Aborcja. Egzamin, który oblali mężczyźni

Konrad Kruczkowski

Problem przerywania ciąży oraz sposób w jaki rozmawiamy o aborcji, obnażają głęboki kryzys męskości. Zrzucamy odpowiedzialność na kobiety, taką czy inną ideologię, albo system. Płoną stosy. Ale to mężczyzn charakteryzuje krzywdząca bierność - efekt wybuchowej mieszanki strachu i egoizmu.

W sporze o aborcję, który z końcem minionego roku z impetem wrócił na usta mainstreamu, padło wiele argumentów. Choć prostą odpowiedzią na większość z nich może być i jest wspierająca obecność mężczyzn, zaangażowanie ojców, to z jakiegoś powodu boimy się tej perspektywy.

Znów się pogubiliśmy: wyposażeni w krzyk, nienawiść i potępienie, idziemy na sprawiedliwą wojnę. Zapominamy, że pierwsza linia tego frontu przebiega przez nasze własne domy: nie ma bardziej fundamentalnego aktu w obronie życia, niż bycie oddanym rodzicem. Każda manifestacja kiedyś się kończy, a najlepsze nawet rozwiązania prawne, można ominąć lub złamać.

Początek życia

Obrona tych, którzy nie potrafią bronić się sami, to imperatyw nie budzący kontrowersji tak długo, jak długo nie zaczynamy mówić o nienarodzonych. Środowiska Pro-Choice reagują alergicznie za każdym razem, kiedy mówimy o rozwijającym się w łonie mamy, nowym człowieku. Ale ta nomenklatura nie jest manipulacją, tu nie chodzi o uwrażliwianie sumień (a już na pewno nie w pierwszej kolejności).

Zanim więc przyjdzie mi porozstawiać po kątach męską część widowni, pozwólcie uporządkować to, co podstawowe. To ważne.

Każde kryterium "bycia człowiekiem" inne, niż poczęcie, niesie ryzyko wyrządzenia nieodwracalnej krzywdy innym. Warto o tym mówić na spokojnie, zwłaszcza wtedy, kiedy w przestrzeni publicznej próbujemy zredukować początek życia wyłącznie do biologii (zygota, splot komórek, etc.). Zazwyczaj pojawiają się trzy argumenty: w pierwszej fazie istnienia nie możemy mówić o świadomości samego siebie, nie odczuwamy bólu, i nie potrafimy funkcjonować poza organizmami naszych mam.

To z tej puli korzystał Richard Dawkins, kiedy wykazywał, że świnie posiadają więcej cech ludzkich, niż dzieci będące po drugiej stronie brzucha. Samo stwierdzenie tego guru naiwnego ateizmu każe zastanowić się, w jak chorym punkcie dyskusji o życiu się znaleźliśmy. Ten sposób myślenia musi prowadzić do wielu ludzkich dramatów.

Świadomości własnego "ja" nie posiadają dzieci już po narodzinach, ponieważ ta kształtuje się w pierwszym okresie życia. Stąd zdziwienie niemowląt, kiedy widzą swoje odbicie w lustrze. A więc w tym wypadku aborcja powinna być dopuszczalna przed porodem, ale i po nim.

Więcej, jeśli przyjmiemy takie kryterium człowieczeństwa, to konsekwentnie musimy zgodzić się na dowolne odbieranie życia tym, którzy nie posiadają samoświadomość w rezultacie zaburzeń psychicznych, albo znajdują się pod wpływem środków psychoaktywnych (ergo: na chwilę przestają być ludźmi).

Ból potrafimy uśmierzać i zredukować niemal do zera. Przyjmując linię argumentów, które na stole stawia Dawkins, warto zastanowić się nad dalszym życiem tych, którym w szpitalach podajemy morfinę. Przestają być ludźmi tylko dlatego, że nie odczuwają fizycznego cierpienia? Bardzo niebezpiecznie zbliżamy się do granicy totalnego absurdu.

Dziecko nabiera zdolność życia poza organizmem mamy już w 25 tygodniu; medycyna zna przypadki utrzymania przy życiu młodszych istnień. To kryterium można rozciągać szerzej, na ludzi chorych, których; ofiary wypadków tymczasowo żyjące dzięki wsparciu respiratorów i chemii. Ale wystarczającym dowodem na niedorzeczność tego kryterium jest fakt, że w 12 tygodniu życia mojej córki, na ekranie USG, mogłem zobaczyć jej rączki, nóżki i to, jak przewraca się z boku na bok, jak reaguje na nacisk na brzuch.

Nieludzka jest próba twierdzenia, że to jeszcze nie był człowiek. To zawsze spotka się z moim radykalnym sprzeciwem.

Celowo nie powołuje się na żaden argument związany tak z nauczaniem Kościoła, jak i chrześcijaństwem w ogóle. Nie trzeba wiary w Boga, ani religijnej przynależności, aby zobaczyć, że przyjmowanie kryteriów tego, kiedy "zaczyna się człowiek" jest więcej niż ryzykowne. Zresztą, dzisiaj przyjęte kryteria, z łatwością zmienimy w przyszłości. Skoro zrobiliśmy to raz, kto nam zabroni?

Ciąża, kobieta i my, mężczyźni

Bardzo prosto wykazać powód dla którego należy chronić życie od poczęcia. W teorii wszystko się zgadza. Ale rzeczywistość dodaje swoich odcieni do tego, co tak łatwo przyjmuje papier.

Jeśli już mamy kierować akt oskarżenia wobec tych, którzy podejmują się przerwania ciąży, to w pierwszym szeregu ponury kwit wyrzutów powinien trafić w ręce mężczyzn. Zawsze kiedy pojawia się sytuacja tak trudna, że kobieta rozważa aborcję, powinniśmy zapytać: gdzie jest tata tego dziecka, brat tej dziewczyny, jej ojciec, przyjaciele? Jeśli umyłeś ręce, bierzesz na siebie odpowiedzialność tak za to, co spotyka to maleństwo, jak za i dramat jego mamy.

