Dlaczego cierpimy?

(fot. PAP/EPA)

To ważne pytanie lub tzw. “problem zła” nękało teologów, świętych, mistyków, wszystkich wierzących przez tysiące lat. To pytanie można sformułować w nieco inny sposób: Jak dobry Bóg mógł pozwolić na cierpienie? (Będę mówił tutaj o „naturalnym złu”, to znaczy, raczej o naturalnych katastrofach i chorobach niż o „moralnym złu” spowodowanym przez ludzkie decyzje).

Przede wszystkim, musimy przyznać, że żadne z odpowiedzi na pytanie: “dlaczego cierpimy?”, nie może nas zadowolić, kiedy skonfrontowani jesteśmy z realnym cierpieniem, dotykającym nas lub innych. Najlepszą odpowiedzią na to pytanie może być zwykłe „nie wiemy”. Każdy, kto oferuje ci jedynie słuszną odpowiedź może być kłamcą albo głupcem. I prawdopodobnie nigdy nie zmierzył się z rzeczywistym cierpieniem.

Po drugie, musimy również uznać, że wiara w Boga może oznaczać wiarę w takiego Boga, którego drogi pozostają dla nas niezbadane. W tekście opublikowanym w magazynie „America”, rabin Daniel Polish, autor „Rozmów o Bogu” wyraża tę prawdę zwięźle: „Nie wierzę w Boga, którego wola i motywy są dla mnie krystalicznie jasne. I jako osoba wierząca z głęboką nieufnością podchodzę do osób, które twierdzą, że posiadają taki wgląd”.

Polish cytuje również Abrahama Heschela: „Dla pobożnego człowieka wiedza o Bogu nie jest myślą w zasięgu jego możliwości...”. To jedno z największych wyzwań, jakie stawia przed człowiekiem wiara, mówi Polish, „aby żyć z Bogiem, którego nie możemy w pełni zrozumieć, którego działania tłumaczymy sobie na nasze własne ryzyko”.

DEON.PL POLECA


I chociaż nie istnieją ostateczne odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia i nigdy nie zrozumiemy go w pełni, istnieją jednak pewne “perspektywy” zaproponowane zarówno przez żydowskie jak i chrześcijańskie tradycje.

Na przykład, podczas moich studiów teologicznych, zapisałem się na wykład zatytułowany “Cierpienie i zbawienie”, prowadzony przez Daniela J. Haringtona SJ, renomowanego profesora Nowego Testamentu. Podczas tego wykładu, zaadaptowanego później na książkę „Dlaczego cierpimy”, o. Harington SJ przyjrzał się tradycyjnym wyjaśnieniom cierpienia zawartym w Piśmie św. Żadne z nich nie dostarcza nam odpowiedzi na pytanie o cierpienie, a każda z nich podnosi raczej równie wiele pytań co odpowiedzi.

Na zajęciach czytaliśmy Lamentacje Jeremiasza, księgę Hioba, fragmenty z księgi Izajasza o “cierpiącym Słudze”, rozdziały poświęcone Męce Chrystusa, jak również medytacje na temat sensu krzyża w Listach św. Pawła.

Przestudiowaliśmy główne stanowiska wobec cierpienia w Biblii. Cierpienie jest karą za grzechy własne lub grzechy przodków. Cierpienie jest tajemnicą. Cierpienie jest rodzajem oczyszczenia. Cierpienie uzdalnia nas do uczestnictwa w życiu Jezusa, który sam cierpiał i dlatego może zrozumieć nasze cierpienie i towarzyszyć nam w bólu. Cierpienie jest cząstką ludzkiej kondycji w niedoskonałym świecie. Cierpienie może umożliwić nam doświadczenie Boga w zupełnie niespodziewany sposób.

W najlepszym wypadku kilka z tych prób zrozumienia odebrałem jako mało przekonujące, w najgorszym jako zupełnie nieprzydatne. Na przykład, twierdzenie, że cierpienie jest karą zesłaną przez Boga pozbawione jest sensu w obliczu niezawinionego cierpienia, szczególnie jeśli mamy do czynienia z okropną chorobą lub naturalną katastrofą, jak chociażby trzęsienie ziemi i tsunami w Japonii. Czy ktoś rzeczywiście wierzy, że małe dziecko, cierpiące na raka, jest karane za jego grzechy? Czy ktoś rzeczywiście wierzy, że Bóg „spowodował” naturalne kataklizmy, aby ukarać niewinnych Japończyków w małych wioskach rybackich? To niesamowicie upiorny obraz zawistnego i okrutnego Boga.

Sam Jezus odrzuca ten obraz Boga w Ewangelii św. Jana, kiedy spotyka człowieka, który był niewidomy od urodzenia (Por. J 9, 2). Jego uczniowie pytają Go: „Panie, kto zgrzeszył, on czy jego rodzice, że urodził się ślepym?” Jezus odpowiada: „Ani on nie zgrzeszył, ani jego rodzice, ale stało się tak, aby na nim objawiły się dzieła Boże”. I uzdrowił go.

Jednakże niektóre z tych tradycyjnych biblijnych i teologicznych źródeł były niezwykle pomocne w moim własnym życiu podczas różnych okresów cierpienia i bólu.

Zapewne najbardziej krzepiące było przekonanie, że Bóg towarzyszy nam w naszym cierpieniu. I że nie ma nic złego w tym, a nawet jest to bardzo wskazane, aby opłakiwać je przed Bogiem, jak czynią to Psalmy. Wprawdzie cierpienie nadal pozostało dla mnie „tajemnicą”, czymś niepojętym, jak pytanie Hioba w Starym Testamencie, ale wypłakanie się pozwoliło mi zachować relację z Bogiem. Czasem pomogło mi (chociaż nieraz mi się to nie udawało), aby przyjąć cierpliwe podejście z jakim Jezus znosił własne cierpienia. Innym razem, Chrystus, który cierpiał bardzo w swoim życiu, był tym, który dzięki łączności z Nim w modlitwie, rozumiał moje próby, jakkolwiek byłyby one małe, i towarzyszył mi w trakcie tych doświadczeń.

