Czy religia może zabić miłość między ludźmi?

(fot. materiały prasowe / teatr odwrócony)
Piotr Chydziński

Czy możemy z perspektywy czasu oceniać ludzi uwikłanych w konkretne realia historyczne? Często zbyt łatwo nam to może przychodzić. Trudne dla wyborów ludzkich czasy, jakimi były wydarzenia dwóch wojen światowych, międzywojnia oraz dwukrotnej zmiany granic, dotykały konkretnych ludzi żyjących na terenach polskich. Wojna zmienia ludzi i odwraca, a raczej wywraca, ich dotychczasowe życie. To, co w trakcie pokoju miało najwyższy priorytet, w czasie wojennym podporządkowuje się interesowi danego człowieka lub grupy społecznej.

W ostatnią sobotę byłem na premierze sztuki pierwotnie odegranej w starej kotłowni w Krynicy-Zdrój, pod nazwą "Gdy skamienieje wiatr", a krakowskim widzom przedstawionej jako "Zakazana miłość". Trzy postacie, których historie zostały opisane w spektaklu, osadzone są w realiach wyznawanej religii, wojny i dokonywanych wyborów. Wszystkich bohaterów łączy pragnienie realizowania miłości. Kiedy jednak dookoła panuje plotka i uprzedzenie, osąd każdej sytuacji wykraczającej poza system jest jednoznaczny.

Ksiądz Władysław Gurgacz to jezuita, który mimo innej woli przełożonych, został kapelanem grupy partyzantów, ukrywających się w lesie, nazywanych dzisiaj żołnierzami niezłomnymi. Andrzej Garbera to Łemko, który w mieście trzech kultur, Tyliczu, zakochał się w młodej ortodoksyjnej Żydówce, Renie Kornreich, poddanej woli rodziców. To bohaterowie opowieści, których nie da się jednoznacznie ocenić jako dobrych lub złych. W spektaklu nie próbują się tłumaczyć. Oni tylko opowiadają o tym, co się zdarzyło. Tworzą narrację, ale nie szukają oceny.

Ojciec Gurgacz. Jezuita wyklęty >>

Rena i Andrzej próbują zrozumieć, dlaczego ich miłość nie mogła się dopełnić. Rozłączyły ich trudne czasy i wyznawana religia. Ksiądz Gurgacz boryka się ze swoim sumieniem, rozdarty między powinnością a potrzebą serca. "Czy można kochając, nie ranić? Miłość jest płomieniem, a płomień musi coś palić" - stwierdza w sztuce ksiądz. W tych słowach spotykają się w pewnym momencie wszyscy bohaterowie, rozmawiając o wyrzeczeniu i decyzji, której domaga się realizacja miłości.

Szymon Budzyk, reżyser spektaklu, chciał pokazać człowieka jako takiego - choć uwikłanego religijnie, to podejmującego życiowe wybory na ten sam, ludzki sposób. Ewidentne były w sztuce jego próby znalezienia uniwersalnej prawdy o człowieku - tego, co łączy ludzi każdej rasy, narodu i języka.

W sztuce od strony kompozycyjnej narracja rozwijała się retrospektywnie, choć skokowo, co wprowadziło duży dynamizm. Rozterki postaci zarówno nie były przegadane, jak i nie przekazywały wyłącznie dużego ładunku emocjonalnego. Widz sam mógł oceniać przyjmowane przez bohaterów postawy oraz z własnej perspektywy spojrzeć na to, jakie decyzje podejmowali.

"Zakazana miłość" postawiła przed widzem pytanie o to, gdzie ma on szukać prawdy: w religii, czy w człowieku? Drugie pytanie, które mocno wybrzmiało, to: czy należy się kierować miłością wynikającą z religii, czy z wnętrza człowieka? I trzecie, bardzo ważne: czy to Bóg jest miłością, czy też miłość jest Bogiem?

Wydaje się, że ustalony porządek rzeczy i wartości, wynikający z religii, stał się bezlitosnym dla indywidualnych pragnień jej wyznawców. Może w takim razie John Lennon miał rację, gdy w latach siedemdziesiątych sugerował w swojej piosence "Imagine" zniesienie religii, krajów, nieba, piekła i majątków? W końcu w obliczu trzech przedstawionych w spektaklu historii oraz minionej wojny można w łatwy sposób właśnie takie wnioski wyciągnąć i przystać do zdania: "pozbądźmy się religii i systemu wartości, a uwolnimy człowieka od tego wszystkiego, co go zamyka w wewnętrznej klatce".

Z jednej strony nasza wiara i teologia chrześcijańska pozwala na weryfikację wszystkich powyższych pytań. Jednak człowiek jest na tyle złożoną istotą, że kiedy sam znajdzie się w trudnej sytuacji, znanej sobie z podręczników, bardzo często nie jest się w niej w stanie odnaleźć. Ksiądz Józef Tischner w "Filozofii dramatu" pisał, że być mistrzem to nie znaczy mnożyć odpowiedzi, lecz umieć stawiać pytania podstawowe, kluczowe. Sam więc na nowo z wyżej postawionymi fundamentalnymi pytaniami chciałem się w swojej prywatnej refleksji skonfrontować.