Ciąża i poród to trudne, wyczerpujące psychicznie i fizycznie doświadczenie. Towarzyszyłem mojej żonie od samego początku, bo od samego początku uznałem, że ciąża nie jest tylko i wyłącznie jej sprawą. Nie w tym sensie, że mogę jej cokolwiek nakazać, albo czegoś zabronić; to miałoby więcej wspólnego z tyranią, niż opartym na zaufaniu związkiem.

Jeśli jednak - jak starałem się  pokazać we wstępie - uznaje, że pod jej sercem, od samego początku żyje mały człowiek, moja córka lub mój syn, to znaczy, że jestem ojcem już teraz. Nie za dziewięć miesięcy. A to obliguję do odpowiedzialności totalnej.

Kiedy przedstawiam tę perspektywę swoim znajomym, słyszę czasami w odpowiedzi irytujące "jeszcze tego tak nie czuję" i mam ochotę użyć argumentów dalece niechrześcijańskich. Po to Bóg (a jeśli w Niego nie wierzysz, to matka natura) obdarzył nas rozumem, żeby z niego korzystać, a od czasu do czasu stanąć poza ograniczeniem własnych emocji.

Towarzyszyłem swojej żonie w szkole rodzenia, przejąłem lwią część obowiązków w domu. Aby być obok, zrezygnowałem z wielu swoich aktywność i ograniczyłem do niezbędnego minimum pracę zawodową. Z perspektywy czasu nie potrzebowałem tego aż tak bardzo, ale wiem, że potrzebowała tego moja żona.

Pod koniec ciąży wiązałem jej buty, pomagałem zdjąć skarpetki, poprawiałem w nocy kołdrę. Byłem. Wierzę i wiem, bo Kamila często się tym dzieli, że ciąża choć wspaniała, to bardzo trudna - przez wszystkie te proste i małe rzeczy - była łatwiejsza do udźwignięcia.

Na tydzień przed porodem, kiedy pojawiły się komplikacje, trafiliśmy na oddział patologii ciąży. W sali z czterema kobietami, w skrzydle z kilkunastoma innymi. Baliśmy się, więc byłem z żoną przez cały czas: przynosiłem zakupy, prowadziłem ją do łazienki, rozmawiałem z lekarzami, patrzyłem na ręce niefrasobliwej obsługi. Wracałem do domu krótko na noc, choć personel szpitala wiedział, że godziny odwiedzin mnie nie obowiązują. Nie byłem tam, żeby żony pilnować, jest dorosłą, mądrą kobietą. Byłem tam, żeby być pomocnym.

Doskonale rozumiem, że przez obowiązki zawodowe, nie każdy mąż i tata może sobie na to pozwolić. Ale przez te kilka dni widziałem dziesiątki odwiedzin mam, sióstr, przyjaciółek i bardzo, bardzo mało wizyt innych mężczyzn. A jeśli już, to na kilka chwil, formalnie. To było przykre doświadczenie.

Dzisiaj jestem ze swoimi dziewczynami tak często, jak to tylko możliwe, i tak długo, jak trzeba. To nie jest trudne, bo jestem w nich nierozumnie zakochany.  Wiem jak pierwsze tygodnie były trudne dla mojej żony. Wyczerpany, dochodzący do siebie organizm, niedobór snu, brak doświadczenia i problemy z karmieniem, presja i oczekiwania wszystkich wokół. To doświadczenia, które potrafią przyćmić największą otwartość na życie i głęboki, macierzyński instynkt.

I to jest miejsce, gdzie powinien pojawić się mężczyzna. Odgrodzić dom od świata, bo to nasza enklawa i nasze chwile; pozwolić żonie złapać oddech i okazać cień wyrozumiałości. Patrzę na nasze skromne doświadczenia, i kobiety, które wychowują dzieci samotnie, muszę traktować jak bohaterki, którym żaden mężczyzna nie jest w stanie dorównać.

W końcu jest miejsce na męską aktywność wtedy, kiedy kobieta potrzebuje zająć się swoją częścią życia, swoją pracą, rozwojem, marzeniami. Jeśli rezerwujesz to dla siebie, jesteś egoistą. Tyle i aż tyle.

Nie jestem dumny. Piszę o tym nie po to, aby pokazać swoją wartość na tle innych. Jest wielu dobrych, oddanych mężczyzn. Pewnie tysiące lepszy niż ja. Ale tak długo, jak będące w ciąży kobiety pozostają same; tak długo jak umywamy ręce od prostej obecności, nie mamy prawa do sądu nad tymi, które nie dają sobie w tym wszystkim rady. To nie znaczy, że aborcja powinna być dopuszczalna, to nawet nie jest okoliczność łagodząca, ale ocenę powinniśmy zacząć od siebie.

Co dalej?

Kilka dni temu rozmawiałem z kolegą, który jest ojcem nieco bardziej doświadczonym. Szykują się na przyjęcie drugiego dziecka. Kuba podzielił się tym, co powiedziała jego żona: chcę urodzić tego chłopca, bo okazałeś wsparcie przy pierwszym.

Z Kamilą zastanawiamy się jak nazwać kolejne z naszych dzieci. Śmiejemy się i spieramy o imiona. Ignacy rywalizuje z Mikołajem. Dzieje się tak po trzech nieprzespanych z rzędu nocach, kiedy muszę zrezygnować z intratnego zlecenia, albo odłożyć na bok pisanie książki.

Bycie mężem i ojcem zaangażowanym, tak zwyczajnie obecnym, jest fundamentalnym aktem w obronie życia. Ucieczka od odpowiedzialności za to, co się stworzyło, jest tchórzliwą zdradą męskiej tożsamości, bo to w nią trwale wpisane jest ojcostwo. Wszystko inne jest komentarzem, często niezbędnym, ale zawsze wtórnym.

