Aborcja na Madalińskiego to także nasza wina

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Wiadomość o nieudzieleniu pomocy dziecku poddanemu aborcji w szpitalu na ul. Madalińskiego każe postawić pytanie nie tylko o obowiązujące w Polsce prawo, które dopuszcza takie sytuacje, ale także o to, co każdy z nas zrobił, by pomóc jakiejś ciężarnej, osamotnionej kobiecie. W końcu mamy Rok Miłosierdzia. Wystarczy się trochę rozejrzeć.

Od kilku dni media, zwłaszcza te katolickie i prawicowe, intensywnie zajmują się sprawą aborcji, jaką wykonano w warszawskim szpitalu im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego. Lekarze, jak eufemistycznie stwierdzają komunikaty (np. prof. Ewy Helwich, krajowej konsultantki ds. neonatologii), wywołali poród w sposób farmakologiczny i zakończyli ciążę.

Aborcja, choć miała przebiegać zgodnie z procedurami i w zgodzie z obowiązującym w Polsce prawem (pacjentka trafiła do szpitala z pełną dokumentacją medyczną, która dawała podstawę do wykonania "zabiegu"), nie przebiegła zgodnie z planem lekarzy. 24-tygodniowe dziecko przyszło na świat żywe. Według medialnych relacji, miało umrzeć ok. godzinę po narodzinach. Samotne i opuszczone. Zostawione w inkubatorze bez opieki lekarzy, pozbawione troski najbliższych. Nie zamierzam tu wdawać się w jałowe dla całej dyskusji spory, czy dziecko krzyczało przez 60 minut swojego krótkiego życia czy wyłącznie kwiliło, bo miało jeszcze nierozwinięte płuca, by móc wydawać przejmujące dźwięki. Sytuacja, do której doszło w Warszawie każe mi jednak podjąć refleksję nad kilkoma następującymi sprawami.

DEON.PL POLECA

Zastanawiam się, co lekarzom przeszkodziło w otoczeniu tego malucha opieką. "Z dokumentacji wynika, że dziecko miało pojedyncze uderzenia serca. Zostało odłożone do inkubatora otwartego i zostało okryte. Tak małemu dziecku nie podaje się leków przeciwbólowych doustnie, tylko dożylnie. By to zrobić, należałoby wykonać wkłucie, ale to powodowałoby jedynie dodatkowy ból i byłoby uporczywą terapią, gdyż to dziecko nie mogło być uratowane. Dobrze, że pozwolono mu godnie i w spokoju odejść" - tłumaczy wspomniana prof. Helwich.

Czytam i dziwię się, że coś takiego mówi krajowy konsultant ds. neonatologii. Nie potrafię zrozumieć, że coś takiego wydarzyło się w szpitalu, pod okiem lekarzy, których misją jest przecież ratowanie życia. Każdego życia i bez względu na to, jak niewielkie szanse są na powodzenie akcji ratunkowej. I nie chodzi tu o unikanie uporczywej terapii, ale o samo podjęcie próby! Jeśli dziecko rzeczywiście było zbyt słabe na przeżycie, ta śmierć nastąpiłaby prędzej czy później. Maluszka zostawiono jednak samego, nie zrobiono kompletnie nic, by ulżyć jego bólowi.

Jako mama niespełna czteromiesięcznego dzieciątka nie potrafię zrozumieć, że do takiej sytuacji dochodzi w szpitalu. Na myśl o tym, że gdzieś tam są lekarze, który zostawiają w samotności cierpiące dziecko robi mi się słabo. Robi mi się słabo, kiedy pomyślę, że na takich lekarzy mogłoby przecież trafić także moje czy czyjekolwiek inne dziecko. Gdyby "nie rokowało", gdyby - nie daj Boże - stwierdzono u niego jakąś ciężką wadę, gdyby podczas porodu coś poszło nie tak. Nie zniosłabym myśli, że gdzieś obok w szpitalu moje dziecko leży samo, pozostawione przez lekarzy, którym nawet nie chce się spróbować podjąć jego ratowania.