Nade wszystko, zrozumiałem, że Bóg był jakoś ze mną w czasie bólu, a małe oznaki nadziei stawały się coraz bardziej zauważalne, kiedy zaakceptowałem rzeczywistość cierpienia. We własnej kruchości, ubóstwie ducha, w podatności na zranienie, jesteśmy często w stanie spotkać Boga w niespodziewany sposób. Być może wtedy bardziej jesteśmy otwarci na Jego obecność: kiedy nasze mechanizmy obronne nie działają, kiedy nie mamy już nic do stracenia. To jest powód, dla którego czasami cierpiący ludzie stają się bardziej religijni lub duchowi. Nie stają się bardziej irracjonalni, lecz bardziej otwarci.

Te spostrzeżenia oczywiście nie odpowiadają na “dlaczego” w cierpieniu, ani nie wyjaśniają go, ale mogą być czasem częścią naszego doświadczenia.

Jednak moje cierpienie jest małe. Kiedy jako młody jezuita pracowałem we wschodniej Afryce, spotykałem uchodźców, którzy widzieli jak ich bracia i siostry byli mordowani na ich oczach. Także podczas mojej jezuickiej formacji, poznałem pewną kobietę w Bostonie, która była przykuta do szpitalnego łóżka przez przeszło 20 lat. Całkiem niedawno lekarze zdiagnozowali guza mózgu u żony mojego bliskiego przyjaciela. Po powrocie ze szpitala, płacząc w domu z ich powodu, zobaczyłem w mgnieniu oka, jak niewiele w sumie cierpiałem w porównaniu z nimi i innymi. Moje cierpienie jest bardzo małe. A spoglądając na ogromne cierpienie ludzi z Japonii, wszelkie moje cierpienia wydają się znikome.

Ponadto, moje cierpienie nie jest czyimś cierpieniem. Ani moje spojrzenie na cierpienie nie jest czyimś spojrzeniem. Każdy wierzący musi znaleźć swoją osobistą drogę do Boga, musi znaleźć swoje perspektywę, z której spogląda na cierpienie. I chociaż kolektywna mądrość wspólnoty jest ogromnym wsparciem, komunały i banały podawane przez skądinąd życzliwych wierzących jako doraźne odpowiedzi, są często bezużyteczne.

Czasem te łatwe odpowiedzi uniemożliwiają proces głębszej indywidualnej refleksji. Wierzący słusznie bywają nieufni co do tych łatwych recept na cierpienie. Moja mama opowiedziała mi kiedyś o starszej siostrze zakonnej, która żyła w domu opieki ze swoją 90-letnią babcią. Pewnego dnia jej przełożona złożyła jej wizytę. Siostra zaczęła narzekać, jak wiele bólu musi znosić. „Myśl o Jezusie na krzyżu” – odpowiedziała przełożona. Na co siostra odpaliła: „Jezus był na krzyżu tylko przez trzy godziny”. Proste odpowiedzi zazwyczaj wywołują więcej szkody niż pożytku.

Richard Leonard, australijski jezuita, opisał swoje doświadczenia z takimi płytkimi odpowiedziami w swojej ostatniej książce „Gdzie do licha jest Bóg”? Rodzina Richarda została dotknięta dużym cierpieniem. Jego ojciec zmarł wskutek rozległego wylewu w wieku 36 lat, zostawiając matkę z Richardem i dwójką pozostałych dzieci. Kiedy Richard miał 25 lat, jego jezuicki przełożony obudził go i zawołał do telefonu. Jego siostra Tracey, pracująca jako pielęgniarka w przychodzi dla Aborygenów, miała wypadek samochodowy. Kiedy Richard dotarł wraz z matką do szpitala, spełniły się ich najgorsze obawy: Tracey została sparaliżowana od brzucha w dół.

Matka Richarda, cała we łzach, zasypała go pytaniami o sens cierpienia, które wystawiły jego wiarę na poważną próbę. Richard nazwał tę rozmowę „najbardziej bolesną i najważniejszą teologiczną dyskusją, jaką kiedykolwiek przeżył w swoim życiu”. „Gdzie do licha był Bóg?” – zapytała jego matka.

Richard odpowiedział swojej matce, że, w istocie, Bóg był z nimi w ich cierpieniu. „Myślę, że Bóg poczuł się załamany”, powiedział Richard, „jak Bóg, który jęczy z powodu straty u Izajasza i jak Jezus, który płacze nad grobem swego przyjaciela. Bóg nie przyglądał się z boku naszemu bólowi, ale był z nami, trzymając nas w swych rękach, dzieląc z nami smutek i ból”.

Teza, że cierpienie może nas czasem otworzyć na nowe sposoby doświadczenia Boga, jest teologicznym zrozumieniem, które okazuje się dla mnie pomocne w czasie bólu: obraz Boga, który cierpi, który dzieli nasz smutek, który rozumie. W podobny sposób instynktownie zwracamy się się w kierunku naszego przyjaciela, który przeszedł już przez to, przez co my dopiero przechodzimy. Dlatego możemy zwrócić się do Jezusa w modlitwie, który cierpiał. „Albowiem nie takiego mamy Arcykapłana, który nie mógłby współczuć naszym słabościom” – powiada św. Paweł w Liście do Hebrajczyków.

Richard patrzy nieprzychylnym okiem na tych, którzy wydobywają zza pazuchy gładkie wytłumaczenia w obliczu cierpienia. „Najbardziej wstrząsające i przerażające listy”, pisze autor, „pochodzą od najlepszych chrześcijan, jakich znałem”. Niektórzy twierdzą, że Tracey musiała jakoś obrazić Boga. Inni sugerują, że jej cierpienie było „chwalebnym budulcem dla jej mieszkania w niebie, kiedy umrze”. Jeszcze inni, że jej rodzina jest prawdziwie „błogosławiona”, ponieważ „Bóg zsyła krzyże tylko na tych, którzy mogą je znieść”. Lub, całkiem prosto, że to wszystko jest „tajemnicą”, którą trzeba zaakceptować, prawie że bezmyślnie.

Mój przyjaciel odrzucił te odpowiedzi na rzecz bardziej trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość cierpienia, które przychodzi dopiero po długim zmaganiu i „inteligentnej dyskusji o zawiłościach tego, gdzie i jak boska obecność wpisuje się w nasz kruchy ludzki świat”.

Kiedy cierpimy, nasi przyjaciele będą chcieli pomóc nam odnaleźć sens w naszym bólu. I często będą nam przedkładać odpowiedzi jak te, które przytoczył Richard. Niektóre z nich mogą okazać się pomocne. Inne mogą uczynić nas bardziej zimnymi lub nawet nas znieważyć.