Konrad Kruczkowski - mąż i tata, niedoszły teolog zawodowo związany z branżą nowych mediów; Tekst pierwotnie ukazał się na jego blogu haloziemia.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Aborcja. Egzamin, który oblali mężczyźni
Komentarze (43)
.
.
9 stycznia 2014, 09:02
Niestety kampania społeczna - ciąza to sprawa kobiety - bardzo źle wpływa na społecznie pojmowaną odpowiedzialnośc mężczyzn za swoje czyny w dziedzine seksualności. Rzeczywiście, najlepszym dowodem jest fakt, ze nie zdażają się już zbrodnie jak dawniej, kiedy mężczyżni mordowali swoje kochanki, tylko po to, aby ich ciąża nie wyszła na jaw. Iluzja tzw. bezpiecznego seksu, iluzja hasla "ciąża to sprawa kobiety" wymaga jasnej, czytelnej i jednoznacznej edukacji społecznej, a nie pisania, jakim sie jest doskonałym mężem i ojcem. Oj bardzo coś boli niektórych mężczyzn, że jakiś inny facet jest w stanie być dobrym mężem i ojcem :-).
A
AP
9 stycznia 2014, 04:42
<a href="http://www.ibtimes.com/family-marlise-munoz-angry-brain-dead-mother-life-support-after-texas-hospital-discovers-she-1532834#.Us3v-yqZr7k">LINK</a>
8 stycznia 2014, 16:20
Fajnie się patrzy na filmy, w których idealny ojciec zmienia pieluchy, dba o dziecko, żonę etc. Jednak mężczyźni nigdy wcześniej nie zajmowali się tak dziećmi, jak się od nich tego wymaga współcześnie. Męzczyzna nawet nie mógł być przy porodzie, a dziecko przejmował dopiero w dużo późniejszym wieku. Wcześniej jakby te dzieci były mgłą. Nie oczekujmy od mężczyzn, że z powietrza nauczyli się tego, co potrzeba dziś. Kto ich miał tego nauczyć? A co oferuje współczesna cywilizacja? Męskość zostaje zamknięta w... braveranie... Albo wykastrowanie mężczyzny na metroseksualnego, spędzającego więcej czasu przed lustrem, niż niejedna kobieta. Gdzie jest wzorzec właściwego mężczyzny? Jakie jest najlepsze lekarstwo na to, żeby mężczyźni, pozostając mężczyznami, zaczęli w odpowiedni sposób współuczestniczyć w życiu rodzinnym, od poczęcia dziecka? Ja uważam, że przyjęcie Jezusa Chrystusa jako Pana swego życia i pozwalanie Mu na przemianę siebie całego. Tylko wtedy parodia mężczyzny w ten przechył, czy w ten, jest w stanie przemieniać się w mężczyznę Bożego, takiego właśnie, jakim Bóg chce, żeby był. Co wyeliminowałoby przy okazji wiele innych problemów.
8 stycznia 2014, 14:47
@Iwona - grzesznikami jesteśmy niejako z urodzenia. Ale nie oznacza to, iż musimy grzeszyć, a juz nie oznacza to, iż musimy grzeszyć śmiertelnie. Grzech jest samodzielnym wyborem czlowieka polegajacy na odrzucaniu Boga, aż do calkowitego zerwania więzi (grzech śmiertelny). Spowiedź przywraca te więź, Eucharystia ja umacnia, tak wiec masz wszystko, co potrzebne aby nie grzeszyć. Ale jezeli ktoś to świadomie odrzuca, bo ma takie prawo.
8 stycznia 2014, 14:40
Mężczyzna co do zasady odpowiada za dziecko od momentu poczecia. I jest współwinny aborcji, choć oczywiścia inna jest wina, gdy namawia, czy zmusza do aborcji, a inna, gdy "tylko" nie interesuje się kobietą, z którą odbył przypadkowy stosunek. Niestety kampania społeczna - ciąza to sprawa kobiety - bardzo źle wpływa na społecznie pojmowaną odpowiedzialnośc mężczyzn za swoje czyny w dziedzine seksualności. Autorze, chwalebne jest Twoje postępowanie, ale opisywanie swojego życia ma się nijak do potrzeby jasnego przekazu odpowiedzialnosci za aborcję przez mężczyzn. Iluzja tzw. bezpiecznego seksu, iluzja hasla "ciąża to sprawa kobiety" wymaga jasnej, czytelnej i jednoznacznej edukacji społecznej, a nie pisania, jakim sie jest doskonałym mężem i ojcem.
M
Magdalena
8 stycznia 2014, 14:24
Do ~Iwony, W tym rzecz, że gdybyśmy należeli do Jezusa na Krzyżu, to egzaminu z miłości byśmy nie oblewali, bo to byłoby niemożliwe…Ale każdy, kto wie o planowanej zbrodni, a nie przeciwdziała, jest za nią współodpowiedzialny. ... Czy uważasz, że taka osoba już nie grzeszy, bo należy do Jezusa? Chyba to zbytnie uproszczenie. Myślę, że grzesznikami pozostajemy aż do śmierci. Po co byłby zatem nam sakrament pokuty i pojednania? Po co Eucharystia? Właśnie po to, żebym ja grzesznica mimo wszystko trwała w Jezusie i te więź odnawiala i żeby mnie to prowdziło do wzrostu w miłości. Co do odpowiedzialnosci, to mysle, ze istnieje odpowiedizlaność indywidualna (matki, ojca, lekarza, osob, które wiedzą) a takze spoleczna - zgoda spoleczna na pewien stan rzeczy, ktory zło toleruje, przymyka na nie oczy. ...Gdy jesteś w stanie łaski uświęcającej trwasz w Chrystusie, jeśli nie, to nie.
I
Iwona
8 stycznia 2014, 14:06