Wiemy na pewno, że utopijna wizja Lennona nie jest prawdziwa, bo religii nie można winić za zło istniejące na świecie i decyzje podejmowane przez człowieka. Norma personalistyczna, opracowana przez Karola Wojtyłę, późniejszego świętego papieża Jana Pawła II, mówi że człowiek nie jest miarą wszechrzeczy, jak twierdził starożytny filozof Protagoras, ale że to właśnie indywidualny byt jest odniesieniem do rozumienia wszystkich rzeczy i kształtowania etyki jako takiej. To właśnie człowiek jest kimś, a nie czymś. Prostszym językiem rzecz ujmując, powyższe oznacza tyle, że indywidualne rozterki konkretnych osób nie kształtują ogólnych praw ludzkich, jednakowoż je wspomagają i pozwalają na weryfikację tego, w co wierzymy.

Papież Franciszek wielokrotnie podkreślał, jak ważnym elementem życia każdej osoby jest rozeznawanie i umiejętność podejmowania decyzji. Do tego do każdej sytuacji człowieka należy podchodzić indywidualnie i starać się zobaczyć, co dana sytuacja dla tego człowieka oznacza, w którą stronę Pan Bóg może go prowadzić, i jak chce doprowadzić do siebie.

Klucz do zrozumienia sposobu działania Franciszka >>

Dla mnie wniosek z całości płynął prosty: miłości nie da się zabić. Można ją zdeptać, zatrzeć, odrzucić, ale nie zabić. Każdorazowo jednak decyzję dotyczącą działania w danej sytuacji podejmuje człowiek. Więc to człowiek właśnie, z Bożą pomocą, musi szukać najlepszego rozwiązania w każdej sytuacji. Rozwiązania, które będzie w świetle miłości Boga prowadzić do większego dobra.

