji, tylko z tego powodu, że Grexit nie jest dobry dla jego gospodarki.

Bez wątpienia Grecja znajduje się w tej sytuacji z winy ludzi nią rządzących. Jednak obecnie państwa europejskie próbują wyciągnąć własne korzyści z greckiego kryzysu, zupełnie nie interesując się niedolą, w jakiej pogrążony jest nasz naród. To już nie jest Unia Europejska, tylko stado wilków, które chce rozszarpać najsłabszego.

Brakuje ducha solidarności, który leżał u podstaw tworzenia instytucji europejskich. Ale tego ducha brakuje również w Kościele. Nie doświadczyliśmy nawet wyrazów solidarności ze strony innych konferencji episkopatu.

KAI: Do trudnej sytuacji politycznej i gospodarczej doszedł jeszcze napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu, którzy dostają się do Grecji z sąsiedniej Turcji...

- ...bo greckie wyspy są położone najbliżej Turcji. Na Kos imigrantów było więcej niż mieszkańców. Sprzedawcy nie otwierali sklepów, bo je rabowano. Doszło do rozruchów. Policja nie dawała sobie rady. Mieszkańcy nie mogli już normalnie żyć.

Pokazywano to w zagranicznych mediach, więc turyści zaczęli anulować swe przyjazdy i miejsca w hotelach. W całej Grecji odwołano 160 tysięcy rezerwacji. Ile stracili ludzie, którzy czekali, że latem dzięki turystom zarobią na życie przez resztę roku?

Podobna sytuacja była na wyspie Limnos. Tam także imigrantów było więcej niż mieszkańców, którzy nawet zapowiedzieli, że w proteście nie zamierzają głosować we wrześniowych wyborach parlamentarnych.

Problem jest ogromny. Staramy się pomóc, ale nasze możliwości są bardzo skromne. Apelujemy więc do rządzących. Nasza konferencja episkopatu napisała list do Europejskiego Banku Centralnego, do Komisji Europejskiej, do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Na moją prośbę przewodniczący Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej kard. Reinhard Max interweniował w Komisji Europejskiej.

KAI: A jak Ksiądz Biskup ocenia działania premiera Aleksisa Ciprasa?

- Cipras ma dobre intencje, chce pomóc najuboższym i najsłabszym, ale jest niekompetentny. Nie ma pojęcia o gospodarce. A jednocześnie jest przekonany, że wie, co tak naprawdę znaczą propozycje, jakie otrzymuje z Brukseli. Podpisuje to, co jego doradcy mówią, żeby podpisał.

Gdyby od początku rozumiał, jaki cios zada turystyce, a co za tym idzie - gospodarce kraju, nie zwołałby 26 czerwca referendum w sprawie przyjęcia lub odrzucenia warunków zagranicznej pomocy. Odbyło się ono 5 lipca, a następnego dnia tylko na Krecie anulowano 60 tysięcy rezerwacji. Tymczasem turystyka jest głównym działem gospodarki Grecji!

KAI: Grecja potrzebuje pomocy, a tymczasem oczekujemy od niej, że pomoże uchodźcom i imigrantom z Bliskiego Wschodu...

- Zanim się zaczął kryzys na Bliskim Wschodzie, od 1990 roku napływali do nas imigranci z innych krajów Europy. Było to niedługo po wstąpieniu Grecji do Unii Europejskiej i wkrótce po upadku komunizmu. Jako pierwsi masowo przyjeżdżali do Polacy, w sumie około 250 tysięcy. Większość z nich wróciła już do Polski, ale część się tu osiedliła: kupili ziemię, zawarli małżeństwa, ich dzieci chodzą tu do szkół...

Niestety, konferencje episkopatu nie robią nic dla migrantów ze swoich krajów. Pozostają głuche na nasze prośby. Tylko niektórzy biskupi i zgromadzenia zakonne przysłali po kilku księży. Na przykład abp Józef Michalik z Przemyśla i abp Edward Ozorowski z Białegostoku dali po dwóch. Ale już tych, którzy tu przyjechali musi utrzymać maleńka konferencja episkopatu Grecji.

W Kościele katolickim wszyscy mówią o solidarności, więc okażcie ją naszemu małemu Kościołowi! Liczymy zwłaszcza na wielkie konferencje episkopatu: Włoch, Niemiec, Francji, Polski...

KAI: Jaka jest specyfika Kościoła katolickiego w Grecji?

- Jesteśmy Kościołem mniejszościowym, żyjącym w otoczeniu prawosławnych, i Kościołem migrantów. Maleńkim Kościołem, który nie jest nawet obecny w całej Grecji, a jedynie na niektórych wyspach, w Atenach i kilku innych miastach. Katolicy greccy stanowią zaledwie pół procenta społeczeństwa - około 50 tysięcy wśród 11 milionów mieszkańców. Wraz z imigrantami, głównie z Polski i Albanii, jest nas 3,5 procenta.

Grecy są więc wśród tutejszych katolików mniejszością, jest ich tylko 18 procent. Pozostałe 82 procent wiernych to obcokrajowcy. Również większość księży przyjechała z zagranicy. Nie mamy powołań kapłańskich i zakonnych, także do zgromadzeń żeńskich.

Wiele razy pisałem do konferencji episkopatów, głównie polskiej i albańskiej, ostrzegając, że kiedy imigranci wrócą do swoich krajów nie będą już katolikami, bo tutaj mieszkają nieraz sto kilometrów od swego kościoła parafialnego. Czy pokonają w sumie 200 kilometrów, żeby uczestniczyć w niedzielnej Mszy?

Na Krecie pracuje wspaniały polski ksiądz, Daniel Stankiewicz, proboszcz w Heraklionie, który w sobotę i w niedzielę przejeżdża 360 kilometrów, żeby zapewnić Mszę św. w pięciu kościołach. Jest naprawdę bardzo dzielny.

KAI: A czy istnieje jakaś współpraca z Kościołem prawosławnym?

Kiedy prawosławni są silni w jakimś kraju, dominują i chcą dominować sami. A kiedy są słabi, stają się filokatoliccy.

Prosimy ich o pomoc, odwołując się do zasady wzajemności. Potrzebujemy kapłanów i kościołów. Kapłanów prawosławni dać nam oczywiście nie mogą, za to mają tyle nieczynnych świątyń! W wielu miastach Włoch otrzymali kościoły od katolików, więc niech dadzą albo przynajmniej użyczą swe zamknięte kościoły katolikom w Grecji. Ale tylko dwóch biskupów prawosławnych pozwoliło nam na korzystanie z trzech kościołów: dwóch na Krecie i jednego na Peloponezie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Grecki biskup: abp Michalik nam pomógł
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.