Nie zmienia to jednak faktu, że do aborcji niezbędna jest zgoda matki (a nie ojca) i to ona decyduje się na zabicie swojego dziecka. Może nazwijmy to po imieniu: dziecko morduje jego matka, a jego ojciec jej w tym nie przeszkadza. Za mocne? Nie, nie za mocne - trzeźwe. ... No widzisz umywasz ręce. Juz samo to, ze facet podejmuj współzycie z kobieta, z ktora nie chce byc i miec dzieci obciaza jego sumienie, bo teoretycznie kazdy akt płciowy moze zakonczyc sie ciążą. Nie udzielajac jej wsparcia, nie intersujac sie co z nia, czyli nie bedac z nia w relacji facet wplywa na to, gdy podejmie zla decyzje. W zasadzie to nic go nie obchodzi ani ta kobieta ani to dziecko, jej zostawia ten problem. Ale nie jest czysty. Gdyby był blisko z kobieta wiedzialby, ze jest w ciązy, ze sie zmienia. Do aborcji prowadzi lańcuch grzechów mężczyzny i kobiety, lekarzy, ale i społeczeństwa.
I
Iwona
8 stycznia 2014, 13:52
Do ~Iwony, W tym rzecz, że gdybyśmy należeli do Jezusa na Krzyżu, to egzaminu z miłości byśmy nie oblewali, bo to byłoby niemożliwe…Ale każdy, kto wie o planowanej zbrodni, a nie przeciwdziała, jest za nią współodpowiedzialny. ... Czy uważasz, że taka osoba już nie grzeszy, bo należy do Jezusa? Chyba to zbytnie uproszczenie. Myślę, że grzesznikami pozostajemy aż do śmierci. Po co byłby zatem nam sakrament pokuty i pojednania? Po co Eucharystia? Właśnie po to, żebym ja grzesznica mimo wszystko trwała w Jezusie i te więź odnawiala i żeby mnie to prowdziło do wzrostu w miłości. Co do odpowiedzialnosci, to mysle, ze istnieje odpowiedizlaność indywidualna (matki, ojca, lekarza, osob, które wiedzą) a takze spoleczna - zgoda spoleczna na pewien stan rzeczy, ktory zło toleruje, przymyka na nie oczy.
A
a
8 stycznia 2014, 13:31
Sprytnie i chwytliwie napisana laurka na swoją cześć. Nie zmienia to jednak faktu, że do aborcji niezbędna jest zgoda matki (a nie ojca) i to ona decyduje się na zabicie swojego dziecka. Może nazwijmy to po imieniu: dziecko morduje jego matka, a jego ojciec jej w tym nie przeszkadza. Za mocne? Nie, nie za mocne - trzeźwe. ... a dokladniej: dziecko morduje lekarz za zgoda rodzicow..
jazmig jazmig
8 stycznia 2014, 12:14
Nie wiem, kto zrzuca winę na kobiety za aborcję, ponieważ doskonale wiadomo, że aborcję na kobietach wymuszają mężczyźni, którzy są ojcami niechcianego dziecka. Żadna kobieta, pozna naprawdę nielicznymi wyjątkami, nie chce aborcji. One są zawsze do tego zmuszane. O ile przed zajściem w ciążę kobieta może dopuszczać aborcję, to będąc już w ciąży,  wcale nie chce jej usuwać. Cała tyrada nt. ojcostwa nie ma tu żadnego sensu, bo wychowywanie dziecka to rzecz zupełnie inna niż sprawa aborcji. Mężczyzna, który nie czuje dumy z tego, iż jest ojcem dziecka sowjej partnerki, jest kiepskim materiałem na ojca, ale to nie usprawiedliwia tego, że naciska on swoją partnerkę, aby zgodziła się na aborcję. Dlatego atak powinien być skierowany na nieodpowiedzialnych samców, a nie na kobiety. Natomiast jak będzie po urodzeniu dziecka, to już sprawa na stos podręczników.
M
Magdalena
8 stycznia 2014, 11:42
Do ~Iwony, W tym rzecz, że gdybyśmy należeli do Jezusa na Krzyżu, to egzaminu z miłości byśmy nie oblewali, bo to byłoby niemożliwe…Ale każdy, kto wie o planowanej zbrodni, a nie przeciwdziała, jest za nią współodpowiedzialny.
I
Iwona
8 stycznia 2014, 11:01
Magdaleno codziennie miłości się uczymy i codzinnie oblewamy. Na szczęście nie do ludzi należy ostatnie Słowo Milości ale do Jezusa z krzyża.
M
Magdalena
8 stycznia 2014, 10:58
…a miłość, to egzamin, który oblali ludzie…
I
Iwona
8 stycznia 2014, 09:42
To prawda, że we wszystkich sporach, dyskusjach o aborcji sprawa ojca/mężczyzny jest marginalizowana, nie tylko w kwestii odpowiedzialności, która jako wspłóczestnicy poczęcia ponoszą. To także ich dzieci giną. Dzieci, o które nie walczą, nie troszcza się. Jednak najgorsza jest inna strona tej sprawy. Jeśli mężczyźni nie uznają swojej wspólodpowiedzialności i współwiny, nie uznaja swojego grzechu, nigdy nie przyjdą z tym do Jezusa w skaramencie pokuty i pojednania, nie oczyszczą się. Bez względu na to czy meżczyxni są tego swiadomi czy nie, sprawa aborcji uderza w samo sedno ich męskości, o której się mówi, ze w dzisiejszych czasach przeżywa kryzys. Jesli nie wezmą za aborcję współodpowiedzialności, nie zadbają o siebie jako o ojców zabitych dzieci, którym pozwolili zginąć. A to potrzebne, by odzyskali godność ojca i mężczyny, ktory nie chowa głowy w piasek, nie oskarża kobiety za swoje winy. Mysle, ze w tej kwestii mezczyźni tez maja do przebycia drogę oczyszczenia i uzdrowienia, tak jak kobieta, tyle, ze przeżywaną po męsku. Za każda taka sprawa kryje sie inna historia, ale podobna targedia, w której zamiast zycia, zwycięza śmierc. I to zycie trzeba przywrocić, do tego Życia trzeba powrocic. .
V
Velasquez
8 stycznia 2014, 09:31
