Janina Ochojska: nie bójmy się "obcych"
(fot. YouTube)
KAI/mc
Nie bójmy się tzw. "obcych", powinniśmy naciskać na nasze władze, by zgodziły się przyjąć uchodźców. To będzie wielki wstyd, jeśli do naszego kraju nikt nie przyjedzie - powiedziała Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej.
Wzięła ona udział w spotkaniu panelowym "Europa - raj i twierdza?", które odbyło się 12 marca w ramach X Zjazdu Gnieźnieńskiego. Swymi doświadczeniami z pomagania innym podzielili się też s. Małgorzata Chmielewska ze wspólnoty Chleb Życia i o. Damian Cichy - konsultant episkopatu ds. migrantów.
Czy w pomaganiu są granice rozsądku? Zdaniem J. Ochojskiej takich granic nie ma, choć warto nieść pomoc, której ludzie potrzebują, a z tym musi wiązać się rozeznanie terenu, dobre rozeznanie społeczne i w tym sensie należy się kierować rozsądkiem. "Stosując granice bezpieczeństwa można dotrzeć z pomocą nawet tam, gdzie toczy się wojna, Tak było, gdy byliśmy w czasie wojny np. w Sarajewie; czy to było rozsądne? Na pewno uratowaliśmy tam wielu ludzi. Czy tu można kierować się rozsądkiem? Czy rzeczywiście rozsądnie jest narażać nawet życie, by uratować czyjeś życie? Odpowiedź jest tyko jedna: takiej granicy nie ma" - podkreśliła szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej.
Przyznała, że często bez pomocy z zewnątrz ludzie na terenach ogarniętych konfliktami zbrojnymi nie przeżyliby. "My niesiemy pomoc głównie w terenach zagrożonych. Gdybyśmy kierowali się rozsądkiem, trzeba byłoby powiedzieć «nie, to zbyt niebezpieczne». Praca w takich miejscach nie jest jakimś poświęcaniem się, tam są ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy" - powiedziała Ochojska. Przy okazji dodała, że wszystkie osoby wyjeżdżające z pomocą do krajów, w których toczy się wojna, są odpowiednio przeszkolone. "Zawsze współpracujemy z miejscowymi organizacjami i ludźmi, dzięki nim jesteśmy bezpieczni; tak było w Bośni, Czeczenii, Afganistanie, tak jest w Syrii. Ta metoda jest sprawdzona" - powiedziała.
Na pytanie, co ją pobudza do miłosierdzia, Ochojska odpowiedziała: "To, że jestem człowiekiem. Utwierdzam się w tym człowieczeństwie, pomagając tym, których życie jest zagrożone. Jak popadam w bezsilność, czuję, że tracę swoje człowieczeństwo. Każdy z nas ma duże możliwości, często ich nie wykorzystujemy, zamykając się we własnym świecie". Jednocześnie prelegentka zaznaczyła, że słowo "miłosierdzie" jest dla niej bardzo ważne, "choć jesteśmy świecką organizacją i naszych działań tak nie nazywamy. Ale to jest dokładnie to".
S. Małgorzata Chmielewska ze wspólnoty Chleb Życia mówiła z kolei o granicach społecznych w pomaganiu. Przyznała, że fundamentem bycia miłosiernym jest doświadczenie miłosierdzia. "Wszystko co mam - to, że nie lecą mi bomby na głowę, czy to, że nie urodziliśmy się w obozie dla uchodźców - nie jest moją zasługą, ale jest moim zadaniem" - podkreśliła. Przyznała, że "jeśli podejdziemy do życia w ten sposób, wówczas nie będzie problemu ubóstwa, zrozumiemy, że jesteśmy braćmi i siostrami". "Jeśli mój brat leży w tej chwili w błocie na granicy Macedonii albo wiem, że ktoś od dawna marzy o tym, żeby zjeść kotleta, to nie mogę mu nie pomóc, skoro jest moim bratem. Cały świat i wszyscy ludzie są moimi braćmi i siostrami" - powiedziała siostra.
Jej zdaniem granice dzielące bogatych i biednych przekraczamy przez spotkanie. "Boimy się wejścia w relacje, bo wiemy, że będzie nas ona kosztować. Jeśli nie potrafisz nawiązać relacji, to chociaż spójrz w oczy, gdy dajesz jałmużnę" - zachęcała. Podkreśliła, iż to relacja sprawia, że przestaje mi być wszystko jedno. Mocą chrztu możemy być współtwórcami zmartwychwstania człowieka. Relacja to przełamanie".