Jednakże w ostatecznym rozrachunku, każdy wierzący musi sam zmierzyć się z cierpieniem. I chociaż nasze religijne tradycje dostarczają nam wiele cennych źródeł, musimy znaleźć odpowiednią drogę, która pozwoli nam na uczciwe skonfrontowanie się z bólem i stratą przed Bogiem.

Dla większości wierzących cierpienie jest rzeczywiście “tajemnicą”, ale z pewnością nie jest czymś, co powinniśmy zignorować, lecz raczej podjąć całym umysłem, sercem i duszą.

Tekst ukazał się niedawno na blogu Jamesa Martina SJ. Przetłumaczył Dariusz Piórkowski SJ.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego cierpimy?
Komentarze (77)
.
.
28 marca 2011, 12:23
Odp. Tak to już jest - wojna postu z karnawałem. A cierpią na tym sprawy nie cierpiące zwłoki: ofiarami są sprawy istotne.
Jadwiga Krywult
28 marca 2011, 07:56
Jak to jest, że ten kraj potrafi co roku wydać setki milionów dolarów na karnawał i w tym samym czasie nie ma pieniędzy na edukację, służbę zdrowia i bezpieczeństwo? Widzę, że co roku rośnie liczba Brazylijczyków, którzy mają podobne pytania. Jak to jest, że ten kraj potrafi co roku wydać mnóstwo pieniędzy na pomniki i w tym samym czasie nie ma pieniędzy na edukację, służbę zdrowia i bezpieczeństwo? Widzę, że co roku rośnie liczba Polaków, którzy mają podobne pytania.
J
Jola
28 marca 2011, 00:04
Chleba i igrzysk!  (łac. panem et circenses) - zawsze aktualne! Niestety, najtrudniej zmienić samego siebie
K
Karol
27 marca 2011, 08:10
"Dla mnie, jeśli chodzi o karnawał, niezmiennie istotnym pozostaje jedno pytanie. Jak to jest, że ten kraj potrafi co roku wydać setki milionów dolarów na karnawał i w tym samym czasie nie ma pieniędzy na edukację, służbę zdrowia i bezpieczeństwo? Widzę, że co roku rośnie liczba Brazylijczyków, którzy mają podobne pytania." @R Radio Wnet - Kościół Cierpiący http://www.radiownet.pl/publikacje/7814
J
Jola
27 marca 2011, 00:37
... i każdą zdolność jaką człowiek otrzymał i rozwinął skutecznie stara się wykorzystac przeciwko drugiemu czlowiekowi. żeby sobie udowodnic jaki jest wspaniały. Można wiedzieć dużo, niektórzy nawet sądzą, że wiedzą wszystko, ale kiedy nie ma w nich miłości staja sie ciężarem, bólem i cierpieniem dla innych. Św. Paweł wiedział co w życiu jest najważniejsze pisząc Hymn o miłości: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. ...
.
.
24 marca 2011, 23:05
Jest wiele rodzajów inteligencji. Np. emocjonalna, duchowa.
J
Jola
24 marca 2011, 23:01
Są tacy ludzi, którzy w swym cierpieniu obrażają innych uważając, że obrażanie jest potwierdzeniem ich inteligencji. Zapominaja przy tym, że szacunek i miłość należy sie również tym, których Bóg nie obdarzył wyjątkową inteligencją np. czy wolno obrażac osoby np. z zespołem Downa lub z IQ niższym od przecietnej? Z ostatniej wypowiedzi można wysunąć wniosek, że osoby uważające sie za inteligentniejsze mają prawo do obelg, kłamstw, zadawani bólu i cierpienia innym oraz do pogardzania słabszymi. Mądrości w tej postawie sie nie dostrzeże, a jej brak potwierdza, ze złe czyny   nie mogą podbać się Bogu, ani też nie zasługują na pochwałę w żadnym środowisku  (za wyjątkiem zdegenerowanych moralnie satanistów). Na szczęście taką postawę prazentują jednostki, które na szacunek sobie nie zarabiają.
C
Czytelnicy
23 marca 2011, 05:14
1. Cierpimy, kiedy nienawidzimy. 2. Cierpimy, kiedy w drugim czlowieku widzimy tylko wroga. 3. Cierpimy, kiedy inteligencję wykorzystujemy wyłącznie dla własnych korzyści. 4. Cierpimy, kiedy kłamiemy, oszukujemy i źle innym życzymy. 5. Cierpimy, kiedy usiłujemy byc kim innym niz jestesmy. 6. Cierpimy, kiedy świadomie zamykamy swój rozum i serce na Prawdę objawioną przez Chrystusa, a która dotyczy spraw ostatecznych, w tym świecie nie znajdziemy. 7. Cierpimy dotąd, dopóty nie zwalczymy własnej pychy i nieuporządkowania. I to wszystko dotyczy ciebie, może poza inteligencją bo tej nie posiadasz.
J
Jola
23 marca 2011, 04:24
Przepraszam Drogich Czytelników za mojego interlokutora, ale wchodząc w dialog spodziewałam się konstruktywnej wymiany poglądów nt. cierpienia  Podsumowanie Z tego przykro zakonczonego dialogu należy wyprowadzić wnioski, które niejako odpowiadają na pytanie: Dlaczego cierpimy? 1. Cierpimy, kiedy nienawidzimy. 2. Cierpimy, kiedy w drugim czlowieku widzimy tylko wroga. 3. Cierpimy, kiedy inteligencję wykorzystujemy wyłącznie dla własnych korzyści. 4. Cierpimy, kiedy kłamiemy, oszukujemy i źle innym życzymy. 5. Cierpimy, kiedy usiłujemy byc kim innym niz jestesmy. 6. Cierpimy, kiedy świadomie zamykamy swój rozum i serce na Prawdę objawioną przez Chrystusa, a która dotyczy spraw ostatecznych, w tym świecie nie znajdziemy. 7. Cierpimy dotąd, dopóty nie zwalczymy własnej pychy i nieuporządkowania.
J
Jola
23 marca 2011, 02:23
Kochana Krzysio-Pokorna - Ilez w Tobie nanawisci! Jak mozna tak żyć! Przecież Twoje życie jest piekłem! Żal, żal mi Ciebie!
K
Krzyś
