Bez takiej postawy zapalony na roraty lampion niewiele znaczy

(fot. Exe Lobaiza)

Okres Adwentu nie jest tylko czasem przygotowywania się do świąt, lecz przede wszystkim wyczekiwaniem końca świata.

Nie wiemy, kiedy nadejdzie ten dzień, kiedy nastąpi koniec i kiedy powiemy sobie, że wszystko co stare i skorumpowane bezpowrotnie minęło. Wszystko stało się nowe, runęły mury i ogień strawił nasz egoizm. Przez cztery tygodnie Adwentu mamy pracować nad sobą, by ten dzień przybliżyć i ćwiczyć się w czuwaniu, by go nie przegapić. Ma nam towarzyszyć świadomość, że w każdej chwili możemy usłyszeć "To nie są ćwiczenia!"

Wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa na świat rozpoczęła się nowa era. Powstało na ziemi królestwo Boże, choć jeszcze niepełne i nieco kulawe. Jezus Chrystus pojawia się i znika. Jest z nami, a jakoby Go jeszcze nie było. Całe stworzenie czeka na moment, gdy Chrystus będzie w każdym, wszędzie i zawsze, będzie wszystkim i nie będzie nic, co by nie było Chrystusem. Tak opisałbym najkrócej definitywny koniec świata, tego starego świata, a zarazem pełnię nowego stworzenia w Jezusie Chrystusie, na którą z dreszczykiem emocji czekam.

Jak się przygotować na koniec świata?

Mam przed oczyma film opowiadający o ostatnich tygodniach życia osoby, która zna dzień swojej śmierci. Nie traci ani chwili. Odszukuje ludzi, których kiedyś skrzywdziła i prosi o przebaczenie. Czas nieubłaganie mija. Próbuje odbudować dawne relacje i zostawić po sobie jak najlepsze wspomnienia. Czy nie tak powinien wyglądać czas Adwentu w Kościele?

DEON.PL POLECA

Jeśli czuję się przez kogoś skrzywdzony, niesłusznie posądzony, zignorowany, pierwszy wyciągnę rękę z dala od kamer i błysku fleszy, a proszącego o przebaczenie podejmę z honorami. Odszukam zapomnianych i samotnych, by poczuli się potrzebni, i zaplanuję dla nich miejsce przy świątecznym stole. Bez takiej postawy zapalony na roraty lampion niewiele znaczy. Jest jak latarnia, która nie wskazuje drogi.

Czy Adwentu nie powinniśmy przeżywać tak, jakby to były cztery ostatnie tygodnie naszego życia? Jak chciałbym zostawić po sobie swój pokój i swoje miejsce pracy? Za jakie chwile mojego życia będę Bogu najbardziej wdzięczny? Jak powinienem opisać fotografie, na których są one uwiecznione? Za co chciałbym ludziom podziękować? Co powinienem jeszcze zrozumieć, aby bardziej pokochać bliskich, przyjaciół i wrogów?

Wewnętrzna kontrola i gotowość

Inspirowani życiem Zachariasza, którego przypomina adwentowa liturgia, powinniśmy sobie przypomnieć także o naszych obowiązkach i przeprowadzić wewnętrzną kontrolę z ich wypełniania. Czy jesteśmy gotowi zdać relację Bogu z tego, co zostało nam powierzone?

Przedwojenny poradnik zatytułowany „Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego” (Katowice, 1931) tłumaczy, że roraty odbywają się przed wschodem słońca dlatego, „aby wierni okazali gotowość na Sąd ostateczny i czujność w oczekiwaniu przyjścia Zbawiciela. Podczas tej mszy świętej goreje na ołtarzu siedem świec”. Każda z nich zapalana była przez przedstawiciela innego stanu. Zapalający wypowiadał słowa „gotów jestem na Sąd Boży”.

Piękny opis tej ceremonii znajdujemy u Władysława Syrokomli w „Staropolskich roratach”:

Stał na ołtarzu przed mszą roraty

Siedmioramienny lichtarz bogaty.

A stany państwa szły do ołtarza,

A każdy jedną świecę rozżarza,

Król – który berłem potężnym włada,

Prymas – najpierwsza senatu rada,

Senator – świecki opiekun prawa,

Szlachcic – co królów Polsce nadawa,

Żołnierz – co broni swoich współbraci,

Kupiec – co handlem ziomków bogaci,

Chłopak – co z pola, ze krwi i roli

Dla reszty braci chleb ich mozoli.

Każdy na świeczkę grosz swój przyłoży.

I każdy gotów iść na Sąd Boży.

Tak siedem stanów z ziemicy całej,

Siedmiu płomieńmi jasno gorzały,

Siedem modlitew treści odmiennej,

Wyrażał lichtarz siedmioramienny.

Jak spędzać adwentowe wieczory?

W czasie Adwentu bądźmy razem, spędzajmy wieczory w rodzinie, umacniajmy więzi, by stanąć przez Panem w komplecie, gdy przyjdzie. W Polsce był to zawsze okres rodzinnych spotkań (modnego dziś w Skandynawii hygge). Kobiety przędły na kołowrotkach i darły pierze, haftowały i wyszywały. Reymont opisuje w „Chłopach”, że „wrzeciona jeno furkotały i dudniły po podłodze”. Mężczyźni natomiast – jak pisze Noblista – rozwalali się po kątach, kurząc papierosy i szczerząc do kobiet zęby. Było dużo śmiechów i zabawy, „czasem ogień trzasnął w kominie, albo czyjeś westchnienie zaszemrało”. Opowiadano dawne rodzinne historie lub to, co kto zrozumiał z niedzielnego kazania albo usłyszał o życiu w dalekich krajach. Chłopi się wymądrzali lub mruczeli pieśni, a panny pięknie śpiewały i chichotały lub przerażone opowieściami chłopów milczały. Nie zawsze trzeba mówić, czasem miło jest pobyć razem. Czyż nie brakuje nam dzisiaj takich wieczorów, bez telewizora i smartfona?

Gdy św. Franciszek Salezy rozgrywał z przyjacielem partyjkę szachów, został zapytany o to, co by zrobił, gdyby teraz nagle nastąpił koniec świata. Miał ponoć spojrzeć na szachownicę i powiedzieć: „Przesunąłbym pewnie jeszcze tę wieżę”. Obyśmy tak byli przygotowani na przyjście Pana. Może jest już za rogiem?

Dyrektor Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury w Warszawie Falenicy. Redaktor portalu jezuici.pl Studia teologiczne i biblijne odbył na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, a studia z zarządzania oświatą na Uniwersytecie Fordham w Nowym Jorku. Pracował we Włoszech jako wychowawca w ośrodku dla narkomanów oraz prowadził w Gdyni Poradnię Profilaktyki Uzależnień. Przez 21 lat kierował placówką doskonalenia nauczycieli Centrum Arrupe, w latach 2002-2007 był dyrektorem Gimnazjum i Liceum Jezuitów w Gdyni, a w latach 2019-2024 socjuszem Prowincjała. Autor książek z dziedziny edukacji i duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bez takiej postawy zapalony na roraty lampion niewiele znaczy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.