Dramaty Synodu

(fot. shutterstock.com)

Okazuje się, że powrót syna marnotrawnego stał się dla jego brata prawdziwym dramatem. Reakcja ojca zburzyła "porządnemu" synowi cały system wartości. W jego odbiorze grzesznik spotkał się nie tylko z większą uwagą i miłością, ale w dodatku dostał nagrodę, której on nigdy nie otrzymał.

Przed rozpoczęciem tegorocznego Synodu Biskupów ktoś mnie zapytał, czego oczekuję od tego zgromadzenia. Stwierdziłem, że spodziewam się mniejszego skupienia na tematach, które zaistniały w powszechnej świadomości jako zagadnienia omawiane podczas ubiegłorocznego III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, a przede wszystkim oczekuję dużej promocji małżeństwa i rodziny.

"Potrzeba więcej pozytywnego, zrozumiałego przekazu o rodzinie. To ważniejsze od problemów rozwodników i homoseksualistów, których - oczywiście - nie należy lekceważyć" - mówiłem, robiąc mądrą minę. Swoją tezę uzasadniałem porównaniem tematów obydwu synodalnych zgromadzeń.

W ubiegłym roku temat brzmiał "Wyzwania duszpasterskie dla rodziny w kontekście nowej ewangelizacji". W tym roku natomiast uczestnicy Synodu stanęli wobec zagadnienia "Powołanie i misja rodziny w Kościele i świecie współczesnym".

DEON.PL POLECA

Zauważyłem, że nie tylko ja wiązałem z tegorocznym Synodem Biskupów tego rodzaju marzenia. Potrzebę silnego, optymistycznego przesłania o małżeństwie i rodzinie wyrażało zarówno publicznie, jak i prywatnie wielu polskich katolików.

Zwracali uwagę, że ci, którzy na co dzień podejmują wysiłek zgodnego z Dobrą Nowiną o zbawieniu, z nauczaniem Kościoła, życia w małżeństwie i rodzinie, potrzebują umocnienia, dodania otuchy i odwagi, dostrzeżenia ich roli w ewangelizacyjnej misji Kościoła.

Przecież nawet w tegorocznym orędziu na Światowy Dzień Środków Przekazu papież Franciszek wskazywał na potrzebę pozytywnej narracji poświęconej tym tematom. Że świat potrzebuje "przekazu o rodzinie jako uprzywilejowanym miejscu spotkania w bezinteresownej miłości".

Zachęcał media, by w tym kontekście nauczyły się na nowo opowiadania, a nie tylko wytwarzania i konsumowania informacji. Podpowiadał im: "Najpiękniejsza rodzina, będąca rzeczą ważną, a nie problemem, to taka, która potrafi porozumiewać się w oparciu o świadectwo, piękno i bogactwo relacji między mężczyzną i kobietą oraz między rodzicami a dziećmi".

Oczekiwania oczekiwaniami, a życie życiem. Jednak problemy, a nie promocja i pozytywny przekaz, stanowiły znaczącą część synodalnych tematów. Nie tylko w oglądzie medialnym.

Dlaczego? Myślę, że wskazówki do wyjaśnienia sytuacji można znaleźć w jednej z Jezusowych przypowieści. Tej o ojcu i dwóch synach, z których jeden poważnie pobłądził na życiowej drodze, a drugi przez całe lata służył ojcu i starał się żyć według głoszonych przez niego zasad.

Okazuje się, że powrót syna marnotrawnego stał się dla jego brata prawdziwym dramatem. Reakcja ojca zburzyła "porządnemu" synowi cały system wartości. W jego odbiorze grzesznik spotkał się nie tylko z większą uwagą i miłością, ale w dodatku dostał nagrodę, której on nigdy nie otrzymał.

"Przedstawia on sprawiedliwych, którzy wraz z Ojcem niebieskim powinni by się cieszyć z nawrócenia swych braci, a jednak nie zawsze pojmują nieskończoną miłość Boga względem nawracających się grzeszników" - podpowiada Biblia Tysiąclecia w komentarzu.

Myślę, że to bardzo dobre wyjaśnienie, dlaczego Synod jednak mnóstwo uwagi poświęcił tym, którzy roztrwonili wiele dobra, a teraz chcą wrócić. Druga część Chrystusowej przypowieści, mówiąca o dylematach starszego brata, nie jest jakimś ozdobnikiem. To równie ważna opowieść jak ta, o synu marnotrawnym.

