Czas pokazać Bogu swój ból
Wojna jest tuż obok. Wielu z nas czuje ból, niemoc i lęk. Mamy dziś pierwszy piątek Wielkiego Postu. W większości kościołów w Polsce będzie odprawiane nabożeństwo drogi krzyżowej i być może padną tam słowa: „weź swój krzyż”.
Jaki nosisz w sobie teraz obraz Boga? Dziś, w tej sytuacji w jakiej jesteśmy. Im częściej rozmawiam o tym z innymi, tym mocniej dudnią mi w uszach pytania „a gdzie jest teraz Bóg? Czemu pozwala na bombardowanie przedszkoli?”.
Milczę, bo nie wiem, co powiedzieć. Nie będę Go usprawiedliwiać, sama mam do Niego masę podobnych pytań. Mam w sobie jednak obraz Jezusa, który jest obok, który nie patrzy na mnie z chmurki i nie kiwa pobłażliwie głową, przyglądając się śmierci niewinnych.
Bóg nie jest karzącym Ojcem. Choć wielu z nas nosi w sobie taki Jego obraz, warto zobaczyć jak ja na Niego patrzę, co czuję, co bym Mu dziś powiedział, gdyby stanął naprzeciw mnie.
Wielki Post pcha w jakiś sposób w stronę patrzenia na ból, grzech i śmierć. Można powiedzieć, że słabo wypadł w tym roku – razem z działaniami wojennymi. A przecież człowiek chce być szczęśliwy, pragnie żyć spokojnie, spełniać się, marzyć, kochać siebie i innych. Chce oddychać bez bólu i lęku. Czy nie ma do tego prawa? Dlaczego Bóg nic nie zrobi?
Patrzę na ukrzyżowanego Jezusa. Widzę, że On nie uciekał przed bólem, ale w jakiś sposób pokazał, jak go przejść. Nawet kiedy świat próbuje zepchnąć obraz Miłości Ukrzyżowanej, zamazując nam oczy egoizmem, szukaniem jedynego sensu w samospełnieniu i świętym – nieświetnym spokoju.
Czy nie mam prawa żyć szczęśliwie, spokojnie? Oczywiście, że mam! Bóg też tego dla nas chce. Jednak życie na ziemi to ciągła walka, ścieranie się dobra ze złem – czego obrazem jest wojna. Zło, któremu uległ konkretny człowiek zabija i niszczy. Gwałci cudzą wolność, bezpieczeństwo, prawo do życia. Gdzie w tym Bóg? W samym środku…
Katolik to nie zdewociały, bojący się Pana cierpiętnik. To osoba, którą Jezus zaprasza do czuwania przy Nim, jak w ogrodzie Getsemani. Być może tobie dziś też spływa po czole pot wymieszany z krwią. Ktoś wcześniej już to przeżył, więc może nadszedł czas, by przejść przez to razem z Nim? Bycie katolikiem nie polega na udawaniu, że nie odczuwam złości, niechęci, zawodu. Chrześcijanin to ktoś, kto pomimo tych uczuć potrafi kochać dalej Boga, ludzi i samego siebie.
Wojna kiedyś się skończy, choć dziś nie wiemy, w jaki sposób i ile ofiar spowoduje. Nasze życie też dobiegnie kresu, choć mówienie o śmierci jest trudne, niewygodne i nikt o zdrowych zmysłach raczej się tym z radością nie karmi.
Pytanie, które stawiam sobie dziś jest proste, choć jego realizacja niezwykle trudna. Czy chcę ten czas przeżyć z Bogiem? Nie tylko nie jedząc mięska w piątek, ale spotykając się z Nim. Może na drodze krzyżowej, może przy kubku kawy. W kościele, albo czuwając przy łóżku śpiącego dziecka. Wszystko jedno jak.
Warto ten Wielki Post potraktować jako szansę. Życie jest brutalne, spotkajmy się więc z Bogiem, który kocha - po to by nie stracić reszty sił, nadziei, miłości do świata i ludzi.
Może ten czas jest dobrą okazją by nazwać swoje uczucia, by otwarcie wyrzucić przed Jezusem swój lęk, żal i niemoc. Obojętnie jak, byleby szczerze. On nie zrzuci z chmury gromów, jeśli zaczniesz mówić, że Mu nie ufasz, nie wierzysz, nie kochasz. Może On czeka na to wyznanie od dawna, choć w pędzie życia nie udało się usłyszeć tego wcześniej?
Teraz jest dobra okazja. Czas, gdy własny ból i lęk można pokazać Bogu. Zostaw za sobą wszystko to, co słyszałeś o Nim do tej pory oraz o tym, że trzeba przed Nim ładnie składać rączki, uśmiechać się zawsze, gdy chce ci się wyć z bólu. Potraktuj to jako szansę. On czeka, serio!
Skomentuj artykuł