Czy papież Franciszek jest komunistą?
Kilka dni temu, na spotkaniu zorganizowanym w Watykanie przez Papieską Radę Sprawiedliwość i Pokój ojciec święty Franciszek stwierdził, że kiedy mówi o ludzkim prawie do domu, pracy i ziemi, nazywany jest "komunistą". Czy jest tak rzeczywiście?
Zdaniem watykanistów, Franciszek podczas spotkania z delegacjami ruchów ludowych z Ameryki Południowej "wygłosił jedno z najbardziej społecznych przemówień swego pontyfikatu". Warto przytoczyć kilka papieskich wypowiedzi z tej audiencji, relacjonowanej przez Radio Watykańskie: "Powiedzmy to prosto z serca: żadna rodzina bez dachu nad głową, żaden rolnik bez ziemi, żaden pracownik bez praw, żadna osoba bez godności pracy". I dalej: "Nie istnieje gorsze ubóstwo materialne od tego, które nie pozwala zarobić na chleb i pozbawia godności pracy". Zdaniem papieża taka sytuacja, coraz powszechniejsza, "jest wynikiem wyboru społecznego, systemu ekonomicznego, który przedkłada zyski ponad człowieka".
Logice zysku za wszelką cenę Franciszek przeciwstawił zdolność do międzyludzkiej solidarności. I jak podkreślił, oznacza ona "coś znacznie więcej niż sporadyczne akty wielkoduszności". Powinna ona być systemowym działaniem skierowanym przeciw niszczącym skutkom "działania imperium pieniądza". Jako przykład dla świata wskazał właśnie południowoamerykańskie ruchy ludowe, gromadzące ludzi ubogich z wielu grup społecznych: "Biedni nie czekają, (...) organizują się, uczą, pracują, protestują i przede wszystkim działają w duchu szczególnej solidarności, jaka panuje między tymi, którzy cierpią, między ubogimi, o której nasza cywilizacja zdaje się zapominać lub pragnie to zrobić". Wskazał także, że nie można odpowiadać na skandal ubóstwa "krzewiąc strategie tłamszenia", których celem jest "pilnowanie biednych i czynienie z nich udomowionych i nieszkodliwych". Przestrzegł także przed altruizmem, który ma na celu jedynie zaspakajanie "osobistych ambicji" dobroczyńców.
Słowa papieża: "kiedy mówię o ludzkim prawie do domu, pracy i ziemi, nazywany jestem komunistą" odczytuję jako aluzję do dobrze znanej wypowiedzi Dom Héldera Câmary, brazylijskiego biskupa: "Gdy daję biednym chleb, nazywają mnie świętym. Gdy pytam, dlaczego biedni nie mają chleba, nazywają mnie komunistą". Tutaj wprost narzuca się bardzo ważny kontekst. Franciszek nie jest tylko papieżem "z dalekiego kraju". Jest także papieżem z odległego kontynentu, którego tradycje teologii wrażliwej na kwestie społecznej (i bardzo stronniczo sprowadzanej u nas do religijnie inspirowanego marksizmu) mają niewątpliwe zasługi dla południowoamerykańskich społeczeństw.
Zimą w ubiegłym roku przeprowadziłem dla "Nowego Obywatela" bardzo obszerny wywiad z ks. Andrzejem Pietrzakiem SVD z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Rozmowa nosiła tytuł "Zanim nadejdzie Królestwo Niebieskie..." i w większości traktowała społecznym kontekście wielu nurtów teologii południowoamerykańskiej. Ks. Pietrzak zajmuje się tym zagadnieniem nie tylko naukowo. Wiele lat spędził w Ameryce Południowej, pracując także w ubogich dzielnicach brazylijskiego São Paulo. Zapytałem go między innymi o społeczne nauczanie obecnego papieża. Przytoczę jego odpowiedź niemal w całości, bo w bardzo zwarty i klarowny sposób wskazuje na wiele wątków, które wciąż słabo sobie jako polscy katolicy uświadamiamy.