Pokazuje, że ci, którzy każdego dnia, czasami z mozołem, żyją zgodnie z zasadami, są tak samo ważni, jak ci, którzy mniej lub bardziej spektakularnie się nawracają po serii błędów. Dowodzi, że są dziećmi kochanymi nie mniej, niż ci, którzy błądzą. Uzmysławia coś jeszcze: oni również potrzebują ciągłego nawracania się. Po to, aby dobrze, coraz lepiej rozumieć znaczenie deklaracji: "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy".

Czy tegoroczny Synod Biskupów przestał być okazją do promowania małżeństwa i rodziny oraz pogłębienia wiedzy i świadomości na temat ich znaczenia w życiu Kościoła i współczesnego świata?

Zdecydowanie nie przestał. Myślę, że jest punktem wyjściowym do budowania pozytywnego przekazu na wielką, globalną skalę. Przekazu, który nie byłby pełny i prawdziwy bez zajęcia się problemami tych, którzy w taki czy inny sposób pobłądzili i chcą wrócić do domu. Nie bez powodu papież Franciszek tak często mówi o Kościele, jako domu.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dramaty Synodu
Komentarze (20)
23 października 2015, 12:36
Wyników Synodu nie znamy a jaśnie ks.Stopka pisze o dramacie. Póki co to dramatem dla Deonu są artykuły w/w. No cóż każdy orze jak może. Ks. Stopka chyba nigdy nie widział roli i rolnika :-((
22 października 2015, 10:31
W przypowieści o synu marnotrawnym nie ma on przed wyruszeniem w świat pewności, że Ojciec go przyjmie jak syna gdy już przehula majątek. Problem z łagodzeniem stanowiska względem osób rozwiedzionych jest taki, że wypracowując np stałą zasadę względem nich  Kościół zapewni nie tylko synów marnotrawnych że ich kocha, ale również tych którzy postanowią ruszyć w świat, że  cokolwiek w nim zrobią, czy będą robili będą mogli wrócić w to samo miejsce i nic się nie stanie. Uważam, że jeśli miałoby się coś zmienić w stosunku do osób rozwiedzionych to nie może mieć to charakteru zasady generalnej ale co najwyżej każdorazowego rozpatrzenia konkretnego przypadku. Co prawda oczywiście powoduje to, że mogą być różne podejścia różnych duszpasterzy, ale przynajmniej uniknie się posyłania w świat informacji 'róbta co chceta'.
DK
Dariusz Kot
21 października 2015, 16:27
Jako ateista czesto komentuje artykuly ks. Stopki, bo ten Autore jest w komisji ds. ateistow - i w tym przypadku mam watpliwosci, czy pozytywny przekaz Jezusa nie jest naduzywany. Powrot syna marnotrwanego to dobra opowiesc dla ochrony slabych, niezdolnych do spelnienia wymagan spolecznosci - ale czy dobra do budowy spoleczenstwa? Czy za chwile kazdy nie powie: to za trudne - i  w ogole przestaniemy wspolpracowac ze soba? A pojedynczy czlowiek jest niczym i przez tysiaclecia religie robily z nas wspolnote. Co mogloby to zastapic?  Moze wysilek powinien byc skierowany na rozpoznanie, jakie sa zrodla "grzechu" i czy jest w ludzkiej mocy im sie oprzec? 
Andrzej Łukasiewicz
21 października 2015, 15:08
      Nie uważam się za człowieka lepszego, porządnieszego ... bliżej jest mi raczej do syna marnotrawnego ... ale uważam, że upraszczanie i generalizowanie tematu i stwarzanie atmosfery, że każdy kto jest przeciwnikiem Komunii św. dla osób żyjących w związkach tzw. niesakramentalnych - nie inaczej, ale  prezentuje postawę  tzw. "porządnego" syna z przypowieści o "miłosiernym Ojcu".   Uważam, że  analogia jest za prosta i krzywdząca. Uważam, że nikt z nas nie jest godzien przyjmować Jezusa w Eucharystii.  Bóg jednak w swojej nieskończonej Miłości daje nam siebie ( pod warunkiem, że uznamy swoją grzeszność, wyznamy grzechy i szczerze postanowimy odrzucić grzech). Ten przekaz jest czytelny i jasny. ​Mam kilka pytań do zwolenników zmian : * Czy to nie jest tak, że tymi zmianami chcemy Boga przechytrzyć  postawiać wobec faktu dokonanego ?   *​Czy nie będziemy Boga zastępować ? * Czy dopuszczenie do Komunii św. osób żyjących ...co by nie mówić w cudzołóstwie nie stanie się  precedensem do kolejnych odstępstw ? Wimy też, że wiele małżeństw w Polsce i na świecie "wisi na włosku" , borykają się z problemami, kryzysami ! * Czy za tem nie lepiej byśmy starać się do nich dotrzeć i pomóc , a nie "zachęcać" do  pójścia na skróty .... bez walki ?  Nie odmawiam nikomu Bożego Miłosierdzia, niech to jednak Bóg osądzi - On wie wszystko !
jazmig jazmig
21 października 2015, 14:59
Autorze, problem polega na tym, że ci, którzy roztrwonili dobra, nadal chcą je roztrwaniać, a nie wrócić. Oni domagają się dostaw kolejnych dóbr do roztrwonienia. Coś się autorowi pokićkało z obeccnym synodem. Syn marnotrawny wrócił do ojca, wyznał winy i przeprosił go. Ludzie w kolejnych związkach nadal tkwią w grzechu, nie wracają do Ojca, ale domagają się, aby ich traktować tak, jakby wrócili. Mówią oni no owszem, zgrzeszyliśmy, ale tak się składa że chcemy nadal grzeszyć, bo nie potrafimy się powstrzymać, ale przecież mamy kolejne dzieci, więc nie możemy porzucić kolejnej kobiety. Żądanie od nas, abyśmy powstrzymali się od grzesznego współżycia jest objawem okrucieństwa, Ojciec nie ma prawa tego od nas oczekiwać. Takie jest rozumowanie dzieci marnotrawnych i czego jak czego, ale żalu i postanowienia poprawy u nich nie ma.
LS
le sz
21 października 2015, 13:49
Myślę, że to bardzo dobre wyjaśnienie, dlaczego Synod jednak mnóstwo uwagi poświęcił tym, którzy roztrwonili wiele dobra, a teraz chcą wrócić. [...] Przekazu, który nie byłby pełny i prawdziwy bez zajęcia się problemami tych, którzy w taki czy inny sposób pobłądzili i chcą wrócić do domu. --- NIEPRAWDA! Ci którzy roztrwonili swoje dobra a teraz chcą wrócić nie stanowili i nie stanowią problemu, i nie im poświęcił tyle uwagi Synod. Problemem są ci którzy roztrwonili swoje dobra i NIE CHCĄ WRÓCIĆ DO DOMU... ale NIE ZAMIERZAJĄC zmieniać swojego trybu życia oczekują że Kościół zaaprobuje to i wyrazi zgodę na to aby dalej tak żyli, nie zrywając z tym trybem życia w którym trwonią swoje dobra
jazmig jazmig
21 października 2015, 15:00
Po raz pierwszy zgadzam się z XLeszkiem i popieram jego poglądy.
23 października 2015, 12:55
"którzy roztrwonili wiele dobra"  - to jest po prostu niemożliwe. Bo dobra nie da się roztrwonić tylko je pomnażać, a i dóbr nie da się roztrwonić, tylko je rozdać lub zmienić ich formę - np. wydasz pieniądze, dostaniesz "Bóg zapłać". ;)
21 października 2015, 11:51
Syn marnotrawny nie przyprowadził tych z którymi roztrwonił majątek, mówiąc: Przejedliśmy co sobie zabrałem, teraz chcemy przejść to co zostało w domu. Uznal, że tamten sposób życia trzeba porzucić.
21 października 2015, 11:36
Śmieszy mnie to współczesne dopasowywanie Słowa do swoich wizji i przy okazji próba „pałowania” Słowem katolików. Szkoda ze ksiądz, którego artykuły cenię też wpisał się w ten trend. Analizując tę przypowieść , warto popatrzeć na nią w całości, a nie tylko przez prymat powrotu jednego i oburzenia drugiego. Odejście – syn żąda, ojciec daje należny mu majątek, a kiedy otrzymujemy majątek po rodzicach? Czyżby syn marnotrawny potraktował ojca, iż ten już nie żyje. To o tyle ważne, iż często mówi się iż wierzący się rozwodzą. W kontekście zastosowania tej przypowieści to nie jest prawda. Gdzie trafia w koncu sym marnotrawny, kim sie staje i jak upada. O tym cisza, bo przecież nie wypada o tym mówić