Kard. Nycz: Szansa, która się nie powtórzy
Jan Paweł II pozostawił Kościołowi Polsce spuściznę, którą koniecznie należy kontynuować - mówi kard. Kazimierz Nycz. Metropolita Warszawski odnosi się też do dyskusji o udzielaniu Komunii św. osobom żyjących w związkach niesakramentalnych, informuje o swych planach związanych z powołaniem do Papieskiej Rady ds. Kultury i mówi na czym polega specyfika ewangelizacji wielkich metropolii.
A oto pełen tekst rozmowy KAI z kard. Kazimierzem Nyczem:
Księże Kardynale, zbliża się kanonizacja Jana Pawła II. Co ona oznacza dla Kościoła powszechnego i dla Kościoła w Polsce?
Kard. Kazimierz Nycz: Jest to szansa dla nas, gdyż kanonizacja nie jest potrzebna papieżowi, ale przede wszystkim nam. Pamiętajmy, że jest to szansa, która się nie powtórzy. Każdy z nas musi zadać sobie pytanie: jak z tej szansy mogę skorzystać? Podoba mi się hasło propagowane z tej okazji przez krakowskie Centrum Jana Pawła II: "Jeśli chcesz iść do źródła, musisz iść pod prąd!". To zresztą cytat z Jana Pawła II.
Równie ważne jest to, co zrobimy po kanonizacji. Pracy duszpasterskiej powinno towarzyszyć hasło: "Wypłyń na głębię!". Papież uczynił je leitmotivem listu apostolskiego "Novo millennio ineunte" wprowadzającego nas w XXI wiek. Jest ono wciąż aktualne.
Odczytajmy też sens wspólnej kanonizacji papieży Jana Pawła II i Jana XXIII. Jest nim dziedzictwo Soboru Watykańskiego II - wciąż aktualne zadanie. Jan XXIII rozpoczął sobór, Paweł VI kontynuował go pomimo wielkich napięć, a Jan Paweł II wcielał w życie. Ponadto z kanonizacji Jana Pawła II - z całości jego życia i nauczania - można wydobyć bardzo ważne wątki, które Kościół w Polsce powinien kontynuować i rozwijać.
Jakie wśród nich uznaje Ksiądz Kardynał za najważniejsze?
- Po pierwsze intelektualny wymiar, jaki charakteryzował jego sposób bycia biskupem i papieżem. Karol Wojtyła był prawdziwym uczonym, intelektualistą i myślicielem. Nie odłożył tego na bok, kiedy został papieżem. Prowadził Kościół po głębi intelektualnej. Mało kto zdaje sobie sprawę, że encykliki, poczynając od "Redemptor hominis" (głęboko chrysto- i antropocentrycznej), wyrastały bezpośrednio z jego wcześniejszego dorobku intelektualnego.
Ten wymiar dziedzictwa Jana Pawła II jest istotny dziś, gdy przychodzi pokusa antyintelektualizmu, np. moda na prywatne objawienia. Wróćmy do fundamentu wiary i rozumu, abyśmy nie usłyszeli słów, które Pan Jezus powiedział faryzeuszom: "Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza" (Mt 39) - czyli Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Papież chciał, aby duszpasterze robili to, co on, gdy był duszpasterzem akademickim. Poza modlitwą i wypoczynkiem wprowadzał głębię refleksji na bardzo wysokim poziomie.
Drugi wymiar: spotkanie z kulturą. Karol Wojtyła nie tylko rozumiał intelektualistów i artystów, ale - jako artysta i człowiek teatru - był kimś głęboko osadzonym w ich środowisku. Doskonale rozumiał związek ewangelizacji z kulturą. Chodziło mu o ewangelizację kultury i o ewangelizację poprzez kulturę.
Trzecim wymiarem - z którym Kościół w Polsce się boryka - jest relacja między katolicyzmem masowym a elitarnym: nie w opozycji, ale w komplementarności. Wojtyła wątki te łączył i nie angażował się po żadnej ze stron. Widzieliśmy to podczas synodu krakowskiego, który zorganizował w latach 1972-1979. Dbał, by w zespołach studyjnych było ich ok. 400 - reprezentowane były wszystkie kościelne środowiska: parafialne, zakonne, inteligenckie oraz całkiem elitarne. Spotykając się z elitami, kładł nacisk na to, aby były to elity służby Kościołowi.
