Hospicjum Polskie „lekarstwem” dla Kościoła

Hospicjum Polskie „lekarstwem” dla Kościoła
Hospicjum Polskie miało być wedle zamysłów biskupa Pelczara „lekarstwem” i „pomocą” dla Kościoła polskiego i dla narodu, który powinien się moralnie odrodzić
Jan Władysław Woś / Radio Watykańskie / slo

Przed stu laty, 13 listopada 1910 roku, w rzymskiej dzielnicy Prati Castelli, w domu przy ulicy Pietro Cavallini 38, odbyła się skromna uroczystość poświęcenia i inauguracji Hospicjum Polskiego (od lutego 1922 roku noszącego nazwę Polskiego Instytutu Kościelnego). Homilię z tej okazji wygłosił biskup Przemyśla, Józef Sebastian Pelczar, główny inicjator, orędownik i realizator przedsięwzięcia.

Osoba zatem jak najbardziej odpowiednia do przewodniczenia uroczystości i do przedstawienia celów oraz zadań nowej instytucji.

Parafrazując słowa świętego Filipa Neri, biskup Pelczar (sam zresztą kanonizowany w 2003 r.) powiedział m. in. „ [...] niech w każdej diecezji polskiej będzie przynajmniej dziesięciu świętych i światłych kapłanów, z takimiż pasterzami na czele i z wzorowymi seminariami, a wkrótce odrodzą się wszystkie diecezje, odrodzi się całe społeczeństwo”. Hospicjum Polskie miało być wedle zamysłów biskupa Pelczara „lekarstwem” i „pomocą” dla Kościoła polskiego i dla narodu, który powinien się moralnie odrodzić.

DEON.PL POLECA

Życzenie biskupa Pelczara wyrażone w kazaniu, w sposób bardzo oględny, daje świadectwo tego, że trudno było znaleźć w polskich diecezjach pod zaborami na początku XX stulecia światłych i świętobliwych kapłanów, z biskupami też nie było najlepiej, nie mówiąc już o seminariach i innych instytutach przygotowujących kandydatów do kapłaństwa.

W różnych dokumentach biskupów galicyjskich, a przede wszystkim biskupa Pelczara, z okresu bezpośrednio poprzedzającego otwarcie Hospicjum Polskiego w Rzymie, mówi się często w sposób bardzo ogólny o ciężkim położeniu Kościoła polskiego, o jakichś bliżej niezdefiniowanych „niebezpieczeństwach zewnętrznych i wewnętrznych”, na jakie Kościół jest narażony, o ciężkich warunkach w jakich znajdują się polscy katolicy, o niebezpieczeństwach „zagrażających zarówno wierze jak i narodowości”, o „nieprzyjaznym obozie” upatrującym w każdym Polaku buntownika i spiskowca. Należało wyrażać się w sposób niezwykle ostrożny, żeby nie drażnić władz zaborczych i nie pogarszać sytuacji.

 

Układ sił w Europie w końcu XIX wieku stworzył niezwykle niekorzystną sytuację dla sprawy polskiej, która przestaje być obiektem gry dyplomatycznej. Złożyło się na to wiele czynników, przypomnę niektóre najważniejsze: upadek powstania styczniowego, powstanie Rzeszy Niemieckiej pod hegemonią Prus, rozgromienie Francji przez Prusy, sojusz Francji z Rosją, osłabienie Austrii i jej niepowodzenia w rywalizacji z Niemcami. Sprawą polską nikt się nie interesuje. Stała się ona zagadnieniem polityki wewnętrznej trzech państw zaborczych. W Berlinie, w Petersburgu, w Wiedniu wiedziano, że nikt się za Polakami nie ujmie, nikt nie weźmie ich w obronę.

Zobojętnienie opinii europejskiej na sprawę polską, ułatwiało zaborcom prowadzenie eksterminacyjnej polityki wobec Polaków. Była to jedna z przyczyn nastrojów przygnębienia wśród społeczeństwa polskiego. Stworzyło to też warunki do przyjęcia postawy bierności, rezygnacji i często urzędowej lojalności. We wszystkich trzech zaborach dominuje kurs na wynarodowienie i ogłupienie Polaków. Publicysta rosyjski Michaił Katkow głosił wręcz, że należy doprowadzić Polskę do poziomu Rosji. Istniejący system represji miał na celu nie tylko wyeliminowanie z życia publicznego nieprawomyślnych i niebezpiecznych jednostek ale również sterroryzowanie i zastraszenie całego społeczeństwa. Miał też pokazywać, że kto sprzeciwia się państwu, ten jest karany, kto natomiast z nim współpracuje jest nagradzany i cieszy się protekcją władzy. Wiedząc jak wielką rolę w życiu Polaków miał Kościół katolicki i jak wiele przyczyniał się do zachowania ich świadomości narodowej, rządy zaborcze zwróciły szczególną uwagę na kler i jego wychowanie. Duchowny miał być przede wszystkim urzędnikiem państwowym, wiernym, lojalnym, posłusznym, nie powinien też być zbyt wykształcony.

Po upadku powstania styczniowego władze zaborcze wykorzystywały wszystkie możliwe okazje, żeby skłócać ze sobą kler. Była to akcja szczegółowo opracowana i realizowana z premedytacją. Biskupi niewiele mogli zdziałać w zachowaniu jedności, nie byli bowiem wolni w swych poczynaniach. Mogli robić tylko to, na co im pozwalali poszczególni gubernatorzy. Nawet napomnienia z Rzymu nie pomagały, rządy zaborcze po prostu nie pozwalały ani publikować, ani egzekwować zarządzeń i napomnień papieskich. Żeby nie pogarszać i tak już ciężkiej sytuacji biskupi na ogół tolerowali niekarność, brak dyscypliny i nieprzestrzeganie przepisów kościelnych przez podległe im duchowieństwo.

Wysiłki zaborcy nie zdołały jednak umniejszyć zbiorowego protestu społeczeństwa w obronie praw wyznaniowych, przejawiającym się w biernym oporze i wierności Kościołowi hierarchicznemu.

 

Biskup Pelczar miał świadomość, że nawet ta skromna inicjatywa, jaką było założenie Hospicjum Polskiego w Rzymie, będzie zwalczana przez dyplomację państw zaborczych. Tak też i było. Przedstawiciele dyplomatyczni Rosji i Prus starali się wszystkimi możliwymi sobie środkami nie dopuścić do utworzenia Hospicjum. Nie zaprzestali działać na jego szkodę nawet po jego kanonicznym zatwierdzeniu, widząc w nowej niezależnej od nich instytucji ośrodek buntu i spiskowania.

W bardzo umiejętny sposób wykorzystywali nieprzychylne stanowisko Kurii rzymskiej wobec sprawy polskiej, sprawy, która przeszkadzała normalizacji stosunków Stolicy Apostolskiej z Rosją i z Prusami. Trzeba również pamiętać, że w środowisku papieskiego Rzymu wątpiono w szczerą i autentyczną wiarę Polaków i ich bezinteresowne przywiązanie do Kościoła katolickiego. Panowało dość powszechne przekonanie, że Polacy po pozorem różnych manifestacji religijnych rozwijają akcje polityczne i propagandę narodową.

Biskup Pelczar wiedział też i o tym aż nadto dobrze i dlatego postanowił zwrócić się przy pierwszej nadarzającej się okazji bezpośrednio do papieża Piusa X, pomijając dykasterie watykańskie. Taka okazja nadarzyła się w maju 1909 roku, kiedy biskup Pelczar przyjechał do Rzymu na uroczystości kanonizacyjne Klemensa Hofbauera. W czasie audiencji biskup przemyski przedstawił papieżowi projekt utworzenia Hospicjum dla księży Polaków i tylko dzięki osobistej interwencji Piusa X należy przypisać sfinalizowanie projektu.

Warto przypomnieć, że papież urodził się jako poddany austriacki (Veneto było częścią Austro-Węgier od 1815 do roku 1866) i znał z własnego doświadczenia wiedeński system szkolenia duchowieństwa. Przyszły papież w latach 1850-1858 studiował Seminarium Duchownym w Padwie, gdzie obowiązywały normy kształcenia kleryków narzucone przez władze centralne. Księża mieli być przede wszystkim lojalnymi funkcjonariuszami państwa, wspierającymi tron i wychowujący wiernych w duchu wierności do cesarza i członków domu panującego.

Kiedy 13 maja 1909 r. biskup Pelczar przedstawił Piusowi X petycję dotyczącą założenia Hospicjum Polskiego w Rzymie sytuacja w seminariach duchownych na terenie Galicji była podobna jak w Padwie przed upadkiem królestwa lombardzko-weneckiego, a w seminariach na terenach okupowanych przez Rosję i Prusy jeszcze gorsza. Pius X doskonale rozumiał intencje biskupa Pelczara, stąd też i jego osobiste zainteresowanie projektem i pomoc w jego zrealizowaniu. Wszystko to, co mogło się przyczynić do dobrej formacji księży było bliskie papieżowi Sarto.

