Dlaczego tegoroczne wybory przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski były tak ważne?
W zakonie jezuitów przełożony generalny sprawuje funkcję dożywotnio. Oczywiście ze względu na zły stan zdrowia może zrezygnować wcześniej (co zresztą ostatnio stało się regułą), ale nie ma kadencji swego urzędowania. Podobnie nie ma formalnych kadencji sprawowania posługi prowincjała i przełożonych lokalnych. Jednak tradycyjnie taka nieformalna i umowna “kadencja” trwa 6 lat i jak to zwykle bywa z tradycją, wszyscy są przekonani, że nie powinno być od niej wyjątków i oczekują, że po sześciu latach sprawowania funkcji, przełożony - obojętnie, czy był dobry, czy zły - zostanie zastąpiony przez kogoś innego. Oczywiście niezależnie, czy był dobry, czy zły, wszyscy mają nadzieję, że kolejny będzie… lepszy.
Ostatnio w Kościele rozbudził naszą ciekawość temat wyborów przewodniczącego Konferencji Episkopatu oraz jego zastępcy. To dwie kluczowe postaci w episkopacie, choć nie należy zapominać, że w prezydium bardzo ważną rolę odgrywa również sekretarz, który jako jedyny z całej trójki na stałe rezyduje w Warszawie. (Wybory sekretarza odbędą się w czerwcu). Wyjątkowe znaczenie tych funkcji bierze się stąd, że to właśnie przez ich osoby wielu postrzega nie tylko sam episkopat, ale też cały polski Kościół. I poniekąd tak właśnie jest…
Kościół katolicki w Polsce składa się z 14 metropolii, na czele których stoi 14 arcybiskupów - to właśnie z ich grona wybierani się przewodniczący KEP i jego zastępca (oczywiście nie bierze się pod uwagę arcybiskupów emerytów, a dla jasności warto przypomnieć, że “wiek emerytalny” dla biskupa to 75 lat). Obowiązki przewodniczącego i jego zastępcy (oraz sekretarza) zasadniczo ograniczają się do zadań reprezentacyjnych i organizacyjnych całego episkopatu. Nie są oni kimś w rodzaju “przełożonych” wszystkich biskupów, ale jednak ich rola jest niezwykle ważna: przyzwyczailiśmy się do tego, że głos przewodniczącego reprezentuje cały episkopat, sam zaś przewodniczący i jego zastępca nadają ton działalności Kościoła, odzwierciedlają jego wrażliwość na potrzeby wiernych i wyznaczają kierunki myślenia i działania dla całej wspólnoty: duchownych i świeckich.
Mimo wszystko same wybory nie powinny budzić wielkich emocji, bo są bardzo przewidywalne. Przede wszystkim dlatego, że w grę wchodzi niewielka grupa potencjalnych kandydatów - przypominam: 14 czynnych arcybiskupów. Dodatkowo z listy trzeba “skreślić” tych, którzy już niedługo przejdą na emeryturę (a więc nie byliby w stanie dokończyć 5-letniej kadencji), oraz tych, którzy dopiero objęli stolice biskupie (wydaje się logiczne, że lepiej jest być arcybiskupem z doświadczeniem); a jeśli jeszcze dodatkowo nie brać pod uwagę kardynała czy prymasa (choć ten ostatni mógłby taki urząd objąć), to kandydatów pozostaje już naprawdę tylko kilku. A jednak mimo wszystko z zainteresowaniem czekaliśmy na ostateczny wynik wyborów. Dlaczego?
Przewodniczący KEP, który nie tylko może nadawać ton działalności Kościoła (i oby to robił), ale też reprezentuje cały episkopat - a ponieważ został wybrany przez innych biskupów, w naturalny sposób odzwierciedla ich sposób myślenia, podejścia do aktualnych problemów i wyzwań oraz ich wizję Kościoła w dzisiejszych czasach. Ten wybór jest zatem wyborem niezwykle ważnym: z naszej strony, bo widzimy, jaki jest episkopat, a ze strony biskupów, bo jest wyborem strategicznym, określającym kierunki działania na następne pięć lat. A ponieważ żyjemy w bardzo niespokojnych czasach: kłótni i zamętu, wysokich oczekiwań wobec Kościoła, ale też wielkiego rozczarowania, galopującej sekularyzacji i krachu powołań, konieczności opieki nad tymi, dla których Kościół jest domem, ale i tymi, którzy już się z tego domu wyprowadzili, ponieważ żyjemy w czasach, w których wielu z nas lęka się o własne życie - dlatego właśnie ten wybór jest tak ważny.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej Kościół na nowo musi stać się zarówno punktem odniesienia przez swój odbudowany i utwierdzony na Ewangelii autorytet, ale też musi być bezpiecznym schronieniem dla wszystkich, którzy w swych sercach zachowali jeszcze miejsce dla Boga. Kiedyś od jednej z pokrzywdzonych przez duchownych osób usłyszałem, że choć po tym, czego doświadczyła, przestała do Kościoła chodzić, to jednak ważna dla niej jest świadomość, że jest takie miejsce na świecie, gdzie zawsze można wrócić i gdzie można czuć się bezpiecznie. Myślę, że tego dziś oczekują od Kościoła wszyscy ludzie i to właśnie w tym kierunku powinien nas poprowadzić episkopat i jego nowe władze. Inaczej za pięć lat nikt już nam nie będzie ufał, a co więcej, nie będziemy sobie ufać nawet my sami.
Skomentuj artykuł