Czwarty wymiar: mistyka. Wojtyłę cechował głęboki związek ze św. Janem od Krzyża i duchowością karmelitańską. Nie był to przelotny zachwyt z młodości pod wpływem Jana Tyranowskiego czy spowodowany pracą nad doktoratem o tym świętym. Był to istotny rys jego duchowości. Niewiele zresztą brakowało, by jako młody człowiek zapukał do furty karmelitów w Wadowicach. Był mistykiem.
Podczas pielgrzymek do Polski denerwował się, gdy rano wchodziliśmy do kaplicy, przypominając, że nadszedł czas wyjazdu. A kiedy w czasie ostatniej pielgrzymki do Polski próbowałem oderwać go od modlitwy, mówiąc, że musimy udać się do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie też będzie czas na modlitwę, odpowiedział: "Zawsze tak mówicie, a potem okazuje się, że to nieprawda! ". To był cały Wojtyła.
Piąty wymiar: teologia. Przy swoim znakomitym wykształceniu filozoficznym Jan Paweł II był wybitnym teologiem. Jako bardzo mocno osadzony doktrynalnie papież, był on Kościołowi bardzo potrzebny w czasach posoborowego przełomu. Pamiętam, że kiedy wraz z Kongregacją ds. Duchowieństwa, do której przez lata należałem, udawałem się na papieskie apartamenty, zazwyczaj dyskutowaliśmy przy nim. Przysłuchiwał się, ale kiedy widział, że to potrzebne, zabierał głos i rzecz ustawiał na właściwych torach. Czuliśmy w nim Piotra, skałę, w której znajdowaliśmy oparcie.
Szósty wymiar: świeccy. Był papieżem współpracy ze świeckimi. Walczył z klerykalizmem, walczył o świeckich. Jeszcze jako biskup podkreślał, że cały Kościół musi być "ewangelizowany i ewangelizujący". Wiedział, że nie da się dokonać ewangelizacji świata bez aktywnej pomocy świeckich.
Siódmy: dialog, a właściwie wiele dialogów: wewnątrzkościelny, ekumeniczny, międzyreligijny oraz ze światem. Pojawiały się interpretacje, że papież idzie za daleko. Na przykład jeśli chodzi o spotkania religii w Asyżu. Dowodem, że Jan Paweł II miał rację, jest ewolucja, jaką przeszedł kard. Ratzinger. Najpierw był krytyczny, a jako papież wrócił do tej inicjatywy i ją kontynuował.
Wreszcie Janowi Pawłowi II zawdzięczamy wymiar duchowego rozliczenia się Kościoła ze swoją trudną historią. Ileż słów krytycznych padło na ten temat. Nie tylko z okazji rachunku sumienia Kościoła, ale wcześniej, kiedy przebaczył Ali Agcy. Swym formatem przerastał współczesnych. Był prekursorem.
A które z tych elementów spuścizny Jana Pawła II są najpilniejsze dziś dla Kościoła w Polsce? O jakich zapominamy, o na których winniśmy szczególnie się skupić w ewangelizacji społeczeństwa początków obecnego wieku?
- Na pierwszym miejscu postawiłbym uruchomienie świeckich w Kościele - ku ewangelizacji ad intra i ad extra. Druga sprawa to zbyt mała waga, jaką przywiązujemy do dialogu zarówno wewnątrzkościelnego, jak i zewnętrznego. Niezbędny jest Kościołowi dialog ze współczesnym światem, na wielu płaszczyznach: kulturowej i społecznej, nie wyłączając i polityki.
Kilka tygodni temu Ksiądz Kardynał uczestniczył w Konsystorzu. Był on poświęcony przygotowaniom do rzymskiego, październikowego synodu biskupów, który będzie skoncentrowany wokół rodziny. Jakimi głównie problemami zajmie się synod?
- Papież zadał kolegium kardynalskiemu wiele pytań: co ma zrobić Kościół dla rodziny wobec kryzysu, w jakim się znalazła? Istotne znaczenie miała też ankieta rozesłana do Kościoła na całym świecie. Wróciła do Watykanu i posłuży za materiał do przygotowania instrumentum laboris synodu. Została ona zaadresowana do parafii i świeckich, a nie jak dotąd wyłącznie do konferencji biskupich. To jest novum.
A czy w Polsce jej zasięg był równie szeroki? Jak to było w archidiecezji warszawskiej?
- Zobowiązałem księży dziekanów, aby poprosili o odpowiedź duszpasterskie rady parafialne. W oparciu o to powstała synteza diecezjalna. Do tego dołączyliśmy dwa aneksy: jeden autorstwa Duszpasterskiej Rady Diecezjalnej (składającej się głównie za świeckich), a drugi opracowany przez Instytut ds. Rodziny UKSW.