@Konrad Kruczkowski W tekście wyraźnie stwierdzasz, że w pierwszym rzędzie winni są mężczyźni ("Jeśli już mamy kierować akt oskarżenia wobec tych, którzy podejmują się przerwania ciąży, to w pierwszym szeregu ponury kwit wyrzutów powinien trafić w ręce mężczyzni.") i oni są za to odpowiedzielni ("...bierzesz na siebie odpowiedzialność tak za to, co spotyka to maleństwo, jak za i dramat jego mamy."). Stąd mój sprzeciw, że jeżeli już, to winni i odpowiedzilni są obydwoje - tego nie stwierdzasz. A co do rzekomych personalnych wycieczek: nie czujesz jakiejś żenady w tym rozpisywaniu się nad swoim "heroizmem", chyba że potrzebujesz poczucia bycia "wymarzonym zięciem". Myślisz, że zjawisko aborcji wynika z tego, że nie wszyscy faceci są tacy wspaniali jak Ty. Śmiałe. I jeszcze drobna uwaga: ("Patrzę na nasze skromne doświadczenia, i kobiety, które wychowują dzieci samotnie, muszę traktować jak bohaterki, którym żaden mężczyzna nie jest w stanie dorównać.") przestań tak wazelinować, wielu facetów też samotnie wychowuje dzieci i nie robi z tego aktu. A co do "męskości" lub "nie m-ęskości" to sobie odpuszczam. Nie czuje w tym temacie żadnych kompleksów.
.
.
8 stycznia 2014, 07:52
Ogólnie ta nasza minidyskusja wynika z powyższego tekstu, z którym się nie zgadzam. Problemy naszej teraźniejszości (w tym aborcja ale nie tylko) nie wynikają z jakiegos kryzysu męskości, ojcostwa itp. One wynikaja z kryzysu człowieka jako takiego a więc także z kryzysu kobiecości i macieżynstwa i aborcja jest tego przykłądem Aborcja i dzieciobójstwo nie jest niczym nowym w hstorii ludzkosci. Jeśli winą obarczymy całą cywilizację, zdejmiemy ją z barków pojedynczego człowieka. Myślę że zbyt często uogólniamy, wydajemy sądy, nic nie wiedząc o życiu ludzi których sądzimy. Dlatego uważam że aborcji nie powinno się traktować jako problemu cywizacyjnego, to dobre dla naukowcow. Ci, którzy rzeczywiście chcą pomóc powinni przyjrzeć każdemy przypadkowi indywidualnie. I wielka chwała będzie dla nich, jeżeli zdołają pomóc choć jednej kobiecie.
V
Velasquez
7 stycznia 2014, 23:26
@Rafał Borowski Nie wierzę, że kobiety decydujące się na aborcję nie wiedzą, co robią. Nie wierzę, że w XXI wieku można nie wiedzieć, że poczęte dziecko to człowiek. Inna sprawa, że domyślam się, iż każda taka decyzja to jest ich niewyobrażalny dramat. I zgoda, że własnie z tego pewnie nie zdają sobie sprawy. Ogólnie ta nasza minidyskusja wynika z powyższego tekstu, z którym się nie zgadzam. Problemy naszej teraźniejszości (w tym aborcja ale nie tylko) nie wynikają z jakiegos kryzysu męskości, ojcostwa itp. One wynikaja z kryzysu człowieka jako takiego a więc także z kryzysu kobiecości i macieżynstwa i aborcja jest tego przykłądem. Powtórzę: podczas aborcji matka godzi się na zabicie swojego dziecka (klika pole "zatwierdzam") przy akceptacji (biernej lub aktywnej) jego ojca. Ten egzamin oblewają oboje - tacy dzisiaj jesteśmy: kobiety i mężczyźni.
7 stycznia 2014, 22:30
@Velasquez - widzę różne potępianie kobiet, które dokonały aborcji i pojawiały się tego typu. Należy oddzielić w tym przypadku fakt czynności, która jest zabójstwem dziecka, od świadomej decyzji, że dziecko się zabija. Ja po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że kobieta byłaby w stanie zabić swoje dziecko. Jest duże pole do działania, żeby wszyscy zrozumieli, co to znaczy naprawde poczęte życie. A czemy nie wierzysz, z tego co napisałem?
V
Velasquez
7 stycznia 2014, 22:08
@Rafał Borowski "Ale z potępianiem kobiet dokonujących aborcji nazywając je morderczyniami, nazistkami, byłbym bardzo ostrożny." Ja tak się wyraziłem??? Nazwałem tylko rzecz po imieniu i już za dużo?? A do rzeczy: nie wierzę w to, co napisałeś. Proszę o darowanie mi życia.
7 stycznia 2014, 20:10
@Velasquez - najbardziej uderzyło mnie: "dziecko morduje jego matka". Nie chce mi się wdawać w dysputy lingwistyczne, które obserwuję na forum i po 20-ym poście kłótni o słowo to, czy tamto, zaczyna mi być niedobrze i pomijam dyskusję... Tym razem słowo w temacie. Aborcja to jest zabójstwo. Zabójstwo dziecka. Ci, którzy to zmiękczają świadomie, kłamią. Natomiast nie jestem w stanie zmieścić w moim (może nieco ciasnym) mózgu, że kobieta świadomie byłaby w stanie zamordować swoje dziecko. Wyjątki (mama Madzi?) potwierdzają regułę. Kobieta jest w stanie zrobić 100 razy więcej dla dobra dziecka, niż mężczyzna. Znam to z autopsji. A sam kocham mojego syna ponad życie. Jakbyś spróbował skrzywdzić dziecko kobiety, to zabije Cię gołymi rękoma. Podobno, medycznie udowodnione, że kobieta, jakby miała wyciągnąć swoje dziecko spod samochodu, to dostaje dużo większej siły fizycznej od mężcyzny, żeby podnieść ten samochód. Czyli wniosek jest jeden - one nie wiedzą, co czynią. Wierzę im. Dawno temu też myślałem, że aborcja to jest tylko wyskrobanie jakichś komórek, jak wrzoda, czy tasiemca... A więc nazywajmy aborcję prawdziwie - to jest zabijanie człowieka. To należy upowszechniać, nagłaśniać, uświadamiać wszystkich, włączają naukowców, jako autorytety. Ale z potępianiem kobiet dokonujących aborcji nazywając je morderczyniami, nazistkami, byłbym bardzo ostrożny. Nie szukajmy winy, tylko szukajmy możliwości ratunku dla tych dzieciątek niewiniątek. Walczmy o każdą duszyczkę, w ten sposób skrzywdzoną.
V
Velasquez
7 stycznia 2014, 19:40