I właśnie ta perspektywa świeżo upieczonej mamy pozwala mi w sytuacji, jaka wydarzyła się na Madalińskiego, zwrócić uwagę na niemych bohaterów tego dramatu. Bohaterów, o których nikt nie mówi, jakby wszyscy ci, którzy dziś tak chętnie zabierają w tej sprawie głos, zapomnieli, że przecież to dziecko miało matkę. I ojca. A jeśli już komuś z obrońców życia się o tym przypomni, to tak łatwo przychodzi ferowanie wyroków. Tak łatwo przychodzi ocenianie - że morderczyni, że zabiła, że wyrodna matka...

Mogę sobie wyobrazić, jak wiele lęków może odczuwać spodziewająca się dziecka kobieta. Domyślam się, jak bardzo się boi, kiedy słyszy, że jej dziecko ma tak skomplikowane wady, że raczej nie przeżyje poza jej brzuchem. A jeśli przeżyje, to będzie bardzo cierpiało. I będzie wymagało jej nieustannej uwagi i opieki. Że przykuje ją do siebie. Wyobrażam sobie, jak bardzo się boi, jeśli jest w tym wszystkim sama, jeśli nie może liczyć na ojca dziecka, jeśli nie ma oparcia w rodzinie.

Dlatego nigdy, przenigdy nie odważyłabym się jej oceniać. W żaden sposób. Nie mam zamiaru podnosić na nią kamienia. Nie tylko dlatego, że sama nie jestem bez grzechu. Po prostu. Uważam, że nie mamy prawa oceniać kogoś, kto znajduje się w takiej sytuacji granicznej. Tacy jesteśmy pewni, że sami zachowalibyśmy się właściwie? Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono...

W całym tym zamieszaniu, jakie spowodowała aborcja na Madalińskiego, w tym dociekaniu, czy popełniono przestępstwo czy nie, czy postępowano zgodnie z procedurami, w tym składaniu doniesień na prokuraturę, umykają gdzieś rodzice tego dziecka, zwłaszcza matka. Wyobrażasz sobie, jaką traumę musi ona przeżywać, kiedy cała Polska żyje sprawą jej nieżyjącego dziecka? Kiedy ludzie w swoich bezlitosnych komentarzach nazywają mordercami lekarzy, szpital rzeźnią, ale czasem zapędzają się dalej i jej również nie szczędzą złych słów? Przecież ta kobieta potrzebuje teraz pomocy!

Potrzebuje ciszy i spokoju. Domyślam się, że również wsparcia. Czy ktoś o to zadbał? Czy ktoś z tych rwących się do oceniania pomyślał, co można zrobić dla matki tego dziecka? Przecież gdyby otrzymała ona wsparcie, gdyby ktokolwiek wyciągnął do niej rękę, może wcale nie zgłosiłaby się na Madalińskiego? Może zdecydowałaby się donosić ciążę do końca? Może, nawet gdyby uznała, że nie jest w stanie opiekować się chorym dzieckiem, zdecydowałaby się na oddanie go do adopcji/do okna życia?

Znaków zapytania ws. aborcji w warszawskim szpitalu jest bardzo wiele. Jednym z nich jest pytanie o obowiązujące w Polsce prawo, które dopuszcza aborcję ze względu na wady genetyczne płodu. Także pytanie o to, czy przyjęte w 1993 roku prawo należałoby w tej chwili zmieniać. Tak, jak kolejne rządy nie spieszą się do rozgrzebywania kompromisu aborcyjnego, tak biskupi dyplomatycznie milczą na temat tego, co wydarzyło się w szpitalu Świętej Rodziny. Owszem, komunikat wydał ks. Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik Konferencji Episkopatu Polskie, ale brak mocnego, stanowczego głosu choćby jednego hierarchy...