Powróćmy do Konsystorza. Odnosi się wrażenie, że dyskusję zdominowała kwestia udzielania Komunii św. parom niesakramentalnym, żyjących w ponownych związkach...
- Jest to mylne wrażenie, spowodowane przez media zainteresowane tylko tym tematem. Konsystorz poświęcony był trosce Kościoła o rodzinę. Mówiliśmy o sytuacji rodziny przeżywającej kryzys, o potrzebie pogłębienia rozumienia sakramentu małżeństwa - także w odniesieniu do tendencji próbujących rozszerzyć jej definicję na związki innego typu. Mówiliśmy też o różnych formach duszpasterstwa małżeństw, w tym rozwiedzionych, oraz duszpasterstwa dla małżonków w nowych związkach.
Istotny był wykład kard. Waltera Kaspera, później zresztą oficjalnie opublikowany. Zaprezentował on najpierw teologię małżeństwa w ujęciu historycznym, w tym m.in. pojmowanie nierozerwalności małżeństwa w różnych epokach. Omówił rodzaje duszpasterstwa Kościoła dla małżeństw, w tym duszpasterstwo osób rozwiedzionych, włącznie z duszpasterstwem par żyjących w nowych związkach. Kard. Kasper nawiązywał wielokrotnie do adhortacji Jana Pawła II "Familiaris consortio", która stanowi najważniejszy współczesny dokument Kościoła nt. rodziny. Jest tam też mowa, że osoby rozwiedzione, które weszły w ponowne związki, powinny być otaczane troską i miłosierdziem. Natomiast nowością były sformułowane przez kard. Kaspera pytania dotyczące możliwości udzielania im Komunii św. pod określonymi warunkami.
A czy Ksiądz Kardynał zechciałby się odnieść do tej sprawy, skoro wywołuje ona tyle emocji?
- Są tu dwie płaszczyzny: doktrynalna i duszpasterska. Kwestie doktrynalne są jasne i Kościół nie będzie ich zmieniać. Nasza dyskusja może dotyczyć wyłącznie płaszczyzny pastoralnej. W tym kontekście padały na Konsystorzu pytania: Czy nie próbujemy duszpasterstwa rozwiedzionych traktować głównie jako okazji do ich pedagogicznego dyscyplinowania? Czy jesteśmy na nich dość ewangelizacyjnie otwarci? Czy ludzie ci otrzymują od Kościoła wszystko, co powinni otrzymać?
KAI: Jakie decyzje w tej sprawie podejmie synod? Czego możemy się spodziewać?
- Zobaczymy. Sądzę, że kluczowe będą dwa kryteria: nie zmienia się doktryny Kościoła oraz że - jeśli nastąpią nowe rozwiązania - nie będą one powszechne. Mogą dotyczyć najwyżej ściśle określonych casusów, by pomóc konkretnemu człowiekowi w zrobieniu kroku dalej na drodze wiary. Dalej idących zmian się nie spodziewam. Naruszony zostałby fundament doktrynalny, a na to Kościół nie pójdzie. Dlatego chłodziłbym nadmierne i rozbuchane oczekiwania. Przyjdzie moment, kiedy papież będzie musiał się odnieść się do sporów oraz niejasności doktrynalnych. To nieuniknione, gdyż taka jest jego rola.
W marcu upłynęła pierwsza rocznica pontyfikatu Franciszka. Na ile pontyfikat ten jest wyzwaniem dla Kościoła i dla świata? W jakich sferach?
- Bardzo pozytywnie oceniam ten rok. Franciszek wnosi nowe i świeże doświadczenie. Mam pewien niepokój, czy my jako biskupi i księża dostatecznie wyczuwamy to, co ukazuje Franciszek. Czy potrafimy za nim nadążyć?
Odpowiada mi Franciszkowe, ewangeliczne i skuteczne wyjście Kościoła do świata. Czasem postępujemy wedle przedsoborowej dogmatyki. Tezy dogmatyczne czy katechetyczne przekazujemy innym, podpierając je Pismem Świętym. Tymczasem posoborowe traktowanie Biblii każe nam zaczynać od źródeł biblijnych i dopiero w ich świetle zmierzać ku sformułowaniom dogmatycznym. Zamiast pić wodę z kranu, lepiej iść do źródła!
Ukazuje to Franciszek. Wychodzi od źródła, głosi Ewangelię i to jest dla niego najważniejsze. Natomiast my ulegamy pokusie, by mówić w pierwszym rzędzie o problemach, jakimi żyje świat, a na drugim miejscu stawiać Ewangelię. Powinno być odwrotnie. Wówczas będziemy głosić nie "problemy i strachy", próbując łagodzić je Ewangelią, ale naświetlać słowem Bożym wszystko, co nas spotyka.
Jak Ksiądz Kardynał odniósłby się do podstawowego hasła adhortacji "Evangelii gaudium", którym jest postulat "duszpasterskiego, pastoralnego nawrócenia Kościoła"?
- Franciszek patrzy z wiarą na dzieło zbawcze Chrystusa. Wie, że skierowane zostało ono do wszystkich. Dlatego mówi o duszpasterskim i misyjnym nawróceniu. Nam często wydaje się, że Pan Jezus umarł na krzyżu po to, aby zbawić najbardziej wiernych, a reszta niech sobie radzi sama. Tymczasem zbawienie - dokonane przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie - jest dla wszystkich. Naszym zadaniem jest głosić Ewangelię wszystkim. Bo jeśli głosimy tylko tym, których mamy w świątyni, a liczymy, że inni przyjdą, to głęboko się mylimy. Ku ludziom trzeba wyjść, a Kościół musi być w drodze. Dlatego nawrócenie pastoralne jest niezbędne. I o tym nieustannie przypomina Franciszek.
Moi klerycy w Warszawie w każdy piątek mają 2-godzinne nabożeństwo adoracji krzyża. Potem idą na Krakowskie Przedmieście, by ewangelizować. Na tym właśnie polega nowa ewangelizacja. Jest to radość spotkania człowieka z jego problemami i wątpliwościami. Nie od razu uda się go przyprowadzić do kościoła. Warto jednak nawiązać kontakt, postawić parę pytań i przekazać kerygmat - tę podstawową prawdę, że Jezus jest dla mnie szansą i Zbawicielem.
W obecnej sytuacji Kościół musi znacznie bardziej wyjść na zewnątrz. Papież mówi o potrzebie wyjścia na ludzkie, egzystencjalne peryferie. Jest to absolutnie niezbędne zwłaszcza w dużych miastach i rejonach silnie narażonych na sekularyzację. Nie zapominajmy, że w Warszawie, Łodzi czy w północno-zachodniej Polsce do kościoła przychodzi co czwarty mieszkaniec parafii. Większość - której tam nie ma - uzasadnia potrzebę "nawrócenia misyjnego".
Na ostatnim zebraniu plenarnym KEP został wybrany jej nowy przewodniczący i zastępca. Czy można powiedzieć, że idzie nowe?
- Myślę, że tak. Jestem zadowolony z tej wyborczej konferencji. Były obawy, że dokona się tam ostra konfrontacja pomiędzy frakcjami w łonie Episkopatu. Nic takiego się nie stało.
Czy to znaczy, że w Episkopacie nie ma różniących się frakcji?
- Prowokujące pytanie. Odpowiem, że atmosfera w Konferencji Episkopatu zmienia się. Wiele wnoszą młodzi biskupi, mianowani w ostatnich 3 latach. Zostali oni ukształtowani w wolnej Polsce. My, starsi, ukształtowaliśmy się pod wpływem modelu Kościoła, który pozostawał w opozycji czarno-czerwonej. Ktoś, kto zostaje biskupem w 2012 r., mając lat 45, już tego nie pamięta. Formował się pod wpływem Jana Pawła II.
A czy Ksiądz Kardynał nie obawia się takich nurtów katolicyzmu, które odgradzają się od świata i potępiają wszystko co jest na zewnątrz?
- Dlatego tak wiele mówię o potrzebie otwarcia się na świat i wyjścia ku niemu. W historii Kościoła były nurty, które chciały zamknąć Kościół dla siebie, by się czuć bezpiecznie. Jest to w opozycji do tego, co mówi Franciszek. Warto przytoczyć jego stwierdzenie: "Wolę Kościół pobrudzony, ale ewangelizujący". Albo to, że Kościół musi być rodzajem szpitala polowego w świecie.