23 marca 2011, 01:57
Znam takie - modli sie pod figurą a diabła ma za skórą. Módl się aż ci szczęka odpadnie, ty bardzo potrzebujesz modlitwy, może cię to zmieni na lepsze. Chociaż po przeczytaniu tych wszystkich wariackich wpisów nie jestem pewien czy coś ci jeszcze pomoże. To trzeba leczyć. Wizyty u psychiatry nie opuszczaj pod żadnym pozorem. Jest z tobą beznadziejnie, ale trzeba próbować.
J
Jola
23 marca 2011, 01:52
Oj Ty moja Ty biedna Krzysio- Pokorny, rzeczywiscie nie radzisz sobie ze sabą.  Zal mi ciebie, to schizofreniczne zachowania! Niestey, nie umiem nienawidzieć. Obiecuje Drogę Krzyżową w Twojej intencji. Pewnie moja modlitwa najbardziej Cie rozdrażni. Coż, spodziewajec sie wszystkiego, nie będe ustawała w modlitwie!
K
Krzyś
23 marca 2011, 01:42
To dziwne, ale ktos sie podpisuje moim imieniem... Strząsam kurz z sandałów i odchodzę... Slowa - Nienawidzę was!!!!!!!!!!!!!!!!! - nie pochodzą ode mnie i co gorsze, uważam, że wyrażaja prawdę, która nie pochodzi ode mnie. Bywaj cie zdrowi!!! Rzeczywiscie jest mi przykro, z tego powodu, ze wprowadza sie pewne insynuacje, aby miec dobre mniemanie o sobie. Czyli nie będziesz mi się już narzucała? Bogu dzięki. Jak ja nie lubię natrętnych bab.
J
Jola
23 marca 2011, 01:38
To dziwne, ale ktos sie podpisuje moim imieniem... Strząsam kurz z sandałów i odchodzę... Slowa  - Nienawidzę was!!!!!!!!!!!!!!!!!  - nie pochodzą ode mnie i co gorsze, uważam, że wyrażaja prawdę, która nie pochodzi ode mnie. Bywaj cie zdrowi!!! Rzeczywiscie jest mi przykro, z tego powodu, ze wprowadza sie pewne insynuacje, aby miec dobre mniemanie o sobie.
J
Jola
23 marca 2011, 01:13
Nienawidzę was!!!!!!!!!!!!!!!!!
M
Marek
23 marca 2011, 01:13
Przede wszystkim się uspokój. Widzę że nic nie rozumiesz więc wytłumaczę ci jeszcze raz: możesz przyjąć swoją chorobę psychiczną jako dar od Boga i wykorzystać dla swojego zbawienia.
J
Jola
23 marca 2011, 01:11
Ale to ja wam mówiłam o cierpieniu, a teraz wy mi mówicie że mam cierpieć!
M
Marek
23 marca 2011, 01:09
Jolu, twoja choroba psychiczna to też cierpienie, które możesz ofiarować Bogu w ramach Wielkiego Postu. Bądź ciepliwa, a po śmierci spotka cię za to nagroda.
K
Krzyś
23 marca 2011, 01:04
Kiedy ja wcale nie jestem wariatką. Biorę tylko słabe leki. Niedługo mam wizytę u psychiatry i potem poszukam sobie męzczyzny, który mnie już nie odrzuci. TO NIE BĘDĘ JA. Spadaj.
J
Jola
23 marca 2011, 01:02
Kiedy ja wcale nie jestem wariatką. Biorę tylko słabe leki. Niedługo mam wizytę u psychiatry i potem poszukam sobie męzczyzny, który mnie już nie odrzuci.
K
Krzyś
23 marca 2011, 00:59
~Jola No tak, to juz rozdwojenie jaźni. Idź kobieto do specjalisty zamiast ze sobą rozmawiać. Po co ja poswięcam czas wariatce.
J
Jola
23 marca 2011, 00:57
Zraniłeś mnie, jak ja teraz zasnę???!!! Sama tego chciałaś, nie trzeba było mi sie podlizywać.
J
Jola
23 marca 2011, 00:55
Nie lubię takich niezrównoważonych kobiet jak ty, nie wiadomo co za chwilę zrobią. Zraniłeś mnie, jak ja teraz zasnę???!!!
K
Krzyś
23 marca 2011, 00:53
Krzys, uwazaj, bo jak sie Pokorna obudzi... znowu zawyje!!! Przecież to ty wyjesz wariatko cały czas. Szybko przestała działać ta twoja tabletka. Zarazm wezmę drugą, nie idź jeszcze!!!! Nie lubię takich niezrównoważonych kobiet jak ty, nie wiadomo co za chwilę zrobią.
J
Jola
23 marca 2011, 00:52
Krzys, uwazaj, bo jak sie Pokorna obudzi... znowu zawyje!!! Przecież to ty wyjesz wariatko cały czas. Szybko przestała działać ta twoja tabletka. Zarazm wezmę drugą, nie idź jeszcze!!!!
K
Krzyś
23 marca 2011, 00:50
Krzys, uwazaj, bo jak sie Pokorna obudzi... znowu zawyje!!! Przecież to ty wyjesz wariatko cały czas. Szybko przestała działać ta twoja tabletka.
J
Jola
23 marca 2011, 00:46
Krzys, uwazaj, bo jak sie Pokorna obudzi... znowu zawyje!!!
A
Anna
23 marca 2011, 00:19
Krzyś, jesteś geniuszem w pocieszaniu!
K
Krzyś
22 marca 2011, 23:57
Pokorna... to Ty jeszcze nie spisz??? Idz juz spac... podaje Ci reke, glaszcze po glowce, abys miala dobre sny... OK? O nasza wariatka wzięła na uspokojenie :)
J
Jola
22 marca 2011, 23:53
Pokorna... to Ty jeszcze nie spisz??? Idz juz spac... podaje Ci reke, glaszcze po glowce, abys miala dobre sny... OK?
K
Krzyś
22 marca 2011, 23:49
To masz teraz nauczkę Marto żeby się nie oddawać.
M
Marta
22 marca 2011, 23:39
Cierpimy z różnych powodów, ja na przykład z powodu człowieka, któremu sie oddałam CAŁA, który tego nie docenił i mnie odrzucił, chciałam popełnić samobójstwo, ale z tego wyszłam, a teraz z byle powodu dostaję małpiego rozumu i jestem bardzo niezrównoważona.
P
pokorna
22 marca 2011, 23:24