Pius X z własnego doświadczenia wiedział jak marne było przygotowanie wielu duchownych do prowadzenia pracy duszpasterskiej. Interesowała go nie tylko formacja księży podczas studiów seminaryjnych, ale również ich ewentualne studia po święceniach. Dążenie do odnowy stanu duchownego, było swego rodzaju obsesją Piusa X. Na przedstawionej mu przez biskupa Pelczara petycji Pius X w odręcznej nocie pochwalił zamiar i udzielił apostolskiego błogosławieństwa wszystkim, którzy się przyczynią do realizacji zamierzenia. Było to wydarzenie przełomowe w staraniach o utworzenie Hospicjum.

Pomimo nieprzyjaznego stanowiska Kurii Rzymskiej, można było teraz, powołując się na autorytet Piusa X, zabiegać o realizację projektu.

Wielkim orędownikiem założenia Hospicjum był prałat Adam Stefan Sapieha, który pełnił w owych czasach na dworze Piusa X funkcję szambelana papieskiego i cieszył się nie tylko zaufaniem biskupów polskich, ale dobrze znał Rzym, a z racji swego urzędu i urodzenia (pochodził z książęcego rodu), miał wielorakie kontakty, które były użyteczne w bronieniu praw Kościoła katolickiego i praw narodu. Powołany w lutym 1906 roku na stanowisko, pełnił przy Piusie X nieoficjalną, ale niezwykle ważną funkcję informatora papieża i Kurii o sytuacji na terenach byłego państwa polskiego, które w wyniku trzech zaborów nie istniało od roku 1795 i nie miało swego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Watykanie. Prałat Sapieha walnie przyczynił się do utworzenia Hospicjum.

 

Władze zaborcze próbowały instrumentalizować Kościół. Chciały wszystko kontrolować i wykorzystywać co się tylko dało do własnych celów. We wszystkich trzech zaborach duchowni katoliccy byli wychowywani w duchu przywiązania do władzy panującej, do rządu, na dalszym planie stała natomiast troska o przygotowanie duszpasterskie i o formację duchową. Jednak w konfrontacji z władzami zaborczymi Kościół jako całość wyszedł zwycięski, choć były wyjątki zdrady, kolaboracji.

Józef Sebastian Pelczar, jeden z nielicznych biskupów polskich, który mógł odbyć studia wyższe za granicą, widział w tym narzuconym przez zaborców systemie szkolenia i wychowania księży ogromne niebezpieczeństwo dla Kościoła i starał się mu zapobiec. Jednym ze środków miało być właśnie Hospicjum Polskie w Rzymie, gdzie młodzi księża ze wszystkich trzech zaborów mogliby uzupełniać swoje wykształcenie, swoją formację duchową i po powrocie do swych diecezji pracować owocnie wśród wiernych. Mieli oni być przed wszystkim kapłanami Kościoła katolickiego, przywiązanymi do osoby ojca świętego, do tradycji i nie być - jak to niestety było często w praktyce owych czasów - urzędnikami państwowymi wspierającymi tron.

Biskup Pelczar zdawał sobie sprawę, że założenie Hospicjum Polskiego w Rzymie nie zmieni natychmiast i radykalnie sytuacji w Kościele polskim ani też nie zreformuje społeczeństwa. Starał się jednak robić to, co wydawało mu się słuszne i co mógł realizować. Przyszłość pokazała, że idea była słuszna i owocna, ale na oczekiwane wyniki trzeba było czekać wiele lat.

Papieski Instytut Kościelny jest bardzo ważną polską instytucją w Rzymie. Zamieszkuje w nim obecnie około 50 młodych księży ze wszystkich polskich diecezji, którzy specjalizują sie w różnych dziedzinach, pogłębiają swą wiedzę i swą formację duchowną, studjując w Uniwersytetach Papieskich. W Instytucie zatrzymują się również biskupi polscy, przyjeżdżający do Rzymu. Wielu z nich to byli wychowankowie Instytutu. Jest to również miejsce rezydencji Prymasa Polski w czasie jego pobytów nad Tybrem. I tak ta instytucja powstała w okresie niewoli narodowej z bardzo dokładnie określonym celem, którym było dobre przygotowanie kapłanów do pracy duszpasterskiej, służy i dzisiaj Kościołowi i Polakom.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Hospicjum Polskie „lekarstwem” dla Kościoła
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.