Według s. Chmielewskiej "pierwszą oznaką barier i granic jest język, jakim mówimy". W wyrażeniu "ci bezdomni", "ci uchodźcy" jest od razu klasyfikowanie. Natychmiast robimy podziały. A Chrystus przyszedł na świat, aby pojednać świat ze sobą i nam zlecił posługę jednania. Musimy zmienić język. Ludzie wykluczeni nie mieszczą się w naszych strukturach, a my tworzymy kolejne, by ich jakoś sklasyfikować. W takim myśleniu nie ma miejsca na spotkanie - podkreśliła mówczyni.
Wyraziła przekonanie, że czyniąc miłosierdzie, zyskujemy przede wszystkim wolność. "Wykraczamy poza granice własnego ja i własnego posiadania, jesteśmy świadkami zmartwychwstania. Tam, gdzie ludzie mogliby umrzeć z głodu, żyją; tam, gdzie człowiek jest już na dnie, po kilku miesiącach czy latach odzyskuje nadzieję i poczucie własnej godności. To oni są naszymi nauczycielami" - przyznała zakonnica.
O. Damian Cichy, konsultant Konferencji Episkopatu Polski ds. migrantów, przyznał, że w pomaganiu jesteśmy bardzo dalecy od ideałów, ale nie brakuje nam woli czynienia dobra. On sam 5 lat pracował w ogarniętych wojną Bośni i Chorwacji. Przyznał, że pomaganie na tych terenach wiele go nauczyło.
"Człowiek ma swoje preferencje, najłatwiej nam było służyć katolikom uchodzącym z Bośni, potem zaczęliśmy pomagać muzułmanom, zobaczyliśmy, że niewiele się od nas różnią. Później okazało się, że Serbowie też potrzebują pomocy, więc pomagaliśmy i im, trzeciej stronie konfliktu, ale pomagaliśmy wybiórczo. Wtedy zobaczyłem, że nasza pomoc jest ograniczona, nasze miłosierdzie jest wybiórcze" - powiedział.
Z kolei w Niemczech, gdzie pracował kilkanaście lat, pomaganie było sformalizowane i obliczone na pieniądz. "Od pięciu lat jestem w Polsce, myślałem, że tu ten problem nie istnieje, ale po 25 latach bycia na misjach nie poznaję mojej siostry, sąsiadów, natrafiam na mur niezrozumienia i wrednego języka" - przyznał zakonnik.
Zwrócił uwagę, że wśród najbliższych często spotyka się z niezrozumieniem, ostatnio zwłaszcza w sprawie uchodźców. "«To ty nam to barachło tutaj przywozisz» - powiedział mi bliski mi ksiądz. Opadają mi ręce. Nie mamy miłosierdzia dla potencjalnych imigrantów, ich tu jeszcze nie ma a my mamy już z nimi problem!" - powiedział werbista. Przyznał, że "Kościół powinien na kolanach i w popiele zrobić rachunek sumienia, dlaczego przez tyle lat wolności nie potrafił przygotować nas na przyjęcie gościa, troszkę innego, ale gościa".
Z kolei Janina Ochojska pytana o to, czy uchodźcy, którzy często nie są katolikami, mogą zagrozić naszej tożsamości, podkreśliła, że kontakty z ludźmi różnych wyznań i grup społecznych raczej pomogły jej pogłębić wiarę niż nią zachwiały. "Nie bójmy się tzw. «obcych», powinniśmy nacisnąć na nasze władze, by zgodziły się przyjąć uchodźców. To będzie wielki wstyd, jeśli do naszego kraju nikt nie przyjedzie" - powiedziała. Odpowiadając na obawy przed "innością" Ochojska przyznała, że jakiekolwiek zagrożenie by były, trzeba je nazwać, przedyskutować i umiejętnie się przed nimi obronić. "Miłość niesie za sobą ryzyko" - dodała ze swej strony s. Małgorzata Chmielewska. O. Cichy z kolei zaapelował o współpracę państwa i Kościoła w kwestii pomocy uchodźcom.
X Zjazd Gnieźnieński odbywa się od 11 do 13 marca w Gnieźnie pod hasłem "Europa nowych początków. Wyzwalająca moc chrześcijaństwa". W tegorocznym wydarzeniu bierze udział ok. 600 osób, w tym 60 prelegentów z 10 krajów, m.in. Prymas Polski abp Wojciech Polak, kardynałowie Kazimierz Nycz i Luis Antonio Tagle z Filipin, nuncjusz apostolski w Polsce abp Celestino Migliore, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp Światosław Szewczuk. W spotkaniu uczestniczył również prezydent Polski Andrzej Duda.
Trzydniowy międzynarodowy kongres jest pierwszym z ważnych wydarzeń w kalendarzu obchodów 1050. rocznicy Chrztu Polski. Wydarzenie ma charakter ekumeniczny. Uczestniczą w nim wyznawcy dziewięciu Kościołów chrześcijańskich, także przedstawiciele żydów i muzułmanów.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł