A może przestać oglądać się na innych i zrobić pierwszy krok?

Kapłani na beatyfikacji ks. Michała Rapacza - fot. www.flickr.com/photos/episkopatnews/53791569332/

Kilkuset księży w całej Polsce lad moment zmieni miejsce zamieszkania. Kolejne diecezje ogłaszają tzw. translokaty. Jedni się z tych przeprowadzek cieszą, inni niespecjalnie. Niektórzy przenosiny traktują jako nagrodę, możliwość stawienia czoła nowym wyzwaniom. Inni widzą w nich karę, bo się przyzwyczaili do miejsca lub zwyczajnie im się nie chce. Podobne odczucia występują także po stronie wiernych. Dla jednych przeniesienie księdza na inną parafię to błogosławieństwo, „bo trudno było się z nim dogadać”, „bo był pazerny na pieniądze”, inni płaczą i rwą włosy z głowy, bo „biskup zabiera takiego fajnego człowieka” i nie wiadomo jaki będzie ten jego następca.

Translokaty są oczywiście pilnie śledzone przez samych księży. Analizowane są na wszelkie możliwe sposoby. Jeden zatem „dostał dobrą parafię, bo kumpluje się z biskupem”, innego proboszcza wysłali gdzieś na prowincję, bo „się stawiał” albo przynosił do kurii „za cienkie koperty”, albo „coś narozrabiał” i trzeba go schować. Także media mają pożywkę. A to w Krakowie biskup na chwilę przed emeryturą poobsadzał co lepsze placówki swoimi ludźmi, a z kolei w Warszawie sekretarz – także lada moment odchodzącego na emeryturę biskupa – został rektorem seminarium misyjnego.

Korporacyjny układ w modelowym wydaniu. Nagrody dostają ci, którzy są blisko i potrafią się podlizać lub na kogoś donieść. Na gorszych posadach lądują ci, którzy mają swoje zdanie i nie boją się go wypowiadać. A przecież Kościół ma strukturę hierarchiczną i są tacy, którzy powinni siedzieć cicho. Przyznam, że i ja często łapię się na takim właśnie postrzeganiu dorocznych zmian w parafiach, urzędach kurialnych czy ogólnokościelnych. Faktem bowiem jest, że za zmianami często stoją osobiste sympatie czy antypatie. Nie da się temu zaprzeczyć.

DEON.PL POLECA

Ale... zaraz potem patrzę wstecz i widzę, że gdyby nie te zmiany – czasem nawet powodowane tym, o czym było wyżej – to nie miałbym szans na poznanie wielu wspaniałych duszpasterzy, z którymi do dziś utrzymuję serdeczne kontakty, i którzy w jakimś stopniu nauczyli mnie „czytania” Kościoła. Nie miałbym szansy dostrzeżenia zła w szeregach kapłańskich – bo i kapłanów przemocowych, a także łamiących celibat (na szczęście w pewnym momencie odwiesili sutanny na wieszak i odeszli) – w życiu spotkałem. Nie miałbym szansy zobaczyć kilku upadków i powrotów. Nie postrzegałbym Kościoła jako wspólnoty, która idzie razem.

Widzę zatem w tych corocznych przenosinach ogromną szansę dla księży i dla nas wiernych. Wzajemnego ubogacania się, odkrywania czegoś nowego. Kilka miesięcy temu w liście do księży archidiecezji katowickiej abp Adrian Galbas pisał: „Nie oszukujmy się, do gromady ludzi nieustannie zmęczonych i zmanierowanych nikt nie przyjdzie! Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą, a nieprzekonani nikogo nie przekonają!”. I trudno się z tym nie zgadzać. Zamknięty na plebani i wyizolowany ksiądz niespecjalnie jest komuś potrzebny. Taki kapłan to tylko swoisty usługodawca. I nic więcej.

Niemniej piłka jest także po naszej stronie. To my świeccy winniśmy się z księżmi zaprzyjaźniać, wyciągać ich z izolacji. Rozmawiać. Pochwalić, wytknąć błąd. Pokazywać im jak wygląda realny świat. Jeśli tego nie zobaczą, to ich pouczanie będzie funta kłaków warte, a my ciągle będziemy mówili, że niczego nie rozumieją, nie pojmują, itd. Niestety, bardzo często obie strony nie bardzo chcą wykonać pierwszy krok. Bo nie wypada, by ksiądz chodził z parafianami do kawiarni, czy do kina. Bo zaraz będą nam wszyscy wypominać, że przyjaźnimy się z proboszczem. Bo to nie ma sensu rozmawiać z parafianami o problemach finansowych i wspólnie szukać rozwiązań, bo przecież zaraz powiedzą, że tylko kasa i kasa. Bo to, bo tamto… A gdyby tak przestać oglądać się na innych?

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

A może przestać oglądać się na innych i zrobić pierwszy krok?
Komentarze (13)
WG
~Witold Gedymin
23 czerwca 2024, 20:44
niestety translokaty nie obejmują biskupów
KK
~Kazimierz Kmieć
23 czerwca 2024, 08:00
Znajomy wikary powiedział mi, że ludzie w swojej ignorancji litują się i użalają nad biednymi księżmi, których przenoszą, a dla księdza jest to fajne doświadczenie. Nowe miejsce, nowi ludzie, można zacząć od zera z czystą kartą. Niejeden facet by tak chciał - zostawić za sobą to, co było i zacząć wszystko od nowa. Ale nie mają takiej możliwości, a ksiądz ją ma.
KK
~Kriss Kowal
24 czerwca 2024, 22:24
To zostań księdzem lub daj syna albo wnuka do seminarium.
ZL
~Zenon Lubelski
25 czerwca 2024, 18:46
Jeśli miałbym taką możliwość że zostawiam rodzinę, żonę, dzieci, problemy, długi, niepozałatwiane sprawy w jednym miejscu, a idę w inne i zaczynam od zera, z carte blanche w ręce, obdarzony kredytem zaufania, niczym się nie przejmując - to jak najbardziej.
MD
~Marcin Drozd
22 czerwca 2024, 22:01
Przenoszenie ludzi jak mebli.. wieczna tułaczka i przeprowadzki... Latanie po urzędach. A wiadomo że to ustawki proboszcza z kurią oraz decyzje wynikające z wpływowych układów... Często straszy się księży że ich się przeniesie, że pożegnamy się w czerwcu. Najgorsze z możliwych działań. Straszyć człowieka przeniesieniem... Karać go tym... W efekcie będzie ksiądz - niewolnik.
EM
~Ewa Maj
22 czerwca 2024, 15:53
A jednak przenosiny to zazwyczaj zerwanie relacji księdza ze świeckimi z parafii, z której odchodzi. Sytuacja, o której jest mowa w artykule, że relacje trwają mimo przenosin księdza to rzadkość nad rzadkościami. Przenosiny zrywają relacje. Kiedyś się mówiło, że po to też one są, bo ksiądz ma się nie przywiązywać i wierni też mają się nie przywiązywać. Dziś to już źle brzmi, bo przebija się powoli do naszej świadomości, że Kościół relacjami stoi.
DP
~Don Pedro
23 czerwca 2024, 09:00
Ale to pasuje przede wszystkim świeckim. Pewien kapłan, gdy zmieniał parafię, telefonował do chorych, których odwiedzał, aby poinformować o tym i się pożegnać. Któregoś razu nie zrobił tego. I... żadnego odzewu ze strony tych, do których co miesiąc przychodził. Telefon kapłana był znany.
JY
~John Yossarian
22 czerwca 2024, 12:56
"Wzajemne ubogacanie się" Gratuluję Redaktorze! Jużeś przesiąkł tą nowomową kurialną.
JH
~Jędrek Hinc
22 czerwca 2024, 09:54
A może Pan Redaktor zostałby stałym diakonem?
AM
~Adam Mokracki
21 czerwca 2024, 20:44
Przenoszenie powinno mieć miejsce ale przede wszystkim dla księży, którzy się nie sprawdzili w swojej posłudze np. jako proboszcz czy wikary. Przenoszeni powinni być też młodzi księża, żeby poznać różnorakość ludzi, którym niosą posługę duszpasterską. Ale przenoszenie 'starych' (nie emerytów) proboszczów czy przenoszenie za 'nie lubienie' uwłacza kościelnej hierarchii. Nie o to chodzi w duszpasterstwie.
PR
~Ppp Rrr
22 czerwca 2024, 11:45
Popieram. Translokacje powinny być robione w sensowny sposób, w porozumieniu z zainteresowanym i wiernymi - a nie z automatu, bo trzeba. A co do "pokazywaniu księżom, jak wygląda życie" - likwidacja celibatu rozwiązuje ten problem. Pozdrawiam.
HZ
~Hanys Z Namyslowa
21 czerwca 2024, 20:17
Nigdy nie mialem wikarego w parafi, wszystko „zalatwil“ ks.probosz, mial dwa koscioly,trzy wioski,wszystko zdarzylo zalatwic,nie mial czasu na uboczne sprawy.
DP
~Don Pedro
21 czerwca 2024, 19:45
Przemądrzałe banialuki po raz kolejny. A plebanii piszemy przez dwa ii.