Dobra wola pilnie poszukiwana
Wracają jak bumerang dwa gorące tematy na styku Państwo-Kościoły, choć wielu odnosi to, czy nam się podoba, czy nie, tylko do Kościoła katolickiego. Chodzi o lekcje katechezy w szkołach i przedszkolach publicznych, ich status, ilość i finansowanie. Chodzi też o tzw. Fundusz Kościelny, relikt poprzedniego systemu, oszukańczo wprowadzony przez komunistów po drugiej wojnie światowej i kontynuowany bez odpowiednich reform w III RP. Rozwiązanie tych dwóch spraw wymaga jasności i dobrej woli, które zdają się być deficytowe.
Komunizm spustoszył nasze relacje społeczne, zburzył poczucie więzi między ludźmi, pozbawił nas zaufania do władzy. Pomimo szczytnych haseł, w praktyce straciliśmy wiele czasu, a zamiast budować wspólnotę narodową, rosły wrogo do siebie nastawione pokolenia obywateli. Ideologiczny ateizm i wrogość wobec każdej wiary naznaczyły myślenie wielu, nie tylko rządzących krajem na poziomie centralnej administracji, ale niemal na każdym jej poziomie, do najniższych szczebli włącznie. To, niestety, nie jest przeszłość. Oddychamy tym na co dzień.
Katecheza szkolna była ‘polem bitwy’ od samego początku, jak tylko wróciła do szkół. Odbierano jej wprowadzenie jako wyraz słabości obozu władzy, chęć uspokojenia nastrojów i zyskania czasu na zapanowanie nad wszystkimi bardzo szybko zmieniającymi się uwarunkowaniami społecznymi. Katecheza szkolna nie była traktowana jako element formacji ludzkiej, religijnej, kulturowej i cywilizacyjnej. Nie była ‘wartością dodaną’ w procesie edukacji, lecz była raczej traktowana jako indoktrynacja à rebours (na opak). To nam się teraz odbija czkawką. Dlatego, nie ma znaczenia, ile będzie godzin katechezy, czy będą na pierwszej i ostatniej lekcji albo jakiejkolwiek innej. Jeśli nie zmieni się podejście do niej zarządzających edukacją (niestety, nie tylko w MEN), jeśli nie będzie dobrego myślenia o katechezie i jej roli społecznej, kulturowej i cywilizacyjnej, niczego nie rozwiążemy. Nie bez znaczenia jest także to, jak politycy podchodzą do wykonywania swoich powinności. Mają bowiem obowiązek zarządzania administracją dla dobra obywateli, z których większość jest wierząca. Ich podatki powinny zaspokajać ich potrzeby, także w kwestii edukacji religijnej swoich dzieci.
Sprawa Funduszu Kościelnego (FK) także ostatnio dała o sobie znać. Trochę późno, bo mówiło się o tym, że coś będzie na koniec marca. Na jutro strona rządowa zapowiada kolejny krok, który ma przygotować wrześniowe spotkanie Rady Ministrów i jakieś propozycje. Strona kościelna, mimo ogłaszanej gotowości, nie została zaproszona do tej pory do tych prac, co jest trochę zaskakujące.
Trudno przewidywać, jakie propozycje padną, ale wydaje mi się, że warto raz jeszcze przypomnieć pokrótce historię FK. Formalnie powstał w roku 1950 przez przejęcie przez Państwo gruntów rolnych oraz wielu budynków należących do diecezji, parafii i zakonów (pisaliśmy o tym dokładniej w wywiadzie z ks. prof. Dariuszem Walencikiem). Państwo zobowiązywało się, że z dochodów uzyskanych na przejętych gruntach i budynkach (nie ich wartości!) będzie finansować m.in. składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne duchownych. Tak się w czasach komunizmu nigdy nie stało. Do roku 1989 FK działał jako fundusz antykościelny, finansujący m.in. ideologiczne ‘przedsięwzięcia’ władzy (szkołę partyjną, tzw. ‘księży patriotów’, donosy na duchownych, itp.). Po upadku komunizmu FK finansuje składki zdrowotne duchownych, którzy nie są inaczej zatrudnieni, sióstr i braci klauzurowych oraz misjonarzy, którzy są ‘ambasadorami’ polskości w świecie (kwota jest obliczana od tzw. najniższej krajowej). FK przeznacza na to 95% swoich zasobów. Tylko 5% jest przeznaczane na renowację zabytków. Nie jest też prawdą, że FK został już ‘spłacony’, bo nigdy nie działał tak, jak był zapowiadany, a był tylko swego rodzaju podstępnym i ‘wrogim przejęciem’ tych dóbr przez antykościelną władzę.
Grunty, które zostały zabrane podmiotom kościelnym służyły jako zabezpieczenie dla budynków sakralnych, kościołów i kaplic. Zabrane niby do FK budynki to były często domy rekolekcyjne, placówki lecznicze, oświatowe, wychowawcze, prowadzone przez zakony, w tym przedszkola, szpitale, internaty i domy dziecka. Obecne wydatki FK w żaden sposób nie odzwierciedlają choćby tylko kosztów troski Kościoła o patrymonium kulturowe naszego państwa (np. 75% polskich, ruchomych zabytków sztuki znajduje się w kościołach). Słysząc to, jak się przedstawia FK i jakie opinie o nim krążą, można wysnuć wniosek, że nie jest to traktowane jako okazja do naprawy historycznej niesprawiedliwości, ale jako ‘kaganiec’ na obcą ideowo instytucję.
Przeżyliśmy wiele w naszym życiu: czasy ‘słusznie minione’ i nową wolność, więc można sobie wyobrazić także funkcjonowanie wspólnoty Kościoła w różnym otoczeniu społeczno-politycznym. Można... Tylko po co? Dobra wola jest pilnie poszukiwana.
Skomentuj artykuł