Czy uchodźcy zniszczą naszą cywilizację?
Czasy spokoju definitywnie minęły. "Trzecia wojna światowa w kawałkach" - tak bardzo często papież Franciszek określa stan rzeczy na świecie. Czy jako chrześcijanie możemy coś zrobić? Czy będziemy tylko bezczynnie patrzeć?
Hassan przybył do Polski dawno temu, na początku 2004 roku. Mieszkał tu szczęśliwie przez sześć lat, nauczył się całkiem nieźle języka, poznał mnóstwo przyjaciół i jako muzułmanin przeszedł na katolicyzm. W 2010 postanowił wrócić do ojczyzny. Niestety, w 2012 roku został zamordowany w Syrii, choć próbował uciec z powrotem do Polski, którą traktował jako drugi dom.
Hassan korzystał z pomocy ośrodka migranta "Fu Shenfu", który w Warszawie udziela niezbędnego wsparcia tym, którzy chcą budować swoją przyszłość w naszym kraju.
Prawdopodobnie gdyby zaczekał rok dłużej, do rozpoczęcia wojny w Syrii, nie podjąłby decyzji o powrocie. Dlaczego? Bo wiedziałby, jak wygląda sytuacja w jego rodzinnym mieście:
Aleppo, 2012 rok (fot. Freedom House / Flickr.com / CC BY 2.0)
Historią Syryjczyka podzielił się ze mną ojciec Damian Cichy, który poznał go w ośrodku "Fu Shenfu". Podobnie jak wiele osób mających wieloletnie doświadczenie w pracy z imigrantami i uchodźcami, dobrze wie, że agresja lub obojętność względem nich nie przyniesie nic dobrego. Wręcz przyniesie odwrotny skutek do zakładanego: nie "obroni" nas przed migracją, ale wywoła dalszą przemoc i niechęć.
Kościół zna właściwą odpowiedź
Nie tylko papież powtarza apele o działania względem migrantów. Również Kościół w Polsce przypomina, że lęk nie jest dobrym doradcą i że odwrócenie się od ludzi, którzy przybywają do Europy z nadzieją na lepszą przyszłość, jest scenariuszem najgorszym z możliwych.
W opublikowanym 11 stycznia oświadczeniu Rady Społecznej przy Metropolicie Poznańskim (abpie Gądeckim) czytamy, że centralnym punktem nauki społecznej Kościoła jest promocja godności każdego człowieka: "zwłaszcza najbardziej potrzebującego i przymuszanego do migracji, szukającego schronienia i nadziei oraz solidarnego miłosierdzia".
To przekonanie płynie oczywiście ze źródeł chrześcijaństwa: Pisma Świętego i tradycji, w których miłosierdzie względem obcego to jeden z podstawowych przykładów niezwykłej wiary i płynącej z niej siły.
Co ważne, przykłady ofiarnej miłości względem przybysza, nie są wyrazem naiwnego humanitaryzmu, ale - jak pokazuje doświadczenie wielu osób profesjonalnie zajmujących się tematyką migracji - racjonalną i właściwą odpowiedzią na sytuację, w których u granic Europy znajdują się setki tysięcy wycieńczonych wojną ludzi.
Migracja to nie problem, ale wyzwanie
"Rada zachęca katolików i wszystkich ludzi dobrej woli, rozumiejących tragedię uchodźców i migrantów, do odważnego podejmowania wyzwania w duchu chrześcijańskiej otwartości i solidarności" - czytamy we wspomnianym już oświadczeniu z 11 stycznia.
Takie postawienie sprawy wynika z faktu, że tzw. kryzys imigracyjny nie jest postrzegany jedynie w kategoriach "najazdu obcych" czy też kolejnego kosztu, jaki musi ponieść państwo czy dana wspólnota na rzecz potrzebujących. Uchodźcy, podobnie jak inni ubodzy - niepełnosprawni, bezdomni, migranci, pozbawione opiekunów dzieci - postrzegane są w perspektywie chrześcijańskiej przede wszystkim jako ludzie, istoty mające przyrodzoną godność oraz wypływające z niej prawa i obowiązki.
Zabezpieczenie bytu takich osób, początkowo na podstawowym poziomie, a następnie umożliwienie im zdobycia pracy, edukacji itd., mogą pozwolić im zarówno wesprzeć lokalną kulturę i gospodarkę, a po ewentualnym zakończeniu konfliktu - odbudowę ich kraju.
Autorzy oświadczenia wskazują jednak na kolejny fakt związany z tzw. kryzysem imigracyjnym: "najbardziej obciążone kryzysem uchodźczym są Włochy i Grecja. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłości problem ten będzie się pogłębiał. Wojny, prześladowania, głód oraz coraz bardziej dotkliwe zmiany klimatyczne (susze, powodzie) zmuszają ludzi do ucieczki".
Jednym słowem - nie ma ucieczki przed tym wyzwaniem. Żyjemy w epoce wielkich przemian i warto zastanowić się nad bardziej sensowną odpowiedzią niż budowanie murów, które są bardzo krótkotrwałym środkiem zapobiegającym napływowi migrantów.
Musimy zacząć działać
Autorzy oświadczenia zaproponowali 6 wniosków, które wskazują odpowiedni kierunek działania Kościoła w obliczu kryzysu.
Przede wszystkim wskazują na to, że dyskryminacja osób "poszukujących w Polsce swojej nowej ojczyzny" jest niechrześcijańska i niezgodna z tożsamością naszego narodu. Warto dodać, że dyskryminacja to nie tylko akty przemocy fizycznej, ale również słownej (używanie względem osób o innym kolorze skóry lub wyznających islam określeń typu "ciapaci", "dżihadyści", "terroryści").