@Rafał Borowski A co w mojej wypowiedzi jest "nie do końca tak"?
7 stycznia 2014, 18:05
Sprytnie i chwytliwie napisana laurka na swoją cześć. Nie zmienia to jednak faktu, że do aborcji niezbędna jest zgoda matki (a nie ojca) i to ona decyduje się na zabicie swojego dziecka. Może nazwijmy to po imieniu: dziecko morduje jego matka, a jego ojciec jej w tym nie przeszkadza. Za mocne? Nie, nie za mocne - trzeźwe. @Velasquez - no może jednak nie tak do końca. To nie jest takie proste do zdefiniowania. Być może np. p. Bratkowska nie liczyłaby się  tak z żadnym mężczyzną, ale jest masa kobiet usuwających ciążę, które, gdyby miały wsparcie mężczyzn, nie dokonałoby aborcji. O tych pisze p. Konrad Kruczkowski. Natomiast ja tylko chciałem wskazać jakiś kierunek myślenia, dlaczego tak się dzieje, że raczej zasadą jest, że mężczyźni właśnie nie wspierają kobiet w tym. A więc jednoznacznie nie obwiniałbym żadnej ze stron. Wszyscy w tej sytuacji są biedni w tym. Problem i jego przyczyny są złożone, ale lekarstwo może być proste.
V
Velasquez
7 stycznia 2014, 15:04
Sprytnie i chwytliwie napisana laurka na swoją cześć. Nie zmienia to jednak faktu, że do aborcji niezbędna jest zgoda matki (a nie ojca) i to ona decyduje się na zabicie swojego dziecka. Może nazwijmy to po imieniu: dziecko morduje jego matka, a jego ojciec jej w tym nie przeszkadza. Za mocne? Nie, nie za mocne - trzeźwe.
S
siaa23
7 stycznia 2014, 14:10
Witajcie, Jestem studentką V roku psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego i piszę pracę magisterską dotyczącą funkcjonowania kobiet po zabiegu przerwania ciąży. Bardzo proszę Was o pomoc, ponieważ chciałabym, aby moje badania były rzetelne. Każdą z Pań, która zechciałaby mi pomóc, proszę o kontakt na adres mailowy:  siaa23@wp.pl Badanie, które chciałabym przeprowadzić nie powinno zająć więcej niż godzinę. Oczywiście badania będą w pełni anonimowe, a zainteresowanym chętnie udostępnię pracę po obronie. Pozdrawiam, Joanna.
R
Robert
7 stycznia 2014, 10:57
@wiewiór: nikt tu nie pisze o winie, ale o WSPÓŁWINIE mężczyzny, która w wielu przypadkach jest niezaprzeczalna.
W
wiewiur
7 stycznia 2014, 01:16
Dawno nie czytałem tekstu pro life tak dalece niezgodnego z rzeczywistością. Argumentacja, że aborcji są winni nie sprawcy, a Ci którzy są winni ich złemu samopoczuciu, jest porównywalna do zdania "Zabiłam, bo byłam niekochana" albo "Ukradłem auto, ale to nie moja wina, po prostu nikt nie chciał mnie podwieźć". Autor pyta, gdzie są ojcowie, otóż nieżadko są pod klinikami aborcyjnymi gdzie np. dokonują samopodpalenia. Wszystkie ustawy zezwalające na aborcję we wszystkich krajach jakie takowe ustawy mają, są pisane tak, aby na ojca nakładać obowiązki w przypadku narodzin dziecka, równocześnie odbierając im wszelkie prawa o decydowaniu o urodzeniu dziecka lub jego zabiciu. Argumentacja z tego artykułu mogłaby być używana gdyby w temacie chodziło o powody oddawania dziecka do adopcji. Jeżeli natomiast chodzi o aborcję, to trzeba postawić sprawę jasno. Jest to morderstwo, którego nic nie może jej tłumaczyć. Nie ulega wątpliwości, że ojciec ma moralne obowiązki wobec swojego dziecka i jego matki już od samego początku ciąży, natomiast pomysł żeby ściągać odpowiedzialność za aborcję z matki i zrzucać ją na ojca, jest od początku do końca nietrafiony. Są wyjścia dla osób które nie są w stanie wychować swojego dziecka, więc to nie jest tłumaczenie dla jego zabicia. Pozdrawiam.
M
Manolo
7 stycznia 2014, 00:20
c.d. Jeśli wyrzucamy papierek po lizaku na ziemię, to dlaczego narzekamy, że żyjemy na jednym wielkim wysypisku? Gdzie nasza odpowiedzialność? Tak samo kobieta jest odpowiedzialna za to maleństwo jak i my mężczyźni jesteśmy za nie odpowiedzialni. Jeśli łożmy alimenty na wychowanie dziecka, dlaczego nie możemy być odpowiedzialni za "pierwszy dom" dziecka czyli za, kolokwialnie mówiąc, brzuch kobiety i wszystko co z nim związane, opiekę. Po za tym pamiętajmy że jest również odpowiedzialność za drugiego człowieka, odpowiedzialność za kobietę. Dlaczego zawsze widzimy tylko siebie, tylko ja? Za słowami Przemysława Gintrowskiego wystarczy ja zmienić w my i nagle wszystko nabiera sensu. Zasada podstawowa, która w okresie Bożonarodzeniowym, za pośrednictwem tego artykułu powinna być wyryta w każdych kodeksach, a na pewno w kodeksie własnego serca/rozumu. Zacznij od siebie na każdej płaszczyźnie swojego życia, bez względu kim jesteś i jakie wartości/poglądy wyznajesz. Przepraszam jeśli zrobiło się zbyt patetycznie i kazaniowo, ale myślmy nad tą naszą odpowiedzialnością, spróbujmy przewidywać co może się stać, nie bądźmy bierni i nie bierzmy naszego życia jakie nam dają, ale jakim my chcemy żeby było. Pozdrawiam serdecznie Autora i Wszystkich czytających.
M
Manolo
7 stycznia 2014, 00:19