Kościół ze swej natury musi być duszpastersko i misyjnie otwarty. Natomiast pojęcie Kościoła otwartego powinniśmy dobrze przemyśleć. Ci, co najgłośniej mówią o otwartości Kościoła, często go zamykają. Dla mnie Kościół - nawiązując do obrazu Wieczernika po zesłaniu Ducha Świętego - powinien mieć okna i drzwi otwarte. Powinien być miejscem, gdzie przychodzimy się modlić, umacniać, po to, by nieść światu Ewangelię. Ale może być i tak, że na chwilę okna trzeba przymknąć, by śmiecie, jakie świat produkuje, nie wpadły do środka - lecz pozostały poza obrębem Kościoła.
Ksiądz Kardynał od siedmiu lat jest metropolitą warszawskim. Czym różni się specyfika tej diecezji od tych, którymi wcześniej Ksiądz kierował? Jakie są główne wyzwania największej polskiej metropolii?
- Nie chciałbym porównywać Warszawy z Krakowem czy Koszalinem. Katolicyzm w Polsce jest zróżnicowany. Specyfika tamtych diecezji jest inna. Nie dziwię się biskupom z południa, skoro mają dominicantes na poziomie 70 proc., trudniej jest im zrozumieć Warszawę i problemy innych zsekularyzowanych regionów - także i termin "nawrócenia pastoralnego".
Duszpasterstwo aglomeracji takiej jak warszawska napotyka na liczne problemy. Ale jednocześnie mamy potężną reprezentację ruchów i wspólnot katolickich. Są one dużym oparciem. Zachęcam, aby ich doświadczenia przenieść na grunt życia parafialnego. Parafia musi być zwornikiem, miejscem spotkania wielu działań i wymiany doświadczeń.
Warszawa stawia przed jej biskupem także specyficzne wyzwania związane ze stołecznością miasta. Są tu siedziby mediów ogólnopolskich - potrzebna jest otwartość wobec nich. Stolica ma rozbudowany świat kultury i polityki oraz najwięcej uczelni.
Ksiądz Kardynał mówi nieustannie o potrzebie nowej ewangelizacji. Jak jest realizowana w warunkach warszawskich?
- Nową ewangelizację uznaję za priorytet. Dokonuje się ona zarówno w formie ulicznych ewangelizacji prowadzonych przez ruchy i wspólnoty, jak i podczas rekolekcji ewangelizacyjnych i innych działań. W każdym dużym mieście duszpasterstwo podstawowe powinno być wspomagane przez grupy apostolskie, zdolne ewangelizować. Chodzi o to, aby nie tylko formować siebie, lecz także równocześnie wyjść ku innym. Nie ma ewangelizacji w pojedynkę, dlatego Pan Jezus posyłał uczniów po dwóch. Jeśli chcemy kogoś przyprowadzić do Kościoła, niezbędna jest wspólnota. Wspólnota, która czeka na niego i w której on poczuje, że jest przyjęty.
Specyfiką Warszawy jest duża liczba studentów: 300 tys. Studiują na 14 wyższych państwowych uczelniach, nie licząc prywatnych na bardzo dobrym poziomie. Żywa jest nasza współpraca z uczelniami. Obecność Kościoła na uczelniach to nie tylko duszpasterstwo akademickie, lecz także praca wielu katolickich organizacji. Organizacje te, np. Soli Deo, wiele wnoszą w przestrzeń uniwersytetów. Z kolei z rektorami uczelni często spotykam się na debatach. Dyskutujemy o wartościach, etyce i aksjologii.
Eminencja jest od 29 marca członkiem Papieskiej ds. Rady Kultury. Jak tę nową rolę postrzega?
- Kościół nie powinien tworzyć getta w świecie kultury. Naszym zadaniem nie jest budowanie odrębnej katolickiej kultury, w odróżnieniu od tej złej, jaka nas otacza. Katolik, Kościół jako wspólnota powinien być obecny w kulturze i starać się ją zmieniać, niejako od środka. Inaczej zostaniemy zamknięci w getcie. Mam nadzieję, że uczestnicząc w sesjach Papieskiej ds. Rady Kultury, będę mógł się wiele nauczyć od ludzi w niej zasiadających, zwłaszcza od świeckich konsultorów.
W jaki sposób obecność Księdza kardynała w Papieskiej ds. Radzie Kultury będzie się przekładać na jego działania w Warszawie?
- W bliskiej współpracy z Papieską Radą ds. Kultury został zorganizowany jesienią ub.r. "Dziedziniec dialogu". Będą kontynuowane debaty, które są jego owocem. Chcemy teraz poważniej i głębiej potraktować dialog wierzących i niewierzących. Nie tylko po stronie panelistów, lecz także publiczności. To kolejne wielkie wyzwanie.
Skomentuj artykuł