Do:~pokorna Przyjmij tę trudną prawdę o sobie w duchu umartwienia i cierpienia zamiast tyle pyskować. Brak argumentów naraża Twój układ nerwowy na ekspozje złości i bezradności! Nie rozumiem, jaka trudna prawdę o sobie mam przyjąć? Czyzbys nie znając mnie więcej o mnie wiedziała, niż ja sama o sobie wiem? Pewne jest to, że nawet nie miałam zlych intencji wobec Ciebie. Nie mam ich wobec nikogo! Turdno zrozumiec Twoją złość. Przykro mi za Ciebie. Przecież ty tu prezentujesz cały czas eksplozje złości i bezradności a twój układ nerwowy juz dawno wysiadł, inaczej byś tyle nie pisała, nie sadziła tylu wykrzykników i tak nie szalała. I nic ci nie da podwajanie nicków - styl cie zdradza. Naprawdę dobrze ci radzę, zdobądź sie na chwilę refleksji, w imie postu i cierpienia o którym tyle krzyczysz. I nie czuję do ciebie żadnej nienawiści, raczej lekkie rozbawienie, patrząc, jak się ciskasz podczas kiedy ja tu cały czas zachowuję spokój.
W
Weronika
22 marca 2011, 23:00
Pokorna, Twój język nie jest świadectwem kultury ani życia duchowego. Warto sobie przypomnieć, że przeżywamy Wielki Post! Czas dany nam do poznania własnych słabosci i oczyszczenia. Trzeba przekształcic agresje w pokój, nienawiśc w miłośc, pierwsze miejsce oddać ostatniemu, by zając jego pozycję. Pozowdzenia!
J
Jola
22 marca 2011, 22:48
Do:~pokorna Przyjmij tę trudną prawdę o sobie w duchu umartwienia i cierpienia zamiast tyle pyskować. Brak argumentów naraża Twój układ nerwowy na ekspozje złości i bezradności! Nie rozumiem, jaka trudna prawdę o sobie mam przyjąć? Czyzbys nie znając mnie więcej o mnie wiedziała, niż ja sama o sobie wiem? Pewne jest to, że nawet nie miałam zlych intencji wobec Ciebie. Nie mam ich wobec nikogo! Turdno zrozumiec Twoją złość. Przykro mi za Ciebie.
P
pokorna
22 marca 2011, 22:24
@Jola Przyjmij tę trudną prawdę o sobie w duchu umartwienia i cierpienia zamiast tyle pyskować.
J
Jola
22 marca 2011, 19:41
DO: ~pokorna jeszcze jedna nic nie warta pyskówka, jak to na forach. Nawet nie zauwazylas, kiedy dolaczylas do "pyskowek". A przeciez miala byc mowa o cierpieniu.
R
R
22 marca 2011, 19:13
Do Brata_robota Fajna ta miłość. Bóg zabiera mi wszystko, zsyła nieusprawiedliwione cierpienie i jeszcze oczekuje, że będę Go za to kochał. Tak właśnie jest! Jak się ogołocisz z z tego wszystkiego co uznasz za swoje - wtedy odkryjesz prawdziwą milość! Pod warunkiem, że wcześniej czegoś sobie sam nie zrobisz. Nie każdy ma siłę św. Jana od Krzyża.
P
pokorna
22 marca 2011, 17:03
ja tam nie mam żadnych widzeń i w ogóle mnie nie zainteresowałaś - jeszcze jedna nic nie warta pyskówka, jak to na forach. Jesli ktoś was widzi, to jest to admin.
J
Jola
22 marca 2011, 13:41
No to mamy pokorna wizjonerke... z czarodziejska kulą! Wszystko po to, zeby odciagnac od cierpienia!
&
>
22 marca 2011, 03:06
Coś nie gra w waszych komentarza ~Jolu, i ~ brat_robocie... widzę Was
J
Jola
22 marca 2011, 00:42
Do barta Powiadam Ci rozważaj moje komentarze! - To jest wyraz Twojej pychy! Pewnie nie uda Ci sie mnie zainteresować Twoimi opiniami, bo usiłujesz budować własny autorytet. W takiej sytuacji sam tracisz na wartości, podobnie jak Twoje opinie. Jeżeli ludzkie wątpliwości, rozterki i próby studium głębi nazywasz pychą - bart, to Ty napisałeś, nie ja! Nie przypisuj mi tego, czego nie napisałam. Znam Cię tylko z tego co napisałeś. Nie znam Twoich wątpliwości, rozterek ani głębi! Na zewnątrz dobitnie wyrażasz swoją pychę. Piszesz:gdy potraktujesz mój głos jako formę posługi Wam maluczkim, to będziesz wiedziała, że pokora i skromność, obok inteligencji i mądrości jest tym co mnie konstytuuje. Nawet jeśli to jest prawda, to jesteś obrzydliwie pyszny i zarozumiały tym bardziej, że cytat z Pisma św. potraktowałes jako "bla... bla... bla"! Wolę byc maluczka, bylebym nie była pyszna! Nie miła mi Twoja posługa! Moje rozeznanie Ciebie nie wywołuje oburzenia. To Ty masz problem z pychą, nie ja!
J
Jola
22 marca 2011, 00:13
Do Brata_robota Fajna ta miłość. Bóg zabiera mi wszystko, zsyła nieusprawiedliwione cierpienie i jeszcze oczekuje, że będę Go za to kochał. Tak właśnie jest! Jak się ogołocisz z z tego wszystkiego co uznasz za swoje - wtedy odkryjesz prawdziwą milość!
21 marca 2011, 21:12
bracie_robocie, skoro mylisz interesy i transakcje z miłością, to wygląda na to że nie potrafisz kochać. Miłość z natury rzeczy jest bezinteresowna. Jeśli mówisz że kochasz tylko wtedy gdy ta druga osoba zaspokaja Twoje potrzeby kulinaro-seksualne itp. to znaczy że nie kochasz. Pozwolisz, że ten niczym nieusprawiedliwiony zarzut skomentuję pustym śmiechem. gdy spotkały go nieszczęścia to nie przestał kochać Boga.
H
Hiob
21 marca 2011, 20:16
I nie 'Bóg zabiera wszystko', nie 'Bóg zsyła nieusprawiedliwione cierpienie' lecz: Bóg dopuszcza to że człowiek traci wszystko, człowieka dotyka nieusprawiedliwione cierpienie. "Szczęśliwy, kogo Bóg karci, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego. On zrani, On także uleczy, skaleczy - i ręką swą własną uzdrowi." (Hioba 5:17-18)
K
katolik
21 marca 2011, 18:45
Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza a za zło karze. Pierwsza prawda Wiary.
L
leszek
21 marca 2011, 18:19