Drugim wnioskiem jest "potrzeba przygotowania wolontariuszy gotowych pomagać uchodźcom i migrantom" oraz objęcia patronatem akcji humanitarnych takich programów jak "Rodzina Rodzinie", wspierających konkretnych uchodźców syryjskich.
Doświadczenia z migrantami wskazują, że najlepsze owoce przynosi praca indywidualna, gdy każdy z potrzebujący ma możliwość zawiązania relacji z konkretną osobą. Dlatego też pomysł papieża Franciszka, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców, był tak dobry: z jednej strony zapewniał skuteczność programów integracyjnych, a z drugiej - co pokazuje przykład syryjskich uchodźców z Oławy, którzy w ciągu roku założyli firmę i zaczęli zatrudniać Polaków - pozwalał czerpać lokalnej społeczności korzyści z pracy i wiedzy, którą "przywieźli" ze sobą przybysze.
Po trzecie, autorzy oświadczenia apelują o "zintensyfikowanie pomocy społecznościom i konkretnym rodzinom na miejscu tragedii, w ich krajach" oraz o wsparcie dla idei korytarzy humanitarnych, które "dobrze sprawdziły się we Włoszech". Chodzi o program rozpoczęty wspólnie przez państwo, Kościół i Wspólnotę Sant'Egidio, dzięki któremu najbardziej potrzebujący pomocy uchodźcy mogą bezpiecznie dotrzeć do Europy i otrzymać tu niezbędną pomoc. Niedawno podjęto decyzję o przyjęciu w ten sposób nie tylko uchodźców z Syrii i Iraku, ale również Sudanu Południowego i Erytrei.
Religia nie rozwiąże nam problemu migracji
Niestety, mówiąc o korytarzach humanitarnych, które ratują życie tysięcy ludzi, trzeba podkreślić, że to po stronie władz państwa stoi decyzja, by rozpocząć działania.
Autorzy oświadczenia wskazują na trzy rzeczy, które należałoby zrobić w najbliższym czasie:
- znalezienie "najlepszego modelu integracji" w obliczu problemów innych krajów, które "zmuszają do wielkiego namysłu i ostrożności". Innymi słowy, nie chodzi o to, by zamykać granice, ale by spróbować lepiej odpowiadać na wyzwanie, jakim jest integrowanie cudzoziemców;
- założenie krajowej instytucji migracyjnej, "która mogłaby zapobiec rozproszeniu sił, środków, wiedzy i działań na rzecz pomocy uchodźcom i migrantom". Chodzi o to, by stworzyć jeden jasny i spójny system pomocy i pracy z migrantami;
- stworzenie programów edukacyjnych i wsparcie dla badań naukowych zajmujących się tematem migracji, które pozwolą nie tylko na lepszą integrację i poznanie innych kultur w polskim społeczeństwie, ale umożliwią skuteczniejsze działania państwowym służbom odpowiadającym za kontrolę osób emigrujących do Polski.
Niestety, w obecnej sytuacji mamy do czynienia z rozbiciem dotychczasowego systemu wsparcia dla organizacji pozarządowych, które były trzonem pomocy dla migrantów i uchodźców. Co gorsza, nie proponuje się żadnego sensownego programu edukacyjnego, który mógłby budować obraz tzw. kryzysu migracyjnego na faktach, a nie - jak to jest obecnie - na emocjach i social-mediowych obrazkach.
Kościół może oczywiście apelować do władz państwa oraz próbować działać oddolnie: tworzyć placówki pomocy dla migrantów (jak np. ośrodek Fu Shenfu) i inne udogodnienia (jak np. aplikacja mobilna Caritas dla uchodźców), a także realizować programy edukacyjne (czy np. wymiany młodzieży) wśród podopiecznych szkół i uczelni katolickich.
Perspektywa eschatologiczna
Z drugiej strony, choć jako wspólnota chrześcijan jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich potrzebujących "Bo ubogich zawsze macie u siebie...", ale podejmujemy wyzwanie troski o nich właśnie jako uczniowie Chrystusa "...ale Mnie nie zawsze macie". Biskup Ryś wyjaśnił to podczas modlitwy za uchodźców, którzy zginęli podczas przeprawy do Europy, odwołując się 25. rozdziału Ewangelii wg św. Mateusza.
Jezus mówiąc "byłem przybyszem, a nie przyjęliście mnie" nie mówi bowiem o konieczności rozwiązania problemów tego świata. Wskazując na zadanie chrześcijan - troskę o ubogich (głodnych, nagich, więźniów, przybyszów...) - pokazuje, że jego wypełnienie będzie miało swoje konsekwencje w przyszłym życiu. "Wówczas zapytają i ci: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt 25, 44-46).
Być może wyzwanie kryzysu migracyjnego jest dla nas za duże. Być może nie damy sobie z nim rady, a obawy tak wielu, że to wszystko się źle skończy dla nas i naszej cywilizacji, są uzasadnione. Ale chowanie się za murami i udawanie, że problem nie istnieje, przyspieszy tylko proces zmian, a co najważniejsze: spowoduje, że śmiertelnych ofiar konfliktów będzie jeszcze więcej.
Zarówno z perspektywy świeckiej, państwowej, jest dużo do zrobienia. Mówi o tym papież, mówi o tym rada abpa Gądeckiego i wielu innych biskupów. Bo wiedzą, że z perspektywy chrześcijanina, do zrobienia jest... jeszcze więcej. Na nasze reakcje patrzy też Ktoś u "góry". Czy zamkniemy się pełni lęku niczym apostołowie, czy też podejmiemy wyzwanie, które rzucił nam świat?
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Miłośnik kultury bliskowschodniej. Pisze doktorat z filozofii arabskiej. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl.
Skomentuj artykuł