Piotr Chydziński - redaktor i dziennikarz portalu deon.pl. Mieszka w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy religia może zabić miłość między ludźmi?
Komentarze (11)
Oriana Bianka
22 maja 2018, 08:32
Religii jest bardzo wiele na świecie. Poniżej napisałam, że uważam, że jeśli stosujemy się do nauczania Jezusa, to moim zdaniem nie może to  niszczyć miłości i szacunku między ludźmi. Chrześcijanie są uczniami Chrystusa i powinni Go w swoim życiu naśladować. Czy Ci, którzy mnie minusują są przeciwko chrześcijaństwu?
Oriana Bianka
17 maja 2018, 22:48
Jeśli tak się dzieje, że religia niszczy miłość i szacunek między ludźmi, to czy jest ona zgodna z nauczaniem Jezusa? Moim zdaniem nie jest.
T
tadlam
17 maja 2018, 22:01
Religia jako forma władzy człowieka nad człowiekiem może zabić w człowieku to co najlepsze, zdolność kochania. W ogromnej większości nauki kościelne są podyktowane żądzą władzy nad sumieniami oraz tym, kim  człowiek jest i co ma.  W istocie nikt nie ma prawa ani predyspozycji do tego, by rządzić innymi. Stąd Jezus mówi "wy wszyscy jesteście braćmi (siostrami) i macie jednego Ojca". Tzw. hierarchia jest tym, o czym Ap. Paweł pisał w jednym z listów -  produktem pozorów mądrości "w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu siebie i umartwianiu ciała", bez wartosci "gdy chodzi o opanowanie zmysłów" (List do Kolosan 2, 23). W ogóle ewangelia nie jest materiałem do zakładania religii. Religie uczą, grożą, nakazują, obwiniają, odpuszczają, mają przełożonych i podwładnych etc. Jezus to "duch i życie", a ponieważ nie jestesmy na świecie dla czegoś innego niż miłości i (za Pascalem) "darmo człowiek kryje się sam przed sobą, kocha ciągle", życie, które jest samą miłością, a miłość siłą samokierującą (samoistną), wykluczającą stosunki nadrzędności i podrzędności, Jezus nie nadaje sie na założyciela religii, nie był nim i nie jest. Żadna formuła nie jest w stanie wyrazić życia. Jest ono we wszystkim. Nie jest jakimś jednym jego przejawem, jak nasza skłonność do urabiania innych według własnego widzimiosię. Podobnie jak żadna cząstka żywego organizmu nie nadaje się do jego wyłącznej reprezentacji. Dlatego nie tylko Jezus nie jest założycielem chrześcijaństwa, ale nie jest porównywalny z nikim, z kim kojarzy się istnienie jakiejkolwiek religii. Gdyby był religijny, nie zostałby skazany na śmierć przez kapłanów, a jednak zawładnął swiadomościa ludzi, jak żaden "wielki" człowiek. Napoleon - swego czasu największy ze śmiertelnych - zrozumiał, na czym polega tryumf Jezusa, w czasie największego poniżenia na Wyspie Św. Heleny. Warto przeczytać "Napoleon Bonaparte's view of Jezus" (internet)
KJ
k jar
17 maja 2018, 06:28
Mój ojciec miał chrzestnego, którego siostra popełniła samobójstwo w 1947.Miała narzeczonego żydowskiego przechrztę.Rodzice nie zgodzili się na to małżeństwo.Ówczesne wzorce społeczne nie dopuszczały do małżeństw nawet wśród katolików ludzi tzw."różnych kultur pożycia",czyli osób różnej narodowości czy etniczności,gdyż to wiązało się z dużymi problemami natury organizacyjnej w rodzinach.Takie małżeństwa zawsze były na pograniczu pomimo,że Kościół walczył z tym zjawiskiem,np. administratorzy apostolscy Opolszczyzny i Dolnego Śląska ks.Milik i ks. Kominek wydali specjalne listy pasterskie w sprawie małżeństw polsko-niemieckich (autochtonów z repatriantami) chcąc zapobiec różnym tragediom z tego wynikającym. Czy obecnie coś się zmieniło? I tak, i nie.Małżeństwa są bardziej autonomiczne i mniej poddane presji środowiskowej,ale wciąż wzorce kulturowe wpływają na trwałość takich związków i ich charakter. Pamiętam jak dużym dla mnie szokiem było obserwowanie karcenia córek przez maronickiego ojca Libańczyka ożenionego z Polką - katoliczką, córką moich znajomych. Matka dziewczynek nie podniosła nawet wzroku, w żaden sposób nie zareagowała jakby uznając,że dla tamtej kultury takie zachowanie jak bicie po twrzy dzieci jest czymś zwyczajnym. Dziewczynki nawet się nie rozpłakały. To nie wchodziło nawet w rachubę. Mówimy o małżeństwie chrześcijan różnych obrządków, a co mówić o małżeństwach chrześcijańsko-żydowskich czy muzułmańskich. Należy z dużą ostrożnością do takich związków podchodzić nawet nie ze względu na różnice religijne co kulturowe.
Zbigniew Ściubak
16 maja 2018, 13:35
Namieszałeś kochaniutki, boś próbował i poprawnie i trochę coś tam przemycić. Ależ oczywiście, że religia może zabić miłość między ludźmi. Spójrzmy na Polskę, na wiele instutucji i ludzi, spójrzmy na komentarze, czy to są Ci, co wzajemną miłość mają? Nie przecież. A przecież to ci, co sa religijni. Religia i miłość do dwie rzeczy, które mogą iść razem albo przeciw sobie.
16 maja 2018, 13:58
Powiem więcej. Religia i wiara to dwie różne rzeczy. Człowiek wierzący (myślę tu o chrześcijaninie), idący za Chrystusem, będzie żył miłością, człowiek religijny tylko obrządkami, tradycjami, rytuałami itp. Tylko o jakiej miłości tutaj mówimy? 
MR
Maciej Roszkowski
16 maja 2018, 17:43
Jeśli nasza miłość (do bliźnich, kobiety, dzieci, rodziny etc.) jest odbiciem, naśladowaniem miłości Bożej, to jak religia może ją zabić?
Zbigniew Ściubak
17 maja 2018, 10:50
Kupa założeń w tym pytaniu. 1. Nasza miłość jest odbiciem... ale co to znaczy? "Kto nie ma w nienawiści swojej żony, męża itd... nie jest mnie godzien" 2. Religia... jest odbiciem ale czego? Znaczy... nie deklaratywnie, bo to wiadomo, tylko praktycznie.
PA
Piotr A.
17 maja 2018, 16:50
Nie zgadzam się z takim rozumieniem słowa "religijny" - to nie po polsku. To o czym piszesz, należałoby raczej nazwać "fałszywą pobożnością", ew. "faryzeizmem". Znaczenie słowa "religijny" wg Słownika Języka Polskiego brzmi: «odznaczający się głęboką wiarą i pobożnością» i ma zdecydowanie pozytywny wydźwięk. Mam wrażenie, że pejoratywne rozumienie tego słowa przybyło do nas ze Stanów. Szanujmy nasz język. 
18 maja 2018, 08:21
Na religię, religijnośc możemy patrzeć słownikowo, ale też zwyczajowo i kulturowo. Co do słowników. Encyklopedia PWN wyraźnie wiąże pojęcie religii z dokrtyną i kultem. Słownik PWN określa religie jako zespół wierzeń dotyczących istnienia Boga lub bogów, pochodzenia i celu życia człowieka, powstania świata oraz w związane z nimi obrzędy, zasady moralne i formy organizacyjne. A zatem słusznie wiążę religię obrządkowością, rytuałami itp. O tym także wspominał Nasz Pan krytykując faryzeizm. Wiara bez religii jest możliwa i polega (mówię tu o chrześcijaństwie, inne wierzenia mnie już nie interesują) na czynnym podążaniu za Chrystusem i na miłości bezwzględnej. Te rzeczy są obce w znaczącej ilości współcześnie istniejących kościołów nazywających się tylko "chrześcijańskimi" (nie chodzi mi tylko o KRK).
MR
Maciej Roszkowski
21 maja 2018, 21:40
A co to znaczy - znaczy, a co znaczy i, lub albo. Tak można bez końca.