Fajna ta miłość. Bóg zabiera mi wszystko, zsyła nieusprawiedliwione cierpienie i jeszcze oczekuje, że będę Go za to kochał. Nie za to, ale pomimo tego. Ta sama logika kierowała kiedyś rycerzy na trudne i niebezpieczne wyprawy, żeby udowodnić, że ich miłość nie jest tylko czczą deklaracją. I  nie 'Bóg zabiera wszystko', nie 'Bóg zsyła nieusprawiedliwione cierpienie' lecz: Bóg dopuszcza to że człowiek traci wszystko, człowieka dotyka nieusprawiedliwione cierpienie.
Grażyna Urbaniak
21 marca 2011, 15:51
Fajna ta miłość. Bóg zabiera mi wszystko, zsyła nieusprawiedliwione cierpienie i jeszcze oczekuje, że będę Go za to kochał. Nie za to, ale pomimo tego. Ta sama logika kierowała kiedyś rycerzy na trudne i niebezpieczne wyprawy, żeby udowodnić, że ich miłość nie jest tylko czczą deklaracją.
L
leszek
21 marca 2011, 15:29
Stwierdzenie, że Hiob miał prawo nie rozumieć Bożej miłości, podkreśla Hiobową zdolność do rozumienia milości i znoszenia cierpienia w duchu ofiarnej milości. Fajna ta miłość. Bóg zabiera mi wszystko, zsyła nieusprawiedliwione cierpienie i jeszcze oczekuje, że będę Go za to kochał. bracie_robocie, skoro mylisz interesy i transakcje z miłością, to wygląda na to że nie potrafisz kochać. Miłość z natury rzeczy jest bezinteresowna. Jeśli mówisz że kochasz tylko wtedy gdy ta druga osoba zaspokaja Twoje potrzeby kulinaro-seksualne itp. to znaczy że nie kochasz. Jak Twoja żona z wiekiem stanie się stara, nieatrakcyjna, schorowana to też powiesz że ktoś taki nie może oczekiwać aby go jeszcze za to kochać? Okazuje się też że nie znasz Księgi Hioba i piszesz głupstwa. Bóg nie zsyłał Hiobowi żadnego cierpienia, nawet usprawiedliwionego, Bóg zsyłał Hiobowi samo dobro. Hiob miał kochającą żonę i dzieci z których był dumny, miał spory majątek, żył dostatnio i szczęśliwie. To szatan zsyłał Hiobowi nieusprawiedliwione cierpienia. Szatan zarzucił Bogu że kupuje sobie pobożność Hioba błogosławiąc mu, i że gdyby Hiobowi nie żyło się tak dobrze to przestałby dziękować Bogu a zaczął by złorzeczyć. Szatan sądził bowiem że Hiob będzie rozumował dokładnie tak jak Ty, tzn. że miłość jest interesem i kocha się tylko wtedy gdy to Ci się opłaca i skoro Hiobowi się dobrze żyło to błogosławił Boga, ale jak dotknie go nieusprawiedliwione cierpienie to przestanie kochać Boga. I tu się szatan pomylił, bo Hiob nie kochał Boga za to że miał w tym interes, i nawet gdy spotkały go nieszczęścia to nie przestał kochać Boga.
L
leszek
21 marca 2011, 15:10
"Są przytomni i w pełni świadomi, ale nie mają władzy nad własnym ciałem. Więzień ciała (locked-in person) potrafi jednak cieszyć się życiem – wynika z badań belgijskich naukowców. Wskutek uszkodzenia w obrębie pnia mózgu, człowiek nie jest w stanie poruszać się z powodu całkowitego paraliżu. Może jedynie mrugać powiekami i poruszać oczami. Natomiast zdolność myślenia i kojarzenia pozostaje na bardzo wysokim poziomie. Taki stan medycyna nazywa zespołem zamknięcia. Badania neurologów z Uniwersytetu w Liege pokazują, że 72 proc. więźniów ciała to osoby, które określają się jako szczęśliwe. Istotne pytanie: w jaki sposób dokonywano diagnozowania tego że są przytomni i w pełni świadomi, ze zdolnościąmy ślenia na bardzo wysokim poziomie?
T
tomasz
21 marca 2011, 11:38
 no właśnie! oto dowód na to że jesteśmy kimś, a nie czymś. czyli gdy psalmista pisał, że po 70-tce lub 80-tce ( Ps 90 ) "odlatujemy", miał na myśli, że  czyli wychodzimy z siebie... ? co prawda czasem "wychodzę z siebie" w nerwach, ale jeszcze nie stanąłem obok :)  pozdrawiam serdecznie, ojeje..:)
C
Ciekawostka
21 marca 2011, 10:20
"Są przytomni i w pełni świadomi, ale nie mają władzy nad własnym ciałem. Więzień ciała (locked-in person) potrafi jednak cieszyć się życiem – wynika z badań belgijskich naukowców. Wskutek uszkodzenia w obrębie pnia mózgu, człowiek nie jest w stanie poruszać się z powodu całkowitego paraliżu. Może jedynie mrugać powiekami i poruszać oczami. Natomiast zdolność myślenia i kojarzenia pozostaje na bardzo wysokim poziomie. Taki stan medycyna nazywa zespołem zamknięcia. Badania neurologów z Uniwersytetu w Liege pokazują, że 72 proc. więźniów ciała to osoby, które określają się jako szczęśliwe. Naukowców zdziwiło, że im dłużej „zamknięci” znajdowali się w tym stanie, tym częściej opisywali swoje samopoczucie jako dobre. Wśród 28 proc. określających siebie jako nieszczęśliwych większość była sparaliżowana przez niecały rok. „Osoby, które od niedawna są więźniami swojego ciała, powinny być informowane o tym, że z pomocą odpowiedniej opieki mają szanse powrotu do szczęśliwego życia” – uważa kierujący badaniami dr Steven Laureys. W pewnych przypadkach dochodzi do powrotu władzy w palcach, kontroli nad ruszaniem głową, a nawet do odzyskania umiejętności mówienia. Zdaniem prof. Laureysa wyniki prac jego zespołu powinny zmienić podejście do leczenia i rehabilitacji tej grupy chorych oraz zamknąć dyskusję w sprawie ich potencjalnej eutanazji." [Za: „Rzeczpospolita”, BBC News, AP, AFP – 25.02.2011 r.]