Konstruktywne propozycje w formie lekarstwa wg. mnie padły w tym artykule, cyt.: "Zacząć od siebie". Tu rodzi się kwestia odpowiedzialności z którą my ludzie mamy ogromny problem. Nie chodzi tylko o samych mężczyzn, żeby nie być jednostronnym, chodzi o każdego człowieka w tym także kobietę. Odpowiedzialność za to co robimy. Jeśli decydujemy się na urodzenie dziecka to jak możemy doprowadzić do upojenia alkoholowego o wyniku 2.2 promila w 9 miesiącu ciąży, o którym było nie dawno głośno? Jeśli zostawiamy kobietę samą z trudami szeroko rozumianej ciąży, która stała się za naszą męską przyczyną to jak możemy spojrzeć sobie w oczy, że jestem człowiekiem, wierzącym, nie wierzącym, ale człowiekiem? Jeśli wsiadamy pod wpływem alkoholu do samochodu i wiemy, że możemy zabić bliźnich, spowodować dramat przynajmniej dwóch rodzin to dlaczego to robimy?
6 stycznia 2014, 23:12
@Konrad Kruczkowski - zgadzam się z Panem, że mężczyźni najczęściej pozostawiają kobiety same z sobą w wielu problemach, w tym związanych z ciążą, potem wychowaniem dziecka. Patrząc na niektóre kobiety, uważam, że należy im się świętość tylko za to codzienne, żmudne poświęcenie, całkowite oddanie dzieciom. Mam też pewne inne przemyślenia w tym temacie. Wrzucam kamyszki, być może do szerszej dyskusji na tym forum. Mam nadzieję, że nie z pustym teoretyzowaniem bez końca, tylko z jakimiś kontruktywnymi wnioskami na koniec. Dlaczego obarcza się sądownie alimentami na całe lata ojców na podstawie DNA, gdy dziecko się urodzi, a nie pyta się ich o zgodę na aborcję istot ludzkich z tym samym, 50%-ym udziałem ich DNA? Szalona niekonsekwencja, ale systemowo uczy, że ojcowie są odpowiedzialni za dziecko dopiero, gdy... się narodzi. Wcześniej - to jest ciało kobiety i jak to mówią feministki, broniąc prawa do aborcji i szerząc wszędzie tą propagandę: "To tylko my mamy prawo decydować o naszym ciele!". Przepraszam, ale taki komunikat właśnie idzie w świat i w ten właśnie sposób urabiają opinię publiczną, w tym mężczyzn, te wszystkie zagorzałe skrajne feministki, fałszywe obrończynie praw kobiet. Drugie pytanie - kto tak wychował tych mężczyzn? Podpowiem: gdyby złych w tych kategoriach było tylko parę % mężczyzn, to jest ich problem. Ale gdy tylko parę % jako tako się sprawdza, a zdecydowana więszkość daje ciała, to znaczy, że problem jest szerszy i głębszy. Jaki? Jakie może być na to lekarstwo? Konstruktywne propozycje.
WD
Wujek Dobra Rada, Mistrz Ciętej
6 stycznia 2014, 23:00
A gdy pytam moją partnerkę co by zrobiła jeśli zaszła by w ciążę, wiecie co odpowie? Zawsze to samo... "Jakbym się dowiedziała, że jestem w ciąży to się idę zabić". I co na to powiecie? Powiem, że w zwiazkach partnerskich ciąża prowadzi so śmierci matki i dziecka. Nie polecam. Karta rowerowa tylko na rower!
A
Andrzej
6 stycznia 2014, 22:48
Spotkałem się ze słusznym zarzutem, że mówiąc o problemie aborcji, katolicy mówią tylko o roli i winie kobiety. Pora to naprawić. Dziękuję za ten artykuł. Zacznijmy się zastanawiać co w tym wszystkim z mężczyznami, ale też z naszymi kościelnymi wspólnotami.
A
aka
6 stycznia 2014, 22:25
No jakby można było dać dziesięć gwiazdek, to bym dała! Od początku dyskusji o aborcji pytałam się: gdzie ci faceci? 
W
wanda
6 stycznia 2014, 21:50
Zwolenniczki aborcjji uznają rosnące w nich dziecko za pasożyta...ich brzuch,ich pasożyt....Ale ten pasożyt niesie  nie tylko geny kobiety ale też geny ojca,dziadów,pradziadów.Nie jest własnością kobiety.Ona też jest  opiekunką i żywicielką człowieka,który niesie w sobie dziedzictwo setek pokoleń z jej ,jak i z ojca strony.........Prawo ubezwłasnowalnia,pozbawia głosu,decyzji -ojców dzieci,które  matki chcą abortować.
K
kobieta
6 stycznia 2014, 21:27
Zmień partnerkę. A w ogóle dziwię się, że żyjesz z ''partnerką" (czyli nie żoną?)
R
RB
6 stycznia 2014, 20:32
Znowu na tych mężczyzn... i znów Ci mężczyźni źli. Później czytają to kobiety, widzą mnie i myślą to zły mężczyzna. A w moim przypadku prawda jest taka, że bardzo chcę mieć dzieci. A gdy pytam moją partnerkę co by zrobiła jeśli zaszła by w ciążę, wiecie co odpowie? Zawsze to samo... "Jakbym się dowiedziała, że jestem w ciąży to się idę zabić". I co na to powiecie?
K
kobieta
6 stycznia 2014, 19:58
Wspaniale napisane i dobrze, że przez mężczyznę. Przypuszczam, że za większość aborcji odpowiedzialni są mężczyźni, bo żadna normalna kobieta nie zabiłaby swojego dziecka, gdyby miała wsparcie mężczyzny, męża.
TY
The ycrain
6 stycznia 2014, 19:34
I w tym kontekście, wiele, bardzo wiele kobiet, z którymi sie rozmawia, (absolutnie nie wszystkie, bo obecnie świat jest odwrócony do góry nogami, choć własciwie w tym jedneym, jedynym nie, że wszystko i tak jest winą kobiety) ale wiele z nich, mówiły iż, gdyby usłyszały takie zdanie "Słuchaj, dobrze się stało!!!! Nawet na podstawie naszego błędu, jakim było współżycie przedmałżeńskie, lub moje nieopanowanie lub współudział w pożyciu małżeńskim, ja jestem obrońcą, ja będę cię chronił i chronił dziecko, walczył o byt (materialny, na ile będę mógł) wiadomo są kobiety, które moga chcieć tylko kasy i reszta ich nie obchodzi. Ale gdyby mężczyzna tak powiedział, bardzo wiele dzieci by sie narodziło. I żyło w szczęśliwych rodzinach. No i ja także jestem ojcem, i to ja mam prowadzić was oboje do Boga".