Ks. Pietrzak mówił: "W sprawach społecznych papież Franciszek będzie kontynuował nauczanie swoich poprzedników. Pokazał już, że będzie dbał o sprawę ludzi ubogich, czyli zwróci uwagę na problemy około ⅔ ludzkości. (...) Kościół działa w wielu krajach i kulturach. Dla nas, Polaków, jest to ważny pontyfikat, bo może pomóc nam uświadomić sobie tę różnorodność i dostrzec niedostrzegalne. Czasem pokutuje u nas opinia, że Kościół latynoamerykański jest jakimś gorszym Kościołem. A przecież choćby katolicy w Argentynie, podobnie jak tutaj w Polsce, mają własną historię, tożsamość, która wpływa także na postać papieża Franciszka. Przecież i Jan Paweł II był kształtowany przez pewną zastaną historycznie rzeczywistość, kulturę, także religijną, i było to dla nas oczywiste. Sądzę, że w przypadku Franciszka, ze względu na jego doświadczenie, tło kulturowe, w które jest wpisany, dochodzi do innego rozłożenia akcentów. Papież strzeże depozytu wiary i go interpretuje, ale równocześnie jego wrażliwość jest trochę odmienna od europejskiej.
Franciszek wskazuje na Kościół obecny wśród ludzi, dla ludzi i z ludźmi. Mówi nam, że Kościół nie jest tylko instytucją, która udziela jakichś »usług duchowych«. Kościół to nie przedsiębiorstwo duchownych i dobrze zorganizowanych ludzi świeckich. Słowa i gesty papieża przywracają istotę Kościoła i jego misję na świecie, mówią o współodpowiedzialności każdego katolika i za Kościół, i za otoczenie społeczne, w którym działa. (…) Ponadto w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego typu nauczania, które jest dostojne, ale można nad nim przejść szybko do porządku dziennego. Sposób, w jaki mówi Franciszek, jest prostszy, ale trafny i prowadzi do dawania świadectwa, a tym samym poprawy jakości życia".
Papież Franciszek przybył do Europy z odległego kontynentu, pełnego ubóstwa, niemal ciągłych wojen i ogromnych napięć społecznych. W tamtym rejonie świata bardzo dobrze widać, jak niesprawiedliwy i szkodliwy dla społeczeństw, a promujący jedynie interesy nielicznej warstwy bogaczy potrafi być współczesny, globalny i oligarchiczny kapitalizm. Papież nie jest komunistą. Widzi za to świat ubogich i bogatych w świetle Ewangelii rozumianej jako zwornik nie tylko indywidualnej, ale i społecznej rzeczywistości. Bo człowiek jest istotą społeczną. W gruncie rzeczy nie mówi nic niezwykłego: katolickie nauczanie od zawsze bazuje na uznaniu odpowiedzialności społecznej jako istotnej dla wiary i moralności (dostrzegamy to dość łatwo w sprawach obyczajowych, w dziedzinie gospodarczej - niemal wcale). I pokazuje, że "społeczna odpowiedzialność po katolicku" nie sprowadza się jedynie do działań charytatywnych, ale wymaga przemyślenia całej strategii państw i rynków wobec wspólnot ludzkich. To musi wywoływać niezgodę i krytykę ludzi dla których "pieniądz jest bogiem". Nawet tych, którzy logikę przekonania, że "rynek ma zawsze rację" próbują połączyć z katolicyzmem.
Naszym problemem jest to, że żyjemy w tej uprzywilejowanej, bogatszej części świata, co ułatwia nam sprowadzenie katolicyzmu do "lajfstajlu" czy rozgrywanych obficie na portalach społecznościowych "wojenek o Hello Kitty". Jednak dla większości ludzi żyjących dziś na świecie sprawa biedy, przeżycia kolejnych dni i miesięcy, kwestia tego, jak odnoszą się do tych zagadnień także katolicy jest najbardziej fundamentalną i żywotną. I także o tym usiłuje nam dziś przypomnieć papież z dalekiego kraju.
Skomentuj artykuł