tym, co odrzucają ojca. Czekanie – ojciec nie robi nic, nie szuka, tylko czeka. Co robi dziś Kościół – czy czeka, czy jednak szuka swych marnotrawnych synów i córki? Czemu więc piewcy palowania tą przypowieścią jednocześnie domagają się wyjścia Kościoła do grzesznika? Powrót i padające tam słowa. Ale najpierw decyzja powrotu – głód jedzenia, ale też (być może zagrana) pokora. Czy domagania się synostwa (w naszym przypadku Komunii sw) w połączeniu z nieustannym opowiadaniem, jak to zły jest ten starszy brat jest zapisane w tej przypowieści? Miłosierdzie poprzedzone wyznaniem własnej winy. No i starszy brat – wkurzony na maksa otrzymuje niebywałe pocieszenie od ojca, a od was, drodzy piewcy otrzymuje jedynie nakaz przyjęcie młodszego brata, często zresztą okraszony pouczeniami, jakim jest zlym bratem czy co powinien zrobić. A jak jest w Słowie?
21 października 2015, 13:03
Troszkę przemilczeń, troszkę innego rozłożenia akcentów i już w miejsce Prawdy pojawia się piękne, miłe dla uszu kłamstewko.
21 października 2015, 13:16
Czy przyjmei pan do domu swojego syna kalekę z kikutem i protezą czy odprawi z kwitkiem?
21 października 2015, 13:27
Co ma kaleka z kikutem do działań o charakterze manipulacyjno-przekłamującym?
21 października 2015, 13:29
Proszę odpowiedziec na pytanie.
21 października 2015, 13:52
"Czy przestanie Pan w końcu gwałcić trzyletnie dziewczynki? - prosze odpowiedzieć na pytanie." Prosze wyjaśnić merytoryczny związek poruszonego zagadnienia z zagadnieniem oryginalnym, czyli metodami fałszowania Prawdy w stronę rozmaitych słodkawych wyobrażeń, bo o tym co komu ślina na jezyk przyniesie dyskutować sensu nie ma.
21 października 2015, 14:00
Żyje pan w slodkiej teletubisiowatej internetowej rzeczywistości, w której kreuje pan swoje kolejne życia? Tu może pan faktycznie wszystko, ja pytam o życie a nie fikcję, więc proszę odpowiedzieć czy przyjmie pan do domu syna kalekę z kikutem i protezą ?
21 października 2015, 14:50
Postępuje Pan dokładnie wedle opisanej przeze mnie metody uprawiając kiepsko zawoalowany moralny szantaż niskich lotów. Nikt kto nie był postawiony przed pewnymi sytuacjami nie może powiedzieć uczciwie co by zrobił, a co najwyżej co uważa, że powinien zrobić, więc Pańskie "pytanie" (o charakterze podłożonej wieprzowinki) "jest inwalidą". Nie sam fakt bycia inwalidą ma znaczenie, ale przede wszystkim postawa Syna - czy jest to postawa "dawaj staruchu, bo mi się należy", czy pokorna skrucha - czy Syn przysparzałby poza nieuniknionymi problemami wynikającymi z powodów obiektywnych, dodatkowych problemów swoją postawą i w jakim stopniu. Gdyby na przykład wykradał co jest w domu i wynosił by sprzedać i przepić, to w pewnych warunkach wyrzucenie takiego indydiduum z domu, nawet gdyby był inwalidą, byłoby uzasadnione. Sprawa nie kończy się z decyzją przyjęcia, czy nieprzyjęcia - ona się wtedy dopiero rozpoczyna.
FF
Franciszek2 Franciszek2
21 października 2015, 11:00
Znaczy się, że ci wszyscy kardynałowie i biskupi, w tym nasz Gądecki - broniąc nierozerwalnosci małżeństwa przeciw "podejsciu duszpasterskiemu" - reprezentują tak naprawde postawę zazdrosnego "sprawiedliwego brata" ? To ja już wolę Ewę Kopacz z jej walką z "republiką wyznaniową" - po prostu mniej fałszu.  
21 października 2015, 11:03
Tu chyba chodzi o sytuację, kiedy pod dom dokuśtykowywuje zbolały syn na jednej nodze z kikutem i protezą a jego brat z dwoma zdrowymi nogami jest oburzony, ze ojciec takiego kalekę do domu przyjmuje.
LS
le sz
21 października 2015, 13:35
Nieprawda, nie o taką sytuację chodzi i przykład jest nieadekwatny.