S
Symeon
6 stycznia 2014, 19:32
Tak niesamowite spojrzenie może mieć tylko ktoś kto doświadczył w życiu prawdziwego ojcostwa (jako ojciec lub syn). Czym skorupka za młodu nasiąknie... nie będę obwiniał naszych ojców o zły przykład, ale każdy z nas może zarzucić sobie brak pragnienia poszukiwanika właściwych wzorców. Przyjmujemy wzorce łatwe, pierwsze lepsze z półki. Tymczasem ojcostwo jest na wysokiej półce, ale niesamowicie rozwija, stawia ambitne wyzwania, których owoc jest najsłodszy. Mężczyzną nie wystarczy się urodzić, trzeba też nim się stać we własnych oczach. Gratuluję~!
TY
The ycratin
6 stycznia 2014, 19:26
Ponadto, to cud, bo zwykle, zwykle, tatuś czeka, jak najszybciej kobieta będzie zdolna do użycia jej, czy już można, tupie niecierpliwie, albo żąda w czasie ciąży wiadomo czego, stoi w kolejce, by później zagrozić "Nie?, to zrobię sobie sam". To jest codziennośc, nie mówiąc o tym, ze czekają jeszcze pozostałe dzieci. Obraz gehenny, jaką przechodzą kobiety od wieków jest nie do opisania. I są za wszystko winne i dźwigają większość na barkach, i jak nie zrobią tego, to wiadomo, pójdzie do innej. Zawsze żyją w strachu. I jeszcze są nieustanni przedmiotem pohukiwań, żartów i traktowania jak debilki do obsługi i walki i to ostrej o swojego mężczyznę, bo jak nie to... Zaś później szybko z kopa do kuchni i to biegiem. W tym czasie ich obrońca wchodzi na pornografię i czatuje i kiedy się to zauważy, popycha kobietę i bije. Albo wyszaleć się poza dom. I śmieje się, że kobieta nie ma klasy. Nie znam innej codzienności,na podstawie wielu przykładów. Nie jeden, nie dwa, nie dziesięć, dużo, dużo więcej. Gdy kobieta idzie do spowiedzi, słyszy nagany a mężczyzna się śmieje, że mu ksiądz nic nie powiedział. I kobiecie ksiądz powiedział, ze to normalne. Ja nie wiem, ale to cud, że w ogóle ktoś pisze w taki sposób. Jedynie ostatnio/niedawno chyba w zeszłym roku księża z Bractwa Kapłańskiego Św. PIusa X wydali numer Zawsze Wierni, cały poświęcony opisowi rozpadu świata spowodowanego głównie, nie twierdzę, że w całości, głównie przez coraz większą "zabawność" egoizm i kryzys mężczyzny. I, na dodatek, promocję tego stanu rzeczy. W ogóle ktoś wypowiedział to głośno, że wszyscy dodają jeszcze zarabianie do i tak ciężkiego życia kobiet. (nie mwóie tu o kobietach, które same chcą uciekać z domu, zamiast opiekowac się dziećmi)
TY
The ycratin
6 stycznia 2014, 19:21
To jakiś cud, że ktoś w obecnych czasach, zresztą jak i od wieków jest tak samo, że kobieta jest wołem pociągowym, dosłownie do zarąbania na śmierć, że ktoś to w ogóle napisał. Kobiety, które to zrobiły, zwykle (nie zawsze ale w zdecydowanej większości) nazywają siebie sprawiedliwie tymi, które zabiły, natomiast mężczyzn w temacie nie ma. Cicho sza. Wszyscy, cicho sza. Księżą cicho sza. Jedynym księdzem, który mówi o tym na poważnie jest, o ile mam rozeznanie ksiaz Dziewiecki, w swoich programach/wykładach i księżą z Brastwa S. Piusa X (mówie tu tylko o wystapieniach  dostepnych w internecie, prasie, pewnie nie znam wszystkich, ale trochę generalizuję w tej kwestii, po prostu nie ma innych przekazów, przynajmniej w necie). To mężczyzna, jeśli ma być podstawą w ogóle całego bytu, czyli obrońcą, sprawcą prowadzenia, do Boga przede wszystkim, ma za zadanie zapewnienia bezpieczeństwa słabszym. KObieta jest ze swej natury słabsza, fizycznie, a wykonuje przeważnie dużo cięższą pracę fizyczną. Przeważnie. Co więcej, jest narażona ze swej natury na gwałt i na jego konsekwencje. To jest słabość i zagrożenie wpisane w byt. Nieprawdopodobne. Już przez to, iż samo w sobie możliwe. Stawia ją od momentu urodzin w pozycji niższej. Na tym nie koniec. Ma ona krótki "termin przydatnośći" bo na tej przydatności do seksualnej atrakcyjności, w dużej części, opiera się interes, jaki mężczyźni mają w zawarciu związku małżeńskiego.
J
j.k.
6 stycznia 2014, 18:59
Pierwszy raz spotykam się z tak mądrze napisanym tekstem na ten temat. Myślę, że gdyby mężczyźni starali się osiągnąć choć odrobinę tej życiowej mądrości i odpowiedzialności, która jest wpisana w istotę bycia mężczyzną, byłoby o wiele mniej dramatów. Dziękuję.
MR
Maciej Roszkowski
6 stycznia 2014, 18:44
Nareszcie ktoś głono powiedział, że dziecko nie narodzone ma także tatusia. Jeśli "wybór" to także jego.
F
Filokast
6 stycznia 2014, 18:07
Zgadzam się, że problem jest. Tylko w tak poważnej sprawie generalizowanie to nie tylko niesprawiedliwość, ale przede wszystkim fałzzywe twierdzenie. Rozumiem intencje, ale przykre bo to owocuje uśmiercaniem jednej ze stron dramatu w przyszłym dialogu. To jak mówienie "Wszyscy jesteście tacy sami"