Co może wyniknąć ze spotkania twarzą w twarz z uchodźcą?
W ostatnich miesiącach miałem okazję spotkać uchodźców w różnych miejscach i różnych kontekstach. Co z tego wynikło? Jakich ludzi poznałem? Czy powinniśmy się ich bać?
Moją uwagę na problem uchodźców zwrócili dwa lata temu bracia z Taizé, którzy przekonywali młodych do tego, żeby otwarli się oni na przyjęcie potrzebujących ludzi przybywających do Europy z nadzieją na rozpoczęcie nowego życia. To również tam pierwszy raz usłyszałem o pomyśle, który później podchwycił papież i polski Episkopat - żeby każda parafia przygotowała się na przyjęcie jednej rodziny uchodźców. Od tego czasu minęło kilkanaście miesięcy. Kryzys uchodźców wciąż trwa. Wojna w Syrii się nie skończyła. Wielu ludzi nadal szuka schronienia i pomocy.
Jestem na Europejskim Spotkaniu Młodych w Rydze. Arcybiskup Zbigniew Stankiewicz (miejscowy pasterz Kościoła katolickiego) na konferencji prasowej mówi, że kilkanaście dni przed rozpoczęciem spotkania organizatorzy mieli problem, żeby znaleźć wystarczającą liczbę rodzin, która przyjęłaby do siebie nieznanych, obcych pielgrzymów. Jednak już dzień po rozpoczęciu spotkania, kiedy młodzi ludzie z całej Europy pojawili się w mieście i mieszkańcy Rygi mogli ich spotkać na żywo, problem zniknął. "Wczoraj ludzie pytali mnie, czy można jeszcze przyjąć do siebie jakichś pielgrzymów, ale nie było to możliwie, bo wszyscy pielgrzymi zostali już wcześniej przyjęci (śmiech). To tutaj wcale nie jest takie oczywiste. Nasz naród nie jest - również ze względu na trudne doświadczenia historyczne - przyzwyczajony do przyjmowania obcych. Nie jest na nich otwarty".
Przypomina mi się historia, jaką usłyszałem od pewnej węgierki, która była jedną z osób odpowiedzialnych za przyjęcie grupy uchodźców z Sudanu w Taizé. "Uchodźcy przyjechali do nas z obozu w Calais. To był środek nocy. Kiedy autobus wjeżdżał do naszej wioski, zorientowaliśmy się, że jesteśmy przerażani. My ich przecież w ogóle nie znamy. W głowie pojawiły się różne myśli i strach, że sobie nie poradzimy. Momentem przełomowym było pierwsze spojrzenie w oczy, pierwsze rozmowy, pierwsza wypita wspólnie herbata. Małe rzeczy, które przełamywały pierwsze lody i rodziły podstawy do budowania krok po kroku zaufania. Zresztą później dowiedzieliśmy się od naszych gości z Sudanu, że oni również bali się, kiedy dowiedzieli się, że mają wysiąść i zamieszkać w jakiejś małej wiosce pośrodku niczego. Lęk był po obu stronach".
W trakcie jednego z wieczornych spotkań w Rydze brat Alois, przeor wspólnoty z Taizé powiedział tak: "Poszerzajmy gościnność poza krąg naszych najbliższych. W tych dniach słyszymy świadectwa osób, które idą do najuboższych. Mówią one, jak wiele szczęścia daje im możliwość pomagania innym, ale mówią także o tym, co od nich otrzymują. Kiedy nawet z pustymi rękami wychodzimy do osób uboższych niż my, pojawia się radość. W Taizé często się z tym spotykaliśmy, zwłaszcza przez cały ostatni rok, dzięki uchodźcom, których przyjęliśmy. Bycie blisko ich nieszczęść, wysłuchanie ich historii poprowadziło nas w stronę zaskakujących przyjaźni".
"Poza tym we wszystkich naszych krajach od dawna żyją obok siebie społeczności wywodzące się z różnych kultur. Tu równie...
Mam to szczęście, że w ciągu ostatnich miesięcy mogłem spotkać uchodźców twarzą w twarz. To byli bardzo różni ludzie. Syryjskie, chrześcijańskie małżeństwo z kilkuletnim synkiem, które przyjął pod własny dach w Polsce Tomek Wilgosz (kiedy to jeszcze było możliwe); młode chłopaki z Sudanu, muzułmanie, których przyjęła wspólnota z Taizé; byłem też na granicy syryjsko-libańskiej, gdzie spotkałem ludzi mieszkających w bardzo trudnych warunkach, bez prądu i ogrzewania, ale cieszących się, że bomby nie spadają im na głowy.
Ci ludzie są tacy sami jak my. Kobiety powtarzają, że przede wszystkich chcą, żeby ich dzieci były bezpieczne. Dzieci chcą się bawić, biegać, żartować. Młodzi mężczyźni chcą zapewnić spokojną przyszłość swoim rodzinom. Chcą żyć tak jak my. Najlepiej u siebie w domu, we własnej ojczyźnie. O niczym innym nie marzą. Ale teraz to jest niemożliwe. Bo u siebie mogliby zginąć.
Spotkanie i rozmowa z każdą z tych osób jeszcze bardziej uświadomiła mi, jak bardzo ważne jest, żebyśmy nie byli naiwni i nie wyrabiali sobie opinii o uchodźcach na podstawie obrazków, które widzimy w mediach i w internecie. Jeśli chcemy naprawdę dowiedzieć się, kim są ci ludzie, po prostu musimy ich spotkać. Dać sobie szansę na to, żeby między nimi i nami się coś wydarzyło, żeby zrodziła się jakaś relacja, bliskość.
Kraj Uchodźców Vol. 9 "Piąteczka" Wchodzimy do kolejnego obozowiska namiotowego uchodźców z Syrii będącego pod opieką...
Na koniec jeszcze raz brat Alois: "Oczywiście, przybycie tak wielu uchodźców, którzy chcą zamieszkać w Europie, stwarza złożone problemy i nikt nie zna łatwych rozwiązań. Jestem jednak przekonany, że nie znajdzie się rozwiązania, jeśli nie nawiążemy z nimi osobistych kontaktów. Ryzykujemy, że bez takich kontaktów, lęk, który jest zrozumiały, weźmie górę".
Skomentuj artykuł