T
tomasz
21 marca 2011, 10:08
Jezus: to Duch daje zycie. Bóg uczynił także wnętrze, jest Bogiem żywych, nie umarłych. - czasami pozostaje chyba już tylko to. św.Paweł: stworzenie jęczy w bólach rodzenia, zasiewa się zmysłowe, zbiera się duchowe. i bądź tu mądry i pisz wiersze. Cierpienie jest po prostu wkurzające! Nikt nie chce chorować, nikt nie chce cierpieć. Jezus: chcę miłosierdzia, nie ofiary.  podpowiada mi pkt 407 katechizmu, dlaczego jest jak jest...
21 marca 2011, 09:38
Stwierdzenie, że Hiob miał prawo nie rozumieć Bożej miłości, podkreśla Hiobową zdolność do rozumienia milości i znoszenia cierpienia w duchu ofiarnej milości. Fajna ta miłość. Bóg zabiera mi wszystko, zsyła nieusprawiedliwione cierpienie i jeszcze oczekuje, że będę Go za to kochał.
B
bart
21 marca 2011, 08:03
 Do Jola            Powiadam Ci rozważaj moje komentarze! Jeżeli ludzkie wątpliwości, rozterki i próby studium głębi nazywasz pychą, to owszem jestem pyszny! Ale gdy potraktujesz mój głos jako formę posługi Wam maluczkim, to będziesz wiedziała, że pokora i skromność, obok inteligencji i mądrości jest tym co mnie konstytuuje.  Nie oburzaj się więc, i na Boga nie powołuj się na Pismo na zasadzie bla...bla...bla... Mówiłem, że robi się ciemno 
J
jola
21 marca 2011, 05:15
Do: ~.  Dziękuję. Dziękuję, że nie przestraszyłeś (łaś) się pychy barta! ... bo pycha zabija!
J
Jola
21 marca 2011, 04:03
Stwierdzenie, że  Hiob miał prawo nie rozumieć Bożej miłości, podkreśla Hiobową zdolność do rozumienia milości i znoszenia cierpienia w duchu ofiarnej milości. (To wyjaśnienie piszę dla barta, ktory nie wykazal sie dobrą intencja rozumienia trudności, które przeżywał cierpiacy Hiob.) 
J
Jola
21 marca 2011, 03:51
Do Barta: skoro piszesz: Nie nie uważam się za mądrego ja nim jestem. i zadajesz pytanie co mnie gorszy, to odpowiem, że gorszy mnie przede wszystkim Twoja  pycha. Jezus naucza: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę. Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących.” (1Kor 1, 18 – 21) (…)”To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga przewyższa mocą ludzi.”(1Kor 1, 25) A na Twoje"mądre" komentarze szkoda mi czasu.
B
bart
20 marca 2011, 23:38
 Do Jola           Jolu - to Cię gorszy? Nie nie uważam się za mądrego ja nim jestem. Sądząc po głupkowatej Twojej interpretacji, jesteś kobietą - rozumiem.  Stwierdziłem tylko fakt i zwykłą liudzką wątpliwość co do procesu "badania" Hioba - i na pewno nie jestem Bogiem, ale mogła Cię zmylić głębia moich uwag - rozumiem!
.
.
20 marca 2011, 22:56
c. d. Andrzej Kołakowski - Sąd nad Panem Bogiem <a href="http://www.youtube.com/watch?v=7tgTd6be44I">http://www.youtube.com/watch?v=7tgTd6be44I</a> Nie obwiniaj Boga za zło !! <a href="http://www.youtube.com/watch?v=d3pCQysucls">http://www.youtube.com/watch?v=d3pCQysucls</a>
.
.
20 marca 2011, 22:55
Kiedy słyszę, że Bóg zsyła kary i jest sprawca cierpienia zawsze odczuwam głęboki smutek i ból, ponieważ takie wypowiedzi świadczą o niewłaściwym rozumieniu miłości, która nierozłącznie związana jest z objawioną przez Jezusa Prawda o Bogu. Hiob miał prawo nie rozumieć Bożej miłości, bo Bóg w całej pełni objawił się w Jezusie. Krzyż Jezusa daje odpowiedź na sens cierpienia, które ma odkupieńczą i zbawczą moc. To Syn Boży pokonuje śmieć, która jest skutkiem działania złych duchów - sprawców grzechu. Kiedy sięgniemy do genezy grzechu dostrzeżemy, że sprawcą grzechu jest szatan. A ponieważ przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli… (Rz 5, 12) W Liście do Hebrajczyków czytamy: Ponieważ zaś dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i On także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu.W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom. (Hb 2, 14 -18) Jezus wziął na siebie nasze wszystkie grzechy, by nas zbawić, a my wciąż Boga oskarżamy o cierpienie i zło! A szatan się cieszy, że człowiek zarzuca Bogu zło! Niestety, niewdzięcznicy wciąż oskarżeniami biczują Boga: bezpośrednio i pośrednio - w stworzeniu, w bliźnim. Byli tacy, co orzekali, że Bóg-Człowiek jest winny. Nie raz i nie dwa.
F
franka
20 marca 2011, 20:37
Nie ma przekonującej odpowiedzi na problem cierpienia.  ale czy jest przekonująca odpowiedź na problem przyjemności? Ale czy przyjemność jest jakimś problemem?:)
F
franek
20 marca 2011, 20:23
Nie ma przekonującej odpowiedzi na problem cierpienia. No, może nie ma - ale czy jest przekonująca odpowiedź na problem przyjemności? To by mi wyjaśniło tez sprawę cierpienia.
K
ktoś
20 marca 2011, 19:50
Bóg chce żeby ludzie cierpieli i dlatego cierpią
AC
Ano c.d.
20 marca 2011, 19:26
