Bądźmy wrażliwi jak ksiądz Kaczkowski
19 lipca 1977 przyszedł na świat człowiek, który zmienił moje życie. Zresztą nie tylko moje, ale też wielu innych ludzi. Nie będzie też przesadą, jeśli powiem, że Jan Kaczkowski zmienił Kościół w Polsce. I rzucił nam wyzwanie.
Pokazał, że można być księdzem, który swoją wrażliwością i sposobem działania zachęca, a nie - jak to niestety zbyt często bywa -zniechęca do poszukiwania sensu życia w przestrzeni wiary.
Myślę dziś o osobach skrzywdzonych przez ludzi Kościoła. Niestety wielu z nich zostało zranionych podwójnie. Najpierw przez oprawców, później przez mur od jakiego odbili się, kiedy szukali pomocy w ramach kościelnych instytucji. W ostatnich miesiącach słyszeliśmy o takich przypadkach zbyt wiele razy.
Niewiele osób miało takie szczęście - jeżeli w ogóle w takim kontekście można mówić o jakimkolwiek szczęściu - jak Barbara Borowiecka, której Jan Kaczkowski pomógł poradzić sobie z konsekwencjami bycia skrzywdzoną przez prałata Jankowskiego.
Sam znam przynajmniej kilka osób, które zostały zranione, a kiedy szukały pomocy i zrozumienia wśród ludzi Kościoła, zostały totalnie zignorowane. Widziałem ich cierpienie i nawarstwiające się zgorzknienie, mieszające się z poczuciem niesprawiedliwości.
Myślę dziś też o trudnych informacjach, które ujrzały światło dzienne kilka tygodni temu i mnie osobiście mocno dotknęły. Chodzi mi o ujawnienie przez wspólnotę z Taizé przypadków wykorzystywania nieletnich przez kilku braci. Sam jestem związany z tą wspólnotą od dzieciństwa, więc kiedy zadzwonił do mnie jeden z braci ze wspólnoty, żeby mi o wszystkim powiedzieć, to naprawdę zabolało. Mimo, że sprawa dotyczyła zamierzchłej przeszłości.
Podzieliłem się tamtego dnia swoimi odczuciami z grupą znajomych, z którymi regularnie spotykamy się na modlitwę Taizé. Mówiłem o swoim smutku i o nadziei, które we mnie wtedy walczyły. Smutku - bo okazało się, że nawet takie miejsce jak Taizé nie jest wolne od najgorszych przestępstw. Nadziei - bo jednak bracia sami postanowili te trudne informacje ujawnić, a nie ukrywać je w trosce o dobry PR. I wtedy jedna znajoma napisała wiadomość, która wszystkie te myśli uporządkowała.
"Czytam wiadomość po raz pierwszy. Nie czuję smutku, dlatego sprawdzam i czytam wiadomość po raz drugi i trzeci. I jestem pewna. Czuję nadzieję, pewnego rodzaju wdzięczność. To jest dojrzała i zrównoważona wiadomość. I choć odnosi się do tego, co cholernie trudne i smutne, to jest wyraźnym sprzeciwem wobec jakiejkolwiek przemocy we wspólnocie kościelnej. Jest potrzebnym wyznaniem grzechów (ale nie tyle dla oczyszczenia siebie, co dla ochrony OFIAR! - to bardzo głębokie). Dla mnie najważniejsze jest to, że ta wiadomość przywraca porządek. Mówi sprawcom, że ich zachowania nie będą akceptowane, a co więcej będą też karane. To daje szansę na przywrócenie godności i bezpieczeństwa (choćby tego symbolicznego) ofiarom. Jestem przekonana, że im więcej tych wiadomości, tym lepiej. Ukrywanie przemocy to tylko wtórne traumatyzowanie ofiar. A ta wiadomość tak konkretnie, prosto i jasno wskazuje ofiarom procedurę zgłaszania przestępstw. Niezależnie od tego, kiedy one się wydarzyły i przez kogo zostały dokonane, bo w tej wiadomości przemoc to przemoc, agresja to agresja. Tak buduje się zaufanie, bezpieczeństwo i prawdę. I KOŚCIÓŁ".
Reakcja wspólnoty z Taizé budzi nadzieję, bo stawia na pierwszym miejscu skrzywdzonych. Tak samo zachowanie księdza Jana Kaczkowskiego, który w momencie spotkania osoby potrzebującej wsparcia, nie wahał się i wiedział, co zrobić. Wiedział, że jego obowiązkiem jest stać po stronie zranionych.
Chciałbym, żebyśmy wszyscy w Kościele tak potrafili i robili. Żeby synonimem katolika była osoba wrażliwa. Bo Jan Kaczkowski miał rację, kiedy mówił, że "granica między dobrymi i złymi wcale nie musi przebiegać między wierzącymi a niewierzącymi. Raczej pomiędzy wrażliwymi a niewrażliwymi".
Po której stronie staniemy my, katolicy?
Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl, współautor "Życia na pełnej petardzie". W 2018 roku ukazała się jego najnowsza książka "Łobuzy. Grzesznicy mile widziani". Jeden z inicjatorów ruchu społecznego Zupa na Plantach. Jego działania można obserwować na Instagramie i Facebooku
Skomentuj artykuł