Chodzi o to, by nie robić z ocen bożka

Fot. Depositphotos.com
dobrawnuczka.blog.deon.pl

Rok szkolny się kończy, więc przez media przetacza się rytualne pohukiwanie na temat wad/zalet systemu oceniania. Jest to temat, który od lat wzbudza gwałtowne emocje, szkoda tylko, że wirtualne dyskusje mają niewielkie przełożenie na szkolną rzeczywistość.

Krótko mówiąc: 24 czerwca nasze dzieci wrócą do domu ze świadectwami pełnymi różnych ocen. Jestem przekonana, że to, jaki wpływ stopnie i ewentualne paski na kartce papieru na nich wywierają, w dużej mierze zależy od nas – rodziców.

Przyznam, że sama do ocen mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony mocno wybrzmiewa we mnie Jezusowe wskazanie, by nikogo nie oceniać (Mt 7, 1), a z drugiej strony jestem przekonana, że dobrze skonstruowany system oceniania może być doskonałą pomocą w procesie kształcenia.

DEON.PL POLECA

Do ideałów się dąży. Czasem – całe życie

W realnym świecie znalezienie złotego środka w tej kwestii wydaje się jednak zadaniem na miarę odszukania Świętego Graala. Sama zresztą co krok łapię się na tym, że oceniam bliźniego (a własne dzieci to już najczęściej), a w szkole Pierworodnego rzadko kiedy miałam okazję zaobserwować, by ocenianie realnie pomagało mu w procesie edukacji.

Abstrahując już od tego, że formalnie Borys, jako uczeń drugiej klasy szkoły podstawowej, nie powinien mieć kontaktu z ocenami, co najwyżej z opisem jego postępów w nauce. Ale teoria teorią, a piąteczki muszą być. I pewnie, że wolałabym, by wyglądało to zupełnie inaczej, mam jednak świadomość, że musimy funkcjonować w takich a nie innych warunkach. Zmieniam więc to, co się da (najczęściej w sobie), a czego nie jestem w stanie zmienić – po prostu uczę się obsługiwać. Staram się więc szkoły nie demonizować. Wierzę, że moja postawa w największym stopniu wpływa na to, w jaki sposób synek nauczy się radzić sobie z ocenianiem.

Kwestia języka

W naszym domu staramy się przede wszystkim nie robić z ocen bożka. Nie śledzimy dziennika elektronicznego niczym urząd skarbowy oszustów podatkowych, nie deliberujemy o wynikach sprawdzianów przy obiedzie, nie zmuszamy do poprawiania z trójki na czwórkę. Rozmawiając o szkole, staramy się za to za każdym razem używać języka pozytywów – doceniać, punktować postępy, wyraźnie precyzować, co dobrego w danej sytuacji widzimy i jaka nauka z niej płynie.

Chodzi o to, by pokazywać, że ocena jest tylko narzędziem w edukacji, a nie etykietą mówiącą coś o mnie samym. Oczywiście, gros ludzi ma tendencję do szufladkowania innych przez oceny i patologii na tym polu nie brakuje. Upierać się jednak będę, że – przynajmniej w początkowych latach – to rodzic ma największy wpływ na poczucie wartości u dziecka.

Dla Pierworodnego czwórka z tabliczki mnożenia nigdy nie była powodem do płaczu, tylko precyzyjnym wskazaniem, w jakim stopniu opanował materiał i co ewentualnie musi poprawić. I to od nas (i od nauczycieli) w dużej mierze zależało, czy dostrzegał sens w doskonaleniu swoich umiejętności i czy miał dobrą motywację do dodatkowego wysiłku.

Efekty bywają różne, ale to też jest ważna nauka dla rodzica: pozwolić dziecku na tyle, na ile to możliwe, brać odpowiedzialność za własną edukację. W naszym domu dość często powtarzamy dzieciom, że nam, ich rodzicom, nie tyle zależy na ocenach, co na tym, by umieli się uczyć (pozyskiwać wiedzę), krytycznie myśleć i skutecznie posługiwać narzędziami. I że szkoła to dla nich przede wszystkim fantastyczne laboratorium kompetencji społecznych, a to jej największy atut.

Koniec roku – wspólne święto

Pamiętam, że kilka lat temu viralem stał się wpis ojca, który na zakończenie roku napisał laurkę dla swojego syna. Syn nie był prymusem, „paskowym” uczniem. Był przeciętnie uzdolnionym młodym człowiekiem. Jego tata potrafił jednak zauważyć w nim cechy, które są niesamowicie ważne w zwykłym życiu: koleżeńskość, empatię, pogodę ducha, hart, wytrwałość, pracowitość.

W dobie podkreślania wyjątkowości każdego i nieustannego porównywania się z innymi, postawił na cechy, których nie da się nauczyć z podręcznika, ale można je kształtować w codziennym funkcjonowaniu z innymi ludźmi. Zauważył je i pomógł synowi w ich docenieniu. To nie zdobyta wiedza, ale sposób postępowania danego człowieka z bliźnim świadczy o jego dojrzałości.

Zakończenie roku szkolnego przed nami. Warto zrobić z tego wydarzenia święto rodzinne. To uczy zamykania spraw, podsumowywania (rachunku sumienia!) i cieszenia się z efektów własnych wysiłków (bezcenna nauka!). I tu znowu rodzice mają ogromne pole do popisu. Najpierw jednak sami muszą znaleźć czas, by zastanowić się, jakie zmiany zaobserwowali w swoim dziecku. Nie zaszkodzi, jeśli przy tej okazji przemyślą, czego tak naprawdę chcą, by się ich pociecha nauczyła.

Sami praktykujemy zwyczaj podejrzany u rodzin z kręgu edukacji domowej, tzn. Borys dostanie od nas świadectwo z wynikami naszych, przepełnionych miłością obserwacji. Będą tam umiejętności, które dostrzegliśmy, że zdobył w minionym roku, będzie przypomnienie sytuacji, gdy zachował się niezwykle odpowiedzialnie i samodzielnie, będą wypunktowane jego talenty (np. do gotowania i organizowania zabaw dla rodzeństwa). Spisanie takich punktów na kartce i powiedzenie dziecku prosto w oczy: „Jesteśmy z ciebie niesamowicie dumni”, napełnia serca wszystkich wdzięcznością i radością. A to daje doskonałe podłoże, by na kolejny rok szkolny i na czas wakacji wyznaczyć sobie nowe, szyte na miarę naszych rodzin cele. Nie tylko edukacyjne.

Tekst ukazał się na blogu dobrawnuczka.deon.pl

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chodzi o to, by nie robić z ocen bożka
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.