Cierpi człowiek, bo służy sam sobie za kata: Sam sobie robi koło i sam się w nie wplata. Adam Mickiewicz Skąd męka Cierpi człowiek, bo służy sam sobie za kata: Sam sobie robi koło i sam się w nie wplata Człowiek Adam i Ewa  w raju cierpienia nie znali...  Poddali się  kuszeniu, zapragnęli  posiąść wiedzę taką, jaką ma Bóg...  
A
Ano
20 marca 2011, 18:54
Cierpi człowiek, bo służy sam sobie za kata: Sam sobie robi koło i sam się w nie wplata. Adam Mickiewicz Skąd męka Cierpi człowiek, bo służy sam sobie za kata: Sam sobie robi koło i sam się w nie wplata
J
Jola
20 marca 2011, 18:37
Do bata Zaiste dziwna to miłość, w której nie jest się podmiotem, a przedmiotem "zakładu" o wierność! A Ty, bart, kim sie czujesz? Hiobem, czy moze już Bogiem?
J
Jola
20 marca 2011, 18:32
Do barta, który napisał: PS. czytaj moje komentarze a zaoszczędzisz czas na czytaniu słabych i przydługich artykułów! A cóż to Bartuś uważa sie za takiegio mądrego? To bardzo niebezpieczny objaw! Przydałoby sie choć troche pokory Bartusiowi.
B
bart
20 marca 2011, 18:06
 Do gość Deonu! Ożesz Ty... czytaj moje komentarze, a zaoszczędzisz czasu na czytaniu głupich i przydługich artykułów! Po to piszę, abyście mogli korzystać. Owszem, czytałem skrótowo, ale - widać w przeciwieństwie do Ciebie gościu - mam zdolność rozumienia tekstu. Mógłbym swoje zdanie uzasadnić inaczej... ale obszerniej. Ale po co? Skoro sam artykiuł jest zbyt obszerny no i płytki - swoją drogą dziwię się tłumaczowi, że nie szkoda mu było czasu na ślęczenie nad tymi wypocinami. Mój komentarz jest owszem lichy - ale ta przydawka jest tu znacząca. Kończę bo śnieg upada!
B
bart
20 marca 2011, 17:58
 Do Jola           Podobnie głupiego komentarz nie czytałem. Ale artykuł jest słaby - więc jesteś usprawiedliwiona! Owswzem Hiob nie rozumiał bożej miłości, bo był tylko pionkiem w zakładzie Boga z szatanem! Zaiste dziwna to miłość, w której nie jest się podmiotem, a przedmiotem "zakładu" o wierność! PS. czytaj moje komentarze a zaoszczędzisz czas na czytaniu słabych i przydługich artykułów!
J
Jola
20 marca 2011, 17:11
Kiedy słyszę, że Bóg zsyła kary i jest sprawca cierpienia zawsze odczuwam głęboki smutek i ból, ponieważ takie wypowiedzi świadczą o niewłaściwym rozumieniu miłości, która nierozłącznie związana jest z objawioną przez Jezusa Prawda o Bogu. Hiob miał prawo nie rozumieć Bożej miłości, bo Bóg w całej pełni objawił się w Jezusie. Krzyż Jezusa daje odpowiedź na sens cierpienia, które ma odkupieńczą i zbawczą moc. To Syn Boży pokonuje śmieć, która jest skutkiem działania złych duchów - sprawców grzechu. Kiedy sięgniemy do genezy grzechu dostrzeżemy, że sprawcą grzechu jest szatan. A ponieważ przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli… (Rz 5, 12) W Liście do Hebrajczyków czytamy: Ponieważ zaś dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i On także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu.W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom. (Hb 2, 14 -18) Jezus wziął na siebie nasze wszystkie grzechy, by nas zbawić, a my wciąż Boga oskarżamy o cierpienie i zło! A szatan się cieszy, że człowiek zarzuca Bogu zło!
AS
A. Silesius - A. Mickiewicz
20 marca 2011, 16:09
Cierpi człowiek, bo służy sam sobie za kata: Sam sobie robi koło i sam się w nie wplata.
K
katolik
20 marca 2011, 15:10
Żyjemy w okresie kary za niespełnienie żądania Matki Bożej z Fatimy i za nieujawnienie treści III Tajemnicy Fatimskiej.
E
esz
20 marca 2011, 15:02
Polecam <a href="http://www.jezuufamtobie.pl/rozwazania_o_milosierdziu.php">http://www.jezuufamtobie.pl/rozwazania_o_milosierdziu.php</a> Rozważanie IV "Miłosierdzie Boże a Miłosierdzie ludzkie" ...
GD
gość Deonu
19 marca 2011, 22:06
~ bart, Twój komentarz jest nieprzekonywujacy, mam wrazenie, że przelecialeś po łepkach. Wybacz, tak czy siak, bardzo lichy komentarz 
A
antropolog
19 marca 2011, 22:04
Przecież to jest fragment z blogu, w którym autor na gorąco dzieli się swoimi przemyśleniami na ten temat, a nie praca naukowa z teologii, czy jakiś wysublimowany artykuł. Ja jednak uważam, że autor idzie słuszną drogą, że nie ma zadawalającej odpowiedzi na problem cierpienia
B
bart
19 marca 2011, 21:35
 Pomieszanie z poplątaniem zdecydowanie słabe!!!!!! Szkoda czasu- chociaż czytając cierpiałem. - po pierwsze podjęta na wstępie  teodycea, została w dalszej części sprowadzona do banalnych przykładów i stwierdzeń. -po drugie; casus Hioba podpowiada nam, że cierpienie człowiecze jest niedocieczoną enigmą. Kiedy Bóg przemawia do nieszczęśnika powołuje się na teleologię i pyta Hioba: czy zrobiłbyś taki świat, czy potrafiłbyś np. oddzielić ciemność od jasności... Zdruzgotany Hiob stwierdza- cóż mogę powidzieć, rękę przyłożę do ust. Tak, pst.., cisza..., niemoc..., w sprawie autorytatywnej odpowiedzi na pytanie :Dlaczego cierpimy. Zamiast dawać głupie przykłady lepiej milczeć! -Po trzecie; autor miesza zagadnienia, np. cierpienie własne - cudze - empatia - Ewangelia..., A każde ledwo zasygnalizowane. Słabo - szkoda, ale jutro jest niedziela...