D. Kowalczyk SJ: Kto i co ma zrobić z krzyżem?

D. Kowalczyk SJ: Kto i co ma zrobić z krzyżem?
Krzyż przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie (fot. PAP/Tomasz Gzell)

Spierajmy się, kłóćmy, wytykajmy błędy i niezrozumienie sytuacji, zarzucajmy sobie nawet głupotę, ale - na Boga! - nie sądźmy serca oponenta, które tak naprawdę zna jedynie Bóg, twierdząc, że jego najgłębsze intencje to "bezinteresowna nienawiść".

Krzyż przed Pałacem Prezydenckim rozpala i tak gorące od upałów głowy. Na forach internetowych jedni przekonują, że kto zabierze krzyż z miejsca, gdzie go podczas żałoby postawiono, ten jest komuchem, ateistą i zdrajcą Polski; inni zaś drwią sobie pisząc, że "te dwa skrzyżowane patyki" trzeba jak najszybciej zabrać i złożyć najlepiej w mieszkaniu Kaczyńskiego, żeby zrobił sobie ołtarzyk.

Niestety, poniosło również mojego współbrata, Wojciecha Żmudzińskiego SJ, który tak się zapędził w obronie krzyża jako znaku miłości, iż zarzucił o. Rydzykowi, że działa "z bezinteresownej nienawiści do każdego człowieka, który czuje się wolny i kochany".

Spierajmy się, kłóćmy, wytykajmy błędy i niezrozumienie sytuacji, zarzucajmy sobie nawet głupotę, ale - na Boga! - nie sądźmy serca oponenta, które tak naprawdę zna jedynie Bóg, twierdząc, że jego najgłębsze intencje to "bezinteresowna nienawiść".

Wiadomo, że krzyż postawili harcerze z ZHR. Wiadomo też, że tego rodzaju krzyż nie może w tym miejscu pozostać na stałe, gdyż nie został wykonany w taki sposób, aby nie ulec naturalnemu zniszczeniu w ciągu kilku lat. Uważam jednak za niefortunny fakt, że prezydent Komorowski zaledwie kilka dni po swoim wyborze uznał za stosowne oznajmić, iż krzyż "we współdziałaniu z władzami kościelnymi zostanie przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce". Dodajmy, że słowa te padły w niedobrej atmosferze wytworzonej nieodpowiedzialnymi wypowiedziami posła Palikota.

Prezydent powinien - z racji na emocjonalny wymiar sprawy - wstrzymać się od pośpiesznych deklaracji. A jego kancelaria powinna zacząć rozmawiać z różnymi środowiskami, w tym m.in. z harcerzami, władzami miasta, partiami politycznymi, Kurią Metropolitalną w Warszawie. Tak, by w spokoju wypracować wspólne stanowisko.

Z drugiej strony rażą mnie fanatyczne wypowiedzi zwolenników pozostania krzyża przez Pałacem, w tym polityków PIS-u, którzy uderzają w najwyższe tony, jak gdyby przeniesienie krzyża z definicji oznaczało brak szacunku dla zmarłego prezydenta i innych ofiar katastrofy, a nawet walkę z chrześcijaństwem.

Ktoś nawarzył paskudnego piwa. Kto? Na pewno nie Kościół. Dlatego niegodziwe są próby przerzucenia odpowiedzialności za podjęcie decyzji w sprawie krzyża na Kościół. W tej sytuacji Kościół nie jest stroną w sporze. Jeśliby Kościół (a konkretnie metropolita warszawski) zdecydował, że krzyż trzeba w miarę szybko przenieść, to narazi się obrońcom krzyża, którzy powiedzą, że sprzedał się PO i lewicy. Jeśli zaś Kościół przechyli szalę na stronę zwolenników pozostania krzyża, to przeciwnicy zatrzęsą się z oburzenia, że oto mamy kolejny dowód na państwo wyznaniowe i panoszenie się "czarnych".

Jest jeszcze ważniejszy powód, dla którego biskupi powinni zachować pewną rezerwę wobec sporu o krzyż. Uważam mianowicie, że krzyż przed pałacem prezydenckim ma przede wszystkim znaczenie społeczno-polityczne, a nie religijne. Tu nie tyle chodzi o obronę znaku męczeńskiej śmierci Jezusa, co o bycie za lub przeciw temu, co można nazwać mitem katastrofy smoleńskiej.

Jedni chcą ten mit wzmacniać, a inni chcą go maksymalnie osłabić. Krzyż stał się narzędziem w sporze o mit (słowa "mit" używam w neutralnym znaczeniu). W karykaturalnej formie tego sporu jest tak, że jedni mówią o wielkiej, świętej ofierze byłego prezydenta, który oddał życie za prawdziwą Polskę, a inni oskarżają go że "ma krew na rękach, bo po pijanemu na pewno naciskał". Jest oczywiste, że wobec tak definiowanych podziałów Kościół powinien zachować dystans.

Co robić? Spróbować wyciszyć spór w mediach i zacząć normalnie rozmawiać. Osobiście uważam, że póki co krzyż mógłby zostać tam, gdzie stoi. Należałoby natomiast ogłosić konkurs na tablicę lub pomnik upamiętniający śmierć prezydenta Kaczyńskiego. Po rozstrzygnięciu konkursu, dzieło powinno znaleźć właściwe miejsce przy pałacu prezydenckim, a wtedy drewniany krzyż można by przenieść np. do katedry albo świątyni Opatrzności Bożej.

Kościół powinien oczywiście uczestniczyć w rozmowach na ten temat. Ale to nie Kościół jest w tej sprawie decydentem. Inicjatywa należy do prezydenta i jego kancelarii. A że podjęta decyzja nie zadowoli wszystkich i zawsze kogoś oburzy - to pewne. Ale od tego jest władza, żeby brać na siebie odpowiedzialność, w tym różne nieprzyjemne konsekwencje sprawowania rządów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

D. Kowalczyk SJ: Kto i co ma zrobić z krzyżem?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.