Właściwie, może to i lepiej. Może lepsze jest to milczenie, niż z ambon miałoby paść o jedno słowo za dużo? Może lepsze milczenie, niż szafowanie oskarżeniami? Może lepiej nie powiedzieć nic, niż nazwać kogoś mordercą? Nie, nie chodzi o to, że jakoś specjalnie bronię lekarzy ze szpitala na Madalińskiego. Oni jednak wykonywali swoją pracę. Postępowali "zgodnie z procedurami". W zgodzie z obowiązującymi w Polsce przepisami. Nie wiem, czy działali zgodnie ze swoim sumieniem, ale to ich sumienie i to oni muszą ocenić.

Cała ta sprawa pokazuje jeszcze jedno - jak łatwo nam, Polakom, katolikom, dziennikarzom, publicystom, matkom... przychodzi ocenianie innych ludzi. Jak łatwo wydajemy wyroki, nawet nie próbując się pochylić nad drugim człowiekiem. Chętnie wydajemy osądy, bo tak jest łatwiej, niż komuś pomóc. Zostało jeszcze kilka dni Wielkiego Postu. Wielkiego Postu w Roku Miłosierdzia, w którym to mamy przypomnieć sobie o uczynkach miłosierdzia co do duszy i co do ciała. Nie tylko odświeżyć pamięć, ale podjąć realne działanie. Czy ktoś z tych pierwszych, co rzucają kamieniami, zrobił coś, cokolwiek, aby wlać odrobinę nadziei w serce jakiejś osamotnionej ciężarnej kobiety? Wystarczy się przecież rozejrzeć, takich matek jest wiele! Może gdybyśmy byli bardziej wrażliwsi na ciężarne kobiety, bardziej serdeczni dla nich, rzeczywiście uczynni i pomocni, takie sytuacje jak na Madalińskiego nie miałyby miejsca?

Marta Brzezińska-Waleszczyk - dziennikarka, publicystka, doktorantka, badaczka mediów społecznościowych. Współpracowała z takimi mediami, jak Fronda.pl, Gazeta Polska, Rzeczpospolita, Radio Wnet, Radio Warszawa, Niecodziennik, Fronda (kwartalnik), a ostatnio z Natemat.pl. Obecnie związana z Przewodnikiem Katolickim oraz portalem Ksiazki.wp.pl. Żona Marcina i mama Franciszka Antoniego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Aborcja na Madalińskiego to także nasza wina
Komentarze (13)
B
Boma
9 kwietnia 2016, 11:26
Jestem kobietą. Oto moja odpowiedź na twoją wypowiedź,Marto. Będziesz w szoku.  Uważam, że "skarb państwa" NIE powinien finansować zabiegów hirurgicznych ( poza przypadkami patologicznymi) zwanych "aborcją ". I to wszystko, co ja, obywatelka naszej wspołnoty państwowej, płacąca podatki, mam do powiedzenia.  Pamiętam z czasów peerelu kiedy dziewczęta  z tzw. dobrych domów zdobywające mężów starą rzymską metodą pozbawiały się " kłopotu" dzięki  ginekologom właśnie z " Madalińskiego" . Lekarz uznawał płód za chory albo zagrażający zdrowiu kobiety... i kłopotu nie było. Lekarz dobrze zarabił (z kasy państwowej) a "panna na wydaniu" mogła dalej szukać męża. Zdziwiłabyś się wiedząc, ile obecnych zacnych babć wraszawskiej "elity" skorzystała z takiej pomocy. Bardzo często bezpośredni "sprawca" o kłpocie nie był zawiadamiany. Jak wiesz, w zbliżeniu seksualnym biorą udział dwie osoby (nie bierzemy pod uwagę "in vitro" ).Obie osoby powinny ponosić konsekwencje swojego czynu. Te dwie. A państwo nie powinno finansować ich ucieczki od opowiedzialności. Niestety, żyjemy w kraju w którym konstytucja ciągle CHRONI obywatela przed odpowiedzialnością za swe czyny . Zmianą konstytucji i zmianą prawa wyborczego powinniśmy się zająć, a nie dyskutowaniem  "prawa" moralnie wąpliwego bo pozbawionego oddniesienia do rzeczywistości. Pozdrawiam cię. 
Rafał Dąbrowa
8 kwietnia 2016, 07:10
Ja bardzo dziękuję pani za ten artykuł, naprawdę.
K
Kamila
4 kwietnia 2016, 22:29
Nie rozumiem. Z jednej strony robi sie Pani "slabo" na mysl, ze w szpitalu pozostawiono bez opieki i pomocy bezbronne dziecko, które skazano tym samym na smierć a pozniej pisze Pani, że lekarze "jednak wykonywali swoja prace" i "postepowali zgodnie z procedurami". Czyli jednak praca, procedury, poczucie obowiazku na stanowisku pracy stoją wyżej nad ludzkim życiem, które bezwzględnie trzeba ratować? Jak można tu pisać jeszcze cokolwiek o sumieniu, ktore ma ich ocenić skoro ten czyn jest absolutnie zły. Słusznie, że pisze Pani o matce tego dziecka. Na pewno nie było/ nie jest jej łatwo. I na pewno powinna otrzymać teraz wsparcie. Powinna otrzymać je również przed podjęciem decyzji o aborcji. Jednak życie ludzkie jest cenniejsze niż jakiekolwiek subiektywne odczucia i ZAWSZE trzeba go bronic stąd nie dziwi wzburzenie jakie ta sytuacja wywołała
Andrzej Ak
21 marca 2016, 20:29
Może to czas, aby powołać np. Chrześcijańską Wspólnotę niesienia Pomocy Ciężarnym? A jeśli już takowa jest to rozpowszechnić informacje o niej i pomóc, aby się stała ogólnokrajową i prężną wspólnotą ludzi dobrej woli i chętnych do pomocy takim kobietom.
WDR .
20 marca 2016, 19:24
Zastanawia mnie dlaczego dopiero teraz, jeden artykuł ukazuje się na ten temat na deonie. Przecież mowa o szpitalu, z którego zwolniono prof.Chazana. W tamtym czasie kilkanaście wpisów i tysiące komentarzy o św.Rodzinie. Mnóstwo informacji o kontrolach i wynikach tej kontroli. Użytkownicy spierali się często w gorących dyskusjach. A teraz... niemal cisza.
D
demokracja.net
20 marca 2016, 17:40
Dobrze napisała dziennikarka, gdybyśmy robili to co np. Sant'Egidio to nie byłoby takich sytuacji, panowanie Molocha zaczyna się od mojej bierności.
Kazimierz Jankowski
20 marca 2016, 10:31
do Agamemnon --> możesz na przyszłośc pisać jakimś ludzkim językiem. Przykład "legislacja jest falsusem ustawodawczym".
Agamemnon Agamemnon
20 marca 2016, 03:04
(Komentarz po korekcie). Pojęcie płodu ludzkiego. Płodem nazywany osobnika homo sapiens w okresie jego życia wewnątrz macicznego. Moment narodzin człowieka ( jego pojawienie się w świecie materialnym) jako osobnika gatunku homo sapiens określamy na chwilę kopulacji gamet. Nowy osobnik poddany jest procesom przemian biologicznych i psychologicznych, aż do śmierci swego organizmu. Zachowane jest tutaj  prawo infinityzmu. Koncepcja bezwzględnego  poszanowania życia wywodzi się ze znanych mi  dwóch źródeł. Z  etyki filozoficznej  oraz z chrześcijańskiego  imperatywu wynikającego z nauki Chrystusa. Każda organizacja grupy ludzi, zwana państwem posiada zadanie ochrony swoich obywateli. W przeciwnym wypadku organizacja zwana państwem nie jest nam potrzebna. Obywatelem jest się od początku swojego istnienia czyli od poczęcia. W Polsce w sensie legislacyjnym od chwili urodzenia, z tym, że taka legislacja jest falsusem ustawodawczym, ponieważ pomija osiągnięcia nauki  w tym przypadku genetyki molekularnej. Zawarowana zasada ochrony życia ludzkiego w Konstytucji powinna być zatem egzekwowana. A nie jest. W takim przypadku nie możemy mówić o Polsce jako o państwie prawa.
A
Agamemnon
20 marca 2016, 02:59
Pojęcie płodu ludzkiego. Płodem nazywany osobnika homo sapiens w okresie jego życia wewnątrz macicznego. Moment narodzin człowieka ( jego pojawienie się w świecie materialnym) jako osobnika gatunku homo sapiens określamy na chwilę kopulacji gamet. Nowy osobnik poddany jest procesom przemian biologicznych i psychologcznych, aż do śmierci swego organizmu. Zachowane jest tutaj  prawo infinityzmu. Koncepcja bezwzględnego  posznowania życia wywodzi się ze znanych mi  dwóch źródeł. Z filozoficznej etyki  oraz z chrześcijańskiego  imperatywu wynikającego z nauki Chrystusa. Każda organizacja grupy ludzi zwana państwem posiada zadanie ochrony swoich obywateli. W przeciwnym wypadku organizacja zwana panstwem ne jest nam potrzebna. Obywatelem jest się od początku swojego istnienia czyli od poczęcia. W Polsce w sensie legislacyjnym od chwili urodzenia, z tym ,że taka legislacja jest falsusem ustawodawczym , ponieważ pomija osiągniecia nauki  w tym przypadku genetki molekularnej. Zaawarowana zasada ochrony zycia  w onstytucji powinna byc zatem egzekwowana. A nie jest. W takim przypadku nie mozemy mówic o Polsce jako o państwie prawa.
19 marca 2016, 22:49
Proszę nie oceniać ludzi a konkretne czyny. Bardzo rozważanie, przedstawiciele KEP wydają komunikaty w tej sprawie. Współczuć, pomagać tak. Ale i informować, a nie powtarzać mantry o sytuacji granicznej... Zabić dziecko jak najszybciej - bo może umrzeć...?  Pamiętajmy o jedny: wszycy umrzemy...
Kazimierz Jankowski
19 marca 2016, 14:41
może niech się ta paniusia uderzy we własne piersi.
19 marca 2016, 11:54
Znam przypadek rodziny, w której niedawno urodziło się dziecko z zespołem Downa i innymi bardzo ciężkimi wadami. Teraz cały czas potrzebne są pieniądze na leczenie. Nie wystarczy, że ktoś  został ciężko doświadczony przez los chorobą dziecka. Wszyscy wokół wyciągają ręce po pieniądze. A jest to trzecie małe dziecko w rodzinie. Nic, tylko iść i szukać dobrej pracy za duże pieniądze, ale taka praca w Polsce jest tylko dla wybranych. Wtedy można zostawić dzieci opiekunce, prawdziwa nowoczesność. Przez okres transformacji zaakceptowaliśmy po cichu (no, chyba, że ktoś położy się na korytarzu w Sejmie) to, że tragedia w postaci choroby łączy się z chodzeniem po prośbie o pieniądze na leczenie, co daje podwójna, straszną traumę. Ale widocznie to nam pasuje, dać jednym dużo, żeby łaskawie zgodzili się podjąć pracę, a inni przy zawirowaniach życia niech wpadają w depresję. Dobrze widać tę sprawę np. na linii pacjent–lekarz.
19 marca 2016, 10:07
najlepiej oskarżmy się o wszystkie grzechy wszystkich ludzi na tym świecie - na pewno będzie nam z tym radośniej (o ile dożyjemy następnego dnia, bo w tej sytuacji